Don Juanie, piękny don Juanie!
Kobiet znawco wspaniały i panie!
Czyś ty oślepł, czyś może oszalał?
Przeoczyłeś w bezmyślnym rozpędzie
gołębicę, jakiej nie będzie,
szczęście samo w koronkowych szalach!
Włoskich madonn miałeś trzysta dziewięć,
w Anglii dwieście trzydzieści pięć dziewic,
w Turcji hanum czterdzieści bez jednej.
Mizimita, Zerlina, pasquita,
któż by długą tę litanię odczytał?
Wśród nich Anny szukałeś bezwiednie.
Z ust czyniłeś niezamknięte rany,
purpurowe, rude i różane,
mdlejąc wsparte na zębów diamencie...
on Juanie! każdy może przysiąc,
że ich miałeś w Hiszpanii nad tysiąc,
więcej kobiet niż gwiazd w firmamencie!...
Los łaskawie patrzył na twe dzieła.
Grzechów twoich lekkość go ujęła.
Wiódł cię w kwiatach ku prawdzie porannej.
Lecz spojrzałeś, nie widząc, kto ona.
Przeszłeś obok, biorąc ją w ramiona,
przeszłeś obok pięknej doñi Anny
Doña Anna, jak anieli rajscy,
w sercu twoim nie przeczuła zdrajcy.
Dar infantki rzuciła ci: życie.
Więc gładziłeś ją ręką iskrową,
powtarzając jej to, słowo w słowo,
co mówiłeś Zerlinie, Pasquicie.
Doña Anna - to turkawka złota,
przytulona do piersi żywota...
Primavera - i dotąd niczyja.
Doñi Anny porzucać nie wolno!
Wolno tylko powtarzać jej zwolna:
O paloma, o paloma mia!
Wolno w słodkie jej oczy ukośne
patrzć jedną, drugą, trzecią wiosnę
i najdłuższą posyłać jej falę...
Don Juanie! Wśród zabaw i wina
zapomniałeś, gdzie cel i przyczyna,
ach, niestety, nie wiesz, co to szaleć!
Bóg ci Anny przebaczyć nie może!
Za nią wstanie zemsty całe morze!
Za nią z piersi ordery ci zedrą!
Za nią ujmą się z płaczem kamienie
i do piekła cię pchnie zasłużenie
EL CONVIVADOR DE PIEDRA!