Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 Nerwowe uśmiechy, idealnie biale, jednakowo wyglądające, które wysysają ze mnie energię. Wszystko jest tak super w świecie biznesu, że większość po pracy leci prosto do pubu, zostawiając maski w depozycie barmanowi.... odbierając je wygniecione, bez wstydu przy rachunku.Nad ranem trzeba je rozprostować przy kolejnej tzw. little talk

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Kolejny - kolejnym

 

obok siebie, źle to wygląda 

Podoba mi się "napad paniki / by nikt nie poznał że/ jestem" 

 

Tu jednak zamiast "że" postawiłbym na "kim". 

W sumie spoko.

Wycofuje się z "kim" mam za to inny problem "kolejny dzień z uśmiechem w kolejnym napadzie paniki" 

Czy z uśmiechem przyjmujemy napady paniki? Wątpię. 

 

kolejny dzień 

nowy napad paniki

by nikt nie poznał że 
jestem

 

Sorry za marudzenie.pzdr.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Poprawiłem kolejne dzięki za wgląd i analizę 

Awatar już trochę jest ostatnio tylko Nick zmieniłem. Co do masek nie jestem ich fanem wolę bardziej wkurzonych, ale prawdziwych.

 

Ja też dobrze śpię po kubku ;) 

 

Czasem gdy rano się je ogląda to zastanawiam się czy wogole jest możliwość rozprostowac kości ;) 

 

Dzięki @jan_komułzykant

Edytowane przez eM_Ka (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Witaj Marcinie - do mnie też przemawia zwłaszcza pierwsza

która zgrabnie wprowadza do  pozostałej części wiersza.

                                                                                                                     Pozd.

 

                                                                                                          

Edytowane przez Waldemar_Talar_Talar (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@eM_Ka jasne, tylko wtedy jak jesteś na 'szczycie' organizacji i to o twoje przeprosty potykają się inni...a ty spokojnie po ich kościach na dół schodzisz na lunch, na luzie pytasz- how are you ? I masz w .....odpowiedź

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Szeroko zamknięte oczy... chyba się z czymś kojarzy , z czymś co już było. Tytuł też niezbyt odkrywczy. 

Poza tym widać, że poeta się stara  - o wgląd. Cierpienie jest dobrą do tego drogą, choć trudną,  wiadomo.

Opublikowano

Twój wiersz przypomniał mi moje "granice', gdzie peel też zachwiany, życiowo... "na krawędzi".
Jest obraz, jest niepewność i układanka myśli 'bohatera'. Jest dobrze, ale... pomijam wers.. "z szeroko zamkniętymi oczami...

('kapela' Łzy, śpiewała o tym), czytam... (...) wtulony w szklankę whisky.. próbuję.. przetrwać do rana   itd...
"zjadam i wydalam siebie"... mocne.!
Pozdrawiam.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Co znaczy, że poeta się stara? Dla mnie szeroko zamknięte oczy to sen na pół gwizdka. Zamykam oczy ale tak jakby wciąż były otwarte ponieważ słyszę kazdy szmer i przy budziku codzienne pytanie czy wogole spałem. Alkohol czasem potrafii zresetować myśli. 

 

Co do nie odkrywczych rzeczy nie miałem zamiaru być jak Kolumb czy Archimedes. Chciałem, żeby podmiot liryczny wydusił z siebie coś co tłamsi w sobie. W dobie na tak i musi być dobrze wszedobylskiego uśmiechu bo przecież życie jest cool i spoko nie możesz być smutasem. Dlatego powstała uśmiechnięta depresja. 

Dziękuję, że coś przypomniał. Fakt czasem coś nas pożera od środka i choć chcemy być lepsza wersja samych siebie wydalamy no właśnie zamiast ta lepsza dużo gorszą stronę 

Edytowane przez eM_Ka (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija ja nie znam ogarniętego, przynajmniej nie poznałam:)
    • @andrew  nie nie przypisałam Tobie, zgodziłam się z Tobą- gdyby było inaczej- nie napisałabym dzięki. Andrzej nie chciałam Ciebie urazić- jeśli tak się stało- przepraszam.
    • @violetta To mężczyźni mają lepiej bo pięknych kobiet jest mnóstwo a ogarniętych chłopaków ja na lekarstwo...
    • @Migrena Od pierwszych dwóch słów – "zimno. brudne powietrze." – tworzysz nastrój, który przenika cały utwór. To nie tylko fizyczny chłód, ale egzystencjalne, emocjonalne wyziębienie. Każdy kolejny obraz – obojętna ona, nieobecny on, "czarny pył" pod paznokciami – jest kolejnym pociągnięciem pędzla na tym samym mrocznym płótnie. Używasz prawie reporterskich środków. Zdania przypominają klatki z filmu lub pojedyncze, ostre wspomnienia. Detale takie jak "schody skrzypią", "pióro na parapecie" czy "uderzenie w ścianę, mówią więcej niż długie opisy. Pióro, które kiedyś służyło do pisania listów, jest przejmującym symbolem utraconej komunikacji i intymności. Wiersz bezkompromisowo oddziela cielesność od miłości. Opisujesz akt fizyczny w sposób niemal mechaniczny. Część "nie ma miłości, nie ma muzyki" podkreśla, że w tym momencie liczy się tylko "napięcie", "dotyk", "teraz". To esencja chwili, która jest wszystkim i jednocześnie niczym. Na koniec – "świat dalej istnieje, obcy, bez nich." – jest doskonałym podsumowaniem. Ich świat nic nie znaczył dla zewnętrznej rzeczywistości, a po wszystkim zostają tak samo samotni i obcy. To niezwykle poruszający wiersz. Zaimponowałeś mi tym razem umiejętnością tworzenia gęstej atmosfery za pomocą minimalizmu i detali. Uchwyciłeś – pustkę i desperację ukrytą w czysto fizycznym akcie, moment, w którym dwoje ludzi jest sobie jednocześnie najbliżej i najdalej. Świetnie!   
    • Przetarłem knykciami,  zaczerwienione, przekrwione oczy. Nie pamiętam już do końca  czy spałem poprzedniej nocy. Sennie, letargiczne obrazy mar.  Snuły się ospale po marmurowych zdobieniach, kremowego sufitu. A może były to jedynie twory  mej bujnej ostatnio wyobraźni.  Mile połechtane i zbudzone do działania, wydarzeniami, które miały ostatnio miejsce. Właśnie te wydarzenia, dały początek pewnej dozie rozkładu zdrowego rozsądku w mych dotąd nienagannie uporządkowanych i racjonalnych myślach. Sprowadziły pod ten dach nieszczęsny, coś więcej niż tajemniczą niepewność.     Zadomowił się tutaj strach i groza. Atakowały one jednak nie za dni,  wesołych i pełnych entuzjastycznych uniesień. Lecz czekały na zachód tarczy,  krwistego słońca ku falom  bezkresnego, stalowoszarego morza. Dało się łatwo wyczuć jak ciepło wczesno letnich wieczorów, zagarniają pod swe skrzydła, blade jak śmierć suchotna, ćmy. Jak biesiadują, wirując i kołując  u bierwion salonowego kominka.  Jak furkoczą w szale uniesienia o rozgrzane, szklane osłony naftowych lamp.     Po krzywych gzymsach i wybrakowanych, ceglanych murach,  zagłuszane koncertem świerszczy, wspinały się ku  rozwartym na oścież okiennicom, wydłużone w postaci nieziemskich, złudnych bestii, cienie.  Poczęte od mgieł przedświtu. Osiadłe za dnia skwarnego  w taflach skarlałych kałuż. Ukryte w załamaniach krzewów piwonii i róż. Przycupłe wśród, zroszonych żywicą konarów, w sadach i podleśnych, krętych scieżyn, zarośniętych dzikim powojem, ostrą trawą  i młodym mchem co kobiercem  swym zielonym wyszedł z kniei  ku oczom ludzkim.     Cienie te nie niepokoiły zmysłów,  dopóki wyczuwały choć odrobinę życiodajnego światła u granic okien. Szeptały jednak raz głośniej, raz ciszej  do ptaków, które zlatywały ku swym gniazdom na nocny spoczynek. Widać podniebni przyjaciele bali się  ich niecnych zamiarów  bo czasami do późna w noc  niosły się wśród bukowych gałęzi  i lipowych konarów ich podniecone  i zwiastujące niebezpieczeństwo świergoty.     Pierwsze gwiazdy, żegnały migocząc.  Ukołysane w falach słońce. Przejmowały straż nad nieboskłonem. Musiały radzić sobie w poważnym osłabieniu  bo księżyc nieśmiało wychynął jedynie  spoza chmur.   Był u schyłku żywota.  Dziś noc ostatniej kwadry. Domostwo cichło.  Mury i ściany wyłapywały coraz to mniej słów i poleceń tak domowników jak i służby. Tam ostatni raz zabrzęczała  srebrna taca z serwisem do herbaty, Na korytarzu ostatni jęk  wydały sypialniane drzwi. Z cicha przez nikogo już nie podjęte  dopaliło się cygaro, pozostawione w  kryształowej popielnicy.     Ostatnie życzenie dobrej i spokojnej nocy. Dmuchnięcie, gaszące  ostatnie zarzewie lampy. Jeszcze tylko powolne kroki  na głównej drodze. To tylko stróż, idący ku bramie wjazdowej  by zamknąć jej zamki aż do zbawczego rana. I jeszcze szczek  niosący się w tą niespokojną, irlandzką noc. To owczarek stróża. Rad temu, że wypuszczono go  z pomieszczeń kuchennych  ku bezkresowi ogrodowych trawników  i leśnych duktów.     Tak słuchałem wsparty o poduszki,  tych narodzin kolejnej nocy. Sen był tak samo odległy jak wtedy,  kiedy ległem u Twego boku  w tym łożu przed godziną. Wychynąłem przez ramię. Spałaś w najlepsze.  Twe czarne włosy, rozsypały się wokół lica, turmalinowym zachwytem. Błyszczały refleksami fioletowych iskier, to znów lekko rudawym zabarwieniem  przy lini skóry. Skóra Twa była idealnie blada, poetycko, erotycznie zabarwiona różem.  Nie mąciła jej  żadna skaza ani niedoskonałość.     Dłonie zsunęłaś ku linii bioder. Były dziewiczo delikatne. Kremowoperłowe i podobnie do nosa  usiane niesymetryczną linią piegów. Pierś Twoja opadała i wznosiła się miarowo. Sen był spokojny. Oddech Twój ciepły wionął na mój bark  z nieprzymknietych warg. Na nocnym sekretarzyku od Twojej strony, nadal spoczywał Twój grzebień,  lusterko z kości słoniowej  i taca z winem i owocami. Butelka miała nietknięty nawet korek.  Zasnęłaś dziś wreszcie  bez pomocy wina i leków.     Wtuliłem się w Ciebie i złożyłem pocałunek  na Twe rozchylone usta. Objęłaś mnie przez sen  i docisnęłaś się całą sobą do mnie. I choć wiem, że powinienem  równie spokojnie odpłynąć w sen. To jednak męczył mnie od środka ten robak którego zwą sumienie. A chciałem tylko wrócić do tego co było. Co było moim sensem  i szczęściem przez całe lata. Życie bez miłości i sensu w niej zawartym. Nie ma celu.     Dlatego zrobiłem wszystko by Cię odzyskać. I teraz od tych trzech dni i nocy, czuję że odzyskałem moc i prawo do istnienia. A mury te odzyskały prawowitą i jedyną panią. Boję się nie tego co zrobiłem  a tych cieni się lękam. Myślę że to Ci którzy  przychodzą tu z cmentarza. Upominają się o swoją zgubę. Wtuliłem się mocniej  w Twe rozorane rozkładem ciało. Niech spróbują zaprowadzić Cię do grobowca po raz wtóry.  Wolę w miłości trenie, tutaj z Tobą gnić. Niż w żałobnym płaczu,  przebitego stratą serca. Wołać Twe imię po wieczność. Na zimne i głuche ściany grobowca.   W hołdzie E.A.Poe za ukazanie mi piękna, cmentarnych mgieł i cieni. Za mrok i grozę ukryte w poetyckim słowie gotyckiego piękna. Za wszystkie te długie lata spędzone pod mistrzowską protekcją jego dzieł.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...