Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

miłość w wierszach - konkurs


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 307
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Bo zawierzył miłości


Od najmłodszych lat
poddając się drogowskazom
które prowadziły do nikont
wędrował ciemnymi drogami

aż w koncu zabolało go
zmęczone tą nicością serce
i przemówiło do niego sumienie
w tedy zrozumiał i zawrócił

odnajdując to czego nie znał
razem z tym zbudował dom
pełen rodzinnego ciepła
bo uwierzył w jej sens.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JEJ historia miłości.

Początkiem było otworzenie,
następne uświadomienie,
potem zaciekawienie,
w końcu oszołomienie,
niedowierzanie zachwyt i przeznaczenie,
po zastanowieniu zrozumienie,
a później pogodzenie,
choć jedno było pewne to było zawiedzenie był strach ból i opuszczenie był smutek i zapomnienie.
Przełomem było duchów święto i całe myślenie zmieniło się prędko.
Było zaskoczenie i zadowolenie.
Później pragnienie.
w domu przemyślenie i wielkie myśli kłębienie,
przemienił się zachwyt w niedowierzanie radość w powątpiewanie,
lecz opisać nie mogła słowami tego co czuła do niego chwilami
Juz się nie zastanawiała,
Pobiegła dotknęła powiedziała te 2 płomienne słowa,
i poczuła jak by zaczęła żyć od nowa
teraz jest radość i zadowolenie
zachwyt i dojrzenie
kochanie a co najważniejsze to nad wszystkimi tymi uczuciami i myślami zapanowanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-----NAGOŚĆ KSZTAŁTÓW-----


pędzluję akty w niej
widząc muzę godną piedestałów
włosie w sosie soczystych barw

ocieka klepsydryczną talią na płótnie
pełne usta pusta wątrobiasta szaro-czerwień
oczu latarnianych trwogi smutek
sutek twardy targa powietrze zziębnięte
pomieszczenie szczegółów głów tułów
słów brak

konwersacja spojrzeń
językiem pędzla namiętna



czuję na policzkach chropowatość
twoich piersi
opuszkuję ciepły jeszcze brzuch
łzawiste rzęsy

dla mnie żyj śnij schnij


będziesz moją na ...
ścienną

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powroty

Jeśli chcesz coś powiedzieć, dobrze się zastanów,
czy słowa raz zgubione nie zburzą twych planów

czy czasem nie obudzisz w pamięci ukrytej
jakiejś nuty już dawno zatartej, rozmytej

tamtych chwil nie pamiętam, bo zapomnieć chciałam
aby było jak dawniej, słowa to za mało

może nie chcę nic zmieniać, nie chcę już powrotów
słońce świeci bez ciebie, samotność to spokój

tamte słowa ci przecież mogą figla spłatać
i nie będziesz mógł zniknąć już z mojego świata

zaplączesz się, pogmatwasz świat swój ułożony
więc używaj słów zwykłych, nie tych pogubionych

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zostań

Chwila
chwila bezsennie się dłuży
Myśli
myśli dręczące człowieka
Słońce
słońce w wiosennej kałuży
Życie
życie co ciągle ucieka
Jutro
jutro przyniesie pogodę
Gwiazdę
gwiazdę daruję ci z nieba
Jeśli
pamięć otoczysz ogrodem
Po co
więcej wspominać, nie trzeba
Przeszłość
już się przeszłością nie troskaj
Dosyć
i nigdy więcej już rozstań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mój

stanęłam w Twym progu
jak na krawędzi świata
zachwiałam się
podparłam o klamkę
drzwi uchyliły się mocniej

wyleciało zza nich tysiące motyli
przelatywały muskając me ciało
delikatny wiatr odgarnął włosy z czoła

zamknęłam oczy i weszłam za próg
najpierw usłyszałam dzwony cerkwi
później poczułam krople deszczu na twarzy
otworzyłam oczy
na stole leżał łagiewnicki żonkil

wszystko wróciło
to moje wspomnienia
cały czas zamknięte tu z Tobą

byłam już tu
jeszcze przed myślą i słowem
byłam

rozejrzałam się za Twoją twarzą
zobaczyłam uśmiech skropiony łzami

w Twych ramionach
czekał cały mój świat

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dłonie

gdybym tylko potrafiła
utrwalić chwile na płótnie
czy choćby w kamieniu
naniosłabym Twój dotyk

ale jakiego koloru jest ta pieszczota
i jak wykuć Twe dłonie
kiedy ty potrafisz jedną z nich
uchwycić całe piękno świata
i moje uczucia razem

nawet zimne kamienie
nie potrafią oddać naszego milczenia
krzyczą poruszone rozkoszą
splecionych w warkocze palców

odmęt kolorów
nie potrafiłby powtórzyć
bicia serca Twego
które przenikało moje opuszki
i pulsowało w duszy

jak to się stało
że moje serce
choć tak małe
wyrzeźbiło tą chwilę
a dłonie zapamiętały kształty Twoich dłoni

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

astralna znajomość *

W każdym dniu bywa tak samo
(piszę "bywa", bo każdemu czasami brakuje uczucia ciągłości pojęcia "jest")
W dzienniku opisuję moją konsystencję, która przechodzi do historii powszechności
stan zużycia mojego ciała ze zmienną ilością odżywczych materii.
Są konkretne daty,
niestety nazwiska często poprzekręcane
nie mam dobrej pamięci do nazw własnych
czy określeń szarych eminencji codzienności
ale mam taką znajomą nie z tego świata
- co zalatuje wątkiem s-f -
w której przebywam jako taki specyficzny wizerunek mnie:
z plastikowym kubkiem kawy,
na ławce z widokiem na miasto
(ale w bezpiecznej odległości)
szukający czegoś w sobie
podgatunek samczy

Skupiając się na określeniu 'przebywam' -
dodam dla czepialskich,
że właściwie to mam wrażenia przebywania -
powiedzmy na zasadzie patrzenia na piękny obraz
i odczucia, że obraz od czasu do czasu też zerknie na mnie.

Kiedy zdarza się, że rano nie mamy możliwości usiąść razem przy śniadaniu
albo przytomność naszego świata urywa się w połowie rozmowy metafizycznej
leżę zwinięty w ból; mam nieodparte wrażenie, że wsiąkam w podłoże
tracąc resztki tłuszczu

na szczęście
budzę się do staro-nowego życia z uczuciem, że to był tylko zły sen
a moja astralna kobieta jest cały czas najbliżej

Na dzień dobry zrywam drzewo
cały bukiet drzew, który wkładam do wazonika
w pokoju gościnnym naszego domu
później wyrywam kartki z mojego dziennika i
zwijam w ruloniki różnej wielkości
tak żeby godzina 18:00
dotykała 18:00 z poprzedniego dnia -
dwadzieścia cztery godziny
jak największa przyjemność skondensowana w jednej minucie
jak najbardziej
widzę moją astralną kobietę
patrząc właśnie przez takie ruloniki
i wiem że wszystko będzie dalej,
limonka na niebie - ewentualnie - łyżka miodu
który spływa do wieczora,
do ostatniego 'dobranoc'
podgatunek samczy myśli:
astralna kobieta jest moim życiem
astralna kobieta jest moim życiem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepiękny wiersz

Przepiękny wiersz zaczynam pisać
wiem to
nadzieja wszak nie kłamie
zbudzi mnie jutro Twoją bielą
podasz mi dłoń
i
wiersz się stanie

zapachem snów
pieszczotą myśli
nieopisanym brakiem słów
dniem
unurzanym w słodkości nocy

dzisiaj mój pogrzeb
jutro nasz ślub...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

doszkicuj po ostatni szczegół

skończyłaś mówić. wracam do doniczki.
po drodze jeszcze pełen entuzjazmu
zachowuję się po pijacku
śpiewam
chciałbym cię wykorzystać:
mieć tylko dla siebie
każdą twoją dolegliwość
każdy ból wetknąć pomiędzy moje kości
żeby było ci wygodniej
malować w powietrzu moją sylwetkę
kiedy łapiesz ze mnie oddech
myślisz że rzeczywiście
śpiewam
stawiam kroki na zmianę:
raz pierwszy, raz ostatni
pierwszy, ostatni
pierwszy, ostatni

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ruchomość

Potrafię dobrze kłamać. Skreślone moje słowa
gdy bywają prawdziwe. Gdy bywają w taki sposób
nie są wcale moje. Moje tylko oszukują, krzyczą
ale nie do ciebie. Do ciebie milczę.

berlin dymi na nasz dom - myślę, cholernie dymi
karolina, wiesz?! - może uchyl lufcik, niech wleci.

Niech wleci, będzie łatwiej kłamać milcząc tylko,
to niezła sztuka. Całkiem niezła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krzyśtus




Miała na imię Magda, a jej matka
często powtarzała: Magda leni
się za bardzo, więc wzięła się do rzeczy.
Obejmowała go zaradnie i z pełnym
oddaniem, jak Pan Bóg
przykazał.

Latem masowała moje
stopy, a gdy chciałem porozmawiać
o miłości, wydymała
wargi.
Za ostatnim razem rzekła,
bym zgolił ten obleśny zarost.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O pewnym uczuciu


kocham cię, wiesz to?
rzekłam spontanicznie
powiem Ci przeto
że to nielogiczne
gdyż nazbyt wyczerpujące jest owe uczucie

zadumaj się skrycie
czy ja nie mam racji?
to nowe odkrycie
moich dywagacji
na temat miłości jakoby spełnienia

na nic me poglądy
zbędne dywagacje
niepotrzebne sądy
co rozdają racje
odnośnie problemów nie do rozstrzygnięcia

bo prawda jest jedna
miłość gardziel ściska
czuję się bezwiedna
i Tobie tak bliska
jakoby splątana gestów Twych powojem

jesteś dla mnie wszystkim kochanie Ty moje!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Z wiatrem"-------(wiersz konkursowy)
Wiatr plącze włosy
Ociera się o kark
Pocałunkiem pieści usta
Przenika dotykiem chłodu
Ciało odpowiada drżeniem


Zamykam oczy
Czuję


Przychodzisz z wiatrem
Oddechem gładzisz kark
Pocałunkiem witasz usta
Przenikasz dotykiem zmysłów
Ciało odpowiada drżeniem

Zostań

...for F....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Chaber i maki"

Pamiętam twoją sukienkę
Gdy zdzierałaś ją z siebie
I rzucałaś niebieski chaber
Pomiędzy czerwone dywany maków
Jakby to było dzisiaj
Falująca łąka od ciepłego lata
Tańczyłaś nago w takt walca
Falujące łono
Obejmowałaś ramionami powietrze
I szalałaś na tym przedziwnym parkiecie
Skłoniłem głowę
- Odbijany
Przeprosiłem grzecznie pana powietrze
Objąłem mahoń twojej skóry
Drżałaś
Taniec, pożądanie
Wyrwałaś mi się z ramion
Pobiegłaś
Pobiegłem
Zrzucałem po drodze z siebie ubranie
By po chwili dogonić cię
Dopełnić tańca
Nurzaliśmy się w srebrzystych kłosach
Gdy czesałem palcami twoje włosy
Uśmiechnęłaś się
Powiedziałaś:
- Już

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...