Znasz co namiętność? czy ty wiesz co piekło?
Gdy myśl jak skorpion w ogniu się przewraca?
Gdy serce kipi żądzą szczęścia wściekłą,
I życie życiem co chwila się skraca!
Czy wiesz co próżnia? czy znasz świat nicości,
Gdzie wszystko zmarło, a żyć jeszcze trzeba,
Żyć bez nadziei i żyć bez miłości,
Patrząc się w niebo, nie wrócić do nieba!
Serce się moje w perzynę rozwiało!
Byłem tak smutny, jak nocy milczenie —
Byłem tak zimny, jak umarłych ciało —
I tak samotny jak umarłych cienie.
Na ustach moich drgał śmiech żartobliwy,
Ludzie go mieli za radości znamię —
Ludzie mówili: „Jaki on szczęśliwy!”
Jam tylko wiedział, że ten śmiech mój kłamie
Tak długom błądził na życia pogrzebie,
Nie znałem duszy, coby mnie pojęła —
Anim jej szukał, aż spotkałem ciebie,
Równie samotną, żądza mnie zdjęła
Jeszcze raz w życiu spojrzeć w twarz anioła:
Jeszcze raz w życiu, nim zamknę powieki,
Nim darń cmentarzy dotknie mego czoła
Wyrzec do ciebie: „Teraz i na wieki.“
Znów czuję węża, który mnie oplata
Znów czuję Boga, który mnie porywa —
Sen śmierci znika, a w obszarach świata,
Hymn wniebowstąpień zewsząd się odzywa!
...............
Jakaż to przestrzeń zielona podemną?
Jakież sklepienie błękitu nademną?
Wszystkiemi marzeń zasiane tęczami,
Wszystkich aniołów zasute skrzydłami..
Słońc, gwiazd, księżyców okryte rojami!
...............
...............
Znów serce bije, to wiosna nadchodzi —
Słyszę śpiew ptaków i czuję woń róży —
Bujam po morzu — gdzieś w skrzydlatej łodzi
Wody tak ciche, ach, nie będzie burzy.
Żagiel mój biały jak sztandar powija,
Przestwór lazuru ciągnie się przedmną,
Ta, którą kocham może płynie zemną,
Może w jéj duchu mój duch się odbija? —
Może, gdy patrzy na te śliczne fale
Głos tajemniczy szepcze jej do ucha
Spowiedź méj duszy, i wszystkie me żale...
— Tylko czyż ona tego głosu słucha?
A może teraz, gdy oczy zwróciła,
A jam me czoło pochylił w cierpieniu
Mówić coś chciała — lecz nic nie mówiła —
Rękę jéj tylko ścisnąłem w milczeniu. —
Czyż to nie widmo, które ja stworzyłem?
I w chwili natchnień sam wywiodłem z siebie?
Nie! tej postaci ja nie wymarzyłem!
Ona przez Boga wymarzona w niebie!
I tu na chwilę tak krótką zleciała,
Jak anioł siadła przy mej łodzi sterze;
Ach, gdyby tutaj na wieki została!
Śmiejcie się wiatry, że ja w szczęście wierzę!
Śmiejcie się fale, lecz płyńcie powoli,
Żaglu mój biały nie pędź tak po brzegu.
Ten dzień mi jeszcze nie jest dniem niedoli,
I chciałbym wstrzymać jego chwile w biegu!
Gdy lądu dotkniesz, ona zaraz wstanie
I powie: „Żegnaj, bo wracam wśród ludzi!“
Cóż mi na świecie w tej chwili zostanie?
Niech więc mnie jeszcze ta chwila nie budzi!..
Niech jeszcze marzę, że mi ten dzień bogi
Na zawsze dali — że na wód krzysztale,
Zlały się razem losów naszych drogi
By płynąć w wieczność razem jak te fale!
...............
Jutro dopiero niech będę przeklęty!
Niech gwóźdź jej dłonią z piersi mi wyjęty
Padnie znów ostrzem i piersi przebije!
Niech jędza nudy, która we mnie żyje
Mózg mój wydrąży na otchłań piekielną
Jak śmierć wystygłą — jak czas nieśmiertelną. —
Lecz jutro — jutro, a nie teraz Boże!
Tej reszty życia będę bronił wściekle —
Rozpacz mnie jutro czeka w mojem piekle,
Zostaw mi dzisiaj to błękitne morze!