Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Andrzej Figowy

Użytkownicy
  • Postów

    98
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Andrzej Figowy

  1. Dziękuję za komentarze Magdzie i Ani. Cieszę się, że tekst przypadł Wam do gustu. Trochę czasu minęło, odkąd go napisałem. Okazuje się, że jednak dobrze się stało, że dodałem go na forum. Dziękuję, pozdrawiam. AF.
  2. Mój Czas zmrużył oczy. Stał mi się bliski, istotny, dostojny. Mój czas, odkąd wyrzuciłem zegarek, istniał tylko dla mnie. Nauczyłem się stać w miejscu. Szukałem w czasie luk. Znalazłem niejedną. W pamięci olbrzymiały do rozmiarów czarnej dziury. Wyrwy w czasie. Chadzałem nimi tu i ówdzie. Przynosiłem przedmioty, przenosiłem marzenia, transplantowałem historię. Później zacząłem się cofać. Nie. Nie w czasie. To zbyt banalne. Cofałem się w rozwoju. Wołałem swój Czas, ale nie przychodził. Zapomniał o mnie. Szukałem go tam, gdzie go zostawiłem. Ale czasu już tam nie było. Zdaje się, że popłynął. Był zupełnie gdzie indziej, z kim innym. Z kim, tego już nawet nie warto pamiętać. Może nawet go zmarnowałem. Zgubiłem swój czas. Zgubiłem czas. Żeby o tym nie myśleć, coraz częściej włączam telewizor. Coraz częściej śpię. Coraz częściej smaruję bułkę masłem. Nie będę się łudził. Stary Czas nie wróci. Więc zastawiam pułapki na Nowy Czas. Łapię go w pętle. Usiłuję przynajmniej. Przynajmniej tak mi się wydaje. Lata lecą. Coraz częściej staję się żebrakiem Czasu. Żebrzę o odrobinę czasu- u rodziny, u znajomych, u przygodnie spotkanych ludzi. Kiedy sięgam pamięcią wstecz, myślę, przypominam sobie zdarzenia, które świadczą, że mój czas zdziczał. Wołam czasem, stając na środku pustyni zupełnie sam. Wołam i udaję, że go znam i widzę. Wołam tymi słowami CZASIE MÓJ, CZASIE MÓJ, CZEMUŚ MNIE OPUŚCIŁ? Czas mnie mija. Nie odpowiada. Przechodzi obok. Ciągle stoję. Podobno, jak nie ma czasu, ruch zamiera. Położenie obok, względem obserwatora. Więc pytam uparcie, z konsekwencją maniaka CZY MOGĘ POŁOŻYĆ SIĘ OBOK CIEBIE? Odpowiedź na miarę dzisiejszych czasów może być tylko jedna… IDŹ DALEJ, JA NIE MAM CZASU.
  3. Przepraszam, jaki ma związek ten spór z moim opowiadaniem? Przewagi, uległość. I tak będzie remis. Małpa odrzuci szkiełko, którym odcięła ogonek i pójdzie w tan z innymi małpami. Kobieta da swoją część następnej pomarańczy hipopotamowi, w końcu zakocha się w dozorcy zoo. Mojszość i jej zasada zostanie zachowana. Malutka wódka, ku czci krasnoludka. I łyk herbaty za wszystkie skrzaty.
  4. Marcinie, najlepiej jest dać się ZERŻNĄĆ jak baran. Z okazji Wielkiej Nocy chociażby. Tylko koniecznie trzeba wpierw musnąć. W książeczce mojej córeczki jest napisane "Po co mam się z Tobą trykać, lepiej chodźmy kozły fikać." Fajna książeczka. Dużo obrazków. Pozdrowionka.
  5. Witam Wszystkich. Dziękuję za komentarze. Nie, nie przestraszyłem się. Brak czasu ostatnio. Od tygodnia mam w głowie słowa piosenki z płyty "I Ching"-może fragment jednego z tekstu, będzie adekwatną choć w części odpowiedzią na waszą rozmowę. Pozwolę sobie na cytat : "... Na ziemi od miliona lat dobro walczy ze złem, mimo wysiłków obu stron, wciąż remis jest. Ty czujny bądź i swoje miejsce w bitwie znajdź. Lecz nie bądź jak odkurzacz, co tylko ssie, by ssać..." Zastanawiam się też, ale to już moje prywatne myślenie, czy w dzisiejszych czasach warto pisać opowiadania i dla kogo? To, że ponownie zagościłem na forum, to próba znalezienia odpowiedzi na to pytanie. Pozdrawiam wszystkich, którzy zechcieli zajrzeć i się wypowiedzieć. Andrzej F.
  6. W tym rzecz, żeby dwoje stanowiło jedno. Wbrew matematyce, wbrew logice, wbrew zasadom zachowania energii. Jedno stanowi o dwojgu. Dzieli się, pączkuje, zarzuca zielonym liściem (listem?) Stanowi w końcu dowód, że jest. Stanowi sytuację. Stanowi o sobie samym. Stanowi stany ekstatyczne. Stanowi wzloty i upadłość. Stanowi mocny dzień i granice ciemnej nocy bez mocy. Jest. Bywa. Udaje ciągłość. W rzeczy samej przebywałem w tej klatce zbyt długo. Trochę zdziczałem. Za pokarm miałem rzucane przez przechodniów banany. Długo byłem małpą. Chciałem być jak oni. Obserwując odwiedzających te ZOO zauważyłem, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Widziałem podobieństwa, ale ciągle czułem swą zwierzęcość. Mówili o mnie MAŁPA. Przychodzili. Pojedynczo, parami, rodzinami. Dokarmiali mnie wbrew prawu i przykazaniom URZĘDU. Głównie bananami. Ona jedna przynosiła pomarańcze. Długo i smutno patrzyła mi w oczy, obierając pomarańczę ze skórki. Później z uwagą dzieliła ją na dwie części. Rzucała połówką w mą stronę, a drugą po kawałku zjadała sama. Ludzie… Jaką ja czułem bliskość… Rytuał wspólnego posiłku. Rytuał małpy i kobiety. Przychodziła zawsze w południe. Zawsze z jedną pomarańczą i filuternym uśmiechem na swej kobiecej twarzy. Znacie pewnie powiedzenie „Przez żołądek do serca”. Mój żołądek pobudzał serce w szczególny sposób. Poruszone serce wzbudziło rezonans w mym mózgu. Moje ego zapragnęło odrzucić zwierzęcość. Kawałkiem szkiełka ogoliłem włosy na twarzy, z wielkim bólem i trudem odciąłem ogon. Później przestałem wychodzić na wybieg. Unikałem w ten sposób spotkań. Ciągle usiłuję udowodnić, że nie jestem małpą. Że to był tylko sen. Mam alergię na banany a pomarańcze wywołują u mnie mdłości. Wczoraj widziała mnie z samicą. W moją stronę poleciała jej ślina. Coś jakby krzyczała, że ko-cha. Udawałem, że nie rozumiem. Łatwo udawać będąc małpą. Dzięki temu, że ogoliłem małpie oblicze, mam teraz dobre rwanie w sąsiednich klatkach. Po co mi ludzka kobieta? Będąc małpą chcę tylko małp. Tylko małp. Tylko. A wszystkie małpy chcą mnie. Małpi Król Dn,20VI, 1889rok Ze ZWIERZEŃ Małpiego Króla
  7. Topię się w ślinie- niezrealizowania, niespełnienia, nieoczekiwania, niedoczekania. Utonąłem w dźwiękach, kiedy zacząłem tracić słuch. Utonąłem w innych dźwiękach, kiedy zacząłem tracić siebie, kiedy stałem się niezdecydowanym blagierem z pustą kartką między oczami. Z czystą kartką. Z kartką, na której przechodzący ludzie stawiali autografy i wykrzykniki. ktoś usiłował nawet odgasić tu peta. Oplułem mu rękę, odgryzłem palec. Nawet nie zauważył, że krew wyciekająca z rany podpisała papier jego nazwiskiem. Teraz kartka na mym czole z podpisami przechodniów, zakropiona krwią przeistacza się w cyrograf. Zabiorę ją z sobą do piekła. Do mego piekła- wspomnień i niedopowiedzeń. Stary diabeł mocno śpi, Stary diabeł mocno śpi... - Kłopoty ze słuchem. Rozumiesz bracie?- (ktoś obok) - Kłapouchy ze stogiem- (bezsensem odbite, niedosłyszane zdanie)- dalsza jego część tonie w szmerze zapomnienia. Tak. Jestem jednym z Tych, którzy tak chcieli usłyszeć Boga, że oczekując GŁOSU, przestali słyszeć ludzi. Tak. jestem z Tych, którzy zapatrzeni w cud, zapomnieli nakarmić psa i podlać rośliny. Tak jestem- z tych, którzy myśląc o niebie, nie zauważyli, że obłoki przerodziły się w ciągi brudnej mazi i nawet nie ma już gdzie bujać... Pies tymczasem zjadł był uschłe rośliny i odszedł. Nie podniósł nogi na pożegnanie. Nie naznaczył moczem drogi powrotnej. Po prostu odszedł, ciągnąc za sobą smycz. Trzymał się nogi obcego faceta, któremu z reklamówki wystawało kacze skrzydło. Cholerny darmozjad. Oddałem mu własną poduszkę, ułożyłem. Odszedł mimo tego. Może jednak był żle ułożony? Do mego piekła nie przychodzą już nawet szczury. Kiedyś dawno przychodziły dzieci, rzucały bananami. Mówiły, że jestem małpa i rzucały. Dobre banany. Prima sort- pierwszy gatunek. Nawet smaczne, jak się palcem to ciemne oddzieli od reszty. Później ktoś postawił mi miseczkę. Nazwał Czela, przynosił mi resztki kości z obiadu. Na nektórych były kawałki mięsa. Wtedy też obok mnie usiadł pies. Był długo. Długowłosi młodzieńcy zasadzili roślinki obok. Prosili, żebym podlewał. Przynosili za to papierosy. Po niektórych poprawiał się humor. Ale przestali przychodzić. Dziś już nikt nie przychodzi. Moja niestrzyżona broda i długie bardzo długie włosy, spętują nogi wędrowcom. Nikt nie doterłby aż w środek mego piekła. Nikt nie dotrze, do miejsca, gdzie na śmietniku, zagrzebany we własne wspomnienia siedzi CZAS. Nikt nie zbłądzi tu tej zimy. Nikt nie odwiedzi PIEKŁA CZASU. Nikt nie ma na to czasu. Ja mam Czas, ja poczekam... ---Czas---
  8. Dziękuję za komentarze tym, którzy zostawili swój ślad pod tym wierszem, i tym, kórzy zostawili ślady pod innymi wierszami. i tym, i tamtym życzę w nowym roku wiele radości i szczęścia. af
  9. . Mój wiersz- moment mnie samego. Nie chcesz go- daj go katu, kotu, psu gończemu. Wiersz- chwila w pędzie, zatrzymanie, popas, pauza; Ów wiersz- wychodzony, rozchodzony- istna łajza... Wiersz- chwila pędu, zatrzymana na czas wojny; Mój wiersz- rozbiegany jak jej oczy; zwariowany, już spokojny. Ten wiersz, co się przyśnił, wyćmił, zaćmił, błysnął, powstał na skrzywionym denku oka. Wiersz- zupełny urwipołeć, chachar, szajbus i idiota.
  10. Wyciąłem "na serce". Dziękuję Marcin- za ogląd i osąd. Uwaga z gatunku kosmetycznych ale cenna i jak pewnie zauważyłeś wykorzystana. Jeszcze raz dzięki. Tekst trochę przydługi. Pisany z zamiarem rozszerzenia jakieś dwa lata temu. Fajnie, że zajrzałeś i zostawiłeś ślad po sobie. Pozdrawiam. AF.
  11. Spytałem, czy ma dupę- obróciła się do mnie plecami. Spytałem, czy ma rozum- odwróciła się na pięcie. Po tygodniu bez pytań spakowałem plecak i swoą wytartą trasę. Jeśli zechcemy tego- Ja i Bóg- nie zapytam o fiołki na oknie. Po co pytać, kiedy w wannie pływają kanalie? Pytać, kiedy ogień na wydumanym kominku, cofa blask, na powrót zmienia się w oschłą brzozę? Wciąż tylko między oczami drący mordę ptak- Niedokończone Pytanie. Ptak- Cofnięty Jazgot Kaemu. Ptak- Zamknięte Słowo. Jastrząb, co stał się.
  12. Zlituj się nad nimi, zlituj się nad nimi! Panie Piotrze, o litość proszą pokonani. Nie cierpię litości. Dobij nas, dobij nas, Lilko! Pokaż, na co naprawdę Cię stać. JESTEŚ WIELKA :-)
  13. Księżyc usypiająco jeszcze podprowadzał Memnonka pod stan podprogowy,w którym czas otworzyć oczy. PAMIĘTAJ- MEMNO LEŻY TAM, GDZIE ROSNĄ FIGI. * * * Sklejanie w całość wiadomości o Memnonkach. Wybrakowanych, poskładanych, w połowie tylko dopowiedzianych przez kolorową wyobraźnię. Memnonek spoczywa przykryty pierzynką. Powoli i sennie oddaje słońcu promienie mieszkające w jej głowie. Kiedy zdążylaś poprawić włosy? Niezauważalnie, od niechcenia potrząsnęłaś głową i blond pasemka ułożyły się w jedyny, specyficzny wzorek. Twój nepowtarzalny. Śpisz jeszcze, oddychasz. Maleńczuk wściekłą mieszaniną rocka zagłusza Twój oddech, plącze niechcący jego rytm. Plącze też myśli i namawia mnie do sięgnięcia po kolejnego papierosa. Uskutecznia się kolejna podprogówka. Powodowana tym razem działaniem kawy. Szukanie w sobie pierwszego zwiastuna podnieconej sztucznie weny. Kofeina także wymaga ofiar i wyrzeczeń. Spadło po raz kolejny tej nocy stężenie nikotyny. Odczuwam jej brak w sobie. Mam jej potrzebę zakodowaną w środku. Podobnie jak potrzebę bycia z Tobą. Perfidna odmiana palącego rock and rolla. Gorycz kawy i zbyt mała ilość luksów wydobytych z naszej żarówki, wprowadzają mnie w stan okołodepresyjny. A jednak jesteś. Do opowieści o Memno-krainie wrócę jeszcze nie raz. Teraz piszę, żeby zająć czytelnika, żeby było więcej i trochę według kanonu. Trochę tylko. Tak dla picu. Dotrzeć do tego modelu, pomijając czas, kiedy marnowałem czas na wciąganie dymu z rozżarzonych pałeczek. Dalej to robię. Przecież wiesz. Wyprostuj się Andrzej, stań przy oknie Andrzej, pokaż światu, pokaż sobie samemu, jak wygląda nocno-poranne Polaków Małych Palenie. Zupełnie niewinne, niczym nie grożące. Wołając Słońce, wołając Ciebie. A tu Ty leżysz obok, bliska. Nie. Jeszcze nie wśliznę się w Twój senny azyl, by chłód mych dłoni nie spłoszył ptaka nocy. Poruszona tym zdaniem, przez sen jeszcze wzruszyłaś ramionami, poruszyłaś głową i tylko Fi śpi nieporuszona, w wypośrodkowanej, psiej pozie, czujna, zwarta, gotowa. MEMNO, TO TAM, GDZIE ROSNĄ FIGI. Ach tak... Pamiętam. Pamiętam wczoraj, tworzę dziś, wymyślam jutro. Rozkodowany, poruszam palcami stóp pod kocem. Odczuwam ból, jedną z oznak życia. Życie, to ciągła gotowośc do śmierci. Tak myślę. Śmierć jest kresem wędrówki. Jej metą i zwieńczeniem drogi samej w sobie. Dopóki toczy się piłka rzucona przez sędziego i szumi trawa oplątująca kostki. Dopóki szumi drzewo i śpiewa ptak, choćby baranim głosem, tak długo toczy się ta gra. Podnosimy się faulowani przez los, okoliczności i przeciwnika. Czasem padamy skoszeni przedwczesną zadyszką. Lekarz przynosi nam recepty. Suflerzy, którym wydaje się, że każdy z nich jest najlepszym trenerem, podpowiadają tempo i odległość do mety. Bo już nie gramy, już biegniemy. Porzuciliśmy mecz. Za dużo dyscyplin. Prawdopodobnie. Co bardziej opornym komisja sędziowska dorzuca karne okrążenia. Nasz cotygodniowy marszobieg. Niektórzy biją rekordy, większość bije się między sobą. Niektórzy grają nawet fair play. Tych nie lubi się najbardziej. Zasadą jest dograć mecz do końca. Najambitniejsi padli przed przerwą. Nie wytrzymało im serce. Inni dopingują się używką-dozwolony środek, tani doping, środek do zakładanego sukcesu. Sukcesem dla wielu (tak mówią) jest dotarcie do mety, do końcowego gwizdka. Czasem trzeba popchać wózek, dopóki Wożony nie będzie miał sił, by truchtać o własnych siłach. Ci co biegają rekreacyjnie, mają nas za durni z pogranicza zawodowstwa. Obstawiają, kto dobiegnie pierwszy i zgarnie nagrodę. Ci, co nie mają dobrego startu zdejmują spodnie i "srają na majestat śmierci"*. Na poważnie i definitywnie. Na karcie biegu notują "o godz. 10.45 srałem na majestat śmierci". Poważnie niepoważni, mijając budki z wyprzedażą za pół darmo nieskonsumowane jeszcze hot-dogi, cieszymy się, że zdobyliśmy pokarm za pół ceny. Później brakuje nam oddechu, więc sięgamy po papierosa i skaczemy do basenu. W międzyczasie wzrasta nam pojemność płuc i potrafimy pod wodą kopulować w słuszny, heteroseksualny sposób. Wychodząc z wody gubimy zmarszczki i kilogramy. Pospiesznie rzucając czepek gdzie bądź, rozglądamy się nerwowo, szukając przystanków miejskiej komunikacji. Stać nas tylko na bilet w jedną stronę. Wracając pieszo zdobywamy sprawność wzorowego piechura i mandat za blokowanie torowiska. Okazało się, że przez nieuwagę weszliśmy na środek jezdni. Tego, co odważył się zatrzymać tramwaj tłum obwinia o utratę pracy i inne życiowe nieszczęścia. Wysypuje się z drugiego wagonu i wygraża pięściami. Tłum nie lubi się spóźniać. Na środku torowiska stoi dziecinny wózek. Pasażer wózka uśmiecha się słodko i potrząsa grzechotką- zwykła puszka po piwie, do której czegoś ktoś mu nawrzucał. Jakaś babcia-staruszka krzyczy, że przez cholerny wózek spóźni się do kościoła. Jej koleżanka różańcem bije po twarzy motorniczą, krzycząć: "Jedź, ty cholerna dziwko!" Nastoletnie panienki chichoczą, widząc jak rozczochrany hippis próbuje odblokować hamulce wózka. Trzęsą mu się ręce. Nie przyćpał dziś jeszcze, ale już pod wpływem wczorajszej działki dostrzegł wewnętrznym okiem, siedzące w wózku Bóstwo. "Zróbcie coś z tym bękartem..." Usiłuje krzyczeć ta, co lada chwila spóźni się na podniesienie monstrancji. Po podniesieniu msza nieważna. Zjawia się policjant. Na sobie ma kamizelkę kuloodporną. Jego pies obwąchuje siatki kobietom. Wyciąga pyskiem kurczaka, którego zmęczona kobieta wiozła dzieciom. policjant czule głaszcze psa, pytając, ją, czy ma na kurczaka paragon. Kobieta nie ma- zostawiła przy kasie. Policjant prawą ręką głaszcze psa, lewą wypisuje mandaty. Dla kobiety za obrazę władzy i czynną napaść na funkcjonariusza. Pies mógł przecież przebić sobie jelita kośćmi. W tym samym czasie pies sika na protezę inwalidy, biorąc ją za kawałek drzewa. Proteza jest drewniana. Pies odgryza kawałek protezy, bierze ją w zęby i łasi się. Skomląc zaprasza staruszki (te od kościoła), żeby rzucały mu patyk. "Na rany Jezusa, pójdziesz cholero!!"- krzyczy zdenerwowana ta od różańca. Policjant wypisuje jej mandaty za zniewagę funkcjonariusza i za przeklinanie w miejscu publicznym. Jest zły. Kończy mu się bloczek i siada akumulatorek w radiotelefonie. Po zastanowieniu, wyjmuje rewolwer i oddaje kilka strzałów ostrzegawczych w powietrze. Pech chce, że kule zrywaqją przewód trakcji elektrycznej. Następuje porażenie prądem- ogólne i sprawiedliwe. I tylko dziecko w wózku zachwycone ściąga czapeczkę i maskę bobasa. Okazuje się, że pod maseczką dziecka ukrywała się ordynarna twarz willka o kaprawych, skośnych ślepiach. Pies położył się na wznak i udaje trupa. Wilk przeciąga wózek na sąsiedni tor, obszukuje kieszenie podróżnych rażonych prądem i wrzuca do swej grzechotki wszystki bilon, jaki udało mu się znaleźć. Jeśli uda mu się powtórzyć numer jeszcze ze trzy razy, wyjedzie w Bieszczady odpocząć. Sezon na wilka zacznie się dopiero za trzy miesiące. przez trzy miesiące wilk sam będzie człowiekiem dla siebie samego. W końcu... Wilk, też człowiek. * cytat zaczerpnąłem z książki Pana B.Chorążuka "OPO-WIADANIA" jest moim ulubionym zwrotem z tej książki owo sformuowanie: "SRAM NA MAJESTAT śMIERCI' też tak mam czasami. Pozdrawiam wszystkich, którzy doczytali do końca. AF
  14. O! Ktoś coś wspomniał o Figowym. He he he. Ktoś znany? Temu też dałbym Nobla. Za całokształt (całowanie kształtu, przy jednoczesnym pominięciu wnętrza. Dla całujących kształty pomyślne wieści. Podobno naukowcy opracowali żywe waginy na bazie tkanki szczurzej.) Dla całujących klamki przy grobach Szopenów (tak, tak one rosną jak grzyby po ścianach), komunikat zły: Pani Ula jeśli jest w tym tekście miniaturką Figowego, to i tak jest większa od ZWYCZAJNYCH miniaturek. Pani Urszulo, ktoś tu kiedyś pouczał, że pisarz MUSI być prosty, to znaczy PRÓŻNY. Naszą próżnością podbijemy Bonn, Londyn, Chicago albo Nowy York. Zresztą... Co ma Basia do wiatraka? ;-)
  15. Jeśli o lenistwo chodzi, to z chęcią podyskutuję z panem (?) Moim zdaniem będąc z natury leniwym, nie powinien pan w ogóle zabierać głosu na forum. Lenistwo bowiem wypacza zarówno ciało jak i umysł. Po prostu (kolejny banał) organy nieużywane zanikają. Cieszy, że w swoim komentarzu do tego tekstu użył Pan w sumie więcej słów niż ja w samym wierszu. Na swój sposób, to cieszy. Życzę dalszego rozwoju. AF P.S. Pisząc o organach nie miałem na myśli tych w Oliwie. (Gwoli dalszego lenistwa)
  16. OUlalala! Jednoznacznie? Ach ULga. To Ula. To wrzuć może w ULubione? Pozdrawiam. AF
  17. . Życie jest piosenką, W której się wie, Że czas zacząć refren. Różnimy się zwrotkami i partnerem z duetu, w istocie- powtarzamy dźwięki. Tak, tak! Życie jest piosenką. Tak, tak! A My, to słowa piosenki.
  18. Panie Piotrze, odnoszę wrażenie, że mieszając się ostatnio z błotem dojrzeliśmy, czy też raczej oswoiliśmy się ostatnio ze swoim typem wypowiedzi. Nie wpierdalam się mam nadzieję w odczucia innych ludzi (he, he) ale to opowiadanie mi się podoba. Zgadzam się też z Corneliusem, iż nie wszyscy znają Bukowskiego. Ja oczywiście nie znam. Jedynym chyba współczesnym, którego znam, jestem ja sam. Fakt, moje opowiadanie miało odcień złośliwości wymierzonej w nasze słowne utarczki, jednakże tak jak i u pana, po wymieszaniu błotka, którym się porzucało i śliny ze ślinotoków, czy jak kto woli słownym waleniu w mordę, czas chyba jeśli nie podać rękę, to ukłonić się na odległość i pójść w swoje strony. Dobrze, że opowiadanie nie jest zbyt długie, co tu na forum czytający mają w cenie. A zwrot akcji i niespodziewane zakończenie (no, chyba, że Bukowski ma podobny styl) bardzo mi podpasował. To lubię w literaturze, prawdopodobnie dlatego, że takie jest życie. Pozdrawiam. Figowy. Andrzej, nie listek :-)
  19. Espeno, ten obraz jest do zobaczenia w Twojej głowie. Jestem prawie pewny, że opisałem go dość "plastycznie" by wyświetlił się wewnątrz głowy. Rodzaj płótna, podkładu i detale typu tło i luźne maźnięcia pędzlem pozostawiam wrażliwości i wyobraźni odbiorcy. Jeśli chcesz go zobaczyć, to szkic do niego bez trudu namalujesz sama ;-) Pzdr. AF
  20. Wycieczka szkolna zatrzymała się przed kolejnym eksponatem. Rycerz spod przyłbicy zerkał mętnym wzrokiem. Nie wyciągał już z werwą całej, ubranej w blachy ręki. Wystawił tylko z metalicznym chrzęstem dłoń zakutą w zbroję. Do dłoni przymocowaną miał łańcuszkiem skarbonkę w formie zamczyska, z otworem wielkości wlotu do ula, tak by, jak mawiał kustosz: "tylko papier mógł wejść do zamku". "Papier" bywa cierpliwy, ci co go wydają- nie zawsze. Na makiecie zamku nie było szyldu UWAGA FOSA. Na makiecie zamku, na jego proporcu, poruszającym się pod wpływem ciężkich westchnień Darczyńców, powiewał napis UWAGA FOCHY! Wycieczka szkolna, jako że nijak bilon nie chciał wcisnąć się w misterną konstrukcję skarbonki, a żaden papier nie chciał z niej dać się wyjąć, była rozczarowana i znudzona. Oprowadzająca Muzealnik, rodem z Uprzedniej Epoki, z miną: JA WIEM LEPIEJ, pokazywała kolejny eksponat. Obraz młodego i jeszcze niezbyt znanego twórcy, który bił rekordy cenowe. Oferowane za niego stawki wielokrotnie przewyższały nawet kursy czarnorynkowe za lewe dyplomy Łódzkiej Filmówki. Choć oprowadzająca wycieczkę nie wiedziała nic o genezie obrazu, nie wiedziała, nie znała idei jego powstania, dumna ze swego intelektu, z miną:JA WIEM LEPIEJ uknuła naprędce opowieść. Sama szukała odpowiedzi na pytanie, co sprawia, że obrazy takie są w cenie. Oto mniej więcej, co mówiła młodzieży: - "Na pierwszym planie (proszę wycieczki) widać kropkę. Proszę zwrócić uwagę... Kto tam zwraca?!... Uwagę mówię... Śniadanie nie smakowało? Bułka z bananem? A któż jada takie świństwa?! - Powiadam... Kropka, to prawdopodobnie oś świata postrzegana irracjonalnie, podczas którego to postrzegania (irracjonalnego), w jego konwencji dzieło jest utrzymane. W lewym, górnym rogu protoplaści bohatera, do którego dojdziemy później, dochodzą do siebie po akcie prokreacji, której zamierzeniem miał byc ten właśnie bohater. Nieco wyżej, na ukos, i trochę w lewo, dwie pary protoplastów pracują nad stworzeniem protoplastów właściwych. W ukos w dół od osi świata, na nocniku wykonanym z kadrów filmu o przygodach Tolka Banana i romantycznej tabliczce w kształcie serduszka siedzi dziecię, niewątpliwie płci męskiej. Jak można wnioskować, z wysiłku malującego się na twarzy dziecka, robi ono kupkę. (Zwracam uwagę wycieczki, że w czasach odzwierciedlanych przez obraz, nocniczki były przypisane na wyłączność użytkownika). - Idąc więc po ukosie, widzimy główny zamysł autora. W prawym, górnym rogu, metaforyczne oko opatrzności, zostało zastąpione Kubistycznie przetworzonym, także wszystkowidzącym okiem kamery. - Lewy, dolny róg, to uschnięta, trupia ręka z bransoletką pozłacaną o wadze dwunastu karatów, z czego dziewięć karatów, to czyste złoto. Formę wieńczącą bransoletki stanowi kształt nuty "szesnastki". Nie wiedzieć czemu autor wkomponował rękę w układ obrazu. Ręka pokryta jest liszajami i w przyszłości wywróci do góry nogami nocnik z chłopcem i zawartością nocnika. Ręka póki co zakrzywia palce, tak jakby chciała grać na niewidocznym fortepianie nokturn. Nie wiedzieć czemu całość obrazu nosi niedwuznaczny tytuł " Wielkie G robią małe G". Drugi, roboczy zapewne tytuł, pod którym znane jest dzieło, to "G.is- mol". Wycieczka patrzyła urzeczona. Zaskórniaki, których przeznaczeniem było piwo (chłopcy) i czekoladki (dziewczęta) i piwo (dziewczęta) i dziewczęta (chłopcy), zwinięte w ruloniki powędrowały do otworu w kształcie ula, na makiecie zamku, wyciągniętym i umocowanym na ręce rycerza. Zamiast napisu: UWAGA FOCHY widniał teraz napis: NA ODBUDOWĘ MOSTU. Tak, tak... Wydaje mi się, że życie, to ciągle jedna, wielka Fatamorgana. A może Wielkie Dejavu?...
  21. Znaczy pokora, czy znacząc poetka? Wasowski chyba. Tom jeszcze nie przeklęty? Może nie. Wszak Figowy z mlekiem matki wyssał mudrę odbicia. Ale cóż mudra mała na odbicie wielkie? Pozdrawiam serdecznie, mówią, że i klątwa nie trwa wiecznie. A tu w zlewie pływają złapane nocą krąpie. A nie... To tylko z kranu kropla nosem siąpie :-)
  22. Dzie dzie dzie dzie wuszko ko ko ko dzie dzie dzie nkuję. Za wzgląd i osąd. To Tyś poetka, więc pewnie racje wszelkie po Twojej stronie staną rzędem. Ja no cóż... niespokojny duch w głowie rozsiadł się jak na urzędzie. Pozdrawiam i dzie dzie dzie nkuję. Czas nas uczy po ko ry. Pzdr.
  23. . Zabijała mnie z uśmiechem na ustach. Kiedy kiełkowała nadzieja, plewiła ją ostrzem słów. Prawie wyszło. Prawie umarłem. Był czas, gdy mawiałem, że mnie nie ma. Kiedy uwierzyłem, jej bycie zmieniło sensy i kierunek, wiatr przywiał błogosławione zdanie: - Ty nie istniejesz. - Ona nie istnieje. Nawet w tym wszystkim pogrzebanego później, nie było Jego. Tak zmartwychwstają historie. Z kopca umarłych ziaren, Nadzieja znów puszcza się zielonym pędem w moją stronę. Uwierz skarbie. Przejdź bramę. To Ciebie Nie Ma.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...