Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

za oknem świt zmywa resztki snu
pusty katamaran łóżka
zamarł jak Leda

spękane chodnikowe płyty
zapomniały zapisać
twoich kroków

mówią że cisza dzwoni
a ona krzyczy
rozdzierając blednące wspomnienia

rozlewa wody smutna rzeka
niosąc zmęczonym nurtem ostre słowa
marznie w porywach wiatr

15.12.2007r.

Opublikowano

Witam.

Powiem, co mnie nie bierze:

"za oknem świt zmywa resztki snu" - myśl tak pospolita. Świt zmywający, rozganiający, kończący sen. Zgodzę się, że jakoś zacząć trzeba, ale wolałbym, byś zaczęła bez jednej z tych rzeczy: świtu albo snu. Tu pomysłów może być tysiące.

"spękane chodnikowe płyty" - może po prostu: płyty chodnikowe?

"mówią że cisza dzwoni, a ona krzyczy" - pierwsze słyszę ;p To wprawdzie gra na oksymoronach, ale zawsze słyszałem, jeśli już, o krzyczącej ciszy. Nawet się coś takiego przewija od czasu do czasu na forum: "ciszy krzyk". Znowu myśl banalna, nie przypominam sobie banalniejszej rzeczy od krzyku ciszy właśnie ;-) A jeszcze ta krzycząca cisza, nie dość, że taka już wyeksploatowana, to tu sama w wersie, że niby taka odkrywcza myśl?

amtropomorfizacja rzeki - niefajne. Sam tytuł wiersza: "w tonacji szaroburej" na myśl przywodzi smutek właśnie. To takie perwsze skojarzenie (a propos - jak się nazywa rzecz, którą od razu się kojarzy, bo mi słowo z głowy wyleciało?). Ten "smutek" ja chcę wyczytać między wersami, a nie kawa na ławę.
Poza tym chwilę wcześniej mamy "blednące wspomnienia" (nawet ich rozdzieranie). Za dużo tego. Nie czuję tego klimatu, to takie ograne wszystko.

Co na plus - wers z Ledą na duże TAK, choć ten wcześniejszy z tymi trzema rzeczownikami obok siebie niezbyt (katamaran łóżka?).
Na plus też płyty chodnikowe, które "zapomniały zapisać twoich kroków".
I tylko tyle mi się podobało.

Generalnie jestem na duże NIE za niezbyt ciekawe sformułowania. Tematu się nie czepiam, bo może być. Ale te myśli takie przeciętne. Nie widzę więcej dla siebie, niż to, co powiedziałem. Poza tym za duże nagromadzenie wyrażeń o pejoratywnym odcieniu: "smutna rzeka", "zmęczonym nurtem", "pusty katamaran", "spękane chodnikowe..." (to "spękane" też na myśl przywodzi cierpienie, albo coś w ten deseń), "cisza krzycząca", "blednące wspomnienia". Niby wiersz ten jest delikatny, kobiecy, ale zupełnie nieodkrywczy.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Pierwsza zwrotka za bardzo dopowiedziana. Katamaran łóżka akurat mi się podoba. Widując taki sprzęt na Mazurach zawsze sobie myślę, że jest odpowiedni na podróż porozwodową.
;)
Trzecia zwrotka zapowiada się nieźle, ale ostatni wers ją psuje.
Ostatnia dla mnie trudna do przełknięcia.
Wiersz chyba za mało dopieszczony.

Opublikowano

co Wy macie z tym "katamaranem łóżka" i podobnymi bzdurami? nie lepiej "łóżko jak pusty katamaran" czy coś innego?
katamaran, tudzież inna łódka, może być mój, jakiegoś żeglarza, milionera, Jasia Fasoli w końcu. więcej wyobraźni!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


pozbyłbym się "za oknem" bo to oczywiste
to jest piękne:
[quote]
spękane chodnikowe płyty
zapomniały zapisać
twoich kroków

tu warto rozdwoić trop:
[quote]
mówią cisza dzwoni
krzyczy ona

a dalej nie wiem, ale jakoś tak za dużo obok siebie dopełniających myśl wersów?
[quote]
rozdzierając blednące wspomnienia

rozlewa wody smutna rzeka
niosąc zmęczonym nurtem ostre słowa
marznie w porywach wiatr

15.12.2007r.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Piękne ciało  Morze wspomnień    Ostatni pocałunek  Chłód jesieni    Jej nagie piersi  Prezent od Boga     
    • @Kwiatuszek ostatnio sypiam na podłodze i tak mi dobrze, kołderka nie to, co koc.
    • Pamiętasz to moje nocne misterium? Wtedy, kiedy płonące świece wzniecały poblask jaskrawy. Skrzydlate momenty na suficie, na płaszczyznach porzuconych rzeczy. Teraz już wiem, że ta moja próba przejścia przez ścianę miała na celu dosięgnąć gwiazdy, kiedy stałem w kącie pokoju, przywierając ustami do zimnego tynku.   Szeptałem. Recytowałem słowa tajemne.   Wtedy. I wtedy…   Za oknami szeleściły liście oschłej topoli, kasztanu… Za oknami otwartymi na przestrzał. W ogromnym przeciągu, co się wspinał z krzykiem po ornamentach tapet..   I byłem blisko zrozumienia. I byłem blisko… Blask olśniewał mnie coraz większy. Ten migoczący blask nieznanej natury.   Wiesz... Nie. Nic nie wiesz.   Bo i co masz wiedzieć? Wtedy, kiedy czekałaś długo na nic. Na dworcu, tuż po odjeździe ostatniego pociągu. Czekałaś na mnie. Wiatr zakręcał i gwizdał. I tak jak teraz tarmosił poluzowanymi blachami parapetów. Zacinały ostre krople deszczu…   Z megafonów płynęły enigmatyczne dźwięki jakiejś nadawanej nie wiadomo skąd transmisji.   To nadaje wciąż sygnał. To wysyła w eter zaszyfrowaną wiadomość, której sensu nie sposób zrozumieć. Wtedy i teraz. Tylko, że wtedy nie przyszło nam to do głowy. Nam? Przecież nie ma nas. I chyba nigdy nie było…   A jeśli byliśmy, to tylko we śnie. Razem, gdzieś trzymając się za ręce. Raz. Jeden, jedyny. Albo i niezliczoną ilość razy.   Wiatr szeleści liśćmi topoli. Teraz, kiedy jest bardzo zimno. Skrzypią konary. A więc to już tak późno? Nocne obrazy jak dym z łęciny płyną…   Nie. To już przecież było poprzednim razem. W innym życiu, w innym wierszu… Bądź w innym...   A teraz?   Co z nami będzie? Jeśli w ogóle cokolwiek było.   Światłość wiekuista przemierza otchłań czasu. Wieczność całą. I wywija się z gałęzi topoli księżycowym sierpem.   I ten szelest skrzydlaty wznieca kurz, ten śpiew słowiczy. Aż wzrusza czarną sadzę w kominie, przysiadając na krawędziach pustych krzeseł jak jakiś zbłąkany kaznodzieja. Jak ten blask na dębowych klepkach podłogi. Na fornirze szafy. Na lakierze...   Na jawie? We śnie? Coś pomiędzy…   Coś jak kształt jakiś spętany cieniem mojej własnej ręki, kiedy się przebudzam, otwierając zlepione maligną oczy, próbując to pochwycić w jakimś nagłym przypływie zadziwienia.   Nie. Nie przebudzam się wcale. Przecież ja nie śpię. Spójrz! Mam otwarte oczy!   I nigdy nie spałem. Podczas gdy ty, śpisz snem twardym jak przydrożny kamień. Omszony...   Jeśli w ogóle tu jesteś. Jeśli w ogóle tu kiedykolwiek byłaś.   Co z nami będzie?   Albowiem pęd ten rozwiewa włosy. Czyni bruzdy w skibach mokrej ziemi.   Widzisz?   Jaskółki wznoszą się do nieba. Wychodzą naprzeciw tej łunie coraz większej.   Jeśli uderzy w nas świetlista rozpacz zapomnienia, czy będziemy jeszcze?   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-27)        
    • @poezje_krzyczane Dziękuję za pamięć. Tylko tutaj niczego nie ma. Po prawej stronie Twojego postu masz trzy kropki - kliknij tam - następnie w 'usuń' Ja tego nie mogę zrobić, bo to Twój post.
    • Leśmian - Oczy w niebiosach" width="200" data-embed-src="https://www.youtube-nocookie.com/embed/lRCa7uo021U?feature=oembed"> https: //youtu.be/lRCa7uo021U
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...