Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Nikodem Ópatowski –

W końcu nie wiem, do czego się odnosi Twoja krytyka, czy do mojego wiersza, czy do całej, czy do częściowej krytyki. Ja jednak uparcie twierdzę, że wiersz jest czysty i przejrzysty, chociaż nie koniecznie jaki łza. Widocznie nie dla wszystkich. Szkoda. Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



O jakim wyborze mówimy, skoro autor stosuje przy wszystkich produkcjach, jeden (!) szablon stylistyczny ? :)))
Widzę jednak różnicę, to się da czytać w porównaniu z poprzednimi "produkcjami". Myślę, że autor świadomie upiera się przy swojej stylistyce i w jej ramach czyni postępy:) Leszek
Opublikowano

Dopóki dopóty byłaś ty –
było właściwie wszystko
a przynajmniej to co było –
było na swoim miejscu.

A choćby tak nie było –
jeżeli jednak ja to tak
dobrze wspominam
to pewnie coś w tym jest.

A przynajmniej tyle rzeczy
na świecie jest niepojętych
które są bądź ich nie ma
bez powodu i na szczęście.


najbardziej niepojęta jest miłość i tęsknota, która trzyma nas w swoich pętach, jak mania prześladowcza.
A my jesteśmy szczęśliwi i prosimy boga, by trzymała, jak najdłużej.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zaryzykuje stwierdzenie, że "czuje" co autor chciał przekazac wzglednie co autora gryzlo kiedy pisal tekst..
ale sposob wykonania jest skandalicznie słaby.. dopóki dopóty - jaka idea przyswieca umieszczeniu tego potworka? fajnie sie rymuje? czy autor nie zdaje sobie sprawy co oznaczają te zwroty i nie jest swiadomy błędu?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pani Doroto, o tym, że „to” nie jest dobre, od dawna zdaję sobie sprawę, ale na pewno „to” jest w miarę ciekawe i na moje podobieństwo zrobione. Tak więc, jak i ja sam nie muszę być dobrym, tak i „to” nie podoba się i nie może podobać wszystkim, tym samym być dobre (nawet jeżeli dla wielu osób dobre i najlepsze jest tylko to, co jest złe dla drugiego). Ale będę się upierał, że „to”, to jest wiersz, a nawet nie głupi wiersz, w którym są (nie byle jakie) środki artystyczne. No i, ten wiersz, który, jak mówiłem jest moim odbiciem, wyraża więc moje rozumowanie, i moje odczucia, zatem moim, i tylko moim stylem mówienia i pisania. I na pewno to jest styl, że tak powiem, chropowaty, bo też właśnie ja sam (osobiście) taki chropowaty, gburowaty, nieokrzesany, dziki jestem. I lepsze chyba to, niżbym miał udawać, że jestem innym człowiekiem, niż jestem w rzeczywistości. I co za tym idzie (a co jest dość zasadnicze dla mnie), ten wiersz ma takie same trudności w porozumieniu się ze światem, czyli ze zrozumieniem czym jest, jakie to ja sam (osobiście) mam trudności w dogadaniu się z większością ludzi, których znam, a co dopiero z dogadaniem mi się z ludźmi których nie znam. Wszystko więc jest w porządku, tzn. ja sam nie jestem w porządku, czyli normalny, to i wiersz też nie jest w porządku (dobry), czyli normalny, przynajmniej tak, jak ja powinienem być, i wiersz powinien być w porządku, czyli normalny, jak wszyscy i wszystko. Pozdrawiam, i dziękuję za własne Pani zdanie, z którym się oczywiście nie zgadzam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zaryzykuje stwierdzenie, że "czuje" co autor chciał przekazac wzglednie co autora gryzlo kiedy pisal tekst..
ale sposob wykonania jest skandalicznie słaby.. dopóki dopóty - jaka idea przyswieca umieszczeniu tego potworka? fajnie sie rymuje? czy autor nie zdaje sobie sprawy co oznaczają te zwroty i nie jest swiadomy błędu?
Przyznaję, że wiersze również piszę na żywioł, a więc bez głębszego zastanawiania się, ale też tym stwierdzeniem (dopóki dopóty) nie powiedziałem nic ponad to (przynajmniej tak mi się wydaje) że, dopóki był ktoś, dopóty było coś. Wiem, że bardzo poprawną polszczyzną to powinno brzmieć dosłownie tak:

Dopóki byłaś ty – dopóty
było właściwie wszystko

A ja poszedłem na żywioł, jak to często w poezji bywa i napisałem po swojemu, a więc:

Dopóki dopóty byłaś ty –
było właściwie wszystko

Z tym, że mogłem dla ułatwienia zrozumienia, napisać przynajmniej tak:

Dopóki – dopóty, byłaś ty –
było właściwie wszystko

A ja za bardzo chyba postawiłem na domyślność czytelnika, i wybrałem najtrudniejszą wersję, ale mnie się wydawało, że jak na wiersz (z pewną swobodą pisany), to ta najtrudniejsza wersja jest najodpowiedniejszą. Dzięki za zainteresowanie wierszem, i za uwagi. Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pani Doroto, o tym, że „to” nie jest dobre, od dawna zdaję sobie sprawę, ale na pewno „to” jest w miarę ciekawe i na moje podobieństwo zrobione. Tak więc, jak i ja sam nie muszę być dobrym, tak i „to” nie podoba się i nie może podobać wszystkim, tym samym być dobre (nawet jeżeli dla wielu osób dobre i najlepsze jest tylko to, co jest złe dla drugiego). Ale będę się upierał, że „to”, to jest wiersz, a nawet nie głupi wiersz, w którym są (nie byle jakie) środki artystyczne. No i, ten wiersz, który, jak mówiłem jest moim odbiciem, wyraża więc moje rozumowanie, i moje odczucia, zatem moim, i tylko moim stylem mówienia i pisania. I na pewno to jest styl, że tak powiem, chropowaty, bo też właśnie ja sam (osobiście) taki chropowaty, gburowaty, nieokrzesany, dziki jestem. I lepsze chyba to, niżbym miał udawać, że jestem innym człowiekiem, niż jestem w rzeczywistości. I co za tym idzie (a co jest dość zasadnicze dla mnie), ten wiersz ma takie same trudności w porozumieniu się ze światem, czyli ze zrozumieniem czym jest, jakie to ja sam (osobiście) mam trudności w dogadaniu się z większością ludzi, których znam, a co dopiero z dogadaniem mi się z ludźmi których nie znam. Wszystko więc jest w porządku, tzn. ja sam nie jestem w porządku, czyli normalny, to i wiersz też nie jest w porządku (dobry), czyli normalny, przynajmniej tak, jak ja powinienem być, i wiersz powinien być w porządku, czyli normalny, jak wszyscy i wszystko. Pozdrawiam, i dziękuję za własne Pani zdanie, z którym się oczywiście nie zgadzam.

Pod pojęcie stylu można podciągnąć wiele. W przypadku omawianego wiersza jest to działanie nieuzasadnione. Poczekam i wierzę, że doczekam wiersza, który wolny od przegadania, chropowaty, gburowaty, nieokrzesany, dziki powali mnie na kolana!

Pozdrawiam najserdeczniej :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jacku S. Takie miotanie się, jest tylko i wyłącznie wierszem, o kimś mi bardzo bliskim, o osobie więc, która jednak była dla mnie do końca niepojęta. Ale też doszedłem do wniosku i powiedziałem to również i właśnie w wierszu, że tak ludzie, jak i rzeczy niepojęte, są i mogą być (czy to z jakiegoś powodu, czy bez powodu), ale na szczęście kogoś. I nic więcej. Acz zdaję sobie sprawę, że to jest powiedziane, moim specyficznym językiem, a więc nie dla wszystkich takie oczywiste, a więc niepojęte do końca (i takie /to/ być może, bądź pewnie ma być). Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zaryzykuje stwierdzenie, że "czuje" co autor chciał przekazac wzglednie co autora gryzlo kiedy pisal tekst..
ale sposob wykonania jest skandalicznie słaby.. dopóki dopóty - jaka idea przyswieca umieszczeniu tego potworka? fajnie sie rymuje? czy autor nie zdaje sobie sprawy co oznaczają te zwroty i nie jest swiadomy błędu?
Przyznaję, że wiersze również piszę na żywioł, a więc bez głębszego zastanawiania się, ale też tym stwierdzeniem (dopóki dopóty) nie powiedziałem nic ponad to (przynajmniej tak mi się wydaje) że, dopóki był ktoś, dopóty było coś. Wiem, że bardzo poprawną polszczyzną to powinno brzmieć dosłownie tak:

Dopóki byłaś ty – dopóty
było właściwie wszystko

A ja poszedłem na żywioł, jak to często w poezji bywa i napisałem po swojemu, a więc:

Dopóki dopóty byłaś ty –
było właściwie wszystko

Z tym, że mogłem dla ułatwienia zrozumienia, napisać przynajmniej tak:

Dopóki – dopóty, byłaś ty –
było właściwie wszystko

A ja za bardzo chyba postawiłem na domyślność czytelnika, i wybrałem najtrudniejszą wersję, ale mnie się wydawało, że jak na wiersz (z pewną swobodą pisany), to ta najtrudniejsza wersja jest najodpowiedniejszą. Dzięki za zainteresowanie wierszem, i za uwagi. Pozdrawiam
mistrzem polskiego to nie jestem, ale jak dla mnie żeby osiagnac w/w rezultat wysatrczy napisac
"dopóki byłas ty"? :)
  • 10 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...