Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Gdy obudziłem się następnego ranka, natychmiast przypomniałem sobie o Zenku. Wszedłem do sypialni i usiłowałem go zbudzić. Najwymyślniejsze jednak sposoby, z pryskaniem wodą włącznie nie przynosiły żadnego skutku. To znaczy, przynosiły... Wzmagały jeszcze chrapanie, którego donośność przypominała potęgę brzmienia organów z wielkiej katedry. Zrezygnowany udałem się do pracy spożywając po drodze śniadanie w barze mlecznym. Brrr! Ohyda! Chciałem się zwolnić u szefa na ten dzień, ale akurat musiałem zająć się ważną delegacją z kooperującej z nami firmą z Japonii. Nie mogłem się ich pozbyć w miarę szybko, bo azjaci są niesamowicie dociekliwi i zalewali mnie dziesiątkiem pytań: A dlaczego, a jak, a kiedy... Szlag by to trafił! Kiedy późnym popołudniem wszedłem do klatki schodowej dobiegł mnie skądś, z góry hałas podniesionych głosów, dzika muzyka i walenie jakimiś przedmiotami o siebie. Tknięty złym przeczuciem rzuciłem się na górę przeskakując po dwa stopnie naraz. Drzwi do mojego mieszkania były otwarte, a wewnątrz... Tego się nie da opisać. Mój osobisty krasnoludek wraz z grupą podobnych jemu kilku tęgich chłopów siedział w salonie. Na stole leżało wielkie pęto suchej kiełbasy, kilka słoików kwaszeniaków i cała bateria butelek z wódką. Na podłodze walały się puste butelki, jakieś papiery i cała masa petów. Zauważyłem również brak telewizora.
- Co się tu, kurwa, dzieje?!- wrzasnąłem.
- Co się tak wnerwiasz?- pojednawczo odezwał się Zenek.- Odbywa się założycielskie zebranie nowej partii.
- Jakiej partii?
- K.U.P.A
- Jaka znowu kupa? Gdzie?- zacząłem oglądać podeszwy swoich butów.
- Nie kupa, ćwoku, tylko Ka U Pe A.
- Co za różnica?
- Zasadnicza. Kupa, jaka jest, każdy widzi.. A my zakładamy Krasnoludzką Unię Pracy Alternatywnej.
- Alternatywnej? Jak to mam rozumieć?
- O, na brodę króla Błystka. Do szkoły chodziłeś?
- Chodziłem.
- Więc chyba wiesz, co to jest alternatywa.
- No, wiem... Możliwość wyboru pośród dwóch opcji.
- Mniej więcej. Co więc jest alternatywą dla pracy?
- Bezrobocie. Chyba...
- Bezrobocie, to jest, tumanie tylko stan przejściowy. Alternatywą dla pracy jest nicnierobienie, czyli wieczny odpoczynek
- Bez pracy nie ma kołaczy- czując, że Zenek zyskuje nade mną przewagę usiłowałem błysnąć erudycją.
- Gadasz głupoty, jak zwykle zresztą. My nie pracujemy, a przecież bawimy się jak trza. Jest szkło i zagrycha i muzyka gra. O, kurna, ale sobie rymsłem.
- No właśnie. Jest muzyka, ale nie ma telewizora. A mówiłeś, że krasnoludki przynoszą. I to trzydziestodwucalowe!
- Owszem, mówiłem, ale najpierw trzeba było zrobić miejsce na ten nowy. Po cholerę ci w końcu dwa telewizory? Jak sobie kupisz nowy, to ci wniesiemy. Informuję cię ponadto, że nie masz również lodówki. I tak była pusta, a pieniędzy za tego twojego starego Panasonica starczyło tylko na gorzałę. My, krasnoludki bez zakąski nie pijamy.
Zegnałem jednego z gagatków z mego fotela i bezsilnie siadłem. Co tu robić? Kto wyzwoli mnie od nieproszonych gości? W desperacji wziąłem leżącą na stole szklankę i- nie bacząc, że ktoś z niej pił poprzednio- napełniłem po brzeg. Wygulgałem jednym cięgiem i zagryzłem oderwanym kawałem kiełbasy. Towarzystwo zaczęło powoli się rozchodzić i w końcu pozostał jedynie Zenek. Przysiadł się do mnie i napełnił szklankę z ostatniej, niedokończonej butelki.
- No, to dzisiaj ty śpisz na materacu- stwierdziłem.
- Nie ma sprawy. Dobranoc.
Tej nocy spałem bardzo niespokojnie. Śniły mi się hordy krasnoludków, okupujących moje mieszkanie, blok, ulicę, a nawet całe miasto. Widziałem we śnie ich pochody z transparentami, na których widniały hasła:
„LUDZIE DO ROBOTY- KRASNALE DO ZABAWY”,
„KRASNALE WCHODŹCIE DO KUPY”,
„KUPY NIKT NIE RUSZY”,
„W KUPIE WESOŁO”,
„PRACA HAŃBĄ DLA KRASNOLUDKA” i wiele innych.
Rano, ponownie nie udało mi się dobudzić Zenka, więc zostawiłem go w domu i poszedłem do pracy. Po powrocie zastałem w mieszkaniu Zenka zabawiającego się z dwoma roznegliżowanymi krasnoludzicami. Z pokoju zniknął komputer.
- Ty... ty, sprośny- zawahałem się nie umiejąc znaleźć odpowiedniego słowa.- Ty sprośny Marchołcie! Nie wstyd ci? Z dwiema naraz?
- Wstyd by mi było, gdybym tego nie mógł robić. Kocham płeć piękną, nawet wtedy, kiedy nie grzeszy urodą. Jestem, jaki jestem. Keine Grenzen... zanucił.
Balanga trwała do nocy.
Następnego dnia była sobota, więc mogłem pilnować mieszkania. W niedzielę, choć nie należę do ludzi zbyt religijnych wybrałem się do kościoła. Może tam znajdę jakieś rozwiązanie...
Podczas kazania ksiądz mówił coś o niebie, gdy nagle przestałem go słuchać. Niebo... alternatywa... niebo... No tak. Alternatywą nieba jest piekło. Jedność przeciwieństw. Jednemu otworzyć niebo, drugiemu zaś piekło. Wyszedłem z kościoła jeszcze przed komunią i udałem się do domu.
- Słuchaj drogi przyjacielu- zwróciłem się do Zenka- jak widzisz u mnie bida. Niewiele rzeczy uda ci się jeszcze spieniężyć. Ale mam dla ciebie namiary na gościa, który lubi bajki, a na dodatek jest obrzydliwie bogaty.
- Super! Dawaj!
- Chwila, moment. Wkładaj buty i do widzenia. Adres wręczę ci za drzwiami.
- No, dobra. Trzymam cię za słowo
Napisałem adres na kartce i wręczyłem ją Zenkowi na korytarzu. Z ulgą zamknąłem drzwi.
W poniedziałek wezwał mnie szef. Nie lubiłem wizyt w jego gabinecie, bo- podobnie jak pozostali pracownicy- znałem jego upodobania seksualne. Ale trudno...
Gdy wszedłem do gabinetu, stary czekał na mnie stojąc przed biurkiem.
- Niech pan siada, panie Alfonsie. Mam do pana pytanie, tylko proszę się nie śmiać.
- Gdzieżbym śmiał, panie prezesie. Proszę pytać.
- Czy pan wierzy w krasnoludki?

Opublikowano

Hej.
Bardzo lekkie i przyjemne. Naprawdę fajnie się czytało, zabawne opowiadanie. Nie spodziewałem się takiego zakończenia :)

Jedyne co mi nie pasuje to:
"..dobiegł mnie skądś, z góry hałas podniesionych głosów.."
- może lepiej byłoby:
"Kiedy późnym popołudniem wszedłem do klatki schodowej, gdzieś z góry dobiegł mnie hałas..."

Pozdrawiam,
Asura.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta Pas z grubą sprzączką wisiał na drzwiach i tylko pytał się o lanie.
    • Biznesmen Jan Nowak, po powrocie z Kobe, obwieścił, że na gwałt - kowala chce, w dobę! Wieś przybyła z Grania* - po odszkodowania. Dziś, gdy chcesz dać anons zatrudniaj 'o s o b ę'.        * -

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @infelia a co byś oberwał:)
    • @violetta Cała frajda polegała na tym jak je ukraść.
    • Dostałem almanach – miło, z czerwoną okładziną poplamioną tłuszczem - trudno. Trafiłem na ćpuna – pożegnał mnie wulgaryzmem, przepadł za drzwiami kwadratu. Ikona. Wieszajcie święte obrazy zamiast portretów - Egalite, upojna francuska dziwko, twoja latarnia rottes Milieu świeci zabójczym światłem. Dałem ćpunowi en liberté provisoire sutrę, świętą sutrę poety – zwrócił drukowaną kartkę z pionowym gryzmołem przeciętym w poprzek: lokomotywy mogą mieć kolor słonecznika, zielony korpus, żółte koła, można przetworzyć puszki na kolory, a wprawny ogrodnik wypełni je żużlem ze spalin, oleistą cieczą, zbierze nasiona, które się wysiały - bezwiednie, nada sens sutrom przerwanej melancholii. Nadbrzeże myśli o twoim słoneczniku, nadbrzeże myśli o rdzawej wodzie, gdzie uschłe kielichy, wgłębki, piwisi domki dla krabów, nowe molekularne wiązania, nasiona dające życie kwiatom. Nadbrzeże myśli o twoim słoneczniku, srebrzystym drzewie Mondriana, neoplastycyzmie, pionie żółtej lokomotywy, czerwonym almanachu leżącym na stole – poziomym, brudnym dopełnieniu dwóch, krzyżujących się szpalt niebieskiej przestrzeni bez przedmiotowości, formy, wyzwaniu. Smutny almanachu, wypasiony wierszami, tłusty, stekiem kłamliwych sutr. Siedzę sam od godziny, palę - dla zgorszonej kobiety, odbieram kretyński telefon – od kretynki, palę – znów, piszę o wypalonych ćpunach i papierosach (za dużo o papierosach), czytam bluźniercze wiersze innych, swój – równie brudny, słucham The Tallis Scholars. Nic wcześniej nie było tak puste, plugawy almanachu, żadna myśl, żadna wyschnięta studnia, żadne serce - pustynnych ojców, morderców, wdowców, maszerujących w krucjatach dzieci. Nic nigdy nie było tak brudne, plugawy almanachu, posłuchaj ze mną riffu zacinającej się płyty. A Ty, Wielki, Niewymowny Tetragramie, jeśli jesteś - czarny na białym, pewny, zawisły w rogu szeptuchowej chaty albo i willi pokrytej boniami (jak we florenckim siodle Medyceuszy), gotów wciąż do tworzenia: wulgarnego słowa, ćpunów i poetów, ikon, zmaż wszystkie winy słonecznikowego znaku, skrop w skwar hizopem według twojej sutry, zasadź w oliwnym gaju, oto stoję z tłustym, plugawym almanachem pod pachą – nie gardź.   
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...