Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'piękno' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 23 wyników

  1. ogród pełen czerwonych róż pośród nich jedyna niebieska inna niż wszystkie lecz tak samo piękna zrozumiała to chwilę przed tym nim zwiędła
  2. Na łąki brzegu rozległym zakwitły pąsowe róże jak pocałunki miłosne w błękitu skryły się chmurze. Schowaly się ze swym pięknem bo szpetny swiat nie pojmuje jak można kwitnąć bezkarnie z ich pięknem świat źle się czuje. Błękity spływają z niebios tym dziełom Bóg błogosławi i dobrym oczy się śmieją lecz złych gorzka zawiść dławi. Bo jakże to można kwitnąć i chwalić się swą urodą co piękne powinno zniknąć co dobre - wielką przeszkodą. A róże kwitną w błękitach dumne, niezmiennie pachnące czerwienią, różem i bielą koloru dodaje słońce. Człowieku co szpecisz świat w koło goryczą, złym słowem, czynami nie szukaj ogrodów pachnących i nie depcz ich swymi winami. Lecz jeśli chcesz zacząć od nowa powrócić na łąki różane to zacznij siać kwiaty w około a będzie ci zło zapomniane. W błękitach wciąż modlą się kwiaty pokornie z naturą splecione a kiedy czas przyjdzie je zerwać ozdobią wieczności koronę.
  3. Wydarzenia, spod którego wypływu nie mogłam się uwolnić przez większość dotychczasowego życia, niemal wcale nie odkrywałam na światło mojej świadomości. Choć rozpoczęło procesy, którymi boleśnie żyłam, to one skrzętnie chowały swoją przyczynę. Choć skryte, urosło w mojej głowie do rangi mitycznej. Może przez pełnię i potęgę tego momentu nie było w nim miejsca na ból czy lęk, tylko na bardzo intensywne przeżywanie tej chwili zmysłami. Jej teraźniejszość była wszechobecna, pochłonęła w czasie, który do niej należał, przeszłość i przyszłość. Mój ówczesny młody wiek też musiał ukształtować surrealistyczny charakter tego wspomnienia. Po prostu baśń, którą mogłam czasem odwiedzać, obnażyła moim kosztem swoją brutalną rzeczywistość. Złamałam jej zasadę, okazało się, że grałam w grę, w której zrobiłam beznadziejny ruch. Tego pamiętnego dnia, do którego nie przyznawała się moja pamięć, postanowiłam na nowo poodkrywać znane mi kąty Sklepu ze Szklanymi Kulami. Nie pędziłam do mniej znajomych wnętrz, czy do salki Ollie, jak miałam w zwyczaju, tylko spokojnie przekroczyłam próg lokalu. Przechodząc się przez pierwszą salę, badałam ją wzrokiem, by sprawdzić, czy tańczące postacie w kulach zmieniły się od dnia, w którym po raz pierwszy ujrzałam je przez witrynę sklepu. Nadal te figury, w większości dziewczęce, zachwycały mnie swoim pięknem i gracją, ale teraz stały się tylko estetycznym otoczeniem, elementem magicznej ale powszechnej przestrzeni. Choć wciąż było w nich coś dziwnego, wtedy powiedziałabym, że niezwykłego. W końcu, gdy zaczęłam się zbliżać do drzwi prowadzących w głąb Sklepu, rozbrzmiał dobrze znany mi delikatny dźwięk dzwoneczka – zwiastun kolejnej sali pełnej dziwów. Jak zwykle witało mnie początkowo ciemne wnętrze, ale wraz z kolejnymi krokami stopniowo się rozświetlało. Nadal byłam pod urokiem postaci w kulach otoczonych grą świateł i rozsuwających się kurtyn, jak mogłam inaczej. Musiałam też wstąpić do Ollie, bo czyż odwiedzałam Sklep po coś tak naprawdę innego? Przecież błąkanie się, nawet po tak wyjątkowym miejscu, pozostawało tylko błąkaniem się bez celu. I byłoby nim nadal, jakbym pewnego razu nie dojrzała spadającej karteczki w jednej z kul. Przez twarz postaci zamkniętej w niej przebiegł grymas, nieprzystający do jej zwykłego delikatnego uśmiechu pochylającego się nad listami, które zawsze pisała. W ten sposób stała się dziewczynką, z którą mogłam dzielić moje wszystkie wrażenia ze Sklepu ze Szklanymi Kulami. Powitała mnie swoim subtelnym uśmiechem, który, czułam, że kierowała tylko do mnie. - Wiesz, że już dorosłam i nie pędzę po Sklepie? Już nie możesz się z tego śmiać – powiedziałam i zaczęłam szukać reakcji na jej twarzy. Mimo mojej pewności, że była przy mnie, coś nas oddzielało – nie rozumiałam dlaczego. Przypomniałam sobie, jak jednego razu sfrustrowana, że postanowiłam się odezwać do zwykłej postaci z kuli, zaczęłam zbierać się do odejścia. Jednak znowu zatrzymała mnie wirująca karteczka, tym razem z napisem „Ollie”. Czyż nie cudowna była ta pełna niepewności zabawa w poznawanie się z Ollie? Choć tajemniczość i wszelkie subtelności z jej strony niezwykle mnie fascynowały i ekscytowały, to dziwność tej więzi mnie czasem niepokoiła. Jesteś tam? Nie żartujesz, prawda?, to właśnie w takich momentach chciałam powiedzieć. Ale tym razem tylko przewróciłam oczami. Kiedyś przestraszę ją, że aż krzyknie, pomyślałam sobie, nie bez satysfakcji. Choć tak naprawdę wizja Ollie krzyczącej wcale mnie się nie podobała. Nie można było tak brutalnie przerywać ciszy Sklepu ubarwionej od czasu do czasu dzwoneczkami - przecież mimo wielu emocji zwykłam niemal szeptać do jasnowłosej dziewczynki. Było w tym pomyśle też coś bardzo strasznego, co mnie zasmuciło. Zapragnęłam nagle mocno się do niej przytulić. W spojrzeniu Ollie odnalazłam troskę, ale też zrozumienie, rozluźniło mnie to nieco. I chyba ten chwilowy spokój, skłonił mnie ostatecznie do tego, że położyłam dłoń na jej kuli – granicy, która nas dzieliła i której jak dotąd nie przekraczałam. Chwila nabrała swojej potęgi, gdy już z innej persepktywy widziałam rozsypane kartki w kuli Ollie pochłaniane przez kałamarz i jej pożegnalne spojrzenie. Spojrzenie dotknięte przejmującym przerażeniem. Uczucie lekkości pod stopami szybko minęło pod wpływem siły ciągnącej w dół. Pokój z kulami ulatywał w górę, wraz z nim jego światło. A ja pogrążałam się w ciemności. Zapamiętałam to tak, że gdy już światło salki Ollie było malutkie i odległe, pochwycono mnie w sieci. Wcale nie dorosłam, gdyby tak było, nie dotknęłabym kuli. Nie pozwoliłabym sobie na tak kategoryczny czyn – moją klęskę.
  4. JJS

    Słowo

    Słowo Słowo Takie jesteś piękne Racjonalne Pełne Oczywiste A jednak ludzie używają Cię w celach gniewnych Rewolucyjnych Po co mówisz o człowieku? O płaczu kochanków O tapecie pełnej gwiazd Oczy(ów) Gniewie rozpaczy miłości blask w świecie pięknych… /czy już limitu nie-słów nie przekroczyłem?/
  5. Pigułka gwałtu zbiorowego Idzie mą mądrości szczepom Idzie, idzie i mną gardzi Urok piękna mądrość traci I ja proszków już nie biorę W kwiatów ból mądrości orze "Oczne szaleństwo" Artysta nieznany Źródło: https://blue-s.pl/item.php?id=1923
  6. Nocą gwiazdy chmurami przykryte, niczym ukryty skarb pod piachem Kosmosu piękno za chmurami jest schowane, możliwe że większość go nie dostrze Lecz ci, co ujrzeli, wiedzą co kosmos skrywa, wiele pięknych gwiazd o których inni nie mają pojęcia, Lecz kosmos będzie skrywał gwiazdy w swoich odmętach, w tych ciemnych miejscach przykrytych na zawsze.
  7. Jem Pochłaniam Pożeram Jak zwierzę którym jestem, więc jak się za to winić Jak? Prędko, gdy kątem oka ujrzę odbicie w szybie pustego pokoju Gdy uchylę oczy a moje palce wbiją we mnie wzrok Soczyste, tłuste, aż ociekają na kartkę jak moje łzy Gdy już sił brak a ból nie ustał
  8. Oliwier Mucha

    Wiosna

    Po czym wiadomo, że wiosna nadchodzi? Nawet po tym, że biedronka po liściu chodzi, po tym, że motyl lata z kwiatka na kwiatek, że pod grzybkiem stoi mały krasnalek. Że pszczoła lata z miodem po łące, a w oddali skaczą szare zające. Także po tym, że słońce oświetla knieje. Podczas wiosny tyle się dzieje...
  9. dezerter

    Nie kobieta

    Pamiętam Cię jedynie z mądrych ksiąg i pięknych wizerunków, wiem dobrze, ludzka ręka Cię nigdy nie dosięgnie, to byłby jej koniec. Wyciągam więc swoją rękę. Świadomy końca. Wcześniej może bym zrobić nie umiał, później bym pewnie nawet nie chciał. Ale teraz... Kiedy biegasz wśród zbóż, naga i nie uchwytna, oprze się nie mogę. Piekło mi za to pisane, wiem. Co z tego? Anioła byś do piekieł zesłała, i kto wie czy z niejednym już tak nie zrobiłaś. Zasłonie wzrok, to może wybaczy Bóg. Nie nie daruje, zazdrosny o twą urodę na wieczną mękę skaże. Nikt swojego dzieła nie odda, gdybyś tylko była moim dziełem zrobiłbym dokładnie to samo. Kruche życie twe, niejeden ostrzy nóż, bo wie, że jedynym wyjściem by z Tobą być, jest porwać Cię w ostatnią podróż.
  10. myśli kości

    Kontekst

    Kontekst Tracę wątek szybciej, niż kończę początek Kątem oka widzę zatarty kontekst Wolę Boga przyjmuję bez pieczątek na dokumentach, jednak wolę Boga, który oszczędza wrzątek: jak wola jest letnia, to ja jestem święta, wśród łąk wrażeń i zrażeń, się parzę jak mięta Nie pokażę wam marzeń gdyż mi nikt nie rozkaże, a nienawidzę nakazów; ten inicjatywy mnie nęka Niby człowiek jest żywy, póki jego ręka nie zatonie w betonie i się stanie cmentarzem w cementach, zgubionym w nie swoim planie, na polanie nikłego piękna, a zaczęty wątek stanie się stosem szczątek Więc jaki był kontekst?
  11. Wzgardziłem słowem i każdą jego literą, wzgardziłem myślą łączącą wyrazy. Wzgardziłem do obrzydzenia słowem, kiedy chciałem, gdy spróbowałem nazwać, opisać, porównać Piękno. Wstyd mi jest teraz na głos je wypowiadać, jakbym bezcześcił najświętsze z świętych. Piękno nie zna słowa i żadne mu nie przynależy. Piękno jest Bogiem, Bóg nazywa się Piękno. Na nie spojrzeć nie zawsze wypada, bo na ogół oczy dostrzec potrafią jedynie słowo-znak zawsze wzgardzone. I wstyd jest mi, że piszę o Pięknie, gdy każda litera i każde tu słowo odbiera zamiast odbijać blask pięknego Nieba. Prawda, że blasku przyćmić się nie da, lecz słowo bezbożne, niewierne, słowem każde słowo, stawia granice, buduje schronienie (w którym samo się chowa), które zniekształca jak zwierciadło skrzywione Piękno stworzenia, stworzenie Piękna i Piękno stworzone. Wersja audio+wideo:
  12. Unoszę się niczym Papierowy samolocik Nad zieloną świeżą trawą gładzony jej koniuszkami. Tonę pomiędzy źdźbłami Dojrzałego zboża By wynurzyć się znów I dalej płynąć. Niesiony wiatrem zachwytu Zamiera całe życie Gdy patrzę na ciebie Lękliwie i nieśmiało. To nie jest twarz, To obraz malarza Boskiego czasów dawnych Minionych bezpowrotnie. To nie są oczy, To znajome dwa światła Latarni na horyzoncie Nocnego oceanu. To nie są brwi, To dwa kłosy złociste Ugięte wieczornym Sierpniowym zachodem. To nie są usta, To wrota niebiańskie Rozkoszy aksamitnych Doznań i ukojeń. To nie są włosy, To gładkich fal smuga Sunąca po morzu Lekko kołyszącym. Co czuję gdy patrzę Na twoją duszę tak bardzo delikatną? To nie miłość... Kai, 2019 r.
  13. Gdy Kasia poszła na spacerek, jedząc soczysty serdelek, przyglądała się pięknu przyrody, naturalnej mody. Zauważyła bociana dostojnego, beza bardzo ładnego. Słowika, co bardzo wysoko leci Osę, która każdemu szpeci. Wróciła do domu, i szukała, cały czas czegoś pooszukiwała. Czego? Czegoś pięknego. Wyjrzał na balkon i znalazła coś ładnego, wprost mega pięknego. Tym pięknem jest natura, to nie jest, jakaś bzdura
  14. aaivl

    Jestem

    Kobietą jestem a nie bywam w życiu pewnie kroczę jak po estradzie diwa cierpienia brzemię codziennie dźwigam wieloma barwami się mienię a w środku stara wyga cały swój bagaż skrzętnie ukrywa twarz młoda pełna tajemnic uciec nie zdoła od chwil w czerni pomimo tego wciąż z uśmiechem idę dumnie krok za krokiem nosząc swe imię w świetle blasków i cieni gracja zawsze mi towarzyszy ciemne kolory mych dni przeżywszy zakładam najjaśniejsze odzienie i lśnię jak gwiazda niezmiennie niezmiennie niezmiennie! bo Kobietą jestem − swym okrętem, żeglarzem i sterem każdy sztorm pokonam wewnętrznej mocy płomieniem
  15. fregamo

    Droga

    jak wędrowny maj tak i czerwiec na rowerze przemierza przestrzeń ciekawość tuneli tych z zagajników falami obrzeży dotykając tchnieniem ścieżki zamierzeń i wzywa donośnie pełnią zieleni w oczach otoczenia rośnie pełno cienia co sprawia przyjemność samym bytowaniem na rozległych łąkach skąpo ubranych nie brakuje dziś słońca wszystko we właściwym stanie i to piękno radosne przypomina co jest dane a gdy wieczór chłodem ziści dnia spiekotę nie zapomni człowiek drogi i owoców nań zebranych
  16. Godność dziecka, to jego spokój, to jego Święty Spokój! Przestańcie zmuszać je do zajmowania się tym, czym zajmować się nie chce! Nie przeszkadzajcie mu w pasji poznawania świata, w dojrzewaniu do poczucia Piękna, to Ono, anie hormony wykluczy poczucie obrzydliwości - nieuniknionego następstwa manipulacji i przemocy, której tak nachalnie się dopuszczacie! W imię własnych zboczonych doznań sięgacie po czystość dzieci, niszcząc ich godność na zawsze! Tego świata nie obchodzą już dzieci, żyje chwilą zboczonej radości! Ale piękno, to Bóg, i On przypomni o Sobie! Janusz Józef Adamczyk
  17. Szklane słońce zetknięte z bryzą głębin mórz i oceanów. Pochowane w nim dusze tych których pochłonęła fala rozpaczy i smutku. Miłość stopiona w bryłkę ugrzęźniętą na mieliźnie wód zaklętych. Zakopane uczucia w piasku po burzy goryczy i rozpaczy. Odcień złota co chciwość wyzwala spod rąk świadomości. Czas zamknięty w zwojach niewiedzy. Lecz wystarczy chwila by ujrzeć życie utkwione w bursztynach.
  18. Jest wiele dróg, jedną z nich pójdziesz i ty, twój wybór oceni czas i Wieczny Bóg. Będą chwile dobre i złe, zło - niech szybko mija, a dobro - niech ciągle trwa i przenika nas. Będzie smutek i radość, nie przespane noce i szare dni, lawina myśli i z serca głos - Miłości głos. Są różne skarby, największy, to dusza, jej piękno, to skrzydła i Moc i Wieczność.
  19. Szczęście pod skorupą Namiastka smaku i cień zapachu Chwile przebrane w szczęścia stroje Podążać przyszło na wpół uśmiechniętą drogą Przecież nie boli, nie oślepia i nie ogrzewa słońce Rozum wkrótce pokona ostatnią z zagadek Już nie zadziałają czary jasną nocą Iść szybciej, chcieć więcej, nie tracić czasu A w głowie błądzi jedno pytanie Z myśli buduje zaporę lęku Co będzie kiedy chwilę przystaniesz I gdy przypadkiem poczujesz piękno
  20. Nieurokliwe piękno Oto ja, Nepomucen Maria Żądło. Nadzwyczaj spokojny człowiek, tylko, kiedy coś mnie zachwyci, to moje wyciszenie gubi się, usuwa, wyrywa z piersi, wybiega, wychodzi po angielsku. Chwile owe zagrażają mojej jaźni i ciału. Targają nimi, miętoszą, rwą na kawałki, aby w końcu wmówić mózgowi, że piękno, które dostrzegłem jest szpetne. To nie lada problem i bardzo rzadki przypadek, gdyż na ogół ludzi cieszy uroda, powab, klasyczne wzorce, elegancja. Z mojego punktu widzenia dobrze, że do XXI w. nie przetrwały, na przykład, Wiszące Ogrody Semiramidy czy Latarnia morska na Faros. Cóż bym biedny uczynił, gdybym miał możliwość zobaczenia, choćby z daleka, snopu światła Ptolemejskiej budowli?A tak, śpię snem sprawiedliwego, choć czasami miewam koszmary – nawiedza mnie Cheops i jego grobowiec. Myślę sobie wtedy: "ten to miał chody, niezniszczalny od pięciu tysięcy lat." Ów dziwny stan rzeczy przyprawiał moich rodziców o ból głowy, a znajomi… Jacy znajomi? Nikt nie chciał ryzykować, bo a nuż poszedłby ze mną do parku i jakiś liść jesienny mógłby mnie zachwycić. - Co wtedy? Klapa, kompletne zdziczenie, nogi za pas, bieg do utraty tchu, następnie siedzenie w piwnicy, chlanie denaturatu, łzy. Byle zapomnieć o nadzwyczajnie zwykłym listeczku. Moje trwanie to slalom. Ohyda i fetor stanowiły graniczne słupki. Czasami tkwiłem przy nich godzinami, bo inaczej porwałby mnie strumień uroków życia. Aby ratować resztki swej dumy, unikałem piękna i dążyłem do tego, aby je od siebie odstraszać. Musiałem przywdziać skwaszony wyraz twarzy, przygarbić się z lekka, wysuwać język z zaślinionych ust oraz bełkotać. Zapewniało mi to bezpieczeństwo. A i jeszcze. Wkładałem na nos spuszczony na kwintę, bardzo mocne szkła w okropnej oprawie. Tak wkraczałem w codzienność od ponad trzydziestu lat. Matka patrzyła z troską na swego jedynaka, ojciec omijał mnie wzrokiem. – Co z tobą będzie, młodzianku? – pytała babcia a dziadek pykał z fajeczki. – Może byś się w końcu ożenił? – walnął raz tatuś. – No, no. - przytaknęła mateńka. – Ja mam szukać kobiety, która zechce mi towarzyszyć przez resztę życia?! – krzyknąłem skonsternowany. Chór sopranów i basów przytaknął. Rozpoczęły się przygotowania do Wielkiej Poszukiwawczej Wędrówki. Cztery dorosłe, a nawet już podstarzałe osoby, znosiły do domu torby, torebki, torebeczki zapchane po brzegi różnościami z wyprzedaży. Babcia miała szał w oczach, dziadek zapodział gdzieś fajeczkę a tato zgolił brodę. Matka wpychała we mnie jedzenie, abym mógł spojrzeć w lustro i nie przerazić się piękna własnego oblicza. Minął miesiąc. Ważyłem ponad sto kilogramów przy wzroście metr siedemdziesiąt jeden. Nie czesałem się, z rzadka odwiedzałem łazienkę. Wypadła mi lewa przednia dwójka, a czwórka zaszła kamieniem. Ubranie specjalnie plamiłem, na przykład musztardą Starepską – polecam do takich praktyk. Zarosłem niczym niedźwiedź, nos jeszcze bardziej na kwintę, okular o szkłach grubości denka od butelki po wypitym ostatnio, denaturacie. Byłem gotów. Ruszyłem w miasto. Przechodnie się za mną oglądali, niektórzy zatykali nosy, inni kiwali z politowaniem głowami. A ja, jak szarżujący byk, prułem do przodu. Byle szybciej znaleźć się w Biurze Matrymonialnym o dźwięcznie brzmiącej nazwie: Wieńcówka. Dotarłem wreszcie na miejsce. Wszedłem do małego pokoiku i… upadłem niemal, gdy zobaczyłem siedzącą przy biurku kobietę. Ubrana na czarno, twarz blada, włosy tłuste, paznokcie zarośnięte brudem. – Ideał. – pomyślałem. Ona wstała, zbliżyła się do mnie powolnym krokiem – na szybki nie pozwalały wykoślawione buty i rzekła. – Jesteś mój książę, czekałam. - Skąd wiedziała, że się pojawię? Skąd, że ją zaakceptuję? Tej tajemnicy nigdy nie zgłębiłem, a minęło prawie pół wieku, od kiedy jesteśmy małżeństwem. Bardzo szpetnym, fakt, ale w naszej brzydocie kryje się piękno. Oboje mamy takie przekonanie. Koniec. Justyna Adamczewska KWIECIEŃ 2016 r.
  21. Freya – bogini nordycka w blasku poranka - ruszyła zimną zorzę dłoń pieści kota wiatr włos rozwiewa - biała suknia spokojna światłem bogini łkają gałęzie - zabierając porządek magicznej wojny całość jest równa - dotyk Pitagorasa cud wegetacji na rękach złoto - dogania kamienny czas twardej miłości tło drążą skały - migotanie krasnala dane zamkowi letnie słońce Od - czystym Skarbem Klejnotem rodziną Frei mijają lata - szron jest ozdobą bogów zawsze tak będzie Justyna A.
  22. O muzyce wiem mało, prawie nic, a jednak drżę, słysząc Poloneza As-dur, op.53 i płaczę, kiedy Zakopower śpiewa "Hej Maluśki Maluśki..." - te dźwięki i słowa wyrywają mnie z ciemności i prowadzą tam, gdzie nie ma mgły - na szczyty gór Muzyka cichnie, słowa milkną, przychodzi szary dzień i noc, ale nie dla duszy mej, dotknęło ją Piękno, więc już nie ślepy los prowadzi mnie. Janusz Józef Adamczyk
  23. Cud pierwszy** koisz ból spokojnymi falami słychać diabloniebiański charkot syren zgniłe ciała topielców są jak cudoskórcy z obrzmiałymi członkami porządek Luny wprowadza chaos morska piana w tęczówce odbita dawno zalała szczęśliwych nieszczęśliwców wszystkich których ukochało fatum fale cicho acz ostro mruczą: duchu bezduszny twoja inteligencja zaprzęgła energię w rydwan koła lat stwarzając giganty i karły a czerń piekielna i tak zamieni się w szlachetny byt Marzec 2016 r. Cud drugi wlewasz do serc olejek z róż białe jak śnieg dusze rozdajesz skrzydłami aniołów przytulony twe posągowe piękno rzuca na kolana ostrym lancetem operujesz w milczeniu to znosimy może i dla nas szykujesz cuda Kimże ty? Wkrótce cię otworzymy Marzec 2016 r. Justyna Adamczewska _________________ "Cud pierwszy" ** jest wersją pokrewną wiersza "Cud pierwszy"* - zamieszczony wśród moich utworów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...