Między stosami tłuczonych kamieni.
Na których ludzkie łzy drżały czy rosa,
Szła wąskim rąbkiem przydrożnej zieleni
Biękitnooka i złocistowłosa.
Drobne serduszko pod nędzną odzieżą
Tak się trzepało, jak ptaszek ukryty:
Szła i wznosiła oczęta w błękity.
Jak ci, co smutni są. a przecież wierzą.
Za nią została z dymami czarnymi
Wioska rodzinna i puste jej pola,
I wiatr, co lata ze świstem nad nimi
I zda się jęczeć i wołać: "Niedola!"
Za nią zostały te szmery kojące.
Którymi cisza usypia tęsknotę,
I szumy lasów, i kwiatki te złote,
Co pierwsze wschodzą w przednówek na łące,
I młyn, co huczy i straszy, i gderze,
I rozbryzgana w jutrzenki i tęcze
Rzeczka, co szepcze wieczorne pacierze.
A nocą przędzie mgły srebrne, pajęcze...
Za nią została rodzinna jej chata,
Z której ją bieda wypchnęła za progi,
I szmatek ziemi jałowy, ubogi.
Co rodzi żyto raz w każde trzy lata.
I mały Jasiek, co w zgrzebnej koszuli
Nosi wczorajsze zgłąbiałe ziemniaki.
I Burek, co się tak łasi i tuli,
I wierzby krzywe nad rowem, i krzaki,
I krzyż spróchniały, i stare mogih.
I zapomniana socha na ugorze.
Przy której ojciec padł kiedyś bez sih.
Czując, że dzieciom chleba nie wyorze...
Wszystko zostało! Aż w piersiach coś boli
I takie krwawe to niebo wieczorne...
Matka trzydniówką odrabia komorne.
A ty, sieroto, idź, szukaj swej doli!
Hej, mocny Boże! Hej, mocny Ty Boże!...
Iść ciężko... ciężej umierać od głodu!
Podniosła oczy. Tam. w łunach zachodu,
Stolica gore i kipi jak morze,
Zda się. że od niej żar bucha i parzy...
Jakieś wołania i śmiechy, i jęki...
U spodu ciemne mrowisko nędzarzy.
A nad nim nuta rozpustnej piosenki...
Dech przyśpieszony w powietrze uderza.
Zmieszane tłumy prą naprzód i śpieszą...
Na bok. kto nie masz złotego puklerza:
Zgniotą cię, zdepcą, a potem - ośmieszą!
O miasto! wielki żądz steku i brudu,
Co zwodnym blaskiem przywabiasz z daleka.
Powiedz, co spotka i co tutaj czeka
To ufne. czyste dziecię twego ludu?
Cz\\ pójdzie ono. jak poszło tysiące,
Spodlone, w gorzką poniewierkę losu.
Tak. że ni oczu obrócić na słońce.
Ni się ośmieli podnieść w niebo głosu?
Czy znajdzie w tobie ciche przytulenie.
Jako sierota w braterskiej drużynie?
O miasto wielkie! na swoje sumienie
Bierzesz to dziecię!... Czy zginie?