Żyję między zagasłymi gwiazdami...
Chodzę, jak gwiazdy, po mroźnych orbitach,
Ślepymi oczami wpatrzona kamiennie
W ostatni nieskończoności skraj —-
Ze zdziwieniem wiedząca, że blask mój miniony
Przyświeca jeszcze ludziom, choć źródło już zgasło.
... Ale to dlatego, że jestem bardzo daleko —
A z oddalenia tylko wiedzieć można,
Że maj jest kłamstwem,
Że wiosna nie jest wiosną, już po drugiej stronie
Tej samej malutkiej ziemi...
Żyję między zgasłymi gwiazdami.
I nigdy nie myślałam, by w martwe me światy
Mógł się wpleść taki jasny, taki dobry maj,
Że się pewnego razu zabłąkam na wzgórza
Między młodymi drzewami,
Że o wschodzącym słońcu
Siądę na trawie jasnozielonej,
Wpatrzona w niskie, kwietne dale łąk.
(Jakże dziękuję panu za te białe kwiaty,
Rwane w majowy świt
Między pocałunkami...)
Smutno bardzo żegnałam tamto rano,
Wracając między gwiazdy umarłe,
Na dawną drogę
Kamiennie zapatrzonych
w nieskończoność światów —
(Jakże dziękuję panu...)
Ach — i dotąd uwierzyć nie mogę
Że maj ten cały był kłamany,
Że i on także był blaskiem pośmiertnym
Dawno zamarłej gwiazdy.
Nie mam siły uwierzyć...
Na pamiątkę
Zabrałam z sobą parę tamtych kwiatów,
I one mówią mi cicho,
Że to jest prawda — (ten maj...)
(Jakże dziękuję panu za te białe kwiaty,
Rwane w majowy świt
Między pocałunkami...)