Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

*
Zatoczyłem na wąskim chodniku. Uratował mnie słup – stary druh, który od dawna jednym pokazywał, że jest nakaz skrętu w prawo, a innym przypominał, żeby trzymali pion. Poklepałem go serdeczne i pogwizdując fałszywie, powlokłem się dalej. Szedłem na tę imprezę z wewnętrznym niechciejem, ale drinki roznoszone przez te długonogie boginie pozwoliły mi rozkręcić się, a nawet dobrze bawić. Najpierw szef odwalił patetyczną przemowę na temat naszych wyników, później śpiewała wynajęta szansonistka, na koniec nastąpiła totalna integracja przy pysznych pasztecikach i kieliszku. Scenariusz naszych spędów rocznicowych nie zmieniał się od lat. Tylko my zaczęliśmy się zmieniać. Mój kierownik, sztywniak nie od parady, sypał dowcipami, jakby przeszedł staż w kabarecie, główna księgowa, kobieta szacowna i poważna, tańczyła na stole emerycki rodzaj kankana, informatyk, niegdyś dusza towarzystwa, siedział cały czas z nosem na kwintę, nie mogąc się połapać w papierach rozwodowych. A ja? Ja sobie popiłem jak nigdy. Razem z Wackiem z marketingu, który też wcześniej nie przelewał. Zostaliśmy do samiutkiego końca i dopiero interwencja pana po siłowni uprzytomniła nam, że wszystko w życiu ma kres. Wacek nie dokończył nawet opowieści o piersiach swojej sąsiadki. Wsiadł w taksówkę i tyle go widziałem. Nie widzieć czemu, nabrałem ochoty na spacer.
Skręciłem w boczną ulicę. Była pusta - jak długa i szeroka. Jedna z latarni mrugała do mnie uwodzicielsko.
- Hej, heej! – usłyszałem ciche wołanie.
Przystanąłem i rozejrzałem się po okolicy. Ktoś wydał ten głos, ale nigdzie go nie było. Uznałem, że mnie straszy i ruszyłem dalej. Powtórzyło się. Tak samo słodko, zaczepnie. Zaświtało mi, że pewnie jakaś dziwka po drinku zabawia się moim kosztem. Dla kurażu zaśmiałem się wesoło.
- Dzięki, mała. Jestem żonaty. Poza tym nie lubię w gumie.
- Hej, heej!
Spojrzałem w górę. Na ogromnym bilboardzie uśmiechała się do mnie promiennie piersiasta blondynka w idealnie skrojonym żakiecie i żałośnie krótkiej spódniczce. Wielki but na cieniutkiej szpilce niemal celował w moją głowę. Nie poruszała się, ale mrugała oczami!
Jasny gwint – pomyślałem – Przyszła draka na pijaka. Też się uśmiechnąłem, tylko sztucznie i głupkowato.
- Co słychać? – zapytała.
Mętnym okiem dostrzegłem, że reklamowała jakieś radio.
- Leci – mruknąłem, bo tylko tyle przyszło mi do łba – Radia prawie nie włączam.
- A jakiej ty słuchasz muzyki?
- Poważnej, skarbie. Słyszałaś o Mahlerze, Griegu, Strawińskim?
Wcale nie zbiłem jej z tropu. Humor miała naprawdę wyśmienity.
- A Kasia Kowalska? Budka Suflera? Łzy?
- Nie, dziękuję.
- Jak to? Przecież to same przeboje. Co z ciebie za konsument?
- Żaden.
- To kim jesteś?
- Błędem statystycznym.
Oczywiście nie załapała. Chciałem zmazać z jej buźki ten wytrenowany uśmiech, ale okazało się, że nie tędy droga. Zresztą z mojego umysłu zostały spłukane wódką resztki, więc nie umiałem wymyślić nic więcej. Ale przyznałem w duchu, że te jajomózgi od spraw konsumenckich, psychologii sprzedaży i marketingu, które miały mnie za królika z laboratorium, przeszły same siebie. Taki myk, jak gadający do człowieka, bilboard to było coś!
- A płacisz ty abonament? – spytała blondyna, zmieniając moją euforię w pijacką frustrację.
- Za tę waszą misję? – prychnąłem – Za bloki durnych reklam? W życiu!
- Niedobry z ciebie obywatel.
- Jaka misja, taki obywatel, panienko. Buzi. Pa.
Coś tak jeszcze marudziła pod nosem, ale nie słuchałem. Cisza jednak jest błogosławiona – przemknęło mi przez myśl, kiedy skręcałem w inną ulicę. Wiatr tarmosił środkiem drogi jakąś gazetę. Czarny kot wychylił łepek z piwnicznego okna. Zielone oczy błysnęły w świetle ulicznej latarni.
- Halo, proszę pana! – usłyszałem i zaryłem piętami w chodnik.
Już nie szukałem przechodniów ani robiących sobie jaja dziwek, tylko zerknąłem do góry. Bingo, psia mać!
- Co tym razem? – spytałem pięknie wypielęgnowanego pana w garniturze, który zajmował całą powierzchnię oświetlonego bilboardu.
- Myśli pan czasem o Polsce?
- Ciągle – mruknąłem.
- Świetnie.
- Myślę o niej, kiedy robię zakupy, płacę rachunki i wypełniam PIT, kiedy odprowadzam kolejnego przyjaciela na samolot, czytam gazetę albo słucham ludzi w tramwaju, kiedy kupuję u piratów i oglądam nasze filmy...
- Wybornie – pochwalił mnie tym samym uroczystym tonem – Możemy wszystko naprawić. Razem damy radę.
- Wespół w zespół, co? W kilkuset na Wiejskiej i kilkaset tysięcy w resortach? Dacie radę, chłopaki. Przez was nie mam tu już prawie nikogo. Moi bliscy są nad Tamizą, u Joyce’a albo nad Oslofjordem.
- Zmienimy to.
- Zmieniajcie, kurwa jego! Powodzenia.
- Twój głos ma znaczenie.
- Ale w niedzielę wyborczą przewrócę się na drugi bok, jak mi Bóg miły i matka droga.
- A co z odpowiedzialnością?
- Właśnie! Co z odpowiedzialnością?
Ten też nie przejmował się moimi uczuciami. Był skubaniec zaprogramowany, jak blondyna wcześniej. Zbędna gadka z automatem.
- Jeżeli pan pozwoli, mogę przedstawić swój program naprawy państwa – powiedział tak zrównoważonym głosem, że gdyby nie był pieprzoną podobizną na plakacie, wlazłbym tam i dał mu w gębę.
- Człowieku, jest czwarta nad ranem, a ja mam czkawkę po imprezie – wytłumaczyłem spokojnie i poszedłem swoją drogą.
- Kraj cię potrzebuje.
- Spadaj, głąbie!
Rzuciłem się biegiem, bo naprawdę miałem tego wszystkiego dość. Oczami wyobraźni widziałem pięknie zaścielone łóżko i Jadzię w piżamie w misie, nie mogącą się doczekać mojego powrotu. Do domu miałem naprawdę niedaleko. Na widok ukochanej bramy, z której coraz bardziej obłaziła farba koloru wiewiórkowego, omal nie zapłakałem ze wzruszenia.
- Stary, mam tu coś na kaca – usłyszałem i mimo wielkiej niechęci, przystanąłem na chwilkę.
Na bilboardzie po drugiej stronie ulicy jakiś przeciętny gostek wyciągał do mnie rękę z zielonkawą butelką. Ale to przynajmniej miało sens.
- Nawijaj – zaprosiłem do konwersacji.
- Tradycyjny przepis. Sok z kiszonej kapusty. Recepta naszych dziadków na dojście do siebie po staropolskich biesiadach. Kacuś cię uzdrowi.
- Rewelacja! – przyznałem – Z rana polecę do sklepu.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Zniknąłem w bramie.

Opublikowano

Ten gościu był chyba po absyncie:-)
Dobry tekst, bez żadnych zgrzytów, taki krótki absurdalny wycinek naszej polskiej rzeczywistości. Możesz spoko włączyć do nowego zbiorku:) A może wysłać do jakiegoś literackiego pisemka?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tańczę tańczeniem świętych Nie, nie wstyd mi Tańczę z cieniami swoich  Ludzi sporo się zbiera Mnie gniew nie boli Tłum mi tłumi go Ja się nie opieram Walki będą przychodzić Być tylko bez przepychu Być szczerze tu.
    • Przewodniczący Knesetu: Palestynę załóżcie sobie w Paryżu lub Londynie!   Źródło: Do Rzeczy    A biorąc rzecz historiogeograficznie - Palestyna jest dużo starsza od samego Izraela, podobnie jak Słowiańska Polska - cała historia Izraela jest opisana w bajce pod tytułem "Biblia Starego Testamentu", a nie lepiej ten azjatycki ludek deportować na Madagaskar?   Łukasz Wiesław Jan Jasiński 
    • zastanawiam się jak z biegiem czasu osiada na stopach proch ziemi chociaż co wieczór obmywam swoje winy   zastanawiam się jak z biegiem rzeki płyną bez sił szkliste ryby umierają w sobie każda z nich jest zbiegiem przed sidłami losu   zastanawiam się może pod prąd chociaż trudniej tuż przed nigdy w trakcie schwytać  dzień w odwrotną stronę jest istotą udomowić cień   może za rękę mocno złapać głęboki sen nad rzeką przysiąść pozwolić niech płynie każde pytanie czy dobrze że echo jest zmęczone   nie wiem wiesz wiemy nie i to  tyle nikt nie utrzyma w garści motyla                                                
    • Szef rządu jasno dał do zrozumienia, że to on ustrojowo odpowiada za politykę Państwa Polskiego i błysnął doskonałą znajomością Ustawy Zasadniczej - Konstytucji Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej.   Źródło: Do Rzeczy    Tak, ustrojowo - tak, a jego rządy muszą być oparte o Ustawę Zasadniczą - Konstytucję Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, a nie o Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jednak: zwierzchnikiem Sił Zbrojnych jest Prezydent Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, także - podpisywanie jakichkolwiek ustaw po opinii ze strony Trybunału Konstytucyjnego Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej - to też leży w gestii głowy Państwa Polskiego, otóż to: w Polsce są trzy władze - ustawodawcza, sądownicza i wykonawcza, natomiast: władzę nadrzędną nad tymi władzami sprawuje po prostu Naród Polski i to władze publiczne mają obowiązek służyć Narodowi Polskiemu - nie na odwrót.   Łukasz Wiesław Jan Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...