Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mrzonki-marzonki-cudneżonki:D witaj Oxy! No trafia do mnie ten wiersz, dobrze ujęte wszystko, w punkt, zgrabnie. I cóż dopowiedzieć, tak, myślę, że każdemu się marzy to i tamto,mnie z tym krajem przede wszystkim, i dalej światem ogólnie, żeby ludzie byli dobrzy, mądrzy, niezachłanni, żeby nie sterowały nami jakieś siły, co dla nich jesteśmy tylko pionkiem -'twoja jest krew a ich jest nafta'! Za Tuwimem. Oj chciałoby się. Ale to Utopia, głęboka, rów jakiś wręcz. co nie znaczy, że nasze czyny są bez znaczenia, i tego się chociaż trzymać trzeba. Pozdrawiam

Gość Franek K
Opublikowano

Bardzo :)

Zastąpiłbym jednak ten motor np. pociągiem - pędzi jak pociąg? Pod rozwagę.

 

Pozdrawiam. F.K.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeszcze małe są te dzwonki

głos serduszek przytłumiony

jednak, gdy wydorośleją

zagrzmią niczym wielkie dzwony

 

i porzucą sfery mrzonek

w rzeczywistość się przeniosą

będą coraz głośniej dzwonić

pobrzękując ranną rosą.

 

Witam i serdecznie pozdrawiam

He Ja

Opublikowano

czy niezmienne te mrzonki wraz z wiekiem

tu wątpliwość w mym sercu się budzi

dojrzewają po nocach i we śnie

bywa spadną i znikną wśród ludzi

 

jedni żyją w ich świecie do końca

inni cedzą przez palce los życia

każda marność to dla nich błysk słońca

wystawiają swój czek bez pokrycia

 

lecz w przestrzeni nic nigdy nie ginie

kiedyś przyjdzie film z życia zobaczyć

obojętnie po której człek stronie

to do końca rachunki swe płaci 

 

pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Cześć, Kochana Beto! Dzięki za miły komentarz i odwiedziny, fajnie Cię widzieć!
Zaglądałabym częściej, gdyby nie to, że wena rzadko zagląda do mnie...

Heja, Luule! Fajnie, że do mnie wpadłaś! :)

Zgadzam się z Tobą w stu procentach: też mi się marzy idealny świat i też wiem, że to mrzonki i marzonki. Ale mrzonki są potrzebne - po to, żeby dążyć jak najbliżej do ideałów. Bez mrzonek nie ma do czego dążyć po prostu.

@Bożena Tatara - Paszko Dziękuję, Bożena!

Witaj, Waldemarze! Dziękuję za piękny komentarz!

A dlaczego "sunie"? Co to zmienia?

Dzięki za pochylenie nad wierszem.

Dziękuję serdecznie za miłe słowa. :)

Tak, jesteśmy za pan brat z mrzonkami, ale gorzej mają ci, którzy nie potrafią marzyć.

Bardzo dziękuję. :)

Wydaje mi się, że "pędzi jak pociąg" jest dość oklepanym frazesem, który już nie robi na nikim wrażenia. Chciałam wymyślić coś nowego, swojego, co na nowo sprawiłoby wrażenie pędzącego czasu...

Heja, Henryku! :)

Jaka miła niespodzianka!

Dziękuję za piękną wierszowaną odpowiedź, pełną optymizmu i radości. Oby rzeczywiście wyrastanie z mrzonek (lub też dorastanie mrzonek) było dorastaniem do realnych planów i działań, które mają sens.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję bardzo za miły komentarz, cieszę się. :)

Ale czy z pociągiem strofa byłaby bardziej dwuznaczna niż z motorem? Moim zdaniem przeciwnie, bo motor ma tu dwa znaczenia metaforyczne: jako pędzący czas (jak motor na szosie) oraz jako napęd działania (motor jako motywacja).

Jacku, to jest bardzo mądre. Wszystko ma swoją cenę, za każdą swoją decyzję jesteśmy odpowiedzialni, tylko ludzie często zapominają o tym. Żyją mrzonkami...

Pozdrawiam Cię serdecznie.

Ach, Sylwestrze, jak miło mi czytać taką "oczywistość"! :)))  Jak zwykle jesteś przemiły.

Pozdrawiam ciepło.

@huzarc Dziękuję serdecznie i też pozdrawiam.

Andrzeju, dziękuję! Nie spodziewałam się aż takiej pochwały tego wiersza!

Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze i że je czytasz czasami. Bardzo to miłe.

Pozdrawiam Cię serdecznie.

@zyzy52 Właśnie w tym jest szkopuł cały,

żeby spełniać się zechciały. :)

Bardzo dziękuję, taka pochwała to miód na moją duszę! :)

Opublikowano

@Agrafka Tutaj wyraz "leci" jest użyty żargonowo: potocznie często mówi się, że coś "leci" w sensie, że szybko się porusza do przodu, np.: pociąg leci na Gdańsk; tata poleciał na zebranie; lecę na taksówkę; no to leć, ale uważaj na druty telefoniczne. ;)

Gość Franek K
Opublikowano

Pociąg może jest faktycznie ciut oklepany, ale ten motor mi tu jakoś nie sztymuje :)

A płynie jak potok by nie było? Albo jak spiritus movens ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @marekg przepięknie napisales.  Jak tak dziś siedziałam juz sama na cmentarzu gdy się ściemniło i wszysvy sobie poszli, to dokladnie poczulam sie tak bezdomna, jak ten Twoj poeta z wiersza. I te rany - ech, poeci czują po stokroć...   Wspaniale piszesz.
    • @Robert Witold Gorzkowski Robercie. bardzo, bardzo dziękuję za Twoje słowa. pisząc te swoje wiersze zaczynam się obawiać czy nie przekraczam granic.   granic własnego JA.   dziękuję.     @Annna2   Aniu. to że wracasz jest cudowne. dziękuję.       @huzarc co tu powiedzieć.....   serdecznie dziękuję.    
    • @Migrena wg. mnie to zupełnie nie jest utwór o namiętnosci, bo namiętność tym wypadku to o wiele za mało.   To wiersz o nienasyceniu duszy - duszą, a cielesność jest tu jakby słodkim dodatkiem.    Ja tam wierzę w takie nienasycenie w miłości i w takie wiersze też, bo one sprawiają, że tętno przyspiesza, nie tylko to cielesne ale i duchowe..   I dodatkowo podpisuję się pod slowami @Robert Witold Gorzkowski - odniosl sie super adekwatnie do wiersza.        
    • Ktoś pióropusz ubrał  Inny z parasolem o przystojnym Zatańcz parasolki dreszczy słota  Zatańcz z parasolką niech się stanie  Kolorowa Kolorowe jeszcze liście  Kolorowe parasolki  Krople mienią się przejrzyście  Teraz tęcza zgadnij, za kim goni?
    • Moje dłonie siegają częściej po wino niż po chleb. Do późnego wieczora jestem zbyt zajęty umartwianiem duszy by odpowiadać na choć najskromniejsze potrzeby ciała. Są dni gdzie łóżko mnie więzi. Są jednak i takie gdzie łaknę wolności ścian swego odludnego więzienia. Przed snem, błądzę w ciemnościach zakurzonych kątów by choć przez chwilę dać posmakować artretycznie powyginanym palcom, zimna użytych do aranżacji farb. Szkarłatu krwi i perłowości łez. Duchy ze ścian poznają mój zapach. Łaszą się do swego pana. Mimo agonii, czasami zmuszą się do krótkiego śmiechu. Wołają mnie po imieniu. Tym ziemskim nie piekielnym. Wypalonym na duszy. Przed którym drżą aniołowie i ziemskie błazny. Kiedyś miałem imię. I czas na to by żyć. Bez bólu i lęku. Broniłem się przed cieniem. Uciekałem, lecz on był zawsze przed mym krokiem jeszcze o krok. Gdybym wtedy spłonął razem z moimi wierszami. Czy cień wkroczyłby za mną w ogień? Ale to przecież ogień rodzi cień. Języki ognia namawiają bym spłonął. Języki cieni liżą me rany. Trucizną próbują wymusić we mnie kolejny raz uległość. Tak przecieka rzeczywistość, przez dziurawy dach. Wschodzi czarna tarcza słońca. Gdy cząstka jego światła mnie dosięgnie. Obrócę się w proch. Duchy ze ścian pytają czasami, czy stąd daleko do nieba. Nie wiem. Mi tylko piekło pisane. I znów wczesnonocne harce. Trupi blask gwiazd. Nad łąkami. W zbożu jeszcze zielonym, cichutkie stąpania. To stopy bose północnic. Ich śpiewy przerywają świsty sierpów. Tną szyję i żywoty kochanków. Dobrze im tak. Kto jeszcze ufa miłosnym potworom. A może i żałować ich należy. Ja przecież też kiedyś ufałem. A teraz przeklinam nawet siebie. Czas się uwolnić. Udało mi się wzniecić wreszcie żar na zalanym przed laty i zapomnianym palenisku. Wiązki brzozowego chrustu czekały na tę chwilę. Języki ognia dostrzegły mnie, choć w narkotycznym uniesieniu chwili, były tak spragnione swego istnienia, że wolały pięścić ceglane ściany kominka. Pieściłem ich zmysły. Dorzucając drewna i szczap. Duchy ze ścian milczały zatrwożone, patrząc jak piekło wychodzi poza ramy swego świata. Prawie mnie mieli. Cienie tańczyły dziko, okadzone dymem. Pogrzebaczem wybiłem wszystkie okna by świeżym oddechem powietrza, wzbudzić furię ognia. Spod kuchennego stołu wyciągnąłem bańkę na naftę. I cisnąłem ją w ogień. Pamiętam tylko to jak cienie, porwały mnie przez rozsadzony pożarem komin. Duchy wybiły rygle z drzwi i rozpierzchły się w mgielny mrok boru. Płonąłem żywcem. Niesiony przez diabły w trupi blask gwiazd. Dobrze byłoby żałować i uronić choć łzę. Mnie ogarnął jednak demoniczny śmiech, który objął połacie okolicy. Okoliczni bajali potem, że słyszeli piorun, który najpewniej zniszczył chatę. Płonęła kilka godzin. Wiele miesięcy później na pogorzelisku, stanął jesionowy krzyż i światło łojowych świec rozświetlało mrok i klątwę. Na darmo jednak. Bo nikt stąd jeszcze nie trafił do nieba.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...