Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

"Człowiek człowiekowi wilkiem
Człowiek człowiekowi strykiem
Lecz ty się nie daj zgnębić
Lecz ty się nie daj spętlić(...)"
E.S.


był sobie raz człowiek
z nudów robił
słodkie rarytasy
i miał takie zmęczone oczy
przyjechał raz do ludzi
obrzucili go błotem,
otoczyli
krzyczeli
spierdalaj!
wynoś się!
chcieli go ukatrupić,
zajebać
zgilotynować,
zdusić jak robaka
rozszarpać na strzępy
i zeżreć
zwołali całe osiedle
przyszli wszyscy
wrzeszczeli
spierdalaj kurwo!
won!
poszła stąd dziwko!
raus!
przyniesli nawet konia
a wyrywne to było zwierze mocno
wierzgał kopytami i parskał
bez przerwy
nie potrzebujemy tu takich !
mamy swoje!
pełne lodówki!
spierdalaj!

uciekł prędko ów człowiek
wrócił do żony
położył głowę na jej piersi
i rzekł:
- wiesz Lu?
ja chyba nie istnieję.

Opublikowano

Dobry wieczór

Nareszcie coś ciekawego. Zaskoczyłeś mnie. Ciekawy układ graficzny (męczący, przyznam, ale warto się wysilić i przesunąć literki), zaskakujący temat, fajna stylistyka... inny wymiar 3xZ: "zajebać, zgilotynować, zdusić" zapiszę to sobie, przyda się na czas sesji (bo ja gówniara jeszcze jestem i wciąż studiuję). No i te słowa bohatera: "ja chyba nie istnieję". Czyżby wpływ egzystencjalizmu? Przerzuć sie na takie krótkie teksty , stanowczo! Jest wtedy bardziej wyraziście, a wyrazistość to ważna cecha w dzisiejszym rozlazłym świecie.

Wprowadzasz nową jakość. Gratuluję.

malarka

Opublikowano

..nowa jakość???...uliczny wulgaryzm...Jak można tak sie wyrażac, bez obrazy Panie Piotrze ale słownictwo jest najgorszej jakości.. Nienawidzę mowy podwórkowej, proponuję byś zaczął rapować ...może lepiej będzie to pasować...pozdrawiam:)

Opublikowano

Malarko.

Bardzo ci dziękuję. Z nową jakością przesadziłaś, bo to nie jest nowe...było kilku, którzy ubierali myśli w taką formę...

Co do egzystencjalizmu, to jaknajbardziej ale tylko przez realizm, autenczyczność, i szczere pisanie.. egzystencjaliści nie są mi bliscy tak jak beatnicy.

p.s dobrze że "jeszcze studiujesz" zawsze może być gorzej. Mogą cie wywalić i co wtedy ?


Lilko , nie będę się odnosił do twojego komentarza.

Opublikowano

:P Sorry, u mnie czasami kpina objawia się w górnolotnych słowach i stąd te przerysowane komentarze. Bo tak naprawdę gdyby nie moje zamiłowanie do przekleństw, to by mnie ten tekst pewnie nie ruszył ;)

A poważnie to chodzi o nową jakość u Ciebie, o pogromco tych, którzy nie tworzą postaci z krwi i kości i rozwoju akcji z punktem kulminacyjnym, bo tego tutaj nie ma (pozornie zresztą)... i bardzo dobrze, chociaż przyznaję, że momentami piszesz w sposób zrozumiały chyba tylko dla Ciebie.

Lilko, jeśli szukasz czułych słówek, to zapraszam piętro niżej, tekst o żyletce jest o wiele mniej wulgarny, a układ graficzny podobny (początkowo myślałam, że P.R. zrobił pastisz "Żyletki"). A że przesłodzone? Cóż...

pozdrawiam, malarka

Opublikowano

Bohatera utworu nie spotkało nic miłego.Widocznie trafil na przedstawicieli Polski "G" albo jeszcze gorzej.Niesamowite środowisko,nie daj Boże.A czy slyszał pan o twórczości Mariusza Sieniewicza,pisarza z Olsztyna?Właśnie ów literat para się problematyką min. j.w.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jo, hałda - jęzor, jak łopata: połkaj. Rozę jadł, ahoj!            
    • Musi lec z celi sum.               Kasia i sak.    
    • nie boje się miłości uwielbiam ją bo pomaga zrozumieć uśmiech i płacz   nie boje się miłości będę ją kraść tym którzy jej nie rozumieją   nie boje się miłości bo jest jak baśń która zawsze ze złem wygrywa   nie boje się jej bo  jest światłem które noce upiększa   nie boje się gdyż nauczyła mnie zrozumieć to co w sercu się tli.  
    • Wszystko co im powiedziano, przyjęli że to nie prawda, nie wiedzieli i bez krytycznie to powtarzali    Robili wszystko co im kazano, nie przypuszczali że robią źle Chodzili tymi samymi drogami Co wielki autorytet    A kiedy on dał znak Bez zastanowienia podążali za nim  Wierzyli że idą w imę chwały  więc swoje życie w ofierze za niego dawali I nigdy się nie przekonali że nie podszepnie umarli    Teraz leżą w grobach  puste, zimne twarze  Nie jako bochaterowie, nie jako zbrodnie ale jak marionetki nie świadome niczego  nie są wspominani i nigdy nie będą
    • Idą - choć nikt ich nie woła. W kieszeniach mają wersy, które uciekły im z rąk jak szczury z tonącej metafory. Robią miny poważne, choć słowa mają z waty, a każde zdanie składa się jak łóżko polowe po nietrzeźwej wojnie z samym sobą. Przystają na rogach własnej niepewności: „może napiszemy o świetle?” - pytają, po czym kręcą głowami, bo światło za jasne, a cień za ciemny. Więc stoją w półmroku - idealnym dla niezdecydowanych, tych, co wciąż stroją instrumenty, ale nigdy nie grają melodii. Każdy z nich niesie w plecaku niedokończony wiersz o „poszukiwaniu siebie” - taki, którego nie przeczyta nawet pies, bo pies ma godność i węch do rzeczy skończonych. A między kartkami plecaka czai się ich własny strach - taki, co syczy jak kot wyrzucony z metafory za brak talentu, i drapie, gdy ktoś próbuje napisać prawdę. A jednak idą - zamaszyści jak prorocy własnych pomyłek. Śmieszni, bo chcą pisać o ogniach, lecz boją się zapałki. Groteskowi, bo robią krok w przód i natychmiast krok w bok, jakby tańczyli z losem, który wcale nie przyszedł na bal. I gdy już, już mają ten WIELKI wers (ten, który miał ich ocalić), nagle - bach - wpada im do głowy wątpliwość o smaku marginesu, i cały świat rozsypuje się jak źle sklejona metafora o świcie. Bezradni wsłuchują się w ciszę - tę samą, która niczego nie obiecuje, bo jest lustrem tak krzywym, że odbija tylko to, czego w sobie nie chcą widzieć. Próbują jeszcze raz, z nową odwagą - i znów odkrywają, że wena, ich półetatowa bogini, rzuca natchnienie jak handlarka ryb: byle jak, byle gdzie, byle sprzedać złudzenie. A oni łapią to w locie, jakby to było złoto, choć najczęściej jest to mokra gazetka z wczorajszą pogodą. Tak sobie tuptają, armię poetów udając - każdy chciałby być meteorem, a kończy jako iskra o krótkim oddechu. A może i dobrze - bo w tej ich śmiesznej, roztrzepanej tułaczce jest coś niezwykle ludzkiego: pragnienie, by wreszcie złapać słowo, które nie ucieknie. Bo słowo, które dogonisz, pierwsze cię ugryzie - żebyś wiedział, że było żywe.            
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...