Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dom' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 19 wyników

  1. orenz

    Na peronie

    Krótki komunikat o opóźnionym pociągu "Przepraszamy za utrudnienia " Na ławce spi pijak w alkoholowym ciągu Niedawno zapijał swoje cierpienia Kolejna zapowiedź daje nadzieję "Pociąg osobowy wjedzie na tor czwarty przy peronie trzecim" Czasem mocniejszy wiatr zawieje Pod poły płaszcza siłą wleci "Prosimy zachować ostrożność i nie zbliżać się do krawędzi peronu" To chyba znak że czas wracać do domu
  2. JJS

    Dom urojony

    Ciuchen ciuchen! Domen domen! J! Ni kr b g ni m.
  3. mieszkam w szczycie to dziwne miejsce pod ziemią choć bardzo wysoko mam swój kącik i nikłą przestrzeń na świat jednak brak okna by coś zobaczyć muszę wejść na szpic - po komfort w ziemię się zapaść może gdzie indziej jest lepiej niż tu lecz nie znam poziomych światów
  4. To był ostatni ciepły dzień Na drugi czekać nie ma sensu Bo też i czasu jakby mniej Gdy się ogląda od ćwierćwieku To samo miasto Puste uliczki, gdzie ten tłum (Od jutra ostro zakrapiany) Aż przykro patrzeć, ten sam brud Się o te same otrze ściany Przy wtórze wrzasku Ranek obnaży ślady burd (Kto miejscowemu nie wybaczy?) Trzeba wyjechać, wzbiera żółć Dobytek skrzętnie spakowany Ale nie warto
  5. W Warszawie czułem gniew Na wszechobecny tłok. W Poznaniu denerwowały mnie Korki i spóźnione tramwaje. W Krakowie nie miałem mapy I gubiłem się na każdym kroku. We Wrocławiu potykałem się O krasnale na Rynku Głównym. W Gdańsku mieszkała moja mama, Więc nawet tam nie pojechałem. W Szczecinie mieszkałem długo, Tylko ze względu na szkołę. Jestem tylko powietrzem, Nigdzie nie jestem na stałe. Jak piosenka o domie rodzinnym, Dobrze się jej tylko słucha w obcym kraju.
  6. Obviam

    Szukam mebli

    Szukam mebli do mojego Białego mieszkania Białe ściany, białe podłogi Biały jest nawet kurz Nie muszą pasować, Mogą być chaotycznie porozrzucane W jakichkolwiek kolorach, Mogą być nawet podziurawione. Nieważne, muszę zapełnić Mój pokój meblami. Może to być wyrwa w ścianie Lub niechlujnie nałożona farba. Desperacko potrzebuję czegoś Co zapełni tę pustkę. Chcę mieć na czym zawiesić oko By oderwać się od tej bieli.
  7. O nie, nie dzisiaj Dziś nie ruszę się z czterech ścian jednej sypialni, dwóch pomieszczeń kilku papierosów na balkonie Teraz nawet Żabka pod blokiem to wyprawa na Syberię Dzięki ci Covidzie za zdalność i aby tylko net nie kręcił młynka kręcić to ja będę w sieci Tylko ta lodówka woła ok, dam się przekonać do tego chłodu Ale ty nie patrz tak na mnie zdradziłem cię, dziś nie poczujesz mego ciała maszynko do golenia
  8. FilipD

    Pajęczyna

    Rozrywasz pajęczyn wstęgi, byle zostawić popiół. Jakąś chorą cząstkę głowy, jakąś chorą zdobycz dnia. Wiersz obfity w zdania, bez wyrazu, snujący się od delikatnego koloru, do delikatnego koloru. Dni są bez, dni gorzkiego chleba, Krwawi drzewo, krwawią kartki, rozkopane doły dawne. Przy listach siedziałem długo, by pamiętać, że pamiętam. Zakuty w kajdanki ścian, odbijam się od nich i wklejam. I tylko dom, dom, dom, okien drży rozmazana kreska, I tylko pajęczyn wstęgi, śnić na jawie kilka lat.
  9. Coco

    Dom

    Dom Dzień zaczął się jak zwyczajna sobota Budzące mnie promienie słońca Przedzierajace się przez zasłonkę Muskały mą skórę A do nozdrzy wdarł się zapach Wykrochmalonej pościeli Którym się raz jeszcze zaciągnęłam Dzień mijał jak każdy Spędzony w mym mieszkaniu Przemyłam twarz By zmyć dzień wczorajszy Przystroiłam się Jak delikatne Ściany w owym mieszkaniu Na skórze twarzy Namalowałam obraz makijażem W uszy włożyłam kolczyki Choć potem je zdjęłam Bo za nimi nie przepadałeś Szyję owinęłam Srebrzystym naszyjnikiem Na pośladki wsunęłam Niewinną spódniczkę Górę odziałam T-shirtem o kolorze hebanu Usiadłam Wyczekując godziny wieczornej Gdy nadeszła wyczekiwana Wyleciałam z mieszkania Jak malutki ptaszek Wylatujący z gniazda Przebywaliśmy ze znajomymi Choć potem oddaliliśmy się Na wspólny spacer Czułam się przy tobie Jak bym księżniczką była Ludzie przechadzający się Podziwiali nas i gratulowali miłości Godzina dwudziesta pierwsza Gdy słońca już nie było A jedynie blask księżyca I pobliskich latarni nas oświecał Udaliśmy się na ławkę Przy małym placu dla dzieci Rzadzko ktokolwiek przechodził Śmialiśmy się Flirtując ze sobą Pomimo, iż mówiłam Byś nie dotykał tam gdzie nie chciałam Nie raz przejechałeś palcami Po jedwabnym materiale Poczułam jak byś pukał Do drzwi mego domu Wyłączyłam światła Opuściłam rolety Pozamykałam drzwi Jak i okna Schowałam się w najciemniejszym Zakątku domu Ktoś wyważył drzwi - to byłeś ty Ktoś zbił okna - to byłeś ty Zrobiłeś to wszystko Choć słowa me brzmiały "nie" Swe palce wsunąłeś pod materiał jedwabny Śmiejąc się Po wszystkim Odprowadziłeś mnie do mieszkania Czułam niesmak Czułam się brudna Nic nie powiedziałam Bo i tak ty byś wygrał Mówiąc, że cię prowokowałam W ciszy zażyłam prysznicu Dokładnie zmywając wszystko z siebie Odkąd włamałeś się do mojego domu Minęły trzy miesiące Prawda przyszła dopiero teraz Jak i w końcu słońce zawitało na niebie Jest to mój dom I choć był by okradany Jeszcze wiele razy Ja to przetrwam Bo to mój dom Nikt nie może mi go zabrać Otwieram wszystkie okna Zapalam światła Umywam wszystkie myśli Ozdabiam go kwiatami Obmywam twarz Zmywając dzień wczorajszy Ozdabiam swe ciało Wsłuchuję się w śpiew natury Wygodnie siadam I upajam się Tym zwyczajnym sobotnim wieczorem
  10. ja już nie chcę słońca choć dało mi życie i ciepło i światło umarłem spłonąłem oślepłem mam więc dom bez roślin i okien mam więc dom gdzie wieczne są noce mam więc dom bez ciebie słońce
  11. Mieszkam pod zimnym kloszem domu gdzie może żyć, jeść, uczyć się i odpoczywać tylko moja powłoka nie ja, i to im wystarcza Snuje się po ciemnych pokojach, jak cień nie chce być za bardzo obecna drży z zimna, nie tylko w powietrzu co drży, nie ja? Nawet nie wie, że nieustannie Układa fantazje w głowie, jak dziecko to nie boli, bo nie poddaje się krytyce zamknięte szczelnie pod kloszem A ja jestem zmęczona, od lat Robię zadania z listy zadań dla dobrych dziewczynek Myję podłogi, ścieram kurze słucham żali, kłótni, pretensji płaczę tylko w nocy, pod kocem, kiedy wiem że mogę wrócić do siebie wtedy odbudowuje syzyfowo ciepło własnego ciała A w umyśle układam klocki które nie pasują w umyślę biegam, szukam skrytek w umyślę dbam o obraz siebie nieustannie, od lat I jeszcze nie wiem, że to otoczenie to źródło mojego przewlekłego zmęczenia porażki sukcesu idealnej córki I jeszcze nie wiem, że otoczka też chłonie ten stęchły odór nacisku, wymagań i wizji roszczeń opatrzonych nalepką z kultury I jeszcze nie wiem, że stworzyli we mnie potwora pożerającego własne wnętrzności żeby oni nie musieli wiecznie tego robić, bo to męczące I jeszcze nie wiem, że z czasem łapiąc ciepło wypłyną na wierzch moje uczucia które położą mnie do łóżka na miesiące Żebym odpoczęła
  12. Czas wrócić do domu, już dość poszukiwań; na stronie piętnastej odkryłem dziś mapę - pomoże mi w pracy, tak, pamięć jest chciwa, lecz trzeba dozować napięcie, a zatem: jak co wieczór postawię na gazie czajniczek, spojrzę na pelargonie i kwiaty policzę, zasłucham się w pieśń o myszy brązowej pijącej herbatę, i o kocie drapieżnym - ten myśli "gdy złapię...", oczyszczę krew. Dzień senny, niemrawy, nie utkwi wśród wspomnień. Plac Rady Europy i brudny autobus, pijany żartowniś krzyczący coś do mnie. Już tylko pięć kroków od progu, a w domu jak co wieczór poczytam o barwnych zdarzeniach, popatrzę, jak w doniczce pąk w kwiat się przemienia, zasłucham się w pieśń o polach wrzosowych, niech różem zapłoną, i o koniach masywnych, gdy ku wsi powiodą, odpłynę wnet. 6.03.2017 Całość mocno inspirowana starym albumem Jethro Tull Heavy Horses.
  13. Lukanen

    Dom

    Mój dom stoi w samym środku horyzontu, na szczycie siódmej góry, A dookoła płynie siódma rzeka. Niestety dom nie jest z piernika. Jego zmurszałe ściany i zapadnięty dach z trudem zachowują bajeczne pozory. Mówiąc szczerze - dom się wali, ale ja kocham jego przesycone trucizną podłogi, Ciemne okna i duszne pokoje. Ściany odziane w papierowe tapety, których skóra strzeże naszej tajemnicy. Tu życie na progu a drzwi lekko uchylają się od odpowiedzialności. Stąd łatwiej odejść, chociaż niektórzy mówią, że stąd nie ma ucieczki.
  14. Ten dom, co jeszcze jakby trwał, Gdzie czekał pełen dzban, Gdzie prostą ścieżkę pośród traw Zarosły powój, szczaw. Tam winogrona zjada szpak I myszy słychać spór, Bezduszny gałgan szarpie wiatr, Tam zbladł półtonów czar. A jeszcze tak niedawno walc Za oknem jasnym grał, Tu można było życie brać Łyżkami pośród malw. Powoli się rozrzedza mgła Dym z kartofliska wstał, Ku niebu ciemnych ruin kształt Podnosi pustą twarz.
  15. Mama zawsze w biegu, w locie Co drugi dzień do późna w robocie. Twój łośk i radość z posiadania kciuka wzrusza mnie codziennie pomaga na udręki ducha. Nie ma mamy na spacerze Ile ta praca czasu zabierze? Lubię co robię, ale kocham Ciebie Tate, Babcię, Wujka i pare innych dusz ze starego podwórka. Nauczyć się muszę strzec czasu naszego. Ty, dom, Ja wyłączony telefon. Prośbę mam jedną Cierpliwość miej do mamy jak ja mam do czytania książeczki przed spaniem.
  16. DOM Dom został zbudowany wiele lat temu. Mieszkała w nim rodzina. Bardzo sympatyczni ludzie. Dbano o miejsce dające schronienie oraz poczucie bezpieczeństwa. Jego wnętrze pełne było pamiątek, eleganckich mebli i książek. Każde z pomieszczeń wyglądało jednak inaczej. Rodzinie zależało na eklektyczności. Podobieństwo – odmienność. To jest to. W domu nie było mowy o nudzie, która w każdej chwili mogła się do niego wkraść i spowodować zgnuśnienie. Z drugiej strony chroniono siedzibę przed niepożądanymi, wnoszącymi nieład, wpływami. Klan, zamieszkujący dom dbał również o czystość krwi. Jego członkowie łączyli się w pary nie pod wpływem emocji, ale z rozwagą. Tu nie wchodziły w grę egzaltacja i miłość. Wymagano posłuszeństwa jak w mafii. Dlatego przetrwali. Stali się dynastią. Kobiety rodziły śliczne dzieci, mężczyźni zajmowali się prowadzeniem interesów. Mijały lata, zmieniały się czasy, moda, przyzwyczajenia. Rodzina przyjmowała to ze spokojem, żadnych wzruszeń. Była jak skała. Jak zmumifikowane zwłoki. To jednak nie wszystko. Wszak kamienie ulegają erozji, mumie mogą zacząć się psuć. Są tylko wspomnieniem dawnej potęgi, po to je przecież preparowano. Rodzina zamieszkująca stary dom wiedziała, że nadejdą kiedyś czasy trudne, nawet dla niej. Przygotowywano się na to. Dom otoczono murem. Oddzielono od rzeczywistości. Ukryto. Posadzono w ogrodzie drzewa i powój. Zieleń przykrywała wszystko. Stała się pierzynką, o której marzymy wtedy, gdy marzniemy. Z takiego spokoju trudno jest wyjść i zacząć działać. Każdy zna owo uczucie. Moglibyśmy leżeć bez końca, jak w grobie. Jednak potrzebujemy jedzenia, kontaktów z innymi, żyjemy po prostu. Codziennie zmagamy się z losem. Domowi tego zabroniono, pozbawiono wolności, postawiono go w sytuacji ekstremalnej. Wykorzystano go do własnych celów, nie licząc się z jego potrzebami. A miał je. Był budynkiem z duszą i sercem. Cierpiał. Rodzinie nie przyszło nawet do głowy, że staruszek wtopił się w dynastię. Upodobnił się do niej. Dostosował do wymagań. Jednak nie traktowano go jak członka społeczności, ale jak przedmiot. Zresztą to nic dziwnego, ponieważ ludzie go zamieszkujący sami stawali się automatami, nawet tego nie zauważając. Działali wspólnie, zgodnie, nie chorowali, nie płakali, nie śmiali się. Eklektyzm powoli zanikał. Odmienność była już niepotrzebna. Zostało tylko bliźniacze podobieństwo. Lustra ukazywały identyczne twarze, brak świeżej krwi doprowadził rodzinę do niesamowitej i niespotykanej jednolitości. Nie spełniała ona jednak swej roli. Powodowała degradację, zatrzymała rozwój rodziny, tak wcześniej przez nią pożądany. Bycie zjednoczonym może przynosić korzyści, ale czasami złe dozowanie takich samych bodźców szkodzi. Dowód – sposób egzystencji rodziny, już nie sympatycznej, ale odpychającej. Właściwie mur przestał być potrzebny, zieleń również. I tak nikt już spoza klanu zamieszkującego stary dom, nie dostrzegał ani budynku, ani ludzi – maszyn. Nikogo nie interesował ich los. Zniknęli, choć istnieli nadal. Byli jak duchy, ale nawet nie mogli straszyć. Nie czuli takiej potrzeby. Pozbawieni uczuć, odczłowieczeni. Dom tylko pozostał taki, jaki człowiek. Koniec. Justyna Adamczewska, maj 2018 r.
  17. domy- pudełka jak klatki dla ptaków z jednym oknem na przodzie wklęśniętym a serca z papieru markotnie szeleszczą ściskiem marszczenia pompują strumień życia któremu w takich okolicznościach bliżej do arytmii zapał- jak nadzieja ulotna jednego trzyma w pionie drugiego opuszcza i już nic nie potrzeba wystarczy adres i szarość duszy aż do śmierci towarzyszą tylko to co piękne i dobre (chwila nieuwagi) ucieka dokąd tak pędzi przed siebie mija domy ulice ludzi nie może znieść dwuznacznego wzroku przewrotnego języka fałszywego kroku jesteś panem swej radości dlaczego jej nie zatrzymasz?
  18. gosia1962

    Moje marzenie

    Tak bardzo chciałabym mieć mały domek I ogród pełen kwiatów Mały salonik ze starym zegarem I słoneczny pokój Kominek, gdy przyjdzie zimno i słota To moje marzenie Tęsknota A latem chciałabym słyszeć śpiew ptaków Gdy okno otworzę Ale wiem, że nikt spełnić mych marzeń nie może
  19. Jeden z niedawno napisanych utworów. Wydaje mi się, że lekki i przyjemny. Do księżniczki. Bardzo mnie uspokajasz; twoja czarno-biała symfonia barw przelewających się w najcudowniejsze umaszczenie długich wąsów. Prawdopodobnie zielone, wielkie jak leśne jezioro oczy tak często naburmuszone. Nie gniewaj się księżniczko, och proszę! Jeden ruch twojej czarno-różowej witki i już nie potrzebujesz ostrzyc zadbanych pazurków. Wszyscy my wiemy jak bardzo niezadowolona jest jej łaskawość. Och, piękna. Nawet jak jesz świecisz dostojnością nie byle dachowca spadającego gdzieś tam w odległym świecie z rynny. Śpisz teraz obok i śnisz. O źdźbłach, harcach czy polowaniach. Takiej księżniczce... to wszystko wypada. Miodowe mruczando wypływa gdzieś spod twojej zdobnej szaty, wdziecznie przeciągasz się aż do zaróżowionego jak wyblakła farba noska. Za uszkiem cie podrapać, najjaśniejsza? Wszystko jest spokojnie, a potem znów znikamy w swoich zajęciach ty odchodzisz do świata królewskiej śmietanki na salaterce ja odchodzę do świata filiżanek z czarną herbatą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...