Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                   Sen

 

noc daje przyzwolenie na podróż w czasie.
bez pukania przenikam namacalne kontury
i jak dawniej szukam wiśniowych konfitur.
niedzielne śniadania pachną naleśnikami,
krochmalonym obrusem i majowym bzem.

w kubkach zbożówka zabielona mlekiem.
przez uchylone okna wpadają międzydrzewne
trele oberków, albo najzwyklejsze dzień dobry.
przy stole uśmiechnięty gwar rozmów.
z wieży echo dzwonu kreśli drogę wiernym.

codzienne dzisiaj zabiega o przywilej snu,
pośpiech trawi lata, tak trudno przystanąć
w soczystych zieleniach chwili.

przecież motyle żyją znacznie krócej,

ale za każdym razem, gdy przysiądą obok,

rozdają kolory za darmo.

 

 

 

 maj, 2012

 

 

 

 

 


 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

ciepłych barw mnóstwo wokół nas , ale w tym nachalnym stylu życia coraz ciężej nimi się rozkoszować . A te pikselowe takie sztuczne . I nasze dzieci umierają , stojąc ... Tragedia ! Bardzo malowniczy obrazek , Nato i ... masz za to : youtube.com/watch?v=EYRll3hhW1M . Serdecznie :-)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Anno, wg Ciebie ciepłem malowane wspomnienia, fajnie, chyba lekko je idealizujemy z upływem czasu (tak mi się wydaje),
tym bardziej, że teraźniejszość czasami bee... Wers zniknął.
Dzięki, że byłaś... :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To prawda, barw nie brakuje, tylko czas w nienaturalny sposób rozpływa nam się między wczoraj a dzisiaj.
Dziękuję za.. malowniczy obrazek.. oraz za piosenkę, zabieram z niej łąki pełne kwiatów... :)
Miło mi, że wpadłeś.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Fajnie czytać, że.. wzruszająco i z głębi.. Ja zawsze wolę światełka latarenek.
Jako autorka, dziękuję za post... :)

Dla Was wszystkich serdeczne mazurskie pozdrowienie... :)
Opublikowano

Czytam po raz czwarty, odgaduję Nato o czym tutaj opowiadasz. Tęsknota za dzieciństwem, kiedy dom rodzinny był całym światem. Ciepłym i bezpiecznym. O zacieraniu się wspomnień, aż stają się w pamięci snem, jedną jasną pastelową barwą. Nie zamykasz swojej opowieści. Nie ma zakończenia, puenty, trochę tak jakby notatka z podróży,która jeszcze trwa. Pozdrawiam ciepło :)

Opublikowano

to jest przepiękne! ojj, jak się cieszę, że to ostatni dziś przeczytany wiersz, zabieram ten barwny obraz do poduszki! :)

przypomniały mi się chwile spędzane w dzieciństwie u babci, w domu nad rzeką, gdzie karmiłam łabędzie, siedząc na mostku, a woda pod drewnianymi belkami łaskotała bose stopy... lato na działkowych ogródkach, gruszki i kwiatowe rabaty, ławka pod altanką, dzwon z parafialnego... dziękuję :) miło wrócić w tamten czas, chociaż wspomnieniem...
(porywam z pluskiem w ulubione)

kłaniam się z pozdrowieniem,
in-h.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tam, gdzie fale Bałtyku biją o piaszczysty brzeg, a wiatr szumi w starych kniejach, żył niegdyś dumny lud Prusów. Choć mieczem i ogniem narzucono im władzę Zakonu Krzyżackiego, w sercach wciąż pozostawali wierni dawnym panom: Słońcu, Księżycowi i Ziemi. Najświętszym miejscem pruskich plemion, ukrytym przed wzrokiem najeźdźców, była świątynia w Romowe. To tam, w cieniu wiekowych drzew, rezydowali potężni bracia: Perkun – władca gromów i Ugnis – pan świętego ognia.   Pewnego dnia bogowie ci, chcąc sprawdzić wierność swego ludu, przybrali postać zwykłych wędrowców. Przemierzali pruskie ostępy, zaglądając do wiosek i świętych gajów. Perkun kroczył z podniesionym czołem i uśmiechem, widząc, że wiara przodków wciąż tli się w sercach ludu mimo krzyżackiego panowania. Ugnis jednak chmurzył się z każdym krokiem. Jego bystre oko dostrzegło, że w wielu gajach święte ogniska przygasły, a opieka nad żywiołem ognia zeszła na dalszy plan. W sercu boga zaczęła kiełkować zazdrość i uraza.   Tymczasem na ziemiach tych pojawił się nowy cień – komtur krzyżacki Mirabilis. Podstępny ten rycerz, władający z drewnianego zamku Lenceberg nad Zalewem Wiślanym, uknuł plan okrutny i krwawy. Rozesłał posłańców do najznamienitszych pruskich rodów, zapraszając wodzów i starszyznę na wielką ucztę. Obiecywał pokój i braterstwo, a zwabieni wizją końca walk, Prusowie przybyli tłumnie, nie przeczuwając zdrady.   Stoły ugięły się od jadła i napitków, a gwar rozmów wypełnił salę biesiadną. Lecz gdy uczta dobiegała końca, a umysły gości były już mętne od miodu i wina, Mirabilis wraz ze swoją świtą chyłkiem opuścił komnatę. Na jego znak ciężkie wrota zatrzasnęły się z hukiem, a rygle opadły. Po chwili pod drewniane ściany podłożono ogień. Gdy pierwsze płomienie zaczęły lizać ściany, a dym gryźć w oczy, Prusowie zrozumieli, że znaleźli się w śmiertelnej pułapce. W obliczu straszliwej śmierci, ich głosy zlały się w jeden potężny krzyk rozpaczy. Wznosili modły do potężnego Perkuna, błagając go o ratunek przed żarem, który trawił ich ciała.   Perkun, będąc wciąż w pobliżu, usłyszał wołanie swego ludu. Jego serce ścisnęło się z żalu, lecz nie miał władzy nad płomieniami. Zwrócił się więc do towarzysza: — Bracie Ugnisie! Powstrzymaj żarłoczne języki! Nie pozwól, by ten zdradziecki ogień strawił naszych wiernych! Lecz Ugnis, pamiętając zaniedbane paleniska w świętych gajach i słysząc, że konający wzywają tylko imienia Perkuna, odwrócił wzrok. Zazdrość o sławę brata, którą ten cieszył się nawet wśród dalekich Słowian, zaślepiła go. — Nie do mnie wołają, więc nie ja im pomogę — rzekł chłodno, pozwalając, by pożoga dokończyła dzieła zniszczenia.   Widząc nieugiętość brata, Perkun podjął błyskawiczną decyzję. Nie mógł ocalić ciał, które zamieniały się w popiół, lecz mógł ocalić to, co najcenniejsze. Zanim ostatnie tchnienie uszło z piersi Prusów, bóg gromu chwycił ich dusze i przeniósł je w pobliskie, potężne dęby. Drzewa, przyjmując w siebie cierpienie płonących ludzi, w jednej chwili zmieniły swój kształt. Ich pnie powykręcały się w agonii, a konary skurczyły, przypominając ramiona wzniesione w błagalnym geście.   Od tamtego strasznego dnia, żaden Prus nie ważył się podnieść siekiery na te sękate dęby. Wierzono, że drzewa te czują ból tak samo jak ludzie, a w ich wnętrzu wciąż żyją zaklęci przodkowie. Zniszczenie takiego dębu skazałoby duszę na wieczną, mściwą tułaczkę po świecie. I choć minęły wieki, a po zamku Lenceberg nie został nawet kamień, gdzieniegdzie na dawnych pruskich ziemiach wciąż stoją samotne, powykręcane dęby. Mają już ponad tysiąc lat i wciąż szumią dawną pieśń. Gdy mijasz takie drzewo, wstrzymaj krok i pochyl czoło. Pamiętaj, że nie są one naszą własnością. Należą wciąż do dusz, które przetrwały ogień zdrady.  
    • @Omagamoga czasami to świat jeździ nim popychany ręką depotów po piaskownicy.
    • @Laura Alszer Zmysłowy, luksusowy wiersz. Ta "ekskluzywność" żyrandoli i "kosmos w kolorowym szkiełku" to piękny kontrast – wielkie zawarte w małym, dostępne tylko wybranych. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Waldemarze, są też łzy szczęśliwe, takie z radości. 
    • @huzarc Ten wiersz nie jest dla mnie o przeznaczeniu, a już na pewno nie o jakiejś wyższej konieczności. Bardziej o pamięci, która wraca nocą - o obrazie, który nie chce odejść i który człowiek nosi w sobie dłużej niż trwa sama walka.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...