Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

pan_ktotam

Użytkownicy
  • Postów

    451
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez pan_ktotam

  1. pan_ktotam

    wychylenia

    Witam! Dzięki za wpadnięcie + za komentarze, pozdrawiam i kłaniam się /j.
  2. pan_ktotam

    wychylenia

    Zaczyna się od wychylenia, z rękami wspartymi Na parapecie, słyszysz, uwięziony w pajęczynie owad Świeże powietrze rozluźnia, wiotczeją mięśnie, Jest tak jak zwykle, ale nie chce się o tym mówić Patrzeć jak psują się meble, próchnica dopada wszystko A są i spojrzenia które mogą zmienić otoczenie W dowolnie głęboką przepaść, po upadku będę jak Bezkształtna masa, sucha babka co pachnie wnętrzem katedry Na szczęście nie trzeba się spieszyć, można dokładnie Złożyć pościel w kosteczki, usunąć zbędne włosy Wspomnieć tysiąc podobnych dni, przeszukać Szafki i skrytki, o których nikt nie wie, gdzie przecież Nie ma sensu grzebać, ale to akurat ten moment Dzieciaki za oknem rzucają w puszki ustawione na płocie Tam przejechał listonosz na rowerze, tu wisi pustka Pełnia gdzieś indziej Większość przechodzi przez mniejszość, to jak wstydliwy sen Bezkształtna masa, sucha babka co pachnie wnętrzem katedry
  3. pan_ktotam

    epitafium

    książkowy przykład komentarza, cha! :) /j
  4. taaa, naklejało się wszystko co tylko było pod ręką - asterki oczywiście kojarzę, ale deska jolana była marzeniem każdego dzieciaka, dla starszych były pół-pudła.. dzięki za wpadnięcie, kłaniam się! /jacek
  5. człowieka który jest mną poznałem wczoraj gdy myślałem żeby dać sobie spokój z każdą nową znajomością z każdym dniem na poddaszu byłem sobie nauczycielem literatury szewcem mistykiem zboczeńcem wreszcie pasażerem z piosenki igiego popa czy dramatycznie wyjącym wokalistą de kjur albo lepiej dżoj diwiżyn - bo nawet przypominałem całego tego kurtisa - może kiedyś też przyjdzie mi zdusić się kablem telefonicznym tymczasem euforia w następstwie odmętów bezładów chaosów - tak doprawdy dzika euforia bo oto stoi naprzeciw człowiek który jest mną wyciąga rękę w geście powitania a ja pytam: czy pamiętasz plamy na dłoniach babci która zmarła gdy stałeś cały dzień w kolejce po kolorowy telewizor później przyszła era gumy turbo którą kupowałeś dzieciakom sąsiadów warto wspomnieć o pierwszej gitarze z prawdziwego zdarzenia - elektryczna jolana jak z czerwonych gitar cha! z bitelsów może! - tak tak pamiętasz doskonale klimat pe-er-el teraz stoisz naprzeciw mnie cały w brudnej nowoczesności zrzuć to z siebie - powiedziałem i poszliśmy na obiad do knajpy gdzie sztućce na łańcuchach i warzą w garach pyszne zupy człowiek co jest mną nie jadł - odwrócił głowę w stronę biurowców za oknem powiedział że musi iść - więc zostałem sam na sam z 2 talerzami zupy z całym pe-er-el i naklejką z gumy turbo
  6. dziękuję za ciepłe przyjęcie! rzeczywiście, nie było mnie na stronie już kawał czasu, szkoda, że nie mam możliwości poszperać trochę w tekstach wokół, niestety mogę wpadać do Internetu tylko w pracy, niemniej dziękuję jeszcze raz za przywitanie i uwagi względem zamieszczonego materiału kłaniam się /jacek
  7. ostatnio zastanawiałem się co tam u Ciebie Agnes? dziękuję Ci bardzo za komentarz i przesyłam serdeczne pozdrowienia.. /jacek
  8. siedzę z kumplem w pustym wagonie towarowym pozostawionym na pastwę tor nie funkcjonuje od kilku lat więc mamy swoje letniskowe lokum bodaj kilometr od najbliższego osiedla gdzie zwą nas koszularzami a tu w naszym miejscu tak cicho wszystko jakby przez sen można chwilę pożyć odetchnąć od psikusów miejskiej dziczy ze starej deski staram się wystrugać kształt gitary elektrycznej na wzór wiosła z tego zdjęcia co znalazłem w katalogu dla muzyków kumpel ma ze sobą okulary ojca które cichaczem podkradł z domu wyglądam w nich jak mucha pastwisko przed nami jest moim pasem startowym chce mi się teraz latać że hej łapię w płuca powietrze czuję jak nogi powoli odrywają się od ziemi zaczynam płakać z podniecenia jak taki jeden muzyk z katalogu gitar
  9. pan_ktotam

    pogrążenie

    Schowany przed starością na strychu, przy zgaszonych światłach Masz realne szanse na filozofię, wolne odchodzenie od zmysłów Jesteś podróżnikiem, bywalcem kilku miejsc, masz ze sobą słowa Trafiają gdzieś poza pamięć zaraz po wypowiedzeniu Jak napięte struny słonecznego światła, przerwane zmierzchem Każdy problem zdaje się być zabawką umysłu, zmyślną grą Lubisz prostotę, jest przecież najłatwiejszym rozwiązaniem I można powiedzieć Obojętność to kwestia czasu Którą starasz się upchnąć w zegarku kieszonkowym Wszystko co wiesz to życie, rośnie i schnie jak drzewo Więc wyjdziesz na zewnątrz żeby być pełnosprawnym W jakimś stopniu sprytnie improwizować, wpływać i wnikać Chcesz stracić kontrolę, umyślnie zadajesz sobie ból Żeby czuć cokolwiek, podtrzymać gatunek
  10. Pierwszy raz widziałem tego dzieciaka niedaleko ulicy Starej, przy tym abstrakcyjnym żelastwie, które to żelastwo zazwyczaj rzuca cieniami na prawo i lewo, dezorientuje. Kłócił się. Krzyczał coś do siebie, przechodził w szept, zaciskał zęby, histerycznie powalał na nogi, przyznaję. Strasznie był pobudzony w całej tej swojej sztuce teatralnej. Niedaleko była kolej. W tamtą stronę poszedł chłopak, przysiadł na krawężniku gdzie kiedyś sam spędzałem dużo czasu na przekładach myśli, na rozdrożu. Zaczął recytować: ...znalazłem klucz, dlatego tu jestem przed katedrą Reux. będę szedł w cztery strony rozejdę się, podzielę moje powszechności... Przez dobrych parę minut dzieciak wyrywał źdźbła trawy, rzucał przed siebie, patrzył błędnie na wagony towarowe. Miał tak bardzo dziewczęcą cerę, delikatną twarz, drobne dłonie. Zdawać by się mogło, że można go zdmuchnąć jak kurz. Skończył: ...będę szukał domu dla mojego klucza. będą mówić: pan ktotam jest szaleńcem...
  11. cha! Panie Kantt - proszę dodać jeszcze na końcu "komentarza": "czyli witaj na stronie poezja org" i będzie bardzo fajna miniaturka dedykowana stronie
  12. a drzewa wiercą się, wiją; Nie pozwolą ogłuchnąć w tej próżni gdzie metalowe liście są żyletkami; Przenoszą brzdęki, choroby gdy kradnę zapachy z ogrodu, który wisi gdzieś na wietrze; Naturę kradnę i pewnie to tutaj krzyżują się moje plany, taki plac na rozdrożu; Myślę naliczyłem już dwadzieścia cztery ciężkie, przemoknięte kroki, moje imaginery, przeciwsłoneczne opaski, bulwary stoickie przystanki pamflecistów; uciekinierzy z was ludzie, uciekinierzy; a elektrownie wokół miasta ryczą
  13. ________powtórzę się Misiu ;) swoista introdukcja dobrego pisania, nareszcie ucieczka od abstrakcjonizmu - jakże Ci leżącego - teraz jest prawie idealnie. cały cykl zapisz jako kawałek prozy - tak dla eksperymentu i np. rozwiń takie fragmenty jak tutaj druga część, resztę napisałem na JL i w zasadzie to nie ma już co poprawiać, widzę jakieś zmiany w zapisie?...
  14. Dziewczyny na parkingach Museet for Samtidskunst, ach te dziewczyny. Podstarzałe prostytutki, zwapniałe jak mój drewniany słonik - skradziony na ulicznym targu wschodniej części centrum, pobojowisku, gdzie wszystko jest wymyślone, mało prawdopodobne - a słonik już pleśnieje, zamiast szczęścia przynosi smród spalenizny w stylu przesadnie rozpalonych ryb na grillowiskach domków jednorodzinnych w okolicach pałacu królewskiego albo spermy 30letniego sąsiada - wciąż prawiczka - strasznie zgnębionego nową odmianą depresji, gdyż pewnej nocy okazało się, że jego żona jest w ciąży z powszechnie znanym mulatem - sprzedawcą zabawek dla kobiet w potrzebie, w skrócie: dołujące, no nie? Chwilę później widziałem te prostytutki w chmurnej pomarańczy - odbijała się w jednym z komercyjnych jezior Oslo, pomarszczone to niebo, ach, jak bardzo pomarszczone i tak bardzo specyficzne - podobne do cellulitowej pupeczki żony dobrego przyjaciela - zresztą ojca tego mulata o którym wspomniałem wcześniej. Wracając do starych, ale jarych dziwek z dobrym gustem - (bo popijały kawę z firmowych kubeczków do zaparzania ziół) - nie potrafię wymienić ich imion tak jak kiedyś na egzaminie z medycyny zatkało mnie podczas odpowiadania na pytanie o czynniki ryzyka miażdżycy, po trzydziestu minutach wpatrywania się w ich wizerunek, twarze zaczęły falować tak bardzo, że zdumiony rozlałem resztki z butelki wódki (przywiezionej aż z Moskwy) i przypomniałem sobie o moim znajomym rybaku - wpadł w czarną dziurę, zaginął ale nie wiem dokładnie gdzie, zgubiłem jego ślad daleko od centrum między wiejskimi chatami łowców zwierząt, przydrożnych sprzedawców owoców - a przecież szliśmy tu razem taki kawał drogi rozmawiając o życiu. W każdym razie takim zbiegiem okoliczności trafiłem na cmentarz jakieś trzy kilometry od mojego domu - wykopałem mały dołek - dosłownie kilka ruchów szpadelkiem dla dzieci (tak żeby zmieścić pudełeczko wypełnione rzeczami z Oslo: miałem tam prostytutki, sporą część muzeum, parking, butelkę czystej z Rosji) i trafiłem na zwłoki jezusa, który profilaktycznie zapytał czy się modlę - odwróciłem głowę udając, że nic nie słyszę i przykryłem wszystko ziemią, która miała konsystencję herbacianych fusów -podobnych do tych jakimi wywróżyłem sobie bardzo głośne brawa tej pijackiej nocy podczas mojego nieudanego odczytu w le madame
  15. ruchomość Potrafię dobrze kłamać. Skreślone moje słowa gdy bywają prawdziwe. Gdy bywają w taki sposób nie są wcale moje. Moje tylko oszukują, krzyczą ale nie do ciebie. Do ciebie milczę. berlin dymi na nasz dom - myślę, cholernie dymi karolina, wiesz?! - może uchyl lufcik, niech wleci. Niech wleci, będzie łatwiej kłamać milcząc tylko, to niezła sztuka. Całkiem niezła.
  16. doszkicuj po ostatni szczegół skończyłaś mówić. wracam do doniczki. po drodze jeszcze pełen entuzjazmu zachowuję się po pijacku śpiewam chciałbym cię wykorzystać: mieć tylko dla siebie każdą twoją dolegliwość każdy ból wetknąć pomiędzy moje kości żeby było ci wygodniej malować w powietrzu moją sylwetkę kiedy łapiesz ze mnie oddech myślisz że rzeczywiście śpiewam stawiam kroki na zmianę: raz pierwszy, raz ostatni pierwszy, ostatni pierwszy, ostatni
  17. astralna znajomość * W każdym dniu bywa tak samo (piszę "bywa", bo każdemu czasami brakuje uczucia ciągłości pojęcia "jest") W dzienniku opisuję moją konsystencję, która przechodzi do historii powszechności stan zużycia mojego ciała ze zmienną ilością odżywczych materii. Są konkretne daty, niestety nazwiska często poprzekręcane nie mam dobrej pamięci do nazw własnych czy określeń szarych eminencji codzienności ale mam taką znajomą nie z tego świata - co zalatuje wątkiem s-f - w której przebywam jako taki specyficzny wizerunek mnie: z plastikowym kubkiem kawy, na ławce z widokiem na miasto (ale w bezpiecznej odległości) szukający czegoś w sobie podgatunek samczy Skupiając się na określeniu 'przebywam' - dodam dla czepialskich, że właściwie to mam wrażenia przebywania - powiedzmy na zasadzie patrzenia na piękny obraz i odczucia, że obraz od czasu do czasu też zerknie na mnie. Kiedy zdarza się, że rano nie mamy możliwości usiąść razem przy śniadaniu albo przytomność naszego świata urywa się w połowie rozmowy metafizycznej leżę zwinięty w ból; mam nieodparte wrażenie, że wsiąkam w podłoże tracąc resztki tłuszczu na szczęście budzę się do staro-nowego życia z uczuciem, że to był tylko zły sen a moja astralna kobieta jest cały czas najbliżej Na dzień dobry zrywam drzewo cały bukiet drzew, który wkładam do wazonika w pokoju gościnnym naszego domu później wyrywam kartki z mojego dziennika i zwijam w ruloniki różnej wielkości tak żeby godzina 18:00 dotykała 18:00 z poprzedniego dnia - dwadzieścia cztery godziny jak największa przyjemność skondensowana w jednej minucie jak najbardziej widzę moją astralną kobietę patrząc właśnie przez takie ruloniki i wiem że wszystko będzie dalej, limonka na niebie - ewentualnie - łyżka miodu który spływa do wieczora, do ostatniego 'dobranoc' podgatunek samczy myśli: astralna kobieta jest moim życiem astralna kobieta jest moim życiem
  18. dziękuję za komentarze, odwiedziny tekstu. może jakieś uwagi? /j.
  19. Niebotyczne domy. Golę głowę pod zlewem, zerkam za każdym razem jak przytnę skórę. Ponad drzewa spadziste dachy, gont nawet nad wysokim sąsiadem tam gdzie dymi jego głowa. Dopiero tli się z główki jego syna. Nie nadąża biedaczek za krokami ojca, podziwia dorosłość, próbuje nawet naśladować. Obaj jakby zadawali sobie odpowiedzi bez pytań Domy i tak są największe. I tak. Milczące jak moje golenie. Jak moja brzytwa rodzą niepokój swoim wyglądem, krzywdzą Przechodzę w rzeczywistość. Zawijam rękę w białą, podartą koszulę, musiałem się wcześniej skaleczyć. Jakieś szkice, rysunki na podłodze, niebotyczne domy przylegają do kartek. Nie są już takie przerażające, są moje
  20. pan_ktotam

    w bojlerze

    byłem nagi. Przegoniony ręką więc cały w błocie i śniegu, umiałem tylko gryźć np. w szyję, albo przegryzać piszczel, zaznaczać teren na pochwie zgwałconej przez myśl przeszłej kochanki oddanej Patrzyłem na różnych. Na tych co byli opisani albo chociaż zaczęci. Ja jeszcze nie, tak bez słowa, do cholery jasnej i oczywistej, do końca sezonu polowań chwytać małpie odruchy. Odkryć samogwałt nazwać jakoś inaczej. Może bez słowa, bez cholery z drzwiami na oścież i piszczelem w zębach żegnać się
  21. Jak zwykle poszło o jakiś banał... Siedzieliśmy przed telewizorem i przekonany byłem, że zaraz coś wystrzeli. W takich chwilach staram się powtarzać w myślach jakieś zdanie, czasem nawet słowo, żeby nie powiedzieć głośno czegoś idiotycznego, co mogłoby prowadzić do kłótni. jezus, jezus, jezus, jezus, jezus... Skupiłem się na małej czarnej plamce na ścianie i zacząłem myśleć... Niewielkie zawiniątko emocjonalne żarzy się w słońcu i błyszczy w odblaskach kontenerów na śmieci. Absurdalny widok skłania do płaczu. Człowiek jest upośledzony - zakładam kostium wstydu, ponieważ podobno też jestem człowiekiem. Czy każde pytanie połączone jest w parze z konkretną odpowiedzią? - A może odpowiedzi tworzą pytania - jako ułomne potomstwo? Nie mam więcej pytań. ...jezus, jezus, jezus, jezus... Wpadłem chyba w jakiś trans myślenia o absurdzie. Wybudowałem dom pod skrzydłami kruka. Żywię się jego odpadkami, popijam pot zrodzony podczas lotu - życie jest piękne - tak powiadają. Jestem bardzo odważnym tchórzem – czy to kolejne zapudełkowane uczucie oraz marny autoportret na ścianie dworca PKP? - gdzie jest wzór życia? Dlaczego go nie znam? - Wszystko odleciało z mojej głowy w bezkształt. Kruk też odleciał. Podsumowując: prawie nikt na stosie płonie. ...jezus, jezus, jezus, jezus... (dziś chyba nie działa) - Pe. powiedz właściwie - dlaczego ZAWSZE oglądamy to samo i dlaczego to właśnie ty ZAWSZE wybierasz wszystkie te cholerne programy a ja zawsze nie mam nic do gadania? - co mówisz?! Pe. obronił się pytaniem, chociaż dobrze wiem, że słyszał każde moje słowo wyraźnie. Często tak robił wiedząc, że potrafi mnie tym zdenerwować - mówię tylko, że straszny z ciebie egoista, na dodatek znowu udajesz, że mnie nie słyszysz. Po dłuższej chwili ciszy wstałem z kanapy i wyrosłem przed Pe. patrząc mu prosto w oczy. Wcale go to nie zaskoczyło - gdybym nie zasłaniał mu telewizora pewnie nawet nie zwróciłby uwagi na to, że próbuję nawiązać dialog. - t-e-r-a-z m-n-i-e s-ł-y-s-z-y-s-z? - wyklułem każdą sylabę bardzo dokładnie, zabrzmiało to jak próba wytłumaczenia starszym ludziom gdzie jest dworzec. Można również porównać z rozmowami dotyczącymi daty ważności na serkach homogenizowanych. Prawie zawsze jak jestem w sklepie, staję się ofiarą takich rozmów. Najgorsze jest wyjaśnianie, że sam ledwo widzę, bo mam poważną wadę wzroku. To nie skutkuje - każda babka i tak zapyta na końcu: "to ważny ten serek, czy nie?" - cóż poradzić, taki już urok starszyzny. Wróciłem myślami do rozmowy z Pe. Przez chwilę patrzył na mnie chcąc chyba prześwietlić moje ciało i zatopić oczy w swoim kochanym odbiorniku. W końcu zrozumiał, że nie ustąpię, poprawił się na kanapie i zaczął spokojnie: - czego ty właściwie chcesz eL.? - no powiedz, jeśli naprawdę cię wkurwiam, mogę stąd wyjść w tej chwili, rozumiesz? - w tej chwili. Pe. zaczerwienił się trochę i wsadził najmniejszy palec w ucho ruszając nim tak, jakby dokręcał śrubkę. Zaczynałem rozumieć, że znowu oberwie mi się, chociaż mam rację. Pe. dodał po chwili podniesionym głosem: - ciągle się czepiasz: telewizor, malowanie mieszkania, praca, sprzątanie, problemy z erekcją... Przecież wiesz dobrze, że to tylko kurewskie życie. Słuchałem go uważnie. Wyglądał teraz jak filozof. Zrobiło mi się smutno - rzeczywiście wciąż się czepiałem. jezus, jezus, jezus, Jezus...(zadziałało) Usiadłem na kanapie. Pe. oglądał znowu swój ulubiony program, w którym blask uśmiechów każdego uczestnika oślepiał mnie za każdym razem gdy próbowałem spojrzeć w ekran. To idiotyczne - ale zawsze chciałem wystąpić w tym teleturnieju. Może to odmieniłoby moje życie i też miałbym piękny uśmiech? – chyba właśnie to było moim jedynym spełnieniem. Nigdy nikomu o tym nie mówiłem... Spojrzałem na Pe. - wykonywał mechaniczne ruchy jak nakręcony robocik. Dłubał w nosie, wycierał wszystko o kanapę, czasami pierdział tak głośno, że słyszeli to chyba wszyscy mieszkańcy bloku. Gdy otworzył kolejną puszkę piwa, zachciało mi się rzygać. Znowu zapadłem w głębiny rozmyślań... Pływałem rzeką ognia, było bardzo gorąco, płonęły wiosła, - a może to tylko przepocone ze strachu dłonie? Widziałem we własnych porażkach samozadowolenie. Stworzonka emocji smażyły się w wielu żywiołach osobowości. Widziałem upadek wielu jednostek ludzkich. Umrzemy w tłumie sinej, zimnej masy nagromadzonej pomiędzy trzonowcami jakiegoś durnia, zamkniemy marzenia w puszkach po piwie. Wydukałem pod nosem, że idę poczytać. Pe. wiedział co to oznacza - odprowadził mnie do drzwi pokoju nietrzeźwym, ironicznym spojrzeniem i krzyknął gdy wychodziłem: - tylko nie szalej! mało nam zostało słodkości! Gdy zamknąłem się w łazience, wciąż miałem przed oczami widok Pe. Tak dużo mi pokazał, ale jednocześnie sam jest bardzo słaby. Kiedyś bałem się strzykawek, jednak od kiedy poznałem Pe. wszystko się zmieniło. Moje żyły przypominały teraz pole minowe. Uważam, że niedoskonałość jest bardzo ważna - tworzy rozterki metafizyczne, zmusza rzeczy doskonałe do rozmyślań na temat samorealizacji. Dzięki moim wadom wciąż mogę żyć, zadawać pytania i szukać w sobie piękna... Znalazłem wolne miejsce na spuchniętej ręce... jezus, jezus, jezus, jezus... Wyjmowałem strzykawkę i czułem wielką ulgę. Patrzyłem chwilę przez małe, zabrudzone okienko klozetowe. Trwało to dosłownie minutę. I wszystkie chmury zaczęły płakać. Każdy obłok wydał z siebie dźwięk nasiąknięty niepokojem, każdy suchy, bezdomny kawałek liścia zaczął kręcić się i wirować wraz z wietrznym kaszlem. Słoneczny dzień był tak bardzo odległy i niedostępny dla myślenia. Wszystko to, co nie zostało obdarzone definicją, wszystkie niewyjaśnione zjawiska skumulowane zostały w jednym pudełeczku w kształcie ludzkiej czaszki. Podniosłem jednak głowę wbrew prawom fizycznym oraz metafizycznym i spojrzałem przed siebie. Zamglone oczy nie widziały szczegółów, ale dostrzegły zarys osobowościowy. Oczywisty wynik starcia z własnym 'ja' nie liczy się już dla mnie. Próbowałem... Nagle usłyszałem stukanie do drzwi - coraz głośniej docierał do mnie każdy dźwięk: - eL. co ty tam kurwa robisz? - ile mam czekać? - otworzysz wreszcie?! - przecież siedzę tu kilka minut - starałem się krzyknąć, ale ledwo wyszeptałem zdanie. - kilka minut? - walę w drzwi prawie pół godziny! Spojrzałem na zegarek - rzeczywiście minęło sporo czasu od kiedy wyszedłem z pokoju. Otworzyłem drzwi. - nareszcie! - miałem już lać pod drzwiami. co ty robisz człowieku? Chciałem chyba coś powiedzieć, ale kręciło mi się w głowie, Nagły skurcz w żołądku powalił mnie na ziemię - zdążyłem jeszcze poczuć jak Pe. próbował mnie podnieść. Gwałtowna metamorfoza gałek ocznych w dwa soczyście obrzydliwe owady - nowonarodzone stworzonka pałętają się później w zasięgu mojego nie-myślenia. Złe nowiny? Klątwy całkowicie nowych na rynku bogów? Czym są? Czasem ich poczynania stają się coraz bardziej zorganizowane - owady roznoszące uczucia wkraczają w dorosłość, stają się samodzielne i całkowicie niezależne - stanowią w pełni odrębne organizmy należące do ogółu egzystencjalnego. Skazane na śmierć - trwają w mojej głowie gdy śpię. Powoli budziłem się i dochodziłem do siebie. Za oknem było już ciemno. Trudno mi zawsze określić ile czasu byłem nieprzytomny. Kilka minut, godzin, dni - a może nawet lat?! Patrzyłem w sufit. Wyobrażałem sobie różne rzeczy. Włos malarza pokryty farbą staje dęba - jeszcze przed chwilą był skazą na pięknej, białej ścianie - teraz jednak wraca z powrotem na głowę malarza. Wśród innych włosów nie wyróżnia się już niczym szczególnym. Ale w roli skazy był wyjątkowy, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Puste miejsce na czystej i białej ścianie podkreśla wartość wcześniejszej ułomności. Do pokoju wszedł Pe. Ubrany był w niebieską pidżamę w delfiny. Dobrze widziałem jego uśmiech, chociaż wciąż bolała mnie głowa i miałem silne zawroty głowy. jezus, jezus, jezus, jezus... kochaliśmy się do 5.00 rano.
  22. pan_ktotam

    wiadomości

    tudzież padnięta interpunkcja, której jestem świadomy. to tak na marginesie..
  23. pan_ktotam

    wiadomości

    wczoraj umarł klon jana pawła II to już trzeci w tym tygodniu, chińczycy w stanie żałoby interes nie kręci się jak zawsze może wrócą do produkcji telewizorów tymczasem matka kolegi zwróciła wszystko na mój koc w brązowe motylki kawałek pasztetowej przełknięty wcześniej z folią w ślinie, kołtunach flegmy wpadającej w oko z liściem mięty, części sklonowanego papieża, poczciwe dno dziwek palestyńskich niedojedzonych dzieci trzeciej planety Ziemia niewiarygodne, ale odnalazłem się w tym wszystkim pomijając dorastającego syna który waha się na strychu jego idol zabił się przed samobójstwem, pewnie trendowaty tymczasem dwa: matka kolegi chce zmienić pozycję. uniemożliwiają to kajdanki i pasy bezpieczeństwa właśnie tak: proszę zapiąć pasy przed śmiercią tragiczną resztą zajmie się rodzina i bliscy wszystko skończyłoby się dobrze gdyby nie ojciec: pozabijał wszystkich czyimś pasem bezpieczeństwa postrzeliłem go w głowę, ostatnim błaganiem o litość z chińską dokładnością waha się teraz jak mój syn kwestia dziedziczenia
  24. dzięki za komentarze... nad zakończeniem pomyślę, żeby ująć inaczej to co chciałem przekazać, wykazać... może jakieś propozycje?
  25. ja bym nie nazywał mojej odpowiedzi nawet próbą obrony, bo nie do tego zmierzałem akurat. podział z czasem stał się chyba bardziej symboliczny? to temat-rzeka, trudno mówić o czymś 'zaawansowanym' w procesie pisania... dziękuję za komentarz. pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...