Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Niestety. Niemniej ciągle powinno pozostawać prawem.

 

Dzięki za refleksję.

 

Pozdrawiam.

 

 

Życie jak ekspres ciągle otwiera albo zamyka jakieś możliwości ;)

 

Pozdrawiam Jacku :)

 

 

 

Myślę, że jednak nie wszyscy. Widzę bardzo wielu obojętnych na czas ludzi.

 

Dziękuję serdecznie.

 

Pozdrawiam :)

 

 

 

Wiem :)

 

Również pozdrawiam.

Opublikowano (edytowane)

Nie wystarczy, że jesteś,

Ktoś powinien być z tobą

 

nie zawsze

czasem w drodze do obranego celu INNE: COŚ/KTOŚ - tyko przeszkadza

ale to moje zdanie

zapewne - odmienne

(jak zwykle :),)

 

p.s. nie, nie - to nie" Asperger" :)))

 

pozdrawiam!

Edytowane przez Coretanima (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Rafael Marius, myślę, że powinienem tutaj dodać, że powyższy tekst jest reakcją na Twój wiersz https://poezja.org/forum/utwor/220240-wystarczy-że-jesteś/ i jest niejako swego rodzaju polemiką z nim. Myślę też, że zapewne w związku z tym najlepiej zinterpretowałeś moje intencje. W każdym razie takie miałem odczucie po Twoim komentarzu. Nie przepadam pisać o tym "co chciałem powiedzieć", ale czasami wygląda na to, że wydaje się to koniecznością. W skrócie więc. Każde dziecko ma prawo do kochających rodziców. Osobiście uważam, że do dwojga. I to jest bardzo ważne moim zdaniem. Niestety, jak słusznie zauważyłeś, prawo to, w różnoraki sposób, jest bardzo często łamane.

Tak na marginesie, uważam też, że za prawem powinny również iść obowiązki, ale to już temat na zupełnie inny wiersz ;).

 

Pozdrawiam

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A z mojego punktu widzenia to bardziej uzupełnienie, rozwinięcie i jak najbardziej się z Tobą zgadzam, szczególnie iż pochodzę właśnie z takiej rodziny, gdzie tego zabrakło.

 

Ale skoro nie było, to radziłem sobie bez wsparcia ze strony rodziców i to dość dobrze. Nie narzekam na dzieciństwo. Zawsze mnie dziwiło to współczucie dla mnie ze strony sąsiadek. Jednak umiałem z niego skorzystać i to jak...

  • 2 miesiące temu...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Też się ostatnio dosyć często zastawiam czy nasza obyczajność, kultura, postrzeganie świata, poczucie estetyki, itd., itp., zmierzają we właściwym kierunku. Niestety konkluzje wyciągam z tych rozmyślań niespecjalnie budujące.

 

Pozdrawiam

 

P.S.: Mówiąc szczerze, to miałem na myśli raczej dziecko :), ale interpretacje zawsze mile widziane :).

 

P.S2: Czytam teraz ten wiersz i wydaje mi się straszne niedoskonały... chętnie bym coś zmienił :))))))))))))))))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...