Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Było już po wieczerzy wigilijnej. Babka Wiktoria znalazła wreszcie swoja przystań za stołem. Zmęczona niewiele mówiła, tylko wodziła po nas swoim roześmianym wzrokiem, dumna, że wszystko się udało. Po kolacji domowników zaczynało ogarniać zmęczenie – i to podróżne po przejechanych kilometrach, i to po niedospanych przedświątecznych nocach, i to po całodziennej krzątaninie w domu i obejściu gospodarczym. Nawet dzieci jakby przycichły, szukając przytulnych miejsc, w których zstępuje sen. Na stole paliły się jeszcze świece - wysokie i białe, wetknięte w szklanki pełne owsa. Babka pamięta od zawsze, że właśnie tak muszą wyglądać wigilijne świece. Choinka żarzyła się kolorowymi lampkami, wypełniając resztę pokoju magicznym blaskiem.
Dziadek Walenty zniknął gdzieś na dłużej. A kiedy wrócił, na stole pojawił się gąsiorek swojskiego wina o smaku zawieszonym gdzieś między maliną a czarną porzeczką. W środku zimy zapachniało nagle skwarnym latem. Jedną kolędę, jedyną, jaką wydawało się, że znamy, przemruczeliśmy, bo zaraz po pierwszej zwrotce pogubiliśmy resztę słów, aż naszą kompromitującą muzykalność przerwał rozmarzonym głosem dziadek.
- A pamiętasz, Wikcia, jak szóstego grudnia zbieraliśmy grzyby? – i zaczął uśmiechać się sam do siebie. – No pewnie, że nie teraz. Dokładnie to była niedziela, w pięćdziesiątym roku, pamiętasz? Ciepło było do późnej jesieni. Specjalne wycieczki przyjeżdżały z Lublina w nasze strony. Niektóre prawdziwki miały czapy jak ten talerz. Po godzinie zbierania mieliśmy trzy pełne koszyki. Jeszcze chciałem iść dalej w stronę Tarnawy, ale ty miałaś dość. A w poniedziałek, następnego dnia spadł śnieg.
Widać było jak babka WIktoria odpływa od nas w okoliczne lasy, rozrzucone po roztoczańskich wzgórzach, jak jej oczy młodnieją o pół wieku.
- A jaki ty byłeś szalej, Walek, oj jaki szalej! Że też ja głupia dałam się włóczyć na mikołajki po lasach. A jak się wilków bałam, mój Boże, jak się bałam. Jeszcze od wojny podchodziły nocami pod okoliczne wsie. Ludzie opowiadali, że w Gródkach i Otroczu napadały na jadące sanie i pogryzły konie. Podobno przychodziły hen od Bieszczad. Ile ja nocy nie przespałam, bo słyszałam, jak te bestie wyją głodne.
Wiedzieliśmy, że dziadek Walenty uraczy nas za chwilę jedną z tych swoich historyjek, które to mogły się zdarzyć, albo i nie, a w które on sam święcie wierzy i zna ze szczegółami.
- To były nasze pierwsze Godnie Święta. I to pod znakiem wilków. Pamiętasz, Wikta, ten pogryziony świerk, przywleczony pod nasz dom?. To była nasz pierwsza choinka. Ale zacznę po kolei.
Babka Wiktoria założyła ręce na piersi. Dziadek polał jeszcze do szklaneczek pachnącego wina i zaczął opowieść.
- Wracałem przed świętami do domu z drzewem z Tarnawskiego Lasu. Zeszło mi do ciemnej nocy. Wcześniej upatrzyłem sobie na skraju zagajnika dwa świerki. Były jak wyrysowane. W sam raz jeden na choinkę – pomyślałem. Wracam i przypomniałem sobie o nich. Wyjąłem spod siedzenia toporek, zatrzymałem konia i poszedłem. Miejscami zapadałem w zaspy po pas, ale opłaciło się. Drzewko było cudne. Noc przyszła z kurzawą; dobrze, że znałem drogę. Oho, słyszę, że wyją, ale gdzieś daleko. Rzuciłem świerk na wierzch sań i ruszyłem.
- Dałbyś spokój, Walek. Straszysz dzieci przy święcie – ocknęła się babka. – Chcesz, żeby do rana na dwór nie wyszli, do kościoła nie poszli?
- Mówię jak było, a tu nie ma się czego bać – wysapał dziadek i dalej ciągnął swoją opowieść.
- Do domu było jeszcze ze dwa kilometry i żadnych ludzi w pobliżu. Ale, nic to, jadę. Kożuch miałem długi, postawiłem kołnierz; jakby trochę kurzyć przestało, chwycił większy mróz. Księżyc raz za chmurami, raz świeci. Wyjechałem już z lasu. Nawet widno było od śniegu. Z daleka widzę już pierwsze światła Olszanki. Prądu jeszcze nie było, lampami naftowymi świecono. A co i raz słyszę od lasu, że wyją. Nagle, koń mi się płoszy, parska i nie chce iść dalej. Patrzę, siedzi. Na samym środku drogi, w wąwozie, jak wyrzeźbiony, jakby czekał na mnie. Nogi przednie ma naprężone, a ślepia jak reflektory. Ja tylko z siekierą i batem – żadnej broni. I co tu robić? – myślę.
Dziadek Walenty zawiesił głos i przeniósł wzrok na twarze słuchaczy, jakby od ich decyzji zależało jego dalsze życie. Dzieci kręciły się niespokojnie. Po chwili dziadek wrócił do opowieści.
- Stanąłem na chwilę – a on siedzi bez ruchu. Jedną taktykę znałem na wilka, co to opowiadali jeszcze starzy ludzie. Tylko się nie odwracać do niego plecami i spokojnie. Wilk lubi, kiedy strach bierze górę nad człowiekiem. Zaczynasz uciekać, a on jednym susem skacze ci na plecy i po tobie, bracie. Dobrze o tym pamiętałem. Zaparłem się nogami w to drzewo co wiozłem. Podciąłem batem konia i z krzykiem oraz kopytami ruszyliśmy na niego. Odskoczył w pole, zatoczył koło i znów przysiadł na drodze daleko za saniami. Pędziliśmy do wsi prawie galopem. Wpadłem między pierwsze budynki, tłukę do drzwi domu i krzyczę, że wilk blisko. Poznali mnie po głosie. Wybiegł gospodarz i trzech synów. Każdy wziął co tam mógł: jakieś widły, kosisko i kije. Idziemy ostrożnie drogą w stronę lasu. Widzimy – siedzi basior. Czernieje się na tle skarpy. A my tak stopa po stopie, posuwamy się jeden obok drugiego. Ja szepcę, że dam mu przez łeb siekierą. Powolutku, powolutku – tak, że jesteśmy już ze dwa metry od bestii. A on siedzi nadal z tymi swoimi ślepiami. Kiedy do tego pyszczyska mogliśmy już sięgnąć widłami, wtedy się zerwał. Tylko śniegiem bryznęło nam w twarze. Jakie on miał szalone odbicie! Odskoczył ze cztery metry, opadł na skarpę i przepadł w krzakach.
Odetchnęliśmy z ulgą, że wszyscy przeżyli, aż tu dziadek ciągnie dalej.
- Myśleliście, że koniec? Wcale nie! Wilki dalej wyły gdzieś na horyzoncie. Słyszeliśmy je dobrze, ale nie widzieliśmy już żadnego. Koń był nieco spłoszony i szybko dojechałem do domu. Wtedy dopiero zauważyłem, że zgubiłem gdzieś ten piękny świerk, co miał być na choinkę,
- Gębę ci wtedy zamurowało. Nie zdradziłeś się słówkiem, że coś ci się przytrafiło – wyskoczyła znienacka babka Wiktoria. – A ja i tak nie mogłam zasnąć. Martwiłam się, bo następnego dnia już wigilia, a my bez choinki i myślałam, jakie też będą te nasze pierwsze święta? No i wtedy się zaczęło. Pamiętam jakby to było wczoraj.
Dziadek zrobił tajemniczą minę i wyręczył babcię Wiktorię z obowiązku kończenia tej opowieści.
- Prawie zasypiałem. Nagle słyszę, jakby ktoś pukał do okna. Wstaję, wyglądam i pytam – kto tam? Cisza. Posłuchałem chwilkę i idę do łóżka. Znowu pukanie. Patrzę – znów nikogo. Wracam do łóżka – znowu pukanie, ale jakby ktoś skrobał o ścianę. Ubrałem się, wziąłem latarkę i wychodzę powoli. Patrzę – siedzi za domem. Ten sam basior, a przed nim leży mój świerk. Popatrzyliśmy na siebie i wróciłem uspokajać żonę. Rano już go nie było. Przyniosłem drzewko do domu. Na jego delikatnej korze znać było ostre zęby wilka. Niektóre gałęzie pogubiły igły od wleczenia po śniegu. Wikta sprzeciwiała się, nie chciała tej wilczej choinki. Mogłem jeszcze pojechać i przywieźć inną. Wtedy przypomniałem sobie, że w wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. Może ten wilk chciał mi wtedy coś powiedzieć? Tylko nie wiedział jak i w zamian przyniósł nam tę naszą pierwszą choinkę? – i dziadek roześmiał się serdecznie.
Dzieciom kleiły się już oczy do snu. Starsi rozleniwieni trochę dziadkowym winem zaczęli powoli otrząsać się z opowieści i wybierać na Pasterkę. Noc była księżycowa, skrzypiał mróz. Tak samo jak pięćdziesiąt lat temu. Tylko zamiast wilków wyły silniki aut, które mijały nas po drodze.

Opublikowano

znalazła wreszcie swoja = ą

Było już po wieczerzy (...) Po kolacji domowników = można by chyba uniknąć tego powtórzenia

i to podróżne po przejechanych kilometrach, i to po niedospanych przedświątecznych nocach, i to po całodziennej krzątaninie w domu i obejściu = i to i to i to....samo "i" nie wystarczy?

Jedną kolędę, jedyną, jaką wydawało się, że znamy, przemruczeliśmy, bo zaraz po pierwszej zwrotce pogubiliśmy resztę słów, aż naszą kompromitującą muzykalność przerwał rozmarzonym głosem dziadek. = bdb fragment, ale czy konieczne jest na siłę tworzenie z niego jednego zdania?

Widać było jak babka WIktoria = Wik..

Podobno przychodziły hen od Bieszczad = jakieś przecinki by się przydały :)

sam święcie wierzy i zna ze szczegółami. = z tymi szczegółami nie bardzo mi to pasuje, albo szczegółowo opowiada, albo zna, chociaż to też jakoś nie tak...hmm, nei wiem, do przemyślenia to zdanie zostawiam

To były nasze pierwsze Godnie Święta = pierwsze Godnie Święta? tzn?

To była nasz pierwsza = nasza

Wracam i przypomniałem sobie o nich = czas... wracam - teraz, przypomniałem- wtedy, :)

Miejscami zapadałem w zaspy po pas = się, się, się mi brak

Straszysz dzieci przy święcie (..) na dwór nie wyszli, do kościoła nie poszli? = skoro mowa o dzieciach, to "wyszły", "poszły"

Ale, nic to, jadę = Ale nic to, jadę.

Księżyc raz za chmurami, raz świeci = och jej.... o Księżycu tak brzydko, to jakby napisał: Jabłko raz czerwone, raz z sadu. No ni przypiął ni załatał. Świeci- to czynność, a "za chmurami" położenie, nei można tego porównywać, czy też wymieniać z użyciem "raz", przynajmniej w moim odczuciu.

parska i nie chce iść dalej. Patrzę, siedzi. = to brzmi jakby koń siedział

Ja tylko z siekierą i batem – żadnej broni= ?! a siekiera i bat to co to niby?! zabawki? nie no to żadnej broni wyciąć! nie chcę tego widzieć nawet.

I co tu robić? – myślę. = wiadomo, że myśli, nei trzeba tego pisać, tzn nie musiał o tym mówić dziadek, nie sądzę by to powiedział, chyba że jako osobne zdanie. Albo " myślałem co tu zrobić?"

z krzykiem oraz kopytami ruszyliśmy = no i znów brak logiki, z krzykiem i kopytami? mieszasz czynności z przymiotami, tak nie można :)

ze dwa metry od bestii = ech no i wyszła fantazja dziadka :) dwa metry, heh

wyręczył babcię Wiktorię z obowiązku kończenia tej opowieści= przecież dziadek zaczął, to o jakim obowiązku mowa?

wziąłem latarkę i wychodzę powoli. = czas lamp naftowych i .....latarek? :)
...............................................................

uff :)
Damianie, sporo pracy Cię czeka. Szczególnie nad budową zdań. Chcesz w nich mieścić za dużo naraz. Można napisać, że "Samochód jest czerwony i jedzie". Ale nie, że "Samochód raz jechał, raz był czarny". To bez sensu.
Opowiadanko ma śliczne zakończenie. W ogóle pomysł z tą choinką udany, ale potykałam się o to i owo.

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Jak zwykle wyłapujesz Natalio każdy, najdrobniejszy błąd, ale zdarza Ci się niekiedy zagalopować. To że we wsi świecono lampaminaftowymi, nie oznacza, że nie dziadek nie mógł używać latarki. Do tego nie potrzeba słupów i przewodów elektrycznych. Zaś Godnie Święta, to jak przypuszczam regionalizm. Zważ, że akcja opowiadania toczy się na lubelszczyźnie.

Opublikowano

Może się wytłumaczę. Ten tekst powiedziałbym, że jest już niejako sprawdzony. Jeśli uda mi sie napisać coś przed zakończeniem terminu to wolę wystartować z czymś nowym, jeśli jednak nie podołam zadaniu to zrobię tak, jak radzisz.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Dziekuję Natalio za wnikliwą korektę. Niczego jednak nie zmienię oprócz formy osobowej dzieci, bo to mial być regionalizm, ale daleko idący. Zmieniam również literówki, ale nie rozumiesz Natalio elipsy w wypowiedzi artystycznej, pewnego skrótu; chcialabyś aby wszystko napisać i opisać. Czynisz nieuprawnione analogie /ksiezyc/samochod! Podobnie z tym koniem. To nie proza XIX-wieczna! Latarki były w powszechnym użyciu w wojsku podczas II wojny św. Ludność na wsiach bez prądu znakomicie poslugiwłla sie długo latarkami na baterie kupowane w sklepach. Co do "Godnich Swiąt"- regionalizm, ale uprawniony=staropolszczyzna- God to rok!-świeta na koniec roku, noworoczne. Pozostalość w polsczyznie to m.in., gody! świeto!.
Z tym zpadaniem w sniegu, wystarczy zajrzeć do słownika j,polskiego, forma zwrotna nie jest wymagana: zapadać i zapadać sie ! obie formy są uprawnione w zależności od konetekstu i znaczenia jaki chcemy nadać.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ależ Damianie, czy ja Ci gdzieś kazałam coś zmieniać? Te wypisane szczegóły to tylko forma mojego komentarza. Nie musisz się z nimi zgadzać. Piszę, co według mnie lepiej by brzmiało, czy wyglądało.
Dziękuję za wyjaśnienie świąt godnych. Latarek też już się nie czepiam.

Czynię nieuprawnione analogie? To ja muszę mieć prawo do nich? Coś mi się skojarzyło i to napisałam, mam tego pod Twoimi tekstami nie robić? Proszę bardzo, każdy woli inną krytykę.
Równie dobrze mogłam napisać tylko: "Opowiadanko ma śliczne zakończenie. W ogóle pomysł z tą choinką udany, ale potykałam się o to i owo." Wystarczyłoby Ci?
Opublikowano

Nie :). Pewnie, że by nie wystarczyło. Nie odbieraj mojej odpowiedz negatywnie. Uwarzam, ze Twoje komentarze są jednymi z najlepszych w tym serwisie, dlatego zapraszam do następnych moich tekstów. Chciałem poprostu wyrazić swoje zdanie. Pozdrawiam gorąco- do "przeczytania" :)

Opublikowano

Cześć - no fajnie się takie bajeczki czyta. Pewnie trochę zmyślone, trochę osadzone w realiach, a ten wilk calkiem oswojony! Może uciekł z zoo albo cyrku ??:) Podoba mi sie potoczystość narracji . Podniosłeś chłopie poziom konkursowy - choć to przecież zabawa - a ileż nauki warsztatowej przy okazji wymiany na forum. Odtąd będę tu częściej zaglądać. Może też dam coś swojego pod osąd? Ale ja piszę ostatnio o wiele dłuższe "bajki". Wiadomo - coś sie już przeżyło na tym świecie .:)) i poczytało. Historyjka z "wilczą choinką" całkiem mnie zrelaksowała,a na wierzchołku pogryzionego świerka powinna jeszcze dyndać przynajmniej jedna bombka! , Dawaj bracie to na konkurs - będzie wesoło! Przecież to wesołe świeta!. Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @APM Lubię gdy poezja nie zawiera zbyt wiele wielkich słów. I gdy operuje obrazem, gestem, albo bierze konkretne ludzkie doświadczenie i pokazuje mi na jak wiele sposobów można widzieć świat.
    • @hollow man @hollow man dobrze, przekaze  
    • @Deonix_ Dzięki. Podoba mi sie to co napsiałaś: "wiersz, ukazujący przedświąteczną zawieruchę z innej perspektywy,  bez nadmiernego biadolenia ale i bez lukru i "dobro(ś)ci" :) ". Wiersz był bez tytułu, dodałam potem. Czyli można zmienić, albo wytłuścić. Aktualnie wybieram to ostatnie. Nie chcę nic więcej dodać. Zastanawiałam się, czy nie pwinien się kończyć na przedostatim wersie, czyli na "potulne jak baranki", ale chba też nie. A tak ogólnie to faktycznie pasuje na każde święta oraz inne okazje/wydarzenia życiowe być może. Pozdrawiam 
    • "Jedyną rzeczą, która ma jeszcze moc sprawczą w świecie po sensie, jest obsesja."   Noc przełomu. Ostatnia a zarazem pierwsza. Stary rok odszedł przed dwiema godzinami a nowy narodził się  jak zawsze ślepy i w ułudzie nadziei  na poprawę bytu jednostek doczesnych. Jakaż to okrutna  a zarazem prześmiewcza farsa. Święta i nowy rok. Bajeczki dla małych dzieci  o jedności, pokoju, zgodzie i miłości. O cieple ognia rodzinnego i atmosfery wzajemnej godności i szacunku. Ja nie życzę nikomu dobrze, nie życzę jednakże też źle. Ale cóż mi przyjdzie  z czyjegoś szczęścia i sukcesu  nawet jeśli miałby się on  magicznie zyścić pod wpływem  słów, gestów czy guseł tych przeklętych dni? Nic się nie zmieni.     Sukcesy innych nie motywują one ranią i jątrzą  uczucie wstydu, hańby i zawiści. Ludzkiej, podłej i małostkowej zazdrości. A ja najadłem się w życiu  dość hańby i wstydu. A zazdrość. Czego miałbym im zazdrościć? Uciesznych, grzesznych igier, tańców i hulaszczego pijaństwa do odcięcia się od ludzkiej myśli poznawczej? Grania w karty, kuligów  czy zabaw na świeżym śniegu? Czasami widzę przez okno salonu, jak zdać by się mogło  dorosłe i solidnie wykształcone jednostki zachowują się jak dzieci  i to te rozwrzeszczane  i rozpieszczone do granic.     Patrzę jak bałwany  lepią jeszcze większe bałwany. Swoje autobiograficzne pomniki. Mienią się w słońcu i iskrzą dumnie. Scala je mróz i ulotność. A potem idzie wiosna zielona  a z nią ocieplenie. Patrzę z tego samego okna  jak bałwany z każdą godziną marnieją,  topią się aż wreszcie kruszeją  i rozpadają się na części. A potem widzę ich twórców. Jak wracają z pracy lub uniwersytetu. Marni, w rozsypce,  upadku pod ciężarem jestestwa. Widzę jak czas ich kruszy. Żadne z ich życzeń nigdy się nie spełni. Bo życzenia nie są do spełniania  a do pustego karmienia skrzywdzonego ego.     Błędne koło. Cierpią cały rok  by w święta życzyć sobie oddechu. Choć wiedzą że to tylko słowa nie czyny. Bo codzienność wymusza na nich  czyny podłe i niegodne losu  i struktury człowieka. Walka o byt. Człowiek w centrum wszechświata. Człowiek jest kowalem swojego losu. Brednie humanizmu. Wszechświat kręci człowiekiem. I nijak nie ma na to lekarstwa. Jest tylko przekleństwo klatki codzienności.     Część spotkań towarzyskich jeszcze trwała, inne dogasały powoli  a goście na nie sproszeni,  przenieśli się w dużej mierze na zewnątrz. Jedni by zaczerpnąć tchu i odsapnąć, inni by zapalić w spokoju  a jeszcze inni  by dać upust erotycznemu napięciu. Za oknem posłyszałem ściszone głosy  grupki młodych osób najpewniej studentów  lub uczniów gimnazjum. Weszli widać do przedsionka bramy mojej kamienicy a potem do dolnego hallu. Ciężkie dębowe drzwi stuknęły z impetem  a głos kroków  objął stukotem marmurowe schody. Słyszałem przytłumione, lekko podpite głosy. Żegnali się najpewniej,  życząc sobie ostatni raz wszelkiego dobra. Jeszcze tylko odgłos kluczy w zamku drzwi, znów kroki, teraz mniej liczne.  I znów błoga cisza. Koniec tych bachanaliów. Teraz tylko cierpienie i udręka.     A dla mnie czas na zbawczy sen. Na stoliczku leżał kłębek czarnej wełny. Rzuciłem go mojego kotu  by i on miał trochę radości i zabawy tej nocy. Oczywiście momentalnie  wyskoczył spod stołu i rzucił się na ofiarę. Maltretując ją  niemiłosiernie pazurami i zębami. Kominek dogasał z wolna. Sięgnąłem po lampę, podkręciłem płomyk  i ruszyłem do sypialni. Będąc obok drzwi wejściowych dosłyszałem nieopodal odgłos lekkich, kobiecych kroków. Zdziwiłem się bo ostatnie piętro kamienicy, zajmowali raczej samotni i posunięci już znacznie w latach mężczyźni jak ja. Zanim to do mnie otwarcie dotarło,  kroki znalazły się pod moimi drzwiami  a kołatka zasygnalizowała nieśmiałe pukanie. Mam nadzieję, że to nie gość w dom  o tak nie towarzyskiej porze  a to że jakaś pijana latorośl  zmyliła drogę do domu lub piętro. Rad nie rad  zrobiłem kilka kroków i otworzyłem…   Mówią że marzyć to nie grzech. U mnie to proste  bo nie wierzę w marzenia ani grzech. Ale tej nocy nowego roku  odwiedził mnie gość  o którego postaci marzyłem  i życzyłem sobie jego powrotu. A więc czyżby  marzenie może się urzeczywistnić? Dostałem na to namacalny i najlepszy dowód. Choćby przerażający w swej istocie  i metafizycznej głębi.   Otworzyłem drzwi  a w progu zastałem jej postać. Taką o jakiej dziś marzyłem, jakiej pragnąłem. Jaką kochałem i wspominałem co dzień  od dnia jej rychłego zgonu. Była wręcz zwiewna i blada. Ledwie zaróżowione policzki  wygięty się pod wpływem  szerokiego uśmiechu. Jej kasztanowe, ułożone w dorodne fale włosy spływały jak wodospad  na alabastrowe ramiona i piersi. Ubrana była w ukochaną,  malachitową suknię wieczorową. Kolczyki i kolia z pereł oraz makijaż  uczyniły z niej bezsprzeczne  artemidowskie bóstwo pożądania. Zielone oczęta tak niewinne,   miały w sobie niezgłębione pokłady miłości.     Długo syciliśmy się nawzajem tą chwilą. Nie mogąc wydusić słów ani poruszyć zastygłych w nagłym szoku ciał. Wreszcie przemogła się  i mogłem usłyszeć jej głos. Za nim było mi tęskno najbardziej. Polały się łzy. Chciałam przyjść osobiście i życzyć Ci szczęśliwego nowego roku i zapytać czy wszystko u Ciebie w porządku?  To było Twoje życzenie. Czy chciałbyś nadal abym mogła spędzić z Tobą resztę tej nocy Simon? Rzuciłem się na nią  i tuliłem jak największy skarb.  Płakałem jak dziecko i nie mogłem przestać. Wreszcie osunąłem się na kolana przed nią i tuląc się do idealnej talii  wyskomlałem wręcz Tak! Z Tobą chcę być już na wieczność. Och Natalie…   Poddźwignęła mnie z kolan  i ucałowała gorąco. A ja postanowiłem śnić i marzyć  jedynie o niej już do końca swoich dni.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...