Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mateusz kątem oka widząc zamieszanie w sali Beaty zaczął niecierpliwie przystępować z nogi na nogę. W końcu udało mu się dowiedzieć od wychodzącej pielęgniarki, że Beata zasłabła i musi odpocząć. W chwilę potem wyszła lekarka.
- Pani doktor?
- Tak?
- Co z Beatą?
- To straszny cios dla młodej matki, musi nabrać sił by się z nim zmierzyć.
- Ale co jej jest?!
- A pan nie jest ojcem dziecka?
- Nie.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji. Pani Beata, gdy poczuje się lepiej sama z panem porozmawia.
- Rozumiem. Ale proszę mi powiedzieć, czy to poważna sprawa? – lekarka spojrzała wymownie na Mateusza.
- Jeśli jest pan jej dobrym znajomym, będzie pana potrzebować.

Kubicki nie był pewien, czy jest jej dobrym znajomym, ani nawet czy kiedykolwiek nim będzie. Spojrzał odruchowo na zegarek, ale nigdzie mu się nie spieszyło. W domu nie czekają na niego dzieci, żona, czy choćby pies, za którego byłby odpowiedzialny. Postanowił się trochę rozerwać w ulubionym barze, tam przynajmniej nie musi myśleć.

Wrócił do domu po kilku godzinach, ale nie mógł spokojnie zasnąć. Po głowie kłębiły mu się najróżniejsze scenariusze dnia następnego. Zastanawiał się, czy będzie w stanie pomóc Beacie. Fascynowała go. Nie wiedział na czym polega jej urok, ale niewątpliwie go posiadała w jego mniemaniu. Sądził, że dobrze zna się na kobietach, ma za sobą lata doświadczeń, tych lepszych i tych gorszych. Beata była czymś świeżym, zasługującym na zainteresowanie. Do tego z niewiadomych przyczyn budziła w nim instynkt opiekuńczy. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek któraś z jego partnerek wyzwalała w nim podobne uczucia. Pragnął odgadnąć na czym polega fenomen Beaty. Zastanawiał się, czy to możliwe, by decydował wyłącznie wiek?

Tymczasem Beata po silnych lekach przespała całą noc. Jednak nad ranem chwyciły ją silne mdłości. Jej stan psychiczny mocno wpłynął na organizm, który nie mógł sobie poradzić z tyloma sprzecznymi emocjami. Z jednej strony pragnęła mieć nadzieję, że dziecko da się uratować. Z drugiej obawiała się reakcji rodziców. Z jeszcze innej dochodziła do wniosku, że nie jest gotowa na bycie mamą. Ten mętlik pogorszył jej stan do dramatycznego. Lekarz prowadzący stwierdził, że jeśli się nie uspokoi może doprowadzić do poronienia.
Jak łatwo się domyślić ta wiadomość nie pomogła Beacie - zaczęła wpadać w histerię.

- Pani Beato, naprawdę, proszę się uspokoić.
- Nie! Nie chcę więcej leków, to je zabije!
- Nie podajemy pani nic, co mogło by zaszkodzić dziecku. Proszę..
- Aaaa...! – dziewczyna silnie szarpnęła się na łóżku i straciła przytomność.




- Nie ma go, nie ma go, nie ma go, nigdy nie było, nie istniało, nie ma... – Beata dopiero wieczorem odzyskała przytomność, ale nie można powiedzieć by doszła do siebie, nie potrafiła, nie w tej sytuacji.

Mateusz cały dzień próbował się do niej dostać jednak nie został wpuszczony na salę. Za to rodzice, powiadomieni przez szpital o sytuacji Beaty odwiedzili ją. Mieli pretensje do służby zdrowia, że wcześniej nikt ich nie powiadomił. Mimo szoku, jaki wywołała wiadomość, że ich córka była w ciąży starali się nie prawić jej kazań. Matka widząc Beatę w stanie skrajnego wyczerpania nie potrafiła nic powiedzieć. Siedziała przy niej i głaskała po ręce, co chwila ocierając z łez to swoją, to córki twarz. Ojciec po zapoznaniu się z całą sytuacją postanowił się nie mieszać i zostawić je same.
Ostatnio nie najlepiej układały się relacje między nim a Beatą, wiedział o tym. Świadomość, że nie może, nie potrafi jej teraz pomóc, wesprzeć, bolała.


- Przepraszam, ale kim pan jest?
- Mateusz Kubicki. Jestem... znajomym Beaty. To ja ją tu przywiozłem, gdy zemdlała wczoraj. Proszę mi powiedzieć, jak ona się czuje?
- Hm, jakoś o panu pierwsze słyszę. Źle się ma. A jak ma się mieć dziewczyna po stracie dziecka? – Mateusz nie był w stanie wykrztusić słowa – Czemu nas pan nie zawiadomił? Dzwoniliśmy po wszystkich jej znajomych, podobno nie było jej tego dnia na zajęciach. Była z panem?
- Nie mogłem się wczoraj dostać do Beaty, by poprosić ją o kontakt z państwem. Ona bardzo się bała państwa reakcji.
- Mhm. - tata Beaty obrzucił Mateusza wzrokiem - Nie wygląda mi pan na kolegę, studenta.
- Jestem architektem. Współpracuję z firmą Designerium. Z Beatą poznaliśmy się przypadkiem.
- Aha, przypadkiem?
- Tak, przechodziłem właśnie koło... – nie dokończył, bo stanęła przy nich matka Beaty, pani Jolanta. – Dobry wieczór, nazywam się... – znów nie dokończył, bo tym razem przerwał mu tata dziewczyny.
- To Mateusz, znajomy córy.
- Pan? – kobieta wyraźnie się zdziwiła, zaraz jednak zwróciła się do męża. – Chodź już, przyjedziemy tu jutro po pracy.
- Dobranoc panu.
- Dobranoc państwu. – Mateusz niepewnym wzrokiem odprowadził rodziców Beaty do końca korytarza. Nie pozostało mu nic innego jak powrót do własnego domu.


Rankiem ostro zabrał się do realizacji bieżącego projektu. Wiedział, że dzień zwłoki, na jaki pozwolił sobie wczoraj należy jak najprędzej odpracować. Miał zamiar uwinąć się jeszcze przed 16-tą, by zdążyć odwiedzić Beatę. Niestety - nowe dane, telefon od klienta, który postanowił trochę zmienić swoje poprzednie zamówienie – nie dał rady.

Zobaczył się z nią w sobotę, koło południa. Rodzice Beaty jeszcze nie przyjechali.


- Cześć. – powiedział nieśmiało. Czuł się trochę skrępowany wagą sytuacji. Beata odwróciła się w jego stronę, zmierzyła wzrokiem i westchnęła.
- Pan jeszcze tu... – Kubicki poczuł ukłucie w sercu na beatowe „pan”.
- Przepraszam, że wczoraj nie zdążyłem, ale miałem masę pracy.
- Nie tłumacz się, nie jestem Twoją żoną. – ta próba żartu nieco go rozluźniła. Na co odpowiedział uśmiechem. – Ciebie to cieszy? – powiedziała z lekkim wyrzutem.
- Nie Beato, nie cieszy. Kiedy Cię wypisują?
- Daj mi spokój. Idź sobie. – Mateusz próbował wyczytać z jej oczu na ile mówi prawdę.
- Naprawdę chcesz bym poszedł? – dziewczyna chwilę patrzyła na niego, po czym potakując głową szepnęła:
- Nie... – i ukryła twarz w dłoniach. Mateusz usiadł przy niej i starał się dać z siebie tyle ciepła, ile tylko zdoła. – Kim Ty jesteś?
- Chcę Ci pomóc.
- Ale dlaczego? – to nie było najwłaściwsze pytanie, ponieważ sam nie potrafił sobie na nie odpowiedzieć.
- Lubię Cię. Chcę Cię bliżej poznać.
- Nic więcej?
- Nic. – Beata była trochę zaskoczona jego szczerością. Spodziewała się jakichś bajerów, słabo pamiętała ich środowe spotkanie i chciała sprawdzić na ile dobrze kojarzy jego osobę.
- Mhm...
- To jak, kiedy będę mógł zabrać Cię do kina na jakąś pokręconą komedię? – odpowiedział mu delikatny uśmiech. – Zostawię Ci swój numer i nie będę więcej nękał w szpitalu. Jak wyjdziesz i będziesz miała ochotę, to zadzwoń, umówimy się.
- Ty nie żartujesz? – Beata wolała upewnić się, co do zamiarów Mateusza.
- Nie. A co, nie chcesz iść do kina? To możemy wpaść do mnie, mam kilka ciekawych filmów w..
- No chyba teraz pseszadzasz – z pokaleczonym oburzeniem weszła mu w słowo.
- Tak?
- Czy Ty wiesz ile ja mam lat?
- Wiem, mniej więcej.
- Nie widzisz w tym nic niepojącego... ko, niepokojącego? – silne leki antydepresyjne nie najlepiej wpływały na jej dykcję.
- Nie – odpowiedział z uśmiechem – i Ty też nie powinnaś, przecież będziemy po prostu miło spędzać czas, co w tym złego? I co ma do tego wiek? – Beata zamyśliła się i nie za bardzo chciała odpowiedzieć. – Nie obawiaj się, nie chcę Cię wykorzystać. Fakt, że mieszkam obecnie sam, ale często spotykam się z kobietami.
- Nie interesuję Cię jako kobieta? – Kubicki wiedział, że dla dobra sprawy nie powinien mówić jeszcze prawdy.
- Jeszcze nie oszalałem. Prawdopodobnie mogłabyś być moją córką. Jesteś ciepłą osobą, z którą chciałbym się bliżej poznać, nic więcej.
- Mhm...
- Co? Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, ale idź już. Rodzice zaraz przyjdą, nie chcę żeby Cię widzieli.
- Już się poznaliśmy – na te słowa dziewczyna uniosła wysoko brwi.
- Co? – szepnęła.
- Przedwczoraj rozmawiałem chwilę z Twoim ojcem.
- Nie miałeś prawa! – syknęła wściekle.
- Nic się nie stało. Nie powiedziałem nic złego. Przestań panikować.
- Idź już – Kubicki wstał i wyciągnął z kieszeni wizytówkę.
- Proszę, zadzwoń jak będziesz chciała pogadać, albo zdecydujesz się na kino – Beata nie patrząc odłożyła wizytówkę na stolik obok łóżka.
- Pa.
- Trzymaj się dzielnie, pa pa.





c.d.n.

Opublikowano

Perfekcyjny i wciągający tekst.
mam jedynie wątpliwoci co do sformułowania: Mateusz niewyraźnym wzrokiem odprowadził rodziców - dlaczego niewyraźnym? może niepewnym?
Jeden bład techniczny: - Już się poznaliśmy. – na te słowa dziewczyna uniosła wysoko brwi.
albo bez kropki po dialogu, albo z wielkiej litery.

Opublikowano

Bardzo dobrze się czyta Twoje teksty. Brak tu niejasności i przegadania. Dialogi, o których walorach pisałam już w poprzedniej części.
Mam tylko jedną wątpliowość natury technicznej:
"Jeśli obawiasz się, że chcę cię wykorzystać to przestań" - może lepiej byłoby: Nie bój się, nie chcę cię wykorzystać /albo/ Przestań się mnie obawiać, nie zrobię ci krzywdy.
W ostateczności w pierwowzorze przed "to" musi być przecinek.

Pozdrawiam :)

Opublikowano

wciąz nie ma rozwiazanie, sytuacja ciagle niejasna. facio w dalszym ciągu poszukuje drogi do serca panny. niech lapiduchy już więcej nie faszeruje Beatki lekami, bo to jej mąci w głowie i przez to za dlugo zwodzi zakochanego. a ja chce dalej...ogolnie bez zastrzezeń. o kurde, wlasnie sobie przypomnialem , ze mialem nie komentowac tego opka, nim go nie ukończysz. to co, usunąc ten koment?

Opublikowano
- No chyba teraz pseszadzasz – z pokaleczonym oburzeniem weszła mu w słowo. --> interesuje mnie niezmiernie, co to takiego jest, owo "pokaleczone oburzenie", hmmmm?

idę czytać dalej
mam uwagę jak J. J. K. --> mnie też nie bardzo rusza banalna fabuła --> ale czytam, bo czyta się dobrze

pozdrawiam
Opublikowano

pokaleczone oburzenie? chodziło mi o to, że język pokaleczony, słowa formułuje nieporadnie przez leki, a to miało być oburzenie pełne siły, ładu i składu :) nie wyszło, więc jest pokaleczone, takie kulawe.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Kamil Olszówka   Kamilu.   nie wiem co powiedzieć :)   więc najkrócej:   dziękuję Przyjacielu !!!      
    • @Alicja_WysockaPięknie to ujęłaś - chociaż Bóg czasem stwarza człowieka bez jakiegoś zmysłu - lub później go odbiera - daje też choroby i cierpienia - nie rozumiem takiego Boga - wiersz ma 5 lat - wtedy myślałem inaczej - okruchy miłości otrzymałem - na parę lat aż przyszła choroba  
    • @huzarc Twój wiersz czytam jak gotycką scenę, pełną symboli i teatralnego mroku. Nie mój świat, ale ciekawa, mocna wizja.
    • @violetta   do twarzy Ci w nim :)
    • - Patrz przed siebie, nie w dół. - Wstrząsnęła małym listkiem gałązka. Był koniec października, listek jako jeden z nielicznych, trzymał się kurczowo swojego drzewa. Otworzył mocno zmrużone oczy i spojrzał na oddalony park. Liście błyszczały tam przy dostojnych drzewach, jak kolorowe fale u stóp nadmorskich fiordów. - Jesteś pewny, że wiatr mnie tam zaniesie i nie spadnę do tych okropnych śmieci? - Mruknął raz jeszcze, zerkając z grymasem na śmietnik. Tuż pod nim, przy autobusowym przystanku, stał kosz na śmieci. - Jestem pewny. - Łagodnym głosem przekonywała gałązka. Żółto-pomarańczowy listek wziął głęboki oddech, lekko się zaczerwienił i z przymkniętymi oczami odczepił się od gałązki. Serce biło mu jak szalone, nic innego nie czuł, poza strachem. Mocnym ramieniem, wiatr pochwycił go w stronę upragnionego parku, lecz szybko zmienił kierunek i zawrócił. Listek wylądował na śmietniku. - Nie panikuj, jesteś na koszu nie w koszu...Patrz nadal przed siebie, nie zerkaj do środka. Być może za chwilę, wiatr ponownie cię porwie...- Szeptała z góry gałązka. Z kosza dobywał się nieprzyjemny zapach. Listek starał się tam nie zaglądać. Z nadal mocno bijącym sercem, patrzył na wysokie drzewa. - Przepraszam piękny listeczku, czy mógłbyś mnie zabrać ze sobą?...Przypadkiem usłyszałem, że wybierasz się do parku. - - Nie zabieram ze sobą żadnego brzydko pachnącego papierka...- Listek odwrócił się od wnęki kosza. - To świetnie się składa, bo nie jestem papierkiem. Mam na imię Feliks. - Przed listkiem stanęła mała, choć dość pulchna, mrówka. - Ledwo się wygrzebałem z tego śmierdzącego worka. - Przedstawił się Feliks, zlizując z łapek resztki jakiegoś lepkiego płynu. -Witaj mróweczko... A jak się tam znalazłeś? - Zapytał, przyjemnie zaskoczony listek. - Noo wiesz... Czasami w parku coś niecoś skubnę, liznę... Człowiek wyrzuca na trawnik różne rzeczy. Tym razem napiłem się kilka kropelek słodkiego napoju i ktoś z pustą butelką wrzucił mnie do tego kosza. Ludzie to takie dziwne istoty, jedni śmiecą, a drudzy po nich sprzątają. -Wyjaśniła mrówka. - Tak...Zauważyłem, że to bardzo dziwne stworzenia. Podobo wiedzą że słodycze im szkodzą, a mimo to, objadają się nimi. Dużo dzieci ma przez to chore ząbki. Ty też lepiej uważaj, bo w końcu się pochorujesz, albo ugrzęźniesz w tym śmietniku, jeśli jeszcze raz tutaj trafisz...- Z wielką ochotą, listek wdał się w rozmowę. - Zgadzam się z tobą listeczku, od dzisiaj przechodzę na dietę. Koniec z ludzkimi smakołykami - Uśmiechnął się Feliks, zlizując ukradkiem przyklejony do tylnej łapki, kryształek cukru. - Wdrap się na plecy i trzymaj się mocno. Jeśli nam się trochę poszczęści, z wiatrem dostaniemy się do parku. -Zachęcił go listek. Nawet nie zauważył, że przestał się bać. Sympatyczna mróweczka, wdrapała się na jego plecy. Po chwili oczekiwania, wiatr ponownie objął listka swoim silnym ramieniem. Tym razem, nie zamykał oczu. Patrzył odważnie przed siebie, zachwycając się lotem i siłą wiatru. -Uff, co za ulga. Bardzo Ci dziękuję, nie spotkałem jeszcze tak życzliwego i odważnego liścia. - Dziękowała z entuzjazmem mróweczka, kiedy delikatnie wylądowali pod wymarzonymi drzewami. - Nie ma za co Feliksie. Cieszę się, że mogłem Ci pomóc. Obiecaj, że już nie będziesz podjadał słodyczy...- - Obiecuję, hi hi hi. Być może do zobaczenia wkrótce. - Mrówka ześliznęła się jego pleców i podreptała swoją drogą, znikając pod kolorową falą liści. - Do zobaczenia Feliksie. Uważaj na siebie. - Zaszumiał w harmonii z falą, szczęśliwy liść brzozy.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...