Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 27.07.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Nie mam siły dziś się pastwić nad kolejnym Twoim wierszem. Wiem że już bywały lepsze, będą kiedyś jeszcze lepsze, Ale ten, to jakaś lipa, więc o zdanie mnie nie pytaj. Może lepiej weź poczytaj tekst jakiegoś już klasyka. Nie mam siły dziś się pastwić nad kolejnym Twoim wierszem, Przecież Ci go nie poprawię, przecież Ci go nie dopieszczę. Uwag przecież tak nie lubisz, własnym kunsztem wciąż się chlubisz, Sobie raczej teksty skrobiesz, niźli piszesz je dla ludzi. Nie mam siły dziś się pastwić nad kolejnym Twoim wierszem, Co nie znaczy, że mnie nie ma. Widzisz? Jestem!6 punktów
-
Przeszukałam cały dom, znalazłam jedynie kilka pustych butelek po wódce, a przecież nie piłeś. Ten dom – owoc tułaczki w Londynie naszej wspólnej i naszego jakoś to będzie póki jesteśmy razem. Nagle muszę sama udźwignąć siebie, małą dziewczynkę, ten ogród i kolekcję płyt, która po tobie została w pustym pokoju, znaleźć słowa żeby pomóc zrozumieć dziecku czego sama nie rozumiem, że odtąd kiedy wyjdę do ogrodu będę patrzyła na las, który w niepojętym szumie zawsze będzie lasem, do którego odszedłeś. -------------------------------------- Alternatywna wersja zakończenia: zrozumieć dziecku czego sama nie rozumiem, że odtąd kiedy wyjdę do ogrodu będę patrzyła na las, który w niepojętym szumie wybrał grzybiarza aby przekazał złą wiedzę.6 punktów
-
katapulty niechcianych miłości zagnały mnie w przedsionek piekła tam cień mnie wytropił tarany myśli ciało zgięły wykrawam czarne kwadraty dni czekam czerwone oczy gaszę księżycem sen powieki drze nie chcę być fletnią nie będę sobą ubieram suknię Dejaniry4 punkty
-
jestem umbra mówią o mnie skundlona bo mieszkam pod mostem i wyskrobuję spod paznokci wiersze rzucam nimi jak mięsem w ciebie i ciebie siebie nie mam nic innego na swoją obronę kiedy nad głową przelatuje ostatni nocny zapada cisza znów jestem tylko albo mnie nie ma zbiegam po schodach potykam się o te niechciane w jednej chwili rodzą się wszystkie moje matki siedzą ze mną pod mostem piją piwo przesypują w palcach spaloną ziemię 1605-2507204 punkty
-
sierpień ma oczy zamyślone w źrenicach pewność starych sadów że warto pięknie owocować aby zostawić własne ślady na letniej ścieżce ku jesieni dopalać się spokojnym żarem witając się z kolejnym świtem jak z drogocennym kruchym darem4 punkty
-
Szukałem kiedyś kotka Bardzo małego Siną maścią dzierganego Ukrył się w łuszczącym światłocieniu Zimnego pomieszczenia W martwych zakamarkach szarości Wymagało to ostrożności Dłoni otulonych gumową rękawiczką I wytężonej uwagi Oczu mych i mojego druha Bo było nas dwóch Albo było nas więcej Gdyż o tożsamość przecież tu idzie Lecz mniejsza o liczebniki I obiektyw który miał to wszystko zapamiętać Nieważne to jednak Bo kotek jest najważniejszy Byle zobaczyć choćby jego kontur mały Na skórzanym płótnie ciała Nakrapiany cienką linią życia I gdy się wreszcie udało Malunki rysunek pod kostką dojrzeć Ledwie kilka punktów Ułożonych w kształt Ta para bezimiennych nóg Z fragmentem odrąbanego kręgosłupa Wydrylowaną miazgą brzucha I wyrwanym kęsem uda Przestała byś anonimowa I to leśne znalezisko Wygrzebane z podcienia paproci Skradzione milczeniu puszczańskich drzew Śpiących w moczarach złego domu Zyskało desygnat zbrodni i winy Życia i śmierci Ponownie stało się człowiekiem4 punkty
-
pieszczotliwym dotykiem splątani w swoich objęciach tulimy się bez końca z bledniejącej mgiełki w wyzwanie błękitu chłodem schodzisz przez moją szyję pod bluzkę w głąb rękawów i wracasz wzdłuż ramion do palców kiedy razem najlepiej4 punkty
-
noc zagląda pod powieki przewracając myśli z boku na bok pytania mnożą się bezwstydnie jakby mrok rodził odpowiedzi jesteś tak blisko w ciepłych załamaniach i ufnym oddechu a jednak oddalony o sen4 punkty
-
kilku nie takich facetów żałuję że wsiadłam na te karuzele chce mi się teraz zwracać wszystkie noce i dni średniodobre dzięki Bogu pojawiła się winda i Ty szybka podróż w górę czuję jak rosną mi skrzydła2 punkty
-
crossover ma auto które połyka pół dinozaura na setkę jeździ nim do rzeźnika po zwierząt zabitych mięsne strzępy kiedy nie pieści butelki mięśni nie głaszcze i epitetem kobiety przed 4k ultra hd święty piękny bezbłędny w telefonie zamknięty czysty biały wspaniały defensor granic i wiary chce karabin mieć wielki uczyć strzelać już dzieci bo życie tyle jest warte ile cyngiel pod palcem płeć przeciwna to tylko służba niania i dziwka najlepiej jak siedzi cicho i pyta gdy chce oddychać zużyj wyrzuć kup nowe app korona stworzenia średnio udany crossover z boże dlaczego cię nie ma2 punkty
-
2 punkty
-
Niczym roboty, półautomaty wciąż wymyślają nowe tematy lub też od rana aż do wieczora przeistaczają się w narratora żeby bohater ich, wymyślony jak po sznureczku był prowadzony by nie zbaczając z obranej drogi szedł wprost do celu, aby wymogi mu postawione chciał nieodpłatnie wypełniać chętnie i skrupulatnie więc mu zmieniają czas oraz akcje żeby wydobyć nowe atrakcje i nikt tu nie ma nic do gadania one na straży własnego zdania gotowe polec i oddać życie trwają w okopach i należycie ze swoim sztabem się dogadują a ustalenia wnet przekazują nie akceptując żadnej porady by nie dopuścić do rejterady. Zdanie autora nic nie jest warte bo ich sztabowcy idą w zaparte i nie dopuszczą do żadnej zmiany bo mają własny świat, wydumany więc w zaistniałej tu sytuacji bez prawa głosu, bez konwersacji opuszczam scenę, aby w milczeniu pozostać z boku, najlepiej w cieniu.2 punkty
-
Nie powiecie Nie powiecie Co się dzieje Co się roi W waszym świecie Za firanką Szaroburą Za stygmatem Czarnej chmury Nie zdradzicie Nie zdradzicie Czarnych głębin Mrocznych głębin Gorących gołębi Za kotarą Śnieżnobiałą Za konstrukcją Gołe ciało Nie powiecie Nie mów komuś Co się stało Co w ogrodzie Co w zbożu Co w nieładzie Co bez powagi Co na smyczy Psa ukochanego Co za wami Biegł aż do Tchu Utraconego2 punkty
-
wiosna wiosną zapachniała zakwitła kaliną i bzem lato latem zapachniało tańczy motyl grał świerszcz jesień zaś drzwi otworzyła zasmucił listopada dzień zima kłamczucha nie taka zgubiła mróz i śnieg ale mimo wszystko fajny był miniony rok uśmiechał się i płakał miał mnóstwo udanych dni2 punkty
-
w kołysce z pięciolinii na łące gdzie okno świtu jutrzenką otwierane leciutko nuty uśpione zasapany rytm krzyżyki bemole płyną w komnacie ze snu łódką kołysane powiewem oczekiwania na muzykę klucz wiolinowy drzwi do snów otwiera czas wstawać maluchy założę wam kubraczki z obrazów dźwięków utkane spójrzcie niecierpliwie batutą macha ach wy tam nutki zaspane ~ już na każdym kwiatku inny instrument rozkwita z nut przebudzonych dźwięki czytane płyną niczym strumień drzewa wokół szumią ton nadają na niebie białe chmury nieustanie pulsują a tam na horyzoncie pan dyrygent ma w opiece łąkowy koncert tylko dzwonków nagle nie słychać są nadal w muzyce lecz tuli je cisza2 punkty
-
jest jak balonik płynie po oceanie takie niewinne więc nie zatonie w żadnej otchłani poderwie je dobry wietrzyk - opuści wody zatańczy oddechem błyśnie kolorami odleci hen wysoko daleko na skinienie Jego w całe nieboskłony1 punkt
-
czy próbowałeś opisać wysypane z poduszki anioły nie strzelaj do nich rozkołysane biodra tej z którą jesteś mężczyzna z obrazu wyszedł po papierosy i wrócił próbowałeś tak jak on nie wrócić wiersz dymiący mgiełką chesterfielda otula moje ramiona nie strzelaj 2302201 punkt
-
Cudowne miejsce piękne otoczenie w pobliżu jeziora piękna architektura zabytkowy przepych organowa muzyka tłumy ludzi pomimo wszystko z bezpłatną miejscówką i dla nas intencje skierowane ku niebu stamtąd w przepływie odpowiedzi strumienie złociste blasku słonecznego w efekcie... kropelka jasnych nagle obudzonych myśli i skojarzeń emanacja błękitu1 punkt
-
Jestem więźniem własnych poczynań To dziwne tak się przyznać A później normalnie iść do pracy I dać wyraz niezadowoleniu po Codziennie usiłuję wytłumaczyć Dlaczego utknąłem za kratami "ja" Lecz z czasem próbuję zasnąć Pościelić sobie choćby w snach W chmurach jest za mało miejsca I można spaść z deszczem Gdy grad przyniesie szkodę Strach obwini więźnia Wlecze się życie po bezdrożach Kogo uleczyć, nienawidzić co Winić wciąż siebie, uniewinnić Nadal robiąc nic1 punkt
-
Nieśmiertelność Istoty na tej kuli nie nauczyły się nieśmiertelności. Czują energię, jestestwo. Nie uruchamiamy procedury. Zabijają się.1 punkt
-
do Wesołego Miasteczka szeroka wije się ścieżka gdzieś przy jej krętych zakrętach diabeł i anioł zamieszkał już trudno zgadnąć po której stronie znajduje się który odkąd przewrócił pan Człowiek wszystko nogami do góry do Wesołego Miasteczka zawsze otwarte są bramy biletów zwykle nie trzeba lub nadzwyczajnie są tanie natomiast potem za wszystko trzeba bezwzględnie zapłacić jeśli ktoś chciałby korzystać nie tylko stać i się gapić czasem w Wesołym Miasteczku śpiewają małe diabełki znają o niebie i raju całkiem wesołe piosenki przy karuzeli ze światła kociak w pudełku zmartwiony a czym się bardziej zamartwia tym bardziej jest ożywiony poprzez Wesołe Miasteczko czasu przepływa też rzeka niejeden w wieczność popłynął lub w niej utonął i przepadł są tutaj młyny diabelskie i rollercoaster bez końca lecz nie dla chorych na serce i tych co pragną się rozstać w centrum jest zamek tajemnic w nim aula wielka choć ciemna a w niej wykłada bez przerwy szatan że wcale go nie ma wszystko od wieków otacza las w którym trafia się drzewo rodzące rajskie owoce wiedzy dobrego i złego w lesie nie ujrzysz człowieka nie ma tu żadnej zagadki wszyscy zamknięci w miasteczkach do kociej wciąga ich klatki1 punkt
-
@huzarc Pięknie dziękuję:) @Somalija Wzruszył mnie Twój komentarz, dziękuję za uznanie:):) @Victoria Wiktorio bardzo Ci dziękuję za tak pochlebny komentarz:):)1 punkt
-
1 punkt
-
dziecięca miłość każe mi od lat chodzić wokół godzin zamkniętego zegara nikt nigdy nie mówił dokąd udać się na życie udać się na stratę uwięziona w czasie zaklęta w miejscach których umysł mój nie kochać tylko potrafi nie-miłość jest moją najlepsza przyjaciółką wraz z głosem powtarzającym to już końca bliżej coraz śmierć jest kimś zaufanym bo odpowie na nieznajome pytanie bo przyjdzie gdy sobie jej zażyczysz będzie zawsze blisko bliżej mnie niż oni dopóki ja zawładnę nią razem z istniejącym w nas Bogiem1 punkt
-
@Sylwester_Lasota Chroń mnie Panie Boże od murów miasteczka, niechby nawet ze złota, prowadziła doń ścieżka. Pozdrawiam Sylwku.1 punkt
-
Szczęśliwie, nie każdy facet jest mającym się za pępek świata macho uznającym, że jemu od świata należy się wszysko, światu od niego jego odpady. Pozdrawiam i dziękuję, za wizytę z komentarzem.1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec @Henryk_Jakowiec Hej, ale co to dla Henryka I, co dadaistą się zowie ???. Pozdrawiam, lipcowo ?.1 punkt
-
@Sekret Witam! Prawdą jest to, że ja sam dopiero w miarę czasu staram się pogłębiać moją wiedzę na ten temat i dlatego właśnie nie zabieram głosu w takowych dyskusjach z oczywistego powodu. Tytuł, jak sama wiesz odgrywa dużą rolę w słowie pisanym, czy to będzie prasa drukowana, czy też internetowa, książki, wiersze, itd., a więc tytuł ma zaciekawić i przyciągnąć czytelnika. Fizyka kwantowa to jak drzwi do nowego świata. Pozdrawiam :-))))))) @Lach Pustelnik Wolna wola z ograniczeniami...chyba raczej! :-))))))) pozdrawiam1 punkt
-
Bo widzisz kochany sandale, zawiść jest okrutna i niesprawiedliwa. Myślisz zardzewiałym zapięciem, czym się ona przejawia. Chociażby zazdrością o lepsze zelówki, złote pierścienie z krótkim gładkim tunelem, o sposób zawiązania supełków i odpowiednie logo. Wiem co się tobie kołacze, między pociętym przez los nakryciem. Być pięknym skórzanym butem, wewnątrz i na zewnątrz, z wywalonym błyszczącym językiem, na którym liany splecione, wśród szpaleru szeregu otworów, uwieńczone fikuśną kokardką, a pod spodem twarde podeszwy, dające poczucie bezpieczeństwa, lub odbicia się od dna. Zapytasz za pewne, dlaczego? Przecież tylu nas, różnorodnych fasonów, takich i owakich, a tak wielu pragnie być tym z najwyższej półki, a przecież nie jedna półka na ziemi. Popatrz tu. W błocie spoczywają solidne buty, które kiedyś były piękne, przymierzane, podziwiane i kupione. Tyle w życiu przeszły, a teraz wyrzucone z najwyższego piętra, chociaż jeszcze tak niedawno były święcie przekonane, że stopy je nie zawiodą. Owszem, zdejmą, ale tylko na chwilę. Przecież pani ekspedientka, aż po drabinie musiała wchodzić, żeby je stamtąd zabrać. Myślały że same staną się stopami, skoro z takiego szczytu pochodzą. Nic z tego, mój ty sandale. But pozostanie butem, lecz ważne, czy i jakie ślady po sobie pozostawi. Uśmiechnij się poprzecznymi paskami, miedzy którymi hula ożywczy wiatr, gdyż jak zwykle twoje dopasowanie, kryje w sobie pewne nieujarzmione luzy. Nie jesteś z prawdziwej skóry, ze wspomnianej wysokiej półki. Teraz jesteś już stary i wielokrotnie reanimowany przez pana szewca, lecz mimo wszystko, szanowany i ciągle noszony.1 punkt
-
Pan poeta może wszystko przekabacić wedle woli bowiem wena jak dziewczyna jest uległa i pozwoli tak przynajmniej mnie się zdaje gdy nade mną nie ma bata przykład? Proszę choćby teraz lipiec, minął środek lata. Chcę napisać i wam przesłać bez cenzury mojej żony wierszyk, który właśnie teraz tylko dla was jest tworzony teraz proszę was kochani byście chcieli, bo możecie zostać mymi wspólnikami a dlaczego - dobrze wiecie. Sam wiersz to są tylko słowa jak motyle, bo ulotne lecz upstrzone, komentami nagle stają się istotne bo są śladem i pamiątką dla autora w szczególności bo on pisze sobie, dla was czytelnikom, dla ludzkości jak to było lub być mogło bo czas gubi nam wspomnienia i to tyle w tej materii miałem dziś do powiedzenia.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Raz mistrza zapytano, jakie jego zdanie co jest ważniejsze, miłość, czy też pożądanie. - Miłość bez pożądania warta jest niewiele, lecz samo pożądanie szczęścia nie uściele.1 punkt
-
1 punkt
-
( Prolog ) Huk był taki, jakby główny kocioł w piekle wywaliło, razem z grzesznikami. Okoliczne domostwa z lekka zadrgały, po czym nagle i niespodziewanie nastała błogosłodka cisza. – Mamusiu. Co to był za odgłos? Aż misiu mnie ugryzł przez stres. – Sądzę, że już nie mamy fabryki czekolady. – A skąd wiesz? – Ciemno tak jakoś w naszym domku… i zewnętrzne szyby w okienkach takie jakieś... brązowe. – Mówię wam! Szambo wywaliło – stwierdził z kąta dziadek. – Wspomnicie moje słowa, gdy moje się zamkną. – Słowa? Dziadku! Co ty wciągasz z tej fajki? < Jakiś czas temu > Wszystko idzie jak po maśle – myślę sobie, biegnąc po leśnej ścieżce. – Najważniejsze, że wygłodniała zemsta śliska się po żółtym tłuszczu za mną, niczym oswojony krwiożerczy wąż. Nie mogę biec szybciej, bo jeszcze ją zgubię. A bardzo jej pragnę. Całym ciałem, całą duszą i więcej niż całym sercem. Biegnę do swoich. Do tej pięknej szkoły. Jestem jej twórczynią. Główną założycielką. Co prawda, nie patronem, ale cóż… nie można mieć wszystkiego. Właściwie to nie jest szkoła. Tylko takie łączne zgromadzenie na okoliczność, która mnie spotkała. I tego malucha. Jeszcze trochę, ociupinkę i omówimy sprawę. Póki co, nadal biegnę. Jestem teraz w piątym niebie. Za chwilę będę w szóstym. A na finał, w siódmym. < Jakiś czas temu > – Co ty sobie do jaśnie pana wyobrażasz!? Mam być niezazdrosna? Jestem twoją najlepszą przyjaciółką! No co tak zerkasz? Przebaczenie wybij sobie z głowy! – Której? – Ale śmieszne. Twój dowcip oślepia okoliczne lampy. – Jakie lampy. Raczej świece. W domku jesteśmy. – A jaka to różnica? Owrzaskiwanie twojej osoby, gwarantuje mi konstytucja! Nie zabronisz mi tego. Nawet metaforą mogę rzucić w twoją twarz, jak sobie tego zażyczę. Albo nawet prozą przywalić, co właśnie czynię. To, co zrobiłeś, jest po prostu podłe! Nie do wybaczenia! – Ależ ja mam tylko o dwa więcej. Drobiazgowa jesteś. – Dwa więcej? Aż… dwa więcej! – No już dobrze. Spokojnie. Poczekaj grzecznie. – Wal się! Idzie do pokoju obok, zdruzgotany, ale chyba stosownie szczęśliwy. W końcu będzie rozejm. Przez uchylone drzwi widzę, że go wyjmuję i wraca do mnie. Dostrzega uśmiech przebaczenia na mej twarzy. Znowu wszystko będzie dobrze. Tak jak dawniej. Rzeczywiście. Jest tak, jak przewidziałam. Aż mnie przytulił i pocałował w policzek. Teraz ja i on, mamy po trzy chomiki. <Jakiś czas później> Obudziłam się rześka i wypoczęta. Dzisiaj będzie wielki dzień. Dzień zemsty. Ale najpierw muszę zjeść śniadanko, by zyskać potrzebną moc. Nie zwątpić we własne siły. Słyszę jakiś dźwięk. To telefon. Starodawny stacjonarny. Nie podnoszę słuchawki. Jakiś bezczelny typ, niewychowany ponad miarę, pragnie zakłócić proces tworzenia przyszłości. Niedoczekanie. Niech sobie dzwoni do usranej śmierci. Jedząc bułkę z kremem czekoladowym, wychodzę z domu. Już nie jestem zazdrosną przyjaciółką. Na pewno mi pomoże. Pozostali też. < Jakiś czas wcześniej > – Byś wziął jakąś szmatę i pościerał z okien. Wyglądają jak obkichane. – Wiele budynków tak wygląda. Przyjdą okoliczne dzieci, to pozlizują. – Ale nie tyle. Podobno sąsiadowi całą stodołę przykryło. – Kochanie. Ludzie przesadzają. – A spójrz na ulice. Żeby było blisko Wielkanocy, to by się chociaż zające lepiło. – Ależ ona jest wymieszana z czymkolwiek. – Nasza córka ma kłopot. – Wiem. Przejdzie jej. <Jakiś czas później> Biegnę nadal przez szóste niebo. Widzę z daleka moich najlepszych kolegów. Czekają na mnie. Miny mają wybuchowo–złowrogie. I bardzo dobrze. Wszystko pójdzie jak z płatka słodkiego kwiatu. Witamy się serdecznie. Jest nas dziewięciu. To znaczy: dziesięciu, licząc mnie. – Fajnie, że jesteście – zagaduję jako szefowa. – Wszystko przygotowane? – Tak jest Futerkochomika. Taki mam pseudonim. Łatwo się domyślić: dlaczego. – A zatem od teraz jesteśmy groźnymi zamachowcami. Czy to jasne? – Szefowa… jak supernowa. – Tylko mi tu poezją nie wyjeżdżajcie. Nie czas na to. – Tak jest. – To świetnie. Chyba wiecie, że nasza misja może być samobójcza? – Wiemy. – Kto ma ciary, niech spier… – … dala. – Tylko proszę... bez wulgaryzmów. – Ależ Futerkochomika, sama zaczęłaś. – Ale nie skończyłam. I nie miałam zamiaru. – W porządku. Więcej nie dokończymy. – Tak sobie pomyślałam, że z racji oszczędnościowych, by ciągle nowych nie szkolić, będziemy Samobójcami Wielokrotnego Użytku, tak zwane: SWU. – SWU? – No przecież mówię. < Jakiś czas temu > – Dyrektorze! Pan zaniedbał swoje obowiązki. Pierdyknęło słodko na całą okolicę. – Ależ nie na całą… – Widzi pan, jak miasteczko wygląda? Do czego to podobne? – Do naszej wspaniałej czekolady. – Tak twierdzą ci, co wiedzą co to jest. A przyjezdni, myślą zgoła inaczej!! Co za wstyd! < Jakiś czas później > Wszyscy jak jeden mąż stoimy na leśnej polance. Pomocne zbiorniki mamy już przy sobie. Ciarki po naszych plecach chodzą wytrwale, karmiąc potrzebne emocje. Już wiemy, kim on jest. Pójdziemy do jego domu. Nawet drzwi jak co wywalimy. Jak nas psami poszczuje, to trudno. Oddamy swe życie, w imię słodkiej zemsty. Oko za ząb, ząb za oko. Wszyscy na jednego. Ugryzł mnie chomik, którego mam w kieszeni. Nie czuję bólu. Widocznie też jest wnerwiony. Odczuwa to samo co my, walecznie zgromadzeni. Nosy mamy zatkane. Otwiera nam drzwi. Wlewamy zawartość do jego mieszkania. Na jego pyskate ciało, najbardziej. Psy nas nie atakują. Raczej uciekają. Mają dobry węch. Chomik strasznie się wierci. Jakby chciał wyskoczyć. Chyba mu duszno. Kolejny zamach i lejemy dalej. Po wszystkim jak leci. Jego żona błaga o litość. Też dostaje swoje. Nie dbamy o to, czy zginiemy. W końcu jesteśmy samobójcami. Zdajemy sobie sprawę, że wielokrotność użytku się nie sprawdzi, gdy jakiś pies z katarem, podgryzie nasze gardła. Mieszkanie wygląda okropnie. Wręcz: nieprzyzwoicie. To on nie dopilnował fabryki. Jest w końcu dyrektorem. Coś poszło nie tak i wszystko wybuchło. Jakby samoczynnie. Na szczęście ludzi w środku nie było. Moje domostwo srodze ucierpiało. I to bardzo. Pamiętam do dziś ten koszmar. Tak bardzo płakałam nad losem ukochanego misia. Cały się biedny trząsł. Nie mógł przyjść do siebie. Aż mu futerko zaczęło odpadać. Musiałam patrzeć na jego krzywdę. A to wszystko przez tego… słodkiego łajdaka. Pożal się komu chcesz, dyrektorze. Masz teraz… czekoladę… w swoim domku. Smacznego! Szambonurku! Poprzysięgłam zemstę! Obyś połykał! < Po jakimś czasie > Oczywiście nas złapano. Nawet całkiem łatwo im to poszło. Mamy w końcu po dziesięć lat. Nie wiem, co z nami zrobią. Raczej będziemy musieli wszystko własnoręcznie posprzątać. Na wszelki wypadek, żeśmy się trochę przeziębili, żeby dostać kataru. Mniej będziemy czuć przy sprzątaniu. ~~~//~~~ Siedzę samotna w swoim pokoju, wcale nie żałując tego, cośmy zrobili. Jesteśmy zgrani. Trzeba to przyznać. W końcu nikomu nic złego się nie stało. Słyszę dźwięk. To telefon. Stacjonarny taki. Tym razem podnoszę słuchawkę. – Halo! Futerkochomika przy telefonie. Kto mówi? – To ja, twój Misiu. Wtedy nie odebrałaś. – Ano. – Dałaś mnie w prezencie swojej kuzynce. Krótko po tym, jak… no wiesz… pamiętasz? – Pamiętam. Nie mogłam patrzeć na twoje cierpienie. – Akurat! A wiesz, że ja wcale nie cierpiałem. Udawałem tylko. Za bardzo mnie tarmosiłaś… i w ogóle. Wykorzystałem sytuację. Panie, pobłogosław dyrektorowi. Palantka byłaś, że hej! Ona przynajmniej o mnie dba. No to: pa. Aż się rymnęło. Przegapiłaś szansę… koleżanko. ~~~//~~~ I bądź tu człowieku dobrym – pomyślałam. – Niepotrzebne wszystko. Nigdy więcej zemsty. Po chwili wyciągnęłam z kieszeni uduszonego chomika. Teraz on ma więcej.1 punkt
-
@Pan Ropuch Tak pomyślałam, że jestem trzecią muszką owocówką ;))) Fajny pomysł na wiersz ;) Pozdrawiam :)1 punkt
-
~~ .. czy zdajesz sobie sprawę, że twoje chojractwo pozbawić może innych - a nie tylko ciebie uśmiechu na co dzień, w zamian darząc bólem tych, co przecież kochali swoich bliskich czule? .. Dziś z maską na twarzy chronić będziesz wielu, bo i ty sam - być może - jesteś nosicielem śmiercionośnych zarazków, o których nic nie wiesz .. Czasu cofnąć nie zdołasz, gdy swoim pojazdem pozbawisz życia matkę dla bezbronnych dzieci - zdobądź się więc na to, by wytworzyć sprzeciw w swoim własnym umyśle, wobec chojractw wszelkich .. - czy model powyższy dla ciebie zbyt wielki?!!! ~~ https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-07-25/wsiadl-pod-wplywem-alkoholu-za-kierownice-i-zabil-kobiete-bede-tego-zalowal-do-konca-zycia/?ref=aside_najnowsze ~~1 punkt
-
1 punkt
-
we wioskach wróżą wakacje wędrówki wielkiej wezwanie wykrzykną wszyscy witajcie wy walnie wyczekiwane wieczory wydłużą wdzięki wielu wielorakich wieców większość wychyli wielki wazon winnych wycieków wahadło wielkiej walizki wahają widełki wieku wywozi wolniutko wszystkich we wnętrzu wąskiego wieka wiersze wymyśla wierszopis właśnie wytwarza wydurkę Wu wydymając w wieżowiec wakacyjną wiodąc wędrówkę I dalej się już nie da :))))))))))))))))) Pozdrawiam serdecznie ;)1 punkt
-
1 punkt
-
Na chwilę obecną mam problem nawet z onamudaje, czy z palindromem, więc utopejka, skądinąd ładna nazwa, to już wogle dla mnie high level. Ale nie mówię nie. Pomysł bardzo udany i mógłbyś ogłosić wszem i wobec na Hydeparku. Pozdrawiam @Pan Ropuch ais1 punkt
-
W lipcowe popołudnie, na niestrzeżonej plaży, Zawołał ktoś „POMOCY”, a tam nie było straży. Akurat był policjant z rodziną na urlopie, Gdy topił się nieletni, szesnastoletni chłopiec. Nie było, ani chwili na rozmyślania długie, Policjant na urlopie, to jednak w ciągłej służbie. Zrządzeniem losu oraz wyrokiem wyższej siły, Jeden otrzymał życie, drugi odszedł z rodziny. Tu wystarczyło tylko pomyśleć w młodej głowie, By uszanować swoje oraz to cudze zdrowie. ___ 24.07. obchodzimy Dzień Policjanta, a inspiracją do napisania wierszyczka był post Polman'a1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@ais masz klasę :-))) Myślę, że dla tych którzy coś poświecili, największym bólem jest później czyjaś niepamięć. Pamiętać dobro, to nasz obowiązek. To też najcenniejsza z życiowych przypraw :-) Polman.1 punkt
-
Cześć. To tylko ja. Chyba w całości lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli nie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu. Trudność to dla mnie wielka, zwyczajne zdania z pióra mego na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek, chociaż zwyczajność lubię, propagując ją jak umiem, bez udziwnień moja pokręcona dusza, obyć się nie może. Niezwyczajnie pisząc o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, takich i owakich, zawikłanie i pomieszanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot wielu moich wypocin. Moją jaźń, też siłą rozpędu, takimi czy innymi sprawami wypełniam, jak gdybym koślawym grzebieniem, swoje włosy w nieuzasadnionym kierunku przeganiał. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza swoje połacie, pośród bliźnich moich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek. Napisz proszę, co się w twoim życiu zmieniło. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś swoją szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie Twoich ścieżek. A jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać choćby z nosem przy ziemi, tej Twojej upragnionej gwiazdy. Jeżeli się poddasz, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los. A gdy źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały mi się wymsknęły. Pociesza mnie fakt, że kiedyś, przed laty, też coś mi się wymsknęło i nie narzekałaś. Pozostań przewrotną ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Jeno się spocili i tyle. Przesyłam Tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu. twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią No i co? Zaraz Tobie weselej. Przyznać musisz. Oczywiście tekst nie dotyczy Twojej osoby. Kiedyś tak, jeżeli nie dasz się spłonąć. Póki co wolę Ciebie obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na duszy. Tak bardzo Tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę. To byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia Twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno się nie obrażę. Nawet nie wiem jak to czynić. Aczkolwiek zdarza się, że żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez Ciebie na liściach bobkowych osiądę znudzony, a to na mym zdrowiu, odbić się może... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę? To jeno żart niewątpliwie. Dzisiaj znowu jestem latawcem, który się wzbija i wzbić nie może. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną. Kiedy to się wreszcie skończy. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem opierać się o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz już mi nie sobą. Co z tego, skoro teraz mijam je tak szybko. Są tylko smugami antynadziei. Nie czytaj mojej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wyrzuć do ognia. Niech spłonie. Nie pogniewam się. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew. Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę się ruszyć. Znowu ktoś mnie przykleił do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Stały się częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca mnie udusić i wycisnąć: całe poklejone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć i przemyśleć. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy. Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem się klejem i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę się w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry. Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści w moich wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu wyłania się dziwna postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To pani Nadzieja. Zaczyna świtać mi pomysł. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los. Pomału kończę na dzisiaj... z pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładających się zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie mu wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę. No nie! Nie przejmuj się. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i kaczeńcach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną. Białe baranki płyną po błękitnym oceanie, do złotego portu, barwy słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy. Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym się znajdują. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozpadnie się na wiele kawałków i już go nie można z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji a drugie zostanie całe lecz i tak rozbite. Jeżeli przeczytałaś to moje pisanie, to fajnie. Jeżeli nie, to też. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie. Aha. Na koniec przerywnik. {Miłość} zanurz się w naszym świecie lecz zabierz butle tlenową z powietrzem może być różnie ty ze mną a ja z tobą dd1 punkt
-
1 punkt
-
˙˙˙˘˘˘≈°≈˘˘˘˙˙˙ Była bardzo malutka, gdy zrodziła się w Wielkim Strumyku, z wyjątkowej kropli ożywczego deszczu. Nie miała kształtu, niewidoczna w wodzie, lecz plumplała głośno od samego początku. Nawet ryby by na nią nakrzyczały, gdyby umiały mówić. Wszelkie falowanie razem wzięte, nie robiło tyle hałasu, co urocza Plumplumcia. Niektóre nieznośne Ropuchy, chciały ją złapać, w celu zadania chociaż kilku wychowawczych klapsów. Ady gdzie tam, nie dały rady. Nie dosyć, że uciekała żwawo, to jeszcze dojrzeć śmigającej nie mogły, bo jak na wstępnie wspomniałem, była tylko kawałkiem przezroczystej wody. Nawet pewnego dnia, stary zrzęda szczupak, zapragnął rozrabiaczkę połknąć dla świętego spokoju, ale nic z tego. Znowu zwiała, plumplając zapamiętale. Mimo wszystko dała się lubić. A przynajmniej większość stworzeń tak uważało, oraz sam Strumyk, którego była częścią. Wielu żyjątkom, radosne, szczere dźwięki, dodawały chęci do życia. Czasami nieznośna a nawet bardzo psotna, jednocześnie sprawiała, że wodorosty przepraszały okoliczną trawę, ryby robiły pocieszne sznupki do żab i nawet stary marudny pierdoła Szczupak, nie chciał jej więcej połykać. I zdawać by się mogło, że wszystko popłynie w dobrym kierunku. No niestety. Razu pewnego z pobliskiego bajora, przybyła banda obrzydliwych Plumplaków. Te akurat były widoczne, jako przezroczyste, zamglone ciemnością bąble. Zaczęły mieszać wszystkim, we wszystkim. Tak skutecznie, że nawet sam Wielki Strumyk uwierzył w to, co mu fałszywie nakapały. A były to kłamstwa na temat Małej Plumplumpci. Po jakimś czasie całe wodne życie uwierzyło, że przez te wiecznie plumplanie, mają same kłopoty i jest im bardzo źle. * W czasie zgromadzenia została osądzona i wydano wyrok. Zdecydowano, że zostanie wygnana na brzeg. Tak też się stało. Po kilku chwilach wsiąkła w ziemię. * A wredne Plumplaki zaczęły coraz bardziej dokazywać. Dokuczać różnorodnie a nawet szarpać biedne ryby, boleśnie za płetwy. Rechotały też złośliwe z kumkania leciwych żab i zmuszały raki, by chodziły do przodu. Życie w strumieniu upływało smutno i coraz bardziej nerwowo. Pomału zaczęto wspominać wygnaną i tęsknić za niewidoczną Psotką. * Po kilku dniach, w miejscu gdzie wsiąkła Plumplumcia, wytrysnęło źródło niemiłosiernie dźwięczne. Czystej wody przybywało. W końcu wpłynęła do Wielkiego Strumyka. Plumplaki odpłynęły, aż się za nimi sucho kurzyło. Pierwszy raz oglądano takie zjawisko w wodzie. Nie bardzo wiedziały, dlaczego muszą, ale musiały i już. Jakaś siła ich stamtąd wykurzyła, której nie mogli pokonać. Po wygnaniu bandy, życie było mniej męczące, chociaż wcale nie łatwiejsze. Często trzeba było płynąć pod prąd, zmagać się z burzami, piorunami i groźnym ciemnym szumem. Nie było łatwo. Nawet w pewnym sensie gorzej, niż za Plumplaków. Lecz o dziwo… jakoś nikt nie narzekał. Co jakiś czas słyszeli ciche, znajome plumplanie. Domyślali się, kto im spokój zakłóca. Wierzyli, że jest z nimi. A przynajmniej chcieli wierzyć. To im dodawało sił. Teraz sytuacja była zupełnie inna. Mogli nie zobaczyć, że jej nie widzą.1 punkt
-
? Za trzema górami, dwoma lasami, za jednym stołem, na tronie siedzi król. Lecz nie na takim, gdzie chodzi się pieszo. Komnata to rozległa łąka, gdyż łąką w istocie jest. Władca zapragnął świeżego powietrza, a nie tylko takiego, wyciśniętego z intryg. Wokół niego, jak okiem sięgnąć, szumią łany poddanych. Gaworzą o pulchnym zadku Maryni, z uwagi na to, iż czekają na słowa króla i póki co im się nudzi. Król nagle wstaje i odzywa się w te słowa: – Drodzy obywatele! Jak zwał tak zwał. Mam dla was nowinę, albo raczej propozycje: kto najszybciej pomaluje płot wokół całego Królestwa, zostanie mężem ręki mojej córki. Są chętni? Po chwili daje się słyszeć diabelny szelest, od którego nawet trawa nie wschodzi, a pasikoniki nieruchomieją w pół skoku. To wszystkie płcie męskie, ręce podnoszą lub co tam popadnie, jak jeden mąż. Nawet stare dziadki, postawiają członki na sztorc, aż niejedna babcia chichocze podniecona, a inne niby zawstydzone, mają oczka spuszczone w rajstopach. Miłościwy Nie Tylko Dla Łąki, raczy pytaniem tłum obdarzać: – No to słucham. W jakim czasie kto? Padają różniste propozycje: od siedmiu lat, do siedmiu dni. To zależy od wieku, możliwości i chęci na królewską córkę. Wszakże nie jest urodziwa, oględnie mówiąc, ale za to mądra, zdrowa i bogata. Dlatego łany męsko zgromadzonych, odczuwają optymistyczny rajzer fiber. Nagle zgłasza się młodzieniec, szczególnej urody. Gdyby nie stał na ziemi bez skrzydeł, to można by pomyśleć, że anioł sfrunął na połacie. Mówi pewnym tembrem: – Wasza Szczególna Dobroć. Obiecuję, że całe ogrodzenie machnę dzisiaj. Jak dobrze pójdzie, to w godzinę się uwinę, mówiąc rymem. – Jam Król jest, co na tronie siedzi. Ostrzegam ciebie: jeżeli malowania nie skończysz, tak jak wspomniałeś, to twoja ręka co pędzel trzymała, zostanie odcięta i dam z niej zrobić mufkę dla mojej córeczki. Czy to jasne? – O tak Królu. Na wszelki wypadek, będę malować tą drugą. – Co rzekłeś? Bom nie skumał. – Nic, nic, wasza Nieskazitelność. To taki żart. – Aha. No to się rozchodzimy. Ruchy, ruchy. Król też musi odpocząć w swojej komnacie. A ty bierz się do roboty… mufko ty moja. A sio! Po dwóch godzinach, ów młodzieniec, jest chętny audiencji u Króla. Władca, aczkolwiek zaspany, złością otoczenie nie przetrąca, gdyż ciekawy, jak owa mufka wyglądać będzie. Kazał malarza do siebie przysłać. Ów przybył, targając w rękach zawiniątko. Król pyta: – No i jak tam. Płot nową farbą lśni? – Ano lśni, Wasza Dotrzymująca Obietnic. – Oj, to chyba nawet stare kości z tronu zsunę i obejrzeć pójdę. Za diabła nie wierzę. – Ty Co Nad Nami Czule Czuwasz, nie musisz nigdzie chodzić o Królu. Z miejsca gdzie tkwisz, zerknąć możesz. – Z miejsca? To co ty z tym płotem zrobiłeś? – Zaraz Wasza Ciekawość, zaspokoi swoją ciekawość. Młodzieniec ochoczo rozbebesza zawiniątko. Oczom ukazuje się makieta całego królestwa, że świeżo pomalowanym płotem. – Poddany mój. A to co? – Spełniona obietnica. Przecież Wasza Ogrodzeniowatość rzekła: kto najszybciej pomaluje płot, wokół całego Królestwa i tak dalej. Ośmielam się zauważyć, że słowa dotrzymałem i proszę o córkę. – Ty nawet nie wiesz w co się pakujesz. Znam ją od urodzenia… ale słowo się rzekło. – Dziękuję Królu. – A tak z ciekawości. Skąd się wzięła makieta? – To Wasza Najwyżej Sięgająca ogłosił konkurs na takową. Zgłosił się taki jeden … artysta. Trzy lata dłubał. Czasami w nosie, jak się denerwował, że coś mu nie wychodzi. Ale w końcu wydłubał. Dostał jako nagrodę: tłustą królewską kozę. – Za byle trochę dłubaniny? – Za byle trochę, Królu. ? Wesele było huczne. Mimo przeciwności losu, żyli długo i czasami szczęśliwie. Jak mleka brakowało, to szli do artysty wydoić kozę. W końcu mu się trafiło, jak hałas w zasianym maku. A ich kochane pociechy, a ti ti ti berbecie, makietę rozpizdrzyłyy na całe Królestwo..1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne