Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dzień był chłodny i bardzo pogodny
Ostatnie wakacje, więc tratwą na stacje
Velma, Dżordżi i ja
Widzieliśmy rotundy gazowni

Tratwa cięła powietrze, a Velma się śmiała
- Hej, Dżordżi, zahaczysz o trakcję,
Spadniemy na tory raz dwa

Kończyło się lato, co upadło wisiało
Tak trzymał się kurs: jeszcze – już

Dzikie harce wyprawiał - Dżordż
I Velma się śmiała a ja
Na północy widziałem las

Dżordżi droczył się setnie
Pokład rozhuśtał szpetnie
Tego lata kochałem się w Velmie

Velma na rufie stała,
Może szansę ujrzała
Dla tego, który szansę da jej

Wlecieliśmy w mleko
Mój wzrok sięgał daleko, lecz nie tak daleko*
Gdzie ona rzuciła cień



*Żegnaj laleczko

Schemat trasy (google maps):
www.marat-dakunin.liternet.pl/tekst/melancholia-dla-nastolatkow
(na dole)

Opublikowano

Co tu prawić, co to za poezja!? A taka właśnie, że to trzeba było przeżyć. Ale dzięki wierszowi to się przeżywa, i to nawet w dwójnasób. Bo relacja, a zwłaszcza refleksja (podsumowanie) tej podróży, czyli przede wszystkim dwie ostatnie strofy, dla mnie to bomba (jak jestem czy nie jestem trąba czy trombita). Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Im człowiek starszy, tym bardziej młody... ;)
Wierszyk podarował mi trochę dziecięcej (zapomnianej) "głupawki". Fajnie było...
:)

P.S.
Skłaniam się do "czy nawet Twaina" ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Im człowiek starszy, tym bardziej młody... ;)
Wierszyk podarował mi trochę dziecięcej (zapomnianej) "głupawki". Fajnie było...
:)

P.S.
Skłaniam się do "czy nawet Twaina" ;)


To dobrze.
Lepiej niż dojść do wniosku typu: miałem wszystko co mieć można i okazało się to niewiele
albo: wszystko zmarnowane.

pozdrawiam

P.S.
Na Maya się już nie załapałem, ale babcia czytała mi Curwooda,
no i na Niziurskiego się załapałem.
Opublikowano

Jak trafnie stwierdzil Milosz, Robinson Crusoe stal sie z ksiazki powaznej ksiazka dla dzieci, tyle tylko, ze dzieci przed i powojennych. Potem zniknal z orbity. Jest to i smutne i pocieszajace, bo Harry Potter tez zniknie. Twain byl pisarzem niezwykle plodnym, nie tylko dla mlodziezy. Niestey, spotkal/spotyka go taki sam los jak Robinsona. Robin Son c'est moi! Pozdrawiam.

P.S.
Zdjecia z lotu ptaka, starej Gazowni, bardzo zaintrygowaly w kontekscie wiersza.

Opublikowano

Gdyby pan zrobił z tego tekstu - wiersz.
Autor bawi się współbrzmieniami, dochodząc pod koniec do klasycznych rymów częstochowskich - to musi być znaczące, zatem co jest w tych miejscach, gdzie ginie melodia? czy coś ważniejszego? mniej ważnego?
Podobnie jest z budową strof. Przeważa trójwersówka, ale konsekwencji brak.
Wiersza ma formę "luzacką", żartobliwej narracji wspomnieniowej, która ukrywa głębsze sensy. Historia prawie banalna - co zrobić, żeby ja utrwalić bardziej niż w spiże?
Zrobić wiersz. Nałożyć gorset formy i bawić się nim, rozwalać reguły w momentach z nadznaczeniem.
Bo to jest fajny tekst.*

Pozdrawiam

* Z niepotrzebnymi mu kontekstami typu googlemaps czy "żegnaj laleczko" (jak mniemam, jest to nie do Chandlera aluzja, tylko żartu filmowego, który ostatnio robi karierę na jutiubie).

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Twain miewał prorocze sny (nie chodzi mi o historyjki o grzecznym i niegrzecznym chłopcu :)
Tak, Gazownia jest intrygująca. W zasadzie akcja miała być na początku przy Bernolaku w Bratysławie (kopuła), ale improwizowanych wycieczek nie przewidzisz..

pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Też mi się tak wydaje, że to tekst. Ale może Pana zainteresuje jako znawcę poezji analiza Alxa
(w podanym wyżej linku na dole), sam się zdziwiłem, że można to tak analizować.

Co do Chandlera, ma Pan rację. Czytałem tylko końcówkę:

"- Była morderczynią - powiedziałem. - Ale mordercą również był Malloy. I on wcale
nie był skończonym łotrem. Może ten detektyw z Baltimore wcale nie był takim
świętoszkiem, jak mówi raport. Może ujrzała jakąś szansę... nie ucieczki, już wtedy
była zmęczona tym kluczeniem, ale szansę dla tego jedynego mężczyzny, który
kiedyś rzeczywiście jej dał szansę.
(...)
Nie zrozumiał, o czym mówię.
Zjechałem windą na parter i wyszedłem schodami ratusza. Dzień był chłodny i
bardzo pogodny. Wzrok sięgał daleko... ale nie tak daleko, jak daleko odeszła Velma",

natomiast w całości i z upodobaniem czytałem z 5 lat temu Marka Bieńczyka eseje
"Melancholia. O tych co nigdy nie odnajdą straty"

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Najtrudniej jest się otworzyć Nie jestem szafą którą się wietrzy Najtrudniej jest się przyznać Nie jestem oskarżony Najtrudniej jest pokochać Nie jestem kochany Czyżby najtrudniejsze było za nami Nie, to trudno Nie trudno jest na próżno uciekać Nie trudno jest złościć i wściekać Nie trudno jest innych rozgrzeszać Jak łatwo powiedzieć kłamstwo Jak łatwo poczuć strach Jak łatwo udawać i grać A cóż w tym złego, poeta się dziwi I ja się dziwię z nim Przecież gra w uczciwego to najpiękniejsza gra Bo uczciwy to samo sumienie ma  
    • @Berenika97   Bereniko. Ton ciężki, niemal apokaliptyczny a jednak osobisty. W świecie, który miele wszystko w masę, ocala nas uparte trwanie w rytmie własnego kroku.   Twoja poezja. Już mi się do niej tęskniło :)
    • Polityk wchodzi do swojego mieszkania jak huragan w brylantowym smokingu, z kieszeni wysypują się złote monety jak deszcz meteorytów, z teczki wylewają się banknoty jak zielona powódź papieru, a złote sztabki uderzają o podłogę jak kły mamuta, rytmicznie, w takt jego serca – serca pompowanego łapówkami. Pudełka po butach trzeszczą jak trumny przepełnione banknotami, mikser wiruje w szaleństwie i pluje monetami, kaloryfer jęczy, dusząc w sobie koperty gorące jak węgiel z piekła, a szuflady wybuchają jak armaty absurdu, plując na podłogę kolejne łapówki, które wiją się jak robaki karmione podatkami narodu. Banknoty tańczą w powietrzu niczym skrzydła szarańczy, opadają na stoły, krzesła, rośliny, na kota mdlejącego w kącie, szeleścią chórem za oknem: – Idioci, głupcy, płaćcie, płaćcie dalej, bo każda wasza złotówka jest jego świętem. W szafie – sejf, w sejfie sejf, w sejfie kolejny sejf, a każdy mdleje od ciężaru złotych sztabek i banknotów, trzęsie się jak pacjent w gorączce, ale polityk otwiera je z czułością, jakby były matrioszkami chciwości, i śmieje się, że nigdy nie będzie ostatniego dna, bo chciwość nie zna spodu. Złote sztabki układają się w piramidy, monety stukają jak werble koronacji, a polityk klęka przy tym skarbcu jak kapłan pychy, całuje banknoty, tuli złoto, wdycha je jak kadzidło, i szepcze: – Jeszcze… jeszcze… naród niech kona, a ja będę królem złotego świata! Dywan próbuje go udusić ze wstydu, kanapa wyje jak pies skatowany podatkiem, lustro pęka i krzyczy: „Patrzcie na monstrum, co żywi się waszym chlebem!” Ale polityk śmieje się, śmieje tak, że ściany pękają, śmieje się banknotami, śmieje się sztabkami, śmieje się narodem za oknem, który stoi w kolejce do życia – z pustymi kieszeniami i pełnym rachunkiem sumienia. Aż wreszcie staje sąd, w progu, z uśmiechem jak bankomat, i mówi jak wyrocznia absurdu: – Te złote monety? Nie jego. Te banknoty w pudłach po butach? Nie jego. Te sztabki pod dywanem, te koperty w kaloryferze? Nie jego, nie jego, nie jego. I polityk wychodzi wolny, czysty jak kryształ w kieliszku szampana, śmiejąc się w złocie i papierze. A naród za oknem, głupi, naiwny, wyzuty – bije mu brawo i płaci dalej, bo wierzy, że ten skarbiec wypełniony łapówkami zbudowany jest dla niego, choć naprawdę zbudowany jest na nim.      
    • @Alicja_Wysocka  Podskakuję z radości i wiwatuję :) Dzięki :) Troszkę poważniej, najpierw AI wygenerowałem sam dźwięk, później potrzebowałem podpiąć pod klip, za poradą copilota tu uwaga nieby się nie komunikują ze sobą, a zainstalowany program wykonał proponowane zalecenia co do videodysku odnośnie do orginalnego pliku mp3, edytując wgrałem dwa pliki dźwiękowe i jeden przesunąłem na osi czasu, chcąc uzyskać odpowiednią głębię, najdłużej walczyłem z z obrazem, dałem sobie spokój z ruchomym, skorzystałem z propozycji pierwszego AI copilota (z którym początkowo nie szło się dogadać, bo wstawiał mi obrazki z tekstem) gdzie była ta grafika, kolejny schodek to export gotowego pliku, premium, pro i płać, to mnie wkurzyło cała praca na marne, więc go nagrałem bezpośrednio z ekranu, ach wspomnę dlatego premium bo te efekty gwiazdek, i przyciemniania to płatna opcja. Na koniec powiem, że opłaciło - dostałem super komentarz :) Oczywiście wywaliłem programy z kompa, mam wątpliwości czy przy moich zasobach sprzętowo-finansowych jest sens na kolejny klip. Zważając że Ai dokonało tu przełomu, oczywiście wiem o tym że tylko dlatego, bo wydałem odpowiednie polecenia. Tylko dlaczego czuję że to proteza?
    • @Sylwester_Lasota Sylwestrze, to musi być pasjonujące zajęcie. Już sobie wyobrażam te nasz wiersze napisane, które nam zilustruje i zaśpiewa AI - życzę powodzenia! 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...