Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

*

Wiosnę najlepiej widać było w parku. Drzewa pysznie obrosły kwiatami, trawa nabrała barw sytej zieleni, słońce okraszało wszystko złocistym blaskiem. Do tego lekki wiaterek rozpylał zapach wszędobylskiego kwitnienia. Od razu na ławeczkach pojawiły się grupki stęsknionych za ciepłem ludzi. Wyciągali pobladłe od zimy twarze, czytali gazety lub przyglądali się baraszkującym z psiakami dzieciom.
Alejką szły dwie młode kobiety z wózkami, w których spały ich niedawno narodzone dzieci. Sara uśmiechała się leciutko. Kolor jej jasnych oczu dobrze współgrał z tonacją cienkiej kurteczki. Na twarzy Jasmine nie było śladu żadnego uczucia. Wyglądała niczym kamienny posąg, okutany przez jakiegoś żartownisia we flauszowy płaszcz. Szły przed siebie, zapatrzone w kontury wysokich budynków Centrum Handlowego. Nie spieszyły się. Miały dokładnie tyle czasu, ile zaplanowały, intensywnie ćwicząc powolną marszrutę.
Tam, gdzie kończył się park, były tylko szerokie schody i zaraz potem sielski nastrój przechodził w gwar tłumu opętanego gorączką zakupów. Po obu stronach pasażu handlowego ciągnęły się niezliczone luksusowe sklepy i restauracje. Nie było choćby jednej globalnej sieci, która nie miałaby tam swojego przedstawicielstwa. Środkiem wyłożonej marmurowymi płytami, pełnej klombów i ławeczek alei sunął wielonarodowy tłum z torbami pełnymi zakupów i hamburgerami lub hot-dogami w dłoni, a dzieci wymachiwały promocyjnymi balonikami z logo przyjaznych firm. W ten istny raj konsumencki pewien rodzaj niepokoju wprowadzała obecność niezliczonych kamer oraz stojących co kilkadziesiąt metrów policjantów, którzy ukrytymi pod lustrzankami oczami filtrowali tłum w poszukiwaniu podejrzanych osobników. Właśnie dwóch z nich bez uprzedzenia przyparło do muru jakiegoś biedaka. Obszukali go brutalnie, sprawdzili papiery i puścili wolno. Sara i Jasmine przyglądały się temu w spokoju. Pchały swoje wózki między rozwrzeszczanym, spoconym motłochem. Były poważne i skupione. Co pewien czas któraś z nich pochylała się ku dziecku, coś tam poprawiając.
Jeden z policjantów zaczął im się uporczywie przyglądać. Sara natychmiast zbladła, Jasmine za to posłała mu promienny uśmiech. Sekundy mijały upiornie wolno. Było rzeczą oczywistą, że albo zwrócił uwagę na ich urodę, albo dostrzegł coś podejrzanego. Kiedy usta wykrzywił mu tabloidalny grymas, będący najlepszą wersją jego uśmiechu, odetchnęły z ulga. Minęły go swobodnie, nie widząc już, że wrócił do lustrowania reszty przechodniów.
Największy tłum kłębił się przy fontannie, u wejścia do kilkunastopiętrowego Domu Handlowego BLUE PEARL, w którym od głębokich piwnic z winami, po restaurację na dachu, można było kupić dosłownie wszystko.
Kobiety nie zamieniły ze sobą nawet słowa. Sara kiwnęła głową Jasmine i została przy fontannie. Jasmine ruszyła w stronę ozdobnych, szklanych wrót BLUE PEARL. Zegar nad nimi wskazywał dokładnie 12 w południe - czas zakupów kobiet i dzieci, których ojcowie i mężowie byli akurat w pracy lub na wojnie.
Snajper na dachu zauważył Jasmine ściągającą płaszcz i czerwony napis na koszulce: „Śmierć Wam Wszystkim!” Włos zjeżył mu się na głowie. Był szkolony na tę okoliczność, ale trudno było utrzymać maksymalną koncentrację przez cały czas i do tego trzymać palec na cynglu odbezpieczonego karabinu. Instynktownie wycelował, trafiając wysoką kobietę, obok której ułamek sekundy wcześniej przebiegła Jasmine. Na drugi strzał nie miał już czasu. Siła wybuchu strząsnęła go z dachu, niczym gołębie pióro.
Również Sara robiła swoje. Z napisem na koszulce: „To Koniec Waszego Świata!” i podobizną poległego męczeńską śmiercią męża na plecach, triumfalnie rozejrzała się wokół.
Wypatrzył ją jeden z policjantów.
- Wszyscy na ziemię!!! – wrzasnął.
Zgodnie z procedurą, mógł strzelać, a jednak w chwili próby zadrżała mu ręka na myśl, że zginą niewinni. Sara krzyknęła dziko i uruchomiła bombę, ukrytą pod śpiącym dzieckiem.
Następujące po sobie eksplozje skruszyły konstrukcje okolicznych budynków. W ani jednym nie było szyb. Setki ludzi wyparowały, wielu zabiła fala uderzeniowa, po reszcie zostały marne szczątki. W pokrytym odłamkami szkła leju, na kawałku spękanej płyty marmuru, kręciło się, niby bączek, kółko dziecięcego wózka. Cisza zaczęła boleć.

Opublikowano

No i dobrze, ash. Koncepcja słuszna. Jako naoczny świadek owego wydarzenia wspomnę o drobnym, ale dość istotnym szczególe. Na telebimie wyświetlano właśnie scenę, w której gary Cooper kroczy samotnie ulicą miasteczka ku swemu przeznaczeniu. To spowodowało zresztą pewną dekoncentrację uwagi u stróżów prawa.
P.S. Następnym filmem miał być obraz "Potem nastąpi cisza".

Opublikowano

Dzięki wszystkim za zajrzenie. Ale mam prośbę, jak się wyczerpie formuła, dajcie znać, bo chyba moje nastroje życiowe za bardzo destruują prozę :)))
Leszku, to byłoby niezłe. Pomyślę....

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Kamil Olszówka Chwała i cześć należy im się na wieki. Pozdrawiam.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Arsis «fantastyczna wizja stworzona przez nadwrażliwą wyobraźnię» źródło SJP Zawieszenie pomiędzy nieważkością a nicością. Narracja i akcja jak w niemym filmie, przyciąga pomimo braku dźwięku i głosów.  Pozdrawiam
    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...