Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W środę, 10 listopada o godz. 22.30 ulice Warszawy są już puste. Pada deszcz, jest zimno i nieprzyjemnie. Jedynie w jednej, ciemnej uliczce ciszę przerywa głuchy odgłos obcasów, stukających o chodnik. Stuk-stuk-stuk... Raz szybciej, raz wolniej. Jakby kobieta w jednej chwili czegoś się bała, prawie biegła, a w drugiej zatrzymywała się i czekała niewiadomo, na co. W zasadzie, jakby się tak wsłuchać, to można by było usłyszeć jeszcze zduszony płacz pani Ewy... Tak, bo to właśnie pani Ewa idzie w tej chwili po ulicy. Szła tak wczoraj, przedwczoraj i miesiąc temu... Płacze, bo wie, że ta wypłata 1500zł, którą dziś dostała, nie wystarczy jej i dwójce dzieci na cały miesiąc. Płacze, bo wie, że pracując po 15 godz. dziennie, zasługuje na wyższe wynagrodzenie. Płacze, bo wie, że jej małe, kochane dzieci siedzą w domu same i czekają na nią. I w końcu płacze, bo bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że wszystko mogłoby się potoczyć inaczej... Nagle pani Ewa przystaje na skraju ulicy, dokładnie na przejściu dla pieszych, choć po jezdni nie porusza się żaden samochód. Nie zdając sobie a tego sprawy, pani Ewa stoi. Stoi, a obraz, który w tej chwili ukazał się przed jej oczami, powoli się rozmywa. W oczach pani Ewy wielki, szklany drapacz chmur zaczyna tonąć we mgle i we łzach. I właśnie w tej chwili pani Ewa zaczyna przypominać sobie wszystko, o czym przez dwa miesiące usilnie starała się nie myśleć...
W tym roku lato było wyjątkowo gorące, a we wrześniu panowała prawdziwa złota jesień. I właśnie w jeden z tych ciepłych, jesiennych dni, dokładnie 2 września, o godz. 12.30 kobieta odsunęła się od biurka, wstała i przeciągnęła się. Wyjrzała na zalane słońcem ulice Warszawy. Z 13 piętra szklanego wieżowca widok był naprawdę zachwycający. Uśmiechnęła się sama do siebie. Spojrzała na kalendarz wiszący na ścianie i z zadowoleniem uświadomiła sobie, że dokładnie rok temu dostała awans i przeniosła się do Warszawy. Teraz już była kimś! Jak to fajnie, że może powiedzieć: „Tak, jestem dyrektorem Departamentu w Ministerstwie Zdrowia”. Była taka dumna! Jej spojrzenie powędrowało po gabinecie, jej własnym gabinecie. Nowoczesne meble, wyposażenie. Wszystko z najwyższej półki. Wzrok zatrzymała dopiero na 20’’ płaskim ekranie swojego monitora. Westchnęła troszeczkę zniechęcona, bo wiedziała, że musi wracać do pracy. Pracowała właśnie nad listą leków refundowanych. Z zamyślenia wyrwało ja charakterystyczne pukanie do drzwi. Od razu wiedziała, kto to może być. Powiedziała krótkie: „Proszę” i spowrotem usiadła w swoim obrotowym fotelu. Do pokoju wszedł, jak zawsze uśmiechnięty Marek. Marek był jej zastępcą, którego zresztą bardzo lubiła. Już od progu zawołał:
-Dzień dobry, pani Ewo! Jak tam sprawy? Może w czymś pomóc?
-Och, dzięki! Marta położyła ci na biurku listę Bardzo Ważnych Spraw, które chciałabym, żebyś załatwił. Ja mam w tej chwili jedną Bardzo Ważną Sprawę na głowie, z którą sama muszę sobie poradzić.
-Taaak... Więc nie będę już przeszkadzał. Lecę załatwiać te Bardzo Ważne Sprawy- Marek uśmiechnął się, wstał i ruszył w stronę drzwi. W progu zatrzymał się, jakby coś sobie przypomniał i odwrócił się do Ewy.
-Ach! Zapomniałbym. Szef chce panią widzieć. Już teraz- dodał dramatycznym szeptem i zniknął za drzwiami.
Ewa podniosła się z fotela. Była dosyć przysadzistą kobietą, więc przyszło jej to z niemałym trudem. Zastanowiła się, jaki szef może mieć powód, że wzywa ja do siebie o tej porze. Tak w ogóle, to często bywała u niego w gabinecie. Można by nawet powiedzieć, że ściśle ze sobą współpracowali. Pan Piotr- bo tak miał na imię przełożony Ewy- nigdy nie podpisywał żadnych ważnych umów, nie konsultując się uprzednio z nią. Poza tym zazwyczaj do pracy przychodził ok. godz. 15, a to dopiero za 2 godziny! „A może jest zły, że nie oddałam mu tej listy leków?”- Myślała pani Ewa.- „Ale nigdy mu przecież nie przeszkadzało, że spóźniam się z jakąś umową o tydzień. Ba! Nawet o 2 tygodnie!”
Tak rozmyślając, Ewa przeszła przez długi korytarz, skręciła w lewo i już była przed drzwiami gabinetu swego szefa. Przygładziła ręką spódnicę i zapukała. W odpowiedzi usłyszała ciepły głos Marty- sekretarki- że może wejść. Marta akurat rozmawiała z kimś przez telefon i ręką dała Ewie znać, że szef już na nią czeka.
-O, już pani jest! Bardzo dobrze. Proszę siadać.- Powiedział jej przełożony. Nacisnął jeden z guzików w telefonie i powiedział:
-Pani Marto, proszę 2 kawy do gabinetu.- A zwracając się do Ewy dodał_ Ależ, proszę się nie krępować! Niech pani usiądzie.
Ewa usiadła posłusznie na wskazanym miejscu. Marta przyniosła dwie kawy i gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, pan Piotr zaczął rozmowę.
-Pani Ewo, proszę mi powiedzieć, jak pani idzie praca nad tą lista leków refundowanych?
-Eeee...- Ewa postanowiła wziąć się w garść- Jeśli chodzi panu o to, że się spóźniam, to bardzo przepraszam. Nie wiedziałam, że jest to takie pilne... Ale chyba jednak jest. Proszę mi wybaczyć. Dziś wieczorem, albo najpóźniej jutro z samego rana dostarczę ją panu osobiście. Jeszcze raz bardzo prze...
-Pani Ewo... Przecież znamy się nie od dzisiaj. Dobrze pani wie, że nie o to mi chodzi. Proszę raczej powiedzieć, jakie leki pani uwzględniła.
Ewa zaczęła wymieniać, zaczynając od tych najdroższych i najważniejszych leków, które mają znaleźć się na liście. Gdy skończyła, jej szef siedział chwilę zamyślony, jakby jeszcze raz próbował przestudiować w myśli to, co usłyszał. Po chwili odezwał się:
-A dlaczego nie uwzględniła pani antybiotyku Oxynogenium, zachodniego koncernu Oscar? Jest bardzo drogi, a naprawdę skuteczny. To mogłaby być dobra inwestycja.
-A co to za lek?- spytała Ewa- Co się nim leczy? Jaki ma skład? Ile kosztuje? Panie Piotrze!! Przecież muszę wiedzieć takie rzeczy! Nie mogę tak z miejsca powiedzieć panu: „Tak, owszem”, skoro nic nie wiem na ten temat!
-Oczywiście, zgadzam się z panią absolutnie- i wyciągając jakąś kartkę z szuflady swego biurka, dodał- Właśnie dlatego przygotowałem pani już wcześniej wszystkie potrzebne informacje na temat tego leku.
Jeden rzut oka na zapisaną stronę wystarczył Ewie, żeby zauważyć, że na liście podobny lek już się znajduje: ten sam skład, a wielokrotnie niższa cena. Gdy wyjawiła szefowi swoje spostrzeżenia, ten odwrócił głowę od okna, w które się wpatrywał i zwrócił się do pani Ewy:
-Wie pani, co? Przydałby się pani nowy samochód. Co by pani powiedziała na …na np. Volvo V90?
Totalnie zdezorientowana Ewa, jeszcze nie bardzo zdawała sobie sprawę z tego, do czego dąży jej przełożony.
-Hę?- spytała mało inteligentnie.
-Poza tym- kontynuował pan Piotr_ ja osobiście uważam, że nie zaszkodziłoby pani 3-tygodniowe szkolenie na Wyspach Karaibskich. Wraz z rodziną oczywiście.
-Ależ panie Piotrze! Przecież nie możemy pozwolić sobie na takie wydatki!
-Proszę się nie martwić. Wszystko to byłoby podziękowaniem od koncernu Os car, za uwzględnienie ich leku na liście leków refundowanych. Proszę to przemyśleć i jutro z sama rana przyjść tutaj. A teraz już niestety muszę panią pożegnać. Do zobaczenia jutro!
Ewa pożegnała się pośpiesznie i wybiegła z gabinetu szefa.
Następnych 17 godzin było chyba najgorszymi w całym jej dotychczasowym życiu. Czuła się jak w transie. Odruchowo zamknęła drzwi swojego gabinetu, odruchowo zapaliła silnik swojego Fiata Punto, który lata świetności dawno miał już za sobą i odruchowo dojechała do domu.
W nocy nie mogła spać. Zapadała w krótki półsen, z którego budziła się co 15 minut. Chodziła po sypialni tam i spowrotem. Paliła papierosy w domu, co nigdy wcześniej jej się nie zdarzało, ze względu na dzieci. Cały czas myślała nad dzisiejszą rozmową z szefem. Wiedziała, że jeśli się zgodzi na propozycje firmy Oscar, będzie żyła w wielkim dostatku przez długie lata. Poza tym, wizja trzech tygodni na Karaibach przedstawiała się bardzo zachęcająco. Ale z drugiej strony, jasno zdawała sobie sprawę z tego, że jest to swego rodzaju łapówka, a wzięcie jej jest surowo karalne przez prawo. Więc jeśli się zgodzi, równie dobrze może stracić wszystko, jak zyskać bardzo wiele. Ale przecież ona nie może sobie pozwolić na takie ryzyko! Myśl o dzieciach przesądziła sprawę. Już wiedziała, co powie szefowi. Odmówi. Tak! Właśnie tak zrobi! Odmówi! Nie może zrobić nic innego. Dla dzieci. Dla dobra jej własnych dzieci! Z tych rozmyślań wyrwał ją dźwięk budzika.
3 godziny później siedziała zalana łzami, z głową opartą na dłoniach. Przyczyna jej obecnego stanu ducha leżała na biurku, przed nią. Było to wymówienie z pracy. Powód? Powód był prosty: niedotrzymywanie terminów. Tak, właśnie tak napisał! To, co nigdy mu nie przeszkadzało... „Pani Ewo, przecież pani wie, że nie o to mi chodzi...” To były jego własne słowa! A teraz wykorzystał to przeciwko niej. Jak on mógł...
Wszystko to przeleciało przez głowę Ewy w ciągu kilku zaledwie sekund, jak film. Nagle zdała sobie sprawę, że nadal stoi na skraju jezdni, przed przejściem dla pieszych. Jest cała mokra i sama nie wie, czy to od tego deszczu, który ciągle się nasila i z lekkiej mżawki przerodził się w wielką ulewę, czy też od własnych łez. Zapewne jedno i drugie. Właśnie chce przejść przez ulicę, gdy nagle zauważa piękne, srebrne Volvo V90, które mknie mokrą ulicą. Przed pasami zwalnia na tyle, że Ewa zdąża zauważyć, że za kierownicą tego cuda siedzi jej były zastępca, który po jej odejściu objął jej stanowisko.
Dla Ewy było już wszystko jasne...

Opublikowano

Nie umiem zrozumieć Twojego sarkazmu, Leszq Dentmanie... Czy to źle, że próbuje pisać na taki a nie inny temat??? A poza tym komentarz powinien raczej dotyczyć opowiadania, a nie twoich stosunqw do polityki.
Ale mimo wszystko dzieki.

Opublikowano

W pierwszej chwili pomyślałem: Chryste, kolejny zaangażowany gniot... w drugiej chwili mnie wciągnęło i przeczytałem z zainteresowaniem, choć zaangażowanie ciągle raziło (ale to już rzecz gustu; o kolorach i gustach - sza). W trzeciej chwili uśmiechnąłem się z uznaniem, że napisane poprawnie i chyba w gruncie rzeczy sprawnie (brak pospolitych błędów itd., a skoro wciągnęło profana, to chyba sprawne :). Zatem: zwracam honor, wzruszeń brak, uwag nie mam :)

PS. Zgoda, nic w pisaniu na takie tematy złego nie ma; ale też nie o to szło Leszkowi. Czołem :)

Opublikowano

Ojej... Jesli juz natalia napisala mi cos milego to znaczy ze moje opowiadanko nie jest tak do konca skopane... ;-)) bo czytajac inne Twoje komentarze, natalko, to sie (szczerze mowiac) przerazilam, co napiszesz o mojej "tfurczosci"...;-) ale jak sie okazalo, bylas wyrozumiala. dzieki ci ;-)))

Opublikowano

moje komentarze straszą?!
nie no, Scarlet, jeśli o tekst zadbałaś, to nie ma się czego bać :)
i ja wcale straszyć nie chcę, tak tylko... uwagi osobiste wrzucam
byłam wyrozumiała? to raczej nie to :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @FaLcorN   FaLcorN …:) wiem, wiem;) mam taki wrodzony …talent ;)    lubię Ciebie:) !!!       
    • @KOBIETA Na Wenus? To nawet lepiej. Większa odległość to mniejsza pokusa, którą roztaczasz.
    • Pozostawiłam na chwilę własne myśli, stawiając przy taksówce od strony bagażnika walizki i informując chowającego je kierowcę, na którą ulicę zamiawiam kurs. Gdy wsiadłam i zamknęłam za sobą drzwi, zdecydowałam się do nich wrócić. A tym samym do naszej rozmowy.     - Jak to, co masz ze mną zrobić? - popatrzyłam na niego zaniepokojona. Do treści pytania, będącego w oczywisty sposób uzewnętrznieniem wątpliwości, doszedł jeszcze podkreślający je ton. Pierwsze pytanie wypowiedziałam zwykłym tempem. Drugie już znacznie szybciej - jak zwykle wtedy, kiedy coś mnie rozemocjonowało. - Chyba nie rozważasz odejścia ode mnie? Nie! No coś ty! Powiedz, że nie! - moje spojrzenie stało się o wiele bardziej niespokojne, podążając za zawartą w wypowiadanych słowach emocją.     - Nie! - powtórzyłam, ściskając mu dłonie. - Ty nie mógłbyś, prawda?! Nie po tych wszystkich twoich deklaracjach i zapewnieniach! Powiedz, że... - zgubiłam się na chwilę wśród swoich myśloemocji, przestając nadążać za słowami - że nie powiedziałeś tego i że ja tego nie usłyszałam - pokonałam na moment swoje zdenerwowanie.     - Prawda jest taka, że rozważyłem - odpowiedział wolno na moje pytanie. - Rozważyłem, ponieważ twoje postępowanie pokazuje, że nie jesteś gotowa na ten związek. Unikasz rozmów o istotnych kwestiach, zapowiadając "pogadamy", ale nie wracasz do nich. Ta sytuacja z koleżanką - wiesz, o której mówię. Test, co zdecyduję i jak się zachowam, dobitnie wskazał na twój brak zaufania pomimo, że o nim zapewniasz. Wreszcie ten wyjazd. Wiesz, że jego uzasadnienie stanowi sprzeczność z twoją obietnicą, że nie planujesz zniknąć? Robisz dokładnie to: zaplanowałaś zniknąć na półtora tygodnia. Skoro tak szanujesz swoje słowa, jak mam być pewien, że za jakiś czas nie znikniesz na miesiąc uzasadniając to potrzebą wakacyjnego wyjazdu?     Nie wiedziałam, co mu wtedy odpowiedzieć. Zrobiło mi głupio przed nim i przed sobą do tego stopnia, że mojemu umysłowi zabrakło słów.     - Słuchaj... muszę iść... - tylko tyle zdołałam wykrztusić.     Tak samo jak w tamtej chwili, poczułam spływające po twarzy łzy. Na szczęście wewnątrz taksówki było ciemno. Kierowca zwolnił, skręciwszy z głównej ulicy i wjeżdżając osiedlową drogą pomiędzy budynki, wreszcie zatrzymując samochód pod znajomo wyglądającym domem. Na szczęście dla siebie zdążyłam szybko otrzeć policzki.    - Jesteśmy na miejscu, proszę pani - oznajmił. - Pięćdziesiąt dwa złote. Będzie gotówką czy kartą?    - Gotówką - odparłam szybko, zaklinając go myślami, aby nie zapalał światła.                     *     *     *      Wszedłszy do domu i zmusiwszy się do jak najbardziej uczciwie i szczerze wyglądającego przywitania z mamą, posiedziałam z nią około godziny. Po czym oznajmiłam, że pójdę już się położyć.    - Tak szybko? Ledwie przyjechałaś... - mama była naprawdę zawiedziona.    - Muszę, mamo. Ja... Przepraszam - objęłam ją i przytuliłam. - Dobranoc.    Idąc po schodach, prowadzących na piętro i zaraz potem do swojej sypialni, wróciłam myślami do niego. Do nas i naszej skomplikowanej sytuacji.    - Czemu znowu to ja wszystko psuję?! - zezłościłam się na siebie. - I czemu on jest uczciwy, solidny i przejrzysty?! Musi taki być? I tak się starać, do cholery?! - zaklęłam. - Gdyby chociaż raz mnie okłamał albo zrobił coś nie fair, byłoby mi łatwiej go zostawić! Uznać, że nie jest dla mnie dość dobry! A tak tylko szarpię się pomiędzy miłością doń a obawami przede wspólną przyszłością! Pomiędzy tym, co czuję a tym, czego chcę!     Rozpłakałam się ze złości na siebie, na niego, na swoje uczucia i na swoje lęki.     - Gdybyś był chociaż mniej wytrwały...       Rzeszów, 27. Grudnia 2025 
    • @Leszczym ostatnio słyszałem tezę że ciężko jest być facetem i nie nosić masek co zdaje się potwierdzać Twój wiersz. Ja robiłem to zawsze instynktownie(co nie zawsze było słuszne) jak w jednym z pierwszych moich tekstów    
    • @Krzysic4 czarno bialym fajne:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...