Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

               Układanka

 

w czasie opróżniania mieszkania natknęłam się
na prawdziwy skarb. nieważne, że godziny
depczą po nocy, ten szkic prywatności pokazuje
z jaką lekkością przenosiłaś każdą górę,

ale dwa lata temu na Wielkanoc, przygotowałaś
karpia w galarecie i barszcz z uszkami.
w twoim wieku to dozwolone, po prostu łatwiej
o czymś zapomnieć. to taki pasjans, który nie
wiadomo kiedy zaczyna układać się po swojemu.

obok kawy stawiałaś w cukiernicy sól, jednak
twoich pączków nie powstydziłby się sam Blikle.
płynęłaś łajbą do przystani, w której pomost
rozmywał się na falach mgieł. szukałaś choćby
jednej drzazgi, niech zakłuje tym co pewne.

skrzętnie ważyłaś słowa, kiedy język płatał figle.
między kartkami odkurzone sekundy i stos myśli,
które są jak lustra - w każdym twoje odbicie -
nigdy go nie zapomnę, a nigdy to przecież bardzo długo.

 

 

 luty, 2012

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Piękna opowieść poetycka o bliskiej osobie. Ostatnie siedem wersów to lot wart większych skrzydeł niż krucze ;). Chociaz kruki mają w sobie tajemną władzę i moc. Trzeba się im uważnie przyjrzeć. Chociaż...teraz skoczyła oczyma wyżej i raz jeszcze przeczytałam pasjans. Dodaję więcej wersów do siódemki:)

I, żarcik: proszę nie oceniać nikogo za pomocą detali :)))! Stawianie soli albo innych proszków zamiast cukru....no co, no co...! Stawiam. Kropka.


Ten wiersz bardzo mi kogoś przypomina i dlatego siedzę nad nim długo. Wybacz nudzenie. Ucisk, Nato. Elka.

Opublikowano

Chyba kolejna układanka zaczyna mi się "rozjaśniać"... M.. to E...
Tak, kruki to piękne ptaki, tylko trochę za głośno kraczą.
Co do wpisu... żarty mile widziane, zawsze. Miło mi czytać Twoje słowa Mario - Elu,
cieszę się, że jest jak piszesz i chyba nic w tym momencie juz nie wykrztuszę.
Po prostu dygam wdzięcznie, dziękując za wizytę...
PS. Nie nudzisz, absolutnie.
Pozdrawiam... :)

Opublikowano

bardzo piękny, zachwycający wprost wiersz, poprowadzony wspaniałą epiką poetycką (teraz to wymyśliłam!). to szczęście być tak pamiętanym i szczęście, jeśli można o tym napisać z tak niebywałą skromnością, dyskrecją i miłością.
gratuluję! pozdrawiam serdecznie.
:))
plusikuję

Opublikowano

Przepiękny wiersz. O Mamie? Tak go czytam. Peelka "odgruzowuje" mieszkanie z niepotrzebnych gratów - i nagle trafia na pamiętnik, pisany dawno przez nieżyjącą, najbliższą Osobę... Pamięć ożywa, przypominają się wydarzenia z ostatnich lat Jej życia, coraz większa dezorientacja, pomyłki, zapomnienia, bezradność i kłopoty w wysławianiu się... ale także wartości i talenty, a przede wszytkim niepowtarzalność Człowieka i Jego miłość. Odzywa się też nadzieja, że Ona gdzieś tam jest - w innej postaci - na jakiejś przystani, w którą sama chciała wierzyć.
Przepiękny wiersz. Wzruszyłam się. Zapluszam.

Acha, tylko drobiazgi - masz literówki w dwóch miejscach:
"karpia a galarecie" - W galarecie;
"nie powstydziłby się sam Bilke" - BLIKLE.

Pozdrawiam! :-)

Opublikowano

Wiersz zatrzymuje i sprawia, że widzę siebie pochyloną nad zakurzonym pamiętnikiem. Wprawdzie brzmi jak dedykacja, ale chyba właśnie przez to (dzięki temu) można tak szybko go sobie zawłaszczyć.
Niniejszym to czynię. W zamian zostawiam plusa.
Pozdrawiam serdecznie.
:)
:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Magdo, zgadzam się z Tobą... nie o każdym pamięta się w podobny sposób. Cieszę, że zajrzałaś do "Układanki" i bardzo Ci dziękuję za te ciepłe słowa.
Serdecznie pozdrawiam... :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Janie, fajnie, że wszystko razem złożyło się na ogólny plus. Bardzo dziękuję za wizytę i post.
Pozdrawiam... :)
PS. Za literówkę bardzo przepraszam, zaraz poprawię.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


prawda, jakbym widziała bardzo bliską mi osobę, też pisałam o pomyłkach, ale TWoje przemyslenia sa Oskarowe Nato, pięknie, wzruszająco, ściskam cię mocno!W smutku utulam.
Stasiu, uśmiech sam mi się kreśli na twarzy. Dziękuję za..pięknie, wzruszająco..
Dzięki za zatrzymanie, za dobre słowa i.. utulenie... :)
Pozdrawiam cieplutko.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


No tak, jest ich troszkę, średnio cztery na strofę... też czasami liczę je u innych, ale gdy później analizuję treść,
dochodzę do wniosku, że są potrzebne, by peel, peelka, mogli wyrazić swoje myśli. W tym wierszu trudno mi
..wykoleć tu i ówdzie.. bo to sugeruje l.mng... i jaki byłby wówczas przekaz.? Postaram się w przyszłości
pamiętać, żeby nie było za bardzo czasownikowo...
A które Ty byś usunął..? jeśli można zapytać...
Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
Pozdrawiam... :)

PS. Dopisuję, 1.03. Czarku, Twój post był jedynym głosem, że za dużo czasowników...całe dwa dni, myśłałam
w rozjazdach o tych czasownikach, który by ewentualnie... bo tu i ówdzie, nie da rady... przynajmniej dla mnie,
niewykonalne. "Ucinam" z drugiej strofy czasownik.. było.. Czy jest.. o wiele zgrabniej.. hmmm.. może..

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
    • @Migrena Cieszę się i dziękuję :)
    • @sisy89   bardzo mi się podoba :)))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...