Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dzisiaj wisi coś złego w powietrzu:
elektryczność, napięcie wśród deszczu,
falą z mózgu do mózgu gna gniew,
chmurna para dziś drga niespokojnie,
ludzie myślą zaczepno-obronnie,
prąd rozbuchał szpik kostny i krew.

Niebo ciska ku ziemi błyskami
znak wściekłości, jak my - spojrzeniami,
dalej wiatr przekazuje go pniom,
i już wrzeszczą na wietrze gałęzie,
że dla piskląt litości nie będzie,
gdy nienawiść na las rzuci grom.

Granatowo pulsują pomruki
echem w góry, wieżowce i bruki,
nurtem rzek i oddechów do serc.
Warczą psy na znak burzy we wnętrzu,
grzmoty dają powszechność przekleństwu,
iskrzy nim cały świat, każdy nerw.

------------------------------------------

Instytut Meteorologii przewiduje na dziś:
zachmurzenie miejscami dość duże,
wichury, grady, ulewy i burze,
niekorzystne warunki dla meteopatów,
alergie na pylone wiatrem pyłki kwiatów,
brak odporności na stres i ból zębów,
podenerwowanie w pobliżu urzędów,
niekomunikatywność, kłótliwość przyrody,
awanturę powietrza, ziemi, ognia, wody.

Opublikowano

Witam.
Źle to Pani rozegrała. Jedynie ciekawie się rozpoczyna ("Dzisiaj wisi coś złego w powietrzu"), potem zaś, jeśli już o tym złu pisać, nie powinno być tak dużo słów takich, jak: gniew, nienawiść, wściekłość, przekleństwo etc. Często są to wyrazy bliskoznaczne, zastosowane w tekście po to, by pokazać czytelnikom, że nasz język jest bogaty i żeby nie robić czegoś w stylu średniowiecza, gdzie mniej dbano o piękno języka, bardziej o przekaz. I jeśli chodzi o te wspomniane przeze mnie słowa, to nie buduje się nimi nastroju. Trzeba zrobić tak, żeby to czytelnik sam wyczytał tę nienawiść, tę wściekłość etc. Tu zaś wszystko podane jest jak na tacy.
W wersie 1. pojawia się "elektryczność", czyli jakby zapowiedź prawdziwej burzy, co zgodne jest jeszcze z samym tytułem wiersza ("Prognoza pogody"). Ale nagle w wersie 2. mamy już tę burzę, czyli już nie mogę być mowy o zapowiadaniu czegokolwiek. Wprawdzie burza dopiero się zbliża ("że dla piskląt litości nie będzie), ale jest to zbyt czytelne, szczególnie tu: "Niebo ciska ku ziemi błyskami". "Elektryczność" jakoś jeszcze się ratowała, można by później pójść w kierunku spięć, zwarć, przeciążeń, trochę to wszystko zamaskować. Wprawdzie wciąż dałoby się to odczytać, ale przynajmniej tak by nie wiało łopatologią. Da się ją szczególnie wyczuć w 5. wersie ("ludzie myślą zaczepno-obronnie"), gdzie dowiadujemy się, o jaką burzę tak naprawdę chodzi. Z jednej strony wahania natury, z drugiej awantury między ludźmi. Należy jeszcze dodać, że zapis wersu jest fatalny. Dziwnie to brzmi, że "ludzie myślą zaczepno-obronnie", jeśli już chce Pani ukazać taki sens, to chociaż proszę przerobić jakoś ten wers. Zbyt czytelne.

2. strofa - "Niebo ciska ku ziemi błyskami/ znak wściekłości, jak my – spojrzeniami" - to już porażka na całej linii. W tym momencie wszystko już jest tak jasne, że dalej czytałem tylko po to, by móc sprawiedliwie ocenić. No i się zawiodłem, bo potem zamiast jakoś to ciekawie napisać, bazuje Pani głównie na wyrazach o dużej ekspresji, tak że aż mdli czytelnika. Mamy potem "wrzeszczą", "litość", "nienawiść", "granatowe pulsujące pomruki", "warczą", "przekleństwu". Za dużo tego. Takie pisanie o burzy, o stosunkach między ludźmi jest szablonowe. Nie wiem, czy się jasno wyrażam, chodzi o to, że tu nic odkrywczego nie ma.

Ostatnia strofa - oddzielona od reszty i chyba słusznie, bo wygląda jakby wzięta żywcem z obcego tekstu. Nawet mamy dowcip ("podenerwowanie w pobliżu urzędów") i chyba dzięki temu jest to najlepsza strofa z całego tekstu. Ja na jej fundamencie zbudowałbym zupełnie nowy tekst.

Kończąc, bo czas mnie goni i muszę niebawem wychodzić, nuda, nuda, nuda. Napisane sztampowo i na dodatek w niektórych miejscach brzmi tragikomicznie (patrz: ostatni wers 2. strofy). Ta "nienawiść" rzucająca "gromy", nieciekawe, nieodkrywcze i jeszcze czuje się przesyt. Kilka ciekawych metafor wyłuskałem, choćby z wersu o pisklętach. Brzmi jak alegoria, te pisklęta można ciekawie zinterpretować. Radzę napisać tekst od nowa. Proszę wybaczyć, że tak pobieżnie, ale jak już wspomniałem czas mi iucieka, a więc uciekam.

I jeszcze jedno - proszę wklejać do działu niżej, bo ten tekst nie jest tekkstem "wprawnego poety".

Pozdrawiam.

Opublikowano

no... zdecydowanie... źle źle źle...

Chociaż wierszyk nadawał by się do jakiejś przedszkolnej pioseneczki do programu "Kulfon i żaba Monika".
:/

Radze wystartować gdzie indziej, bo rzecyziwście tu może być troche uciążliwe umieszczanie takich wierszy. Szczególnie w tym dziale.

Pozdrawiam!
R.

Opublikowano

takie wash and go, czyli dwa w jednym. pierwszy wiersz śmiertelnie poważny, drugi żartobliwy. może nie jestem tak wyrobionym czytelnikiem jak wcześniej komentujący, bo mi właśnie ten drugi wierszyk bardzo się spodobał. jest zabawny (wywołał u mnie uśmiech, a to już coś) i sprawnie napisany. co do pierwszego, to choć wydaje mi się, że doskonale rozumiem Twoje intencje, to przemawia do mnie jedynie kilka jego wersów, które choć bardzo dobre, giną pośród pozostałych, które z kolei wyszły nijako. pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

Amerrozzo, bardzo dziękuję za tak wnikliwą analizę i długi komentarz. No cóż, nie każdy lubi taki kwiecisty styl, wiem o tym. Teraz jest moda na oszczędność słowa, na lakoniczność, co z kolei mnie się nie zawsze podoba. Rzecz gustu lub mody właśnie.
Sztampa? Być może, chociaż jeszcze nie czytałam polskiego wiersza, który byłby próbą pokazania, że w całej przyrodzie ożywają te same uczucia i nastroje, co w ludziach i że często nasze uczucia przejmujemy bezpośrednio od przyrody, której jesteśmy cząstką.
Każdy ma prawo do własnego zdania - i Ty, i ja. Ale w związku z tym uważam, ża jedno Twoje zdanie jest niestosowne: "I jeszcze jedno - proszę wklejać do działu niżej, bo ten tekst nie jest tekkstem "wprawnego poety"." To Twoja ocena. Ale dlaczego próbujesz mi rozkazywać i rozstawiać po kątach? Uważasz się za "wprawnego krytyka"? ;-)

Stehr, tak jak pisałam poprzednikowi: masz prawo do własnego zdania i gustu, ale nie mów mi, co mam robić i co gdzie umieszczać, bo znacznie przekraczasz swoje kompetencje oraz granice grzeczności.

Michale, wiem nie od dziś, że nie lubisz tego typu wierszy. No cóż, nie wymagam tego od nikogo. Dzięki, że jednak przeczytałeś i zaznaczyłeś, że byłeś u mnie w gościnie.

Sylwestrze, bardzo dziękuję za przeczytanie i rzeczowe, szczere odniesienie się do tekstu. Cieszę się, że podobają się choćby fragmenty - to jednak więcej niż nic!
Czy wiersz jest śmiertelnie poważny? Eee, chyba nie...
A które wersy są lepsze od innych i dlaczego?

Messa, w świat bajd weszłam dawno, dawno temu - wtedy prawie nic innego nie pisałam. Ale potem jakoś mi się skończyła wena w tym wątku. A teraz Ty jesteś tu Mistrzem bajdy, a ja nie odważyłabym się robić Ci konkurencji. Dlatego mój wiersz nie jest taką dosłownie bajdą, gdzie wszystko ze wszystkim gada. Zresztą ja chciałam zwrócić tu uwagę na pewne rzeczywiste, wcale nie "bajdowe" zjawisko, z którego nie każdy zdaje sobie sprawę: że cała przyroda jest rządzona tymi samymi emocjami, które i my odczuwamy.

No, teraz to mi się oberwie od "racjonalistów"!

Serdecznie pozdrawiam wszystkich Gości i dziękuję za komentarze. :-)

Opublikowano

Witam raz jeszcze.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę wybaczyć, jeśli zabrzmiało to nietaktownie. Nie mam zamiaru Pani szkalować. Ale czuję się niejako zmuszony do odpowiedzi na powyższe słowa.
1. To nie był rozkaz, ale prośba. Proszę zauważyć, że napisałem "proszę".
2. Kiedy tekst istotnie nie nadaje się do działu dla "wprawnych poetów", nie powinien się tam znaleźć. Powinna posiadać Pani na tyle wyczucia i mieć tak rozwiniętą samokrytykę, by móc trzeźwo ocenić, czy dany tekst może być wklejany do tego działu.
3. Przez to, że ludzie wklejają byle gdzie swoje teksty, nie bacząc na ich poziom, podział tego forum na poetów takich i takich nie ma już żadnego znaczenia. Równie dobrze by było zlać oba te fora w jedno, by wszyscy zamieszczali w tym samym miejscu. A tak, to mamy jakby dwa fora, na których można komentować z tego samego konta. A podział jest mylący.
4. Czy uważam się za wprawnego krytyka? Pani wybaczy, ale tu oceniamy tylko i wyłącznie Pani tekst, żadnych wycieczek osobistych. Mógłbym oczywiście odbić piłeczkę i spytać się: Czy naprawdę uważa się Pani za wprawnego poetę, skoro zamieszcza w tym dziale takie teksty, które, jak sama Pani widzi, zbierają raczej niepochlebne opinie? Umówmy się, że było to pytanie retoryczne.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Amerrozzo, Jesteśmy na Pan/Pani? No dobra.
Ocena wiersza jest sprawą subiektywną. Myślę, że zdaje Pan sobie sprawę z tego? Każdy ma prawo do oceny wierszy swoich oraz innych zgodnie z własnym gustem i odczuciami. Gdybym uważała się za "niewprawną poetkę", to wklajałabym wiersze do działu P. Skoro tego nie robię, to znaczy, że uważam się za wprawną. Ale nie wymagam, żeby Pan uważał tak samo. Proszę więc nie wymagać ode mnie, żebym z kolei ja uważała podobnie jak Pan.
Rzeczywiście, według mnie niepotrzebny jest podział tego Forum na dział P i dział W. Ale może to ułatwia niektórym oswojenie się z tym Orgiem, zwłaszcza, jeśli ktoś jest nieśmiały, niepewny siebie, źle znosi krytykę itd. Natomiast ocenianie, gdzie kto powinien wkleić swój wiersz, jest sprawą jak najbardziej subiektywną i nikt nie ma prawa niczego tu nikomu narzucać.
Piszę od kilkudziesięciu lat. Nie twierdzę, że jestem genialna, traktuję to jak zabawę, wyżywam się w tym. Moje wiersze jednym się podobają, innym nie, jedne zdobywają większy aplauz, inne mniejszy, i jest to prawidłowe i naturalne. Ale po kilkudziesięciu latach pisania na pewno nie jestem "Początkująca".
Uważam, że skoro Pan ocenia moje wiersze, to ja mam równe prawo oceniać Pana krytyki. Dlaczego uwża Pan, że krytyki nie podlegają ocenie? Z jakiejże przyczyny?
Nie zauważyłam, żebym robiła do Pana jakiekolwiek osobiste wycieczki. Jeśli tak Pan coś przyjął, to bardzo proszę mi zacytować, gdzie i kiedy to zrobiłam, bo może po prostu w czymś się nie zrozumieliśmy?
Mam nadzieję, że nasza rozmowa trafi na sympatyczniejszy tor, bo ten portal jest ostatecznie po to, żeby się dobrze wspólnie bawić. I może jednak przejdziemy na Ty, jak z większością osób tutaj? :-)

Messa, ależ ja nie mam do Ciebie najmniejszej pretensji! Po pierwsze: masz prawo oceniać według własnego gustu i wcale nie musisz się kierować uwagami innych osób, w tym także autora. Po drugie: przecież nawet nie oceniłeś mojego wiersza negatywnie, przynajmniej ja tego tak nie odebrałam; przeciwnie: napisałeś, że idę w kierunku bajdy, czyli gatunku, który Ty uprawiasz po mistrzowsku - toteż wzięłam to za pewien komplement! I zupełnie poważnie napisałam, że nie śmiem stawać do konkurencji z Tobą - to nie ironia!
Zresztą ja też pisuję bajdy, jak wspomniałam, ale nieco inne w stylu. Raczej satyryczne, jak ten tekst "Jaskiniowcy" (nie wiem, czy go pamiętasz). Jeśli zaś chodzi o przyrodę, raczej szukam w niej nastroju, emocji, "duszy" wszystkiego, co nas otacza (choć to wcale nie musi być śmiertelnie poważne). W Twoich wierszach też wszystko ma "duszę" - rzeczywiście jest tu pewne podobieństwo naszego patrzenia na przyrodę. :-)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nic dodać nic ująć. Ma Pani rację.


Nigdzie nie napisałem, że krytyka nie podlega ocenie. Ale Pani pytanie brzmiało: "Uważasz się za wprawnego krytyka?", a to pytanie dotyka w sposób bezpośredni mojej osoby. Ale druga sprawa, że trochę racji Pani ma.


Rozmowa przecie, Szanowna Pani, cały czas toczy się sympatycznym torem. Przynajmniej ja to tak odbieram.

Pozdrawiam.

PS. I znowu wyszło na to, że to Kobieta miała rację. Ech, jakiś niefart z tą meską płcią ;)
Opublikowano

rację?
nie zgadzam się z tym do końca.

przeciez ten wiersz nie jest żadnym nadzwyczajnym tworem. Wiele znacznie lepszych wierszy znajduje się w dziale dla początkujących.
Jeżeli zależy nam na tym żeby ta strona utrzymała swoją niepowtarzalność, trzeba by oddzielić swoje ziarna od plew. I ja będę umieszczał te gorsze wierszyki w tamtym dziale, bo przyznajmy sobie że rzeczywiście nie wszystko musi nam wychodzić...

A mi nie tyle, że się ten wierszyk nie podoba, co wygląda na raczkujący...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę czytać uważniej, bo ja nigdzie nie napisałem, że teraz uznaję ten wiersz za udany. Przyznałem jedynie rację Pani Oxyvi w niektórych kwestiach.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Amerrozzo, cieszę się, że się dogadaliśmy. :-)

Sokratexie, a to - to co?:
"Granatowo pulsują pomruki
echem w góry, [u]wieżowce i bruki[/u]",
"brak odporności na stres i ból zębów,
[u]podenerwowanie w pobliżu urzędów[/u]".
Ale masz rację z tym brakiem rozbuchania tej części świata, którą stworzył (czy tylko przetworzył) człowiek - gdybym to pokazała w wierszu, jego wymowa byłaby bardziej jasna. Nie przyszło mi to do głowy. Dziękuję serdecznie - kiedyś na pewno się przyda. Pomysł z rowerem wodnym zerwanym z łańcucha jest genialny!

Pozdrawiam miłych Rozmówców. :-)

Opublikowano

A mnie sie podoba.Jest to wierszyk zgrabnie uczesany,przyjemny w czytaniu,niesie dalekie konotacje,opisem widzi zwiazki miedzy zjawiskami .Nie ma w nim zgrzytow warsztatowych(wrecz przeciwnie-a to duza umiejetnosc.Byloby pieknie gdyby debiutanci tak jasno umieli sie wyrazac)Jak mozna powiedziec ze nie jest ziarnem tylko plewa??!Czy to zawsze trzeba ogolnopatriotycznie?.Moze za malo wazne wydaje sie krytykom ze dla pisklat litosci nie bedzie..? Musze go jeszcze przemyslec,bo jest o czym.Pozdrawiam.

Opublikowano

ja jestem na tak . w kilku wypadkach poszukałbym może innych rymów, ale generalnie to wiersz z przymrużeniem oka . poprowadzony wprawnie , bez zbytnich zgrzytów w zapisie. przeczytalo mi się przyjemnie i nie sądzę , y działa najcięższego kalibru , jakie wyciągnął jeden z moich przedmówców , były tutaj na miejscu .

Opublikowano

sprawnie napisany, realistycznie...
a jednak sprowadziłbym cały wiersz tylko do drugiej części; w niej ponad opisem góruje chichot komentarza - i to zaciekawia;
zwróć uwagę, że Massalin Nagietka również posługuje się opisami przyrody - ale bardzo umiejętnie wplata w nią anegdotę i swój własny zabawny komentarz - co pozwala czytać z zainteresowaniem nawet bardzo długie Jego utwory; bierzmy dobre wzorce od kolegów obok - z orga! :) J.S

Opublikowano

Luka, bardzo dziękuję za przychylną opinię. Cieszę się, że wiersz Ci się podoba i zapraszam do zapowiedzianych przemyśleń - cichych lub zapisywanych tu, na zielonej stronie.

Marek, Tobie również dziękuję za dobre słowo i za obronę wiersza. Miło mi.
A które rymy byś zmienił? I gdzie są zgrzyty (choćby niewielkie)?

Jacek, dzięki za pochwałę warsztatu - to duży komplement, bo w końcu to jest najważniejsze w literaturze artystycznej.
Messa jest świetny i jedyny w swoim rodzaju, i - tak jak napisałam już do niego - nie ośmieliłabym się stawać do konkurencji z nim. Jego "bajdy" są inne, a moje - inne (ja też piszę bajki i balladki, ale raczej satyryczne). Moje wiersze "przyrodnicze" to raczej nastrojowce - wyrażanie uczuć, emocji oraz spostrzeżeń różnych zjawisk (lub raczej ich aspektów). Dlatego są "realistyczne", jak je nazwałeś (o ile liryka może być "realistyczna" w swoich metaforach).
Gdybym z mojego wiersza "wywaliła" pierwszą część, to straciłby sens, bo przestałby być nastrojowym opisem zjawiska przyrodniczo-emocjonalnego, dziejącego się tak samo w ludziach, jak i poza nimi (przestałby być wierszem o jedności całej przyrody); straciłby też kontrast, na którym oparty jest żart w końcówce.
Jacku, Twoje wiersze o przyrodzie też są długie, niektóre znacznie dłuższe niż moje - i właśnie Ty zarzucasz mi "przegadanie"? ;-)))

Pozdrawiam Was serdecznie i słonecznie! :-)

Opublikowano

Po pierwsze rytmika szwankuje (jak rymy są to nie może...komu ja to mówię) a poza tym nawet takie trywialne teksty też powinne mieć jakieś granice przyzwoitości coby się nie pojawiało:
"Warczą psy na znak burzy we wnętrzu,"
bo wiesz co to jest, takie słowo na B
ale merytorycznie na tak
pozdrawiam Jimmy

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc   Wiem :) przecież zawsze podnosimy się…a smak słony karmel pozostaje głęboko w nas, tracąc  swoją słoność…   Jest doskonały

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Twój wiersz ! 
    • Mija już drugi tydzień moich ćwiczeń rezerwy. Zaliczyliśmy różnorakie ćwiczenia taktyczne, także pieszy marsz na czterdzieści cztery kilometry. Na sobotę, niedzielę i poniedziałek udało mi się uzyskać przepustkę. Zadzwoniłem więc do zakładu karnego i zapowiedziałem na niedzielę wizytę u Agnieszki, dodając, że będą na widzeniu u Agnieszki jeszcze dwie osoby ze mną. Myślałem, że pojadą ze mną mój ojciec i ojciec Agnieszki. Kiedy dotarłem jednak w sobotę do domu okazało się, że nie mogą oni, z różnych powodów, jechać ze mną w niedzielę i dlatego muszę jechać sam.   Ponieważ dostałem z więzienia informację, że w niedzielę o godzinie 10.00 zaczyna się msza święta dla więźniarek, w której mogą uczestniczyć także osoby odwiedzające, postanowiłem się wybrać odpowiednio wczesnym autobusem, żeby zdążyć na dziesiątą. Kiedy dotarłem do zakładu karnego, zostałem zaprowadzony do kaplicy, gdzie osadzone, a także odwiedzający czekali już na rozpoczęcie mszy. Od razu zauważyłem Agnieszkę, ona mnie też zauważyła, uśmiechnęliśmy się do siebie i ja usiadłem za nią. Ekscytowało mnie to bardzo mocno, że mogłem moją żonę znowu oglądać w tej więziennej rzeczywistości, ale w takiej więziennej sytuacji, w której jej jeszcze nie widziałem. Myślałem także o tym, czy wpatrując się w czasie mszy w moją żonę, nie naruszę przykazania, że we mszy należy nabożnie uczestniczyć. Ponieważ jednak od czasu, kiedy pierwszy raz ujrzałem Agnieszkę jako więźniarkę, stała się ona dla mnie wzorem skromności, to uwierzyłem, że da się uczestnictwo we mszy świętej pogodzić z gapieniem się na nią. Uczestnicząc we mszy ciągle myślałem jakoś o Agnieszce. Ponieważ dostrzegałem, że pod chustką ma najwyraźniej włosy związane w kok, to ciągle mnie kusiło, żeby ją za ten kok pociągnąć. Raz już nawet trzymałem rękę blisko je głowy, żeby ją pociągnąć za ten kok, ale powaga mszy świętej mnie od tego powstrzymała. Myślałem także o tym, czy trudno jest jej w drewniakach klęczeć i wstawać z klęczek, ale do żadnego wniosku nie doszedłem.   Po mszy wszystkie więźniarki, które miały mieć widzenie, oraz odwiedzający zostali zaprowadzeni do ogrodu więziennego, gdzie się miało to widzenie odbyć. Ja z Agnieszką udaliśmy się do krzeseł wskazanych przez funkcjonariuszkę i po serdecznym przywitaniu się usiedliśmy na nich. Moja żona rozpoczęła rozmowę:   - Jak tam Marcin? Wszystkie dziewczyny tutaj tęsknią za nim. I więźniarki, i funkcjonariuszki.   - Super się ma. - odpowiedziałem z lekką nutą ironii. - Odpoczywa od tego babińca w męskim gronie.   - Bardzo niedobrze, że w tym wieku ciągle jeszcze nie ma, ani żony, ani narzeczonej, ani nawet dziewczyny. Będziemy musiały coś z tym zrobić.   - Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. - odpowiedziałem żonie mrugając przy tym okiem. - Ale wiesz co...Agnieszka. Muszę skoczyć koniecznie do ubikacji…   -Spytaj się pani strażniczki. Ona ci pokaże, gdzie jest ubikacja.   Wstałem z krzesła, podszedłem do nadzorującej widzenia funkcjonariuszki i ona wskazała mi drogę. Szybko udałem się tam, ale nie o potrzebę fizjologiczną głównie mi chodziło, był to raczej pewien pretekst. Kiedy po krótkim czasie wróciłem, zaszedłem siedzącą na krześle Agnieszkę od tyłu, szybkim ruchem pociągnąłem ją za znajdujący się pod chustką kok, oraz dwoma szybkimi ruchami wykopałem jej spod stóp więzienne drewniaki, które poleciały na pobliską roślinność.   - Ale ty jesteś głupi! – usłyszałem zdenerwowany, ale jednak opanowany głos mojej żony. - Dziękuję za komplement, Agnieszko. - odpowiedziałem.   - No to wyobraź sobie, że to nie jest komplement! - usłyszałem jeszcze bardziej zdenerwowany, ale ciągle opanowany głos mojej żony.   Usiadłem znowu naprzeciwko Agnieszki. Teraz widziałem zdenerwowanie na jej twarzy.   - Oczywiście to ty pójdziesz moje chodaki.   Zgodnie z zasadami grzeczności, które od zawsze mi wpajano i według których, jak kobiecie coś upadnie, to mężczyzna powinien się zaraz schylić i jej to podnieść, powinienem teraz natychmiast przynieść Agnieszce jej więzienne drewniaki. Tym bardziej, że to przeze mnie wylądowały one tam, daleko od niej. Ale mi się teraz zachciało być złośliwym wobec żony. Jej pobyt za więziennymi murami, ta cała niezwykłość, ten stan nadzwyczajny w naszym małżeństwie, spowodował u mnie natłok emocji, dodatkowe i narastające zauroczenie moją żoną, któremu w racjonalny sposób nie byłem w stanie dać upust…   - A sama sobie idź po chodaki. - rzuciłem prowokacyjnie w stronę Agnieszki.   Agnieszka wstała z obrażoną miną i boso udała się do pobliskich krzaków, skąd wróciła już w więziennym obuwiu.   - Nie o to chodzi, że musiałam boso przejść te parę kroków. Chodzi o to, że mi tu robisz obciach przed ludźmi. A tak ciebie chwaliłam, że jesteś takim wspaniałym, kochającym mężem. Wszystkie dziewczyny mają tu o tobie takie dobre zdanie, a ty się zachowujesz, jak smarkaty gówniarz.   - Aguś, od kiedy tu się znalazłaś, w naszym małżeństwie zrobiło się jakoś ciekawiej, przez to, że państwo pod postacią wyroku skazującego się niejako wdarło się do naszego małżeństwa. A ponieważ, jak mówi przysłowie, z jedzeniem rośnie apetyt, to mi się zachciało, żeby się między nami zrobiło jeszcze ciekawiej. I dlatego chciałem spowodować taki kontrolowany kryzys w naszym małżeństwie…   Robiąc zrezygnowaną minę Agnieszka postukała się w czoło. Kiedy tak wykładałem Agnieszce te moje aberracje, widziałem, jak na mnie patrzą się ludzie – zarówno więźniarki, jak i odwiedzający je ludzie oraz funkcjonariuszka nadzorująca te widzenia. I jakoś mi wcale to gapienie się na mnie nie przeszkadzało. A nawet wręcz przeciwnie…   - Widzisz Marek, inne osadzone też są tu odwiedzane przez swoich mężów i jakoś ci mężowie umieją się zachowywać normalnie. Może ty byś też spróbował? Może byś to potraktował jako taką normalną rozmowę z twoją żoną? - powiedziała Agnieszka, tym razem już bardziej łagodnym tonem.   Coraz bardziej mi to imponowało, że mnie moja żona traktuje, jako takiego niezrównoważonego gówniarza.   - Widzisz Aguś, na samą myśl, że miałbym to widzenie z tobą w zakładzie karnym, kiedy ciebie widzę w tym stroju Kopciuszka, potraktować jako normalną rozmowę, na samą taką myśl kompletnie głupieję!   Agnieszka znowu zrobiła zrezygnowaną minę.   - Dochodzę do wniosku, że poślubiłam nieuleczalnego wariata. Coraz bardziej mi pochlebiało, jak moja żona mnie ocenia. Ale zamiast jej to wprost powiedzieć, postanowiłem zamiast tego odwzajemnić się pięknym za nadobne.   - A ty nie zgrywaj takiej normalnej. Marcin, wasz strażnik więzienny, mi opowiadał, jak mu groziłaś, że go zbijesz drewniakiem, jak sobie nie znajdzie dziewczyny. Więzienie nie oduczyło ciebie takich szaleństw?   - No może zrobiłam źle. Jeżeli to była groźba karalna, to może powinnam dostać dodatkowy wyrok i posiedzieć dłużej… - powiedziała moja żona, teraz już mniej pewnym głosem.   - W każdym razie to nie powód, żebyś mi tutaj robił taki obciach. - oznajmiła znowu nieco bardziej stanowczym, ale dosyć łagodnym głosem.   - Gdybyś się zachowywał bardziej normalnie, to bym mogła ci opowiedzieć coś ciekawego o życiu tu, w zakładzie karnym.   No, przyznam, że zabrzmiało to ciekawie. Jak najbardziej miałem ochotę dowiedzieć się o tym, w jakim towarzystwie moja małżonka siedzi.   -No to opowiadaj. - odpowiedziałem.   - Ta dziewczyna, która siedzi przed nami ze swoim ojcem. To jest Agata Leszczyńska, a jej ojciec jest sędzią. Dostała wyrok w zasadzie za to samo, co ja, jazda w stanie nietrzeźwości. Tyle samo promili co ja, tyle, że bez stłuczki, jak u mnie. I dostała dziewięć miesięcy bez zawieszenia. Ten sam sędzia, co u mnie, orzekał. No i Agata, skromna i honorowa dziewczyna, nie odwołała się od tego wyroku. Także ze względu na swojego ojca, którego bardzo szanuje i który jasno dał jej do zrozumienia, że u niego nie ma co liczyć na pobłażanie…   W głosie Agnieszki można było słyszeć, że Agata jej imponowała tą swoją skromnością i honorowością. Jeszcze się nasłuchałem różnorakich, ciekawie opowiedzianych historii więźniarek. No i trochę się nasłuchałem o różnych niby to błahostkach życia więziennego. No i w końcu moja żona mi też przypomniała o tym, żeby opowiadać o życiu żołnierza na poligonie. No więc opowiadałem… Aż w końcu nastąpił koniec widzenia, które w naszym przypadku zostało przedłużone, ze względu na moje wyjście do ubikacji.   Kiedy już żegnałem się z Agnieszką i zbliżyłem się do niej, żebyśmy się mogli pocałować, zaraz po całusie poczułem ugryzienie w wargę oraz dwa kopniaki – w jedną i drugą nogę.   - To było za te twoje dzisiejsze wybryki. O dalszych karach pomyślę, jak wyjdę na przepustkę. - oznajmiła małżonka łagodnym i jednocześnie stanowczym głosem. I uśmiechnęła się na pożegnanie.   Kiedy już Aga oddaliła się ode mnie na parę kroków w kierunku funkcjonariuszki, rzuciłem w jej kierunku:   - A tak w ogóle, to jesteś głupia.   Moja żona szybkim ruchem odwróciła się do mnie i pokazała mi język. Potem oddaliła się z funkcjonariuszką.   Opuściłem zakład karny, jakkolwiek przez nikogo nie niepokojony, to jednak w stanie pewnego niepokoju i ekscytacji. Samo zakończenie widzenia powinno przecież zostać uznane za niepokojące. „Małżonkowie rozstali się będąc skłóconymi”- tak pewno rozumowałyby nasze mamy, czyli moja i Agnieszki. I pewno by się bały o przetrwanie naszego małżeństwa. No bo tu kłótnia, a do tego jeszcze dziewczyna siedzi w kryminale, to przecież mąż mógłby sobie znaleźć kochankę. Ale przecież o to chodzi, że mąż jest na punkcie tej siedzącej w kryminale dziewczyny, która jest jego żoną, bez reszty pierdolnięty.   Tak sobie myślałem, czy przez to moje zachowanie na terenie jednostki penitencjarnej, w czasie widzenia, mógłbym dostać zakaz przychodzenia do Agnieszki. Im dłużej bym się nie mógł widzieć z moją najukochańszą, tym bardziej byłoby to romantyczne… A może jednostka penitencjarna doniesie o moim zachowaniu do wojska...W końcu na widzeniu byłem w mundurze. I będę miał raport karny… Ta myśl, że z powodu Agnieszki bym miał mieć nieprzyjemności, cholernie mnie ekscytowała. A może to Agnieszka będzie miała nieprzyjemności, bo powiedziała do mnie, że jestem głupi, a na koniec mi pokazała język. Może będzie miała za to postępowanie dyscyplinarne w zakładzie karnym, a ja będę temu winien i będę musiał ją na kolanach za to przepraszać, bo to w końcu ja ją sprowokowałem…   ***   Ponieważ widzenie z Markiem zakończyłam o dziesięć minut później, niż inne dziewczyny, nie wracałam na oddział z innymi więźniarkami, tylko osobno. Kiedy już byłam na oddziale, to funkcjonariuszka, która zamykała za mną kratę, a wcześniej nadzorowała widzenia – Marzena ma na imię i jest dokładnie w moim wieku – powiedziała do mnie:   - Ten twój mąż to jest chyba trochę… - i zrobiła palcem wskazującym kółko przy skroni.   - No cóż. Zanim tu trafiłam byliśmy normalnym, kochającym się małżeństwem. Ale od kiedy tu trafiłam, mój Marek kompletnie zgłupiał na moim punkcie. Dziwisz się? W końcu takie widzenie z żoną to dla faceta najbardziej szałowa randka, jaką sobie może wyobrazić. A jak jeszcze dziewczyna, z którą randkuje, ma taki szałowy strój więzienny, jak ja…   - Faceta nigdy nie zrozumiesz… - rzekła Marzena.   - Przynajmniej tego mojego. - odpowiedziałam.                      
    • @violetta Cześć na śliwki mam ochotę, to chyba menopauza???
    • @Alicja_Wysocka  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Czaruś …no cóż…nikt nie potrafi tak czarować   pozdrawiam ! 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...