Słuchaj, żołnierzu młody, ty, któryś przechodząc,
Ogarnął mnie spojrzeniem roztargnionym, obcym,
Lecz wprędce pochwyconym przeze mnie - i wówczas
Wezbranym nagle żywą, tkliwą świadomością:
Duma i rozżalenie biły z twoich oczu
Niebieskich, czarną rzęsą miłośnie słodzonych...
Wiem, żeś mi chciał powiedzieć: «Patrz, idę na wojnę.
Może zginę... O, zapłacz w imię mojej matki,
Dziewczyno o kobiecym ciele życiodajnym,
Które rodzi dla śmierci wojennej. O, wzdychaj
Z tą bezradną czułością, która nic nie może!
Patrz, kwiaty niosę w ręce - to od was - na drogę!»
«A moje oczy taką niosły ci odpowiedź:
Wzruszasz mnie, piękny chłopcze. Ale i ty, proszę,
Użal się mnie. Koledzy jesteśmy w tej wojnie,
Choć ty w polu, ja w mieście. I jeden nam pocisk
Równający nas z ziemią, ciężki, bezlitosny,
Równający nas z sobą w ogólnej ofierze -
I jedna nam mogiła, jedno zapomnienie
Lub jeden traf szczęśliwy. Rzuć mi kilka kwiatów!