Nie to jest pole najkrwawsze na ziemi,
Co pije z wojen rubinowej czary
I tak się bieli trupami ludzkiemi,
Jak morskie piany, albo białe śniegi...
Nie to, gdzie leżą strzaskane sztandary
Na mężnych piersiach, które ich broniły
I kędy, zwarte w dwa wrogie szeregi,
Ścierają się ludów siły.
Nie to, nad którem, jak śmiertelne chusty,
Ciągną się dymy ciężkie, ołowiane...
Nie to, co wiecznie spragnionemi usty
Ssie pierś ludzkości, jak ranę.
Nie to, gdzie żołnierz konający pada,
Zdala od chaty, od żony, od dzieci,
I gdzie się jękiem ostatnim spowiada
Gwieździe, co nad nim, drżąc, świeci.
Nie to, nad którem wichrom jęczeć trzeba,
Gorzkiemi łzami padać chłodnym rosom,
I dzwonić pustym na zagonie kłosom,
Na przyjście roku bez chleba.
Lecz to, gdzie duchy, jak orły zwaśnione,
Biją się w chmurach o prawdę nieznaną,
I gdzie od wieków w dwie strony targano
Nieskończoności zasłonę.
Gdzie w zmrokach nocy, w walk krwawych zamieci,
Tysiąc hipotez ciska błyskawice,
I ponad którem wieczna burza leci,
Niosąc duchów nawałnice...
Lecz to, gdzie jeszcze nigdy nikt z śmiertelnych
Ostatecznego nie dopiął zwycięstwa:
To, gdzie zastępy najśmielszych i dzielnych
Mają mogiły męczeństwa.
Gdzie myśl, podnosząc miecz badań stalowy,
Przecina ludzkość na wrogie połowy
I duchy na ostrzu trzyma,
Gdzie, ciężkim wieków wstrząśnione pochodem,
Walą się gmachy posępną ruiną;
Gdzie bogi, wiary i idee giną,
Przed ustaw wiecznych dowodem.
Gdzie w sam war bitwy, co grzmi wiekuiście,
Ludzkość potężnych swych atletów ciska,
I gdzie z nich każdy znaczy swoje przyjście
Łuną nowego ogniska.
O pole straszne!... o szranku ty krwawy,
Co wiekom swoim obwołujesz hasło!
Nad tobą, wpośród dziejowej kurzawy,
Sto słońc już wzeszło i zgasło;
Sto ramion prawdę namiętnie chwytało,
Za całość biorąc rozbite atomy;
Sto serc tu pękło, gdy ideę białą
Kruszyły fakta, jak gromy.
Nad tobą sztandar wieczności szeleści,
Porywy kują miecze twych rycerzy...
A ludzkość czeka, konając z boleści,
Aż chwila ciszy uderzy.
Jak wichry, które z dwóch krańców pustyni
Rwą się, miotając swe piaszczyste żary,
Tak tutaj walczą w imię bóstw i wiary
Świątynia przeciw świątyni...
A człowiek, zgrozą przejęty i blady,
Patrzy, jak marmur, krwią zbryzgany, pęka...
I jak ognista druzgoce go ręka,
W gruzy mogilnej zagłady...
O bojowisko olbrzymów!... o pole,
Gdzie się ścierają żywe ducha prądy!
Wszystkie sprzeczności i wszystkie niedole
Czekają na twoje sądy!
Najszlachetniejaze najgorętsze duchy,
Przekazujące wiekom swoim chwałę,
Są wpośród ciebie, jak te chusty białe,
Co tłumią walki wybuchy...
Przez chwilę, jako gwiazdy, błękitnieją
Ponad ludzkością konającą w boju,
I opatrują rany jej nadzieją
Wiekuistego pokoju.
Lecz czas uderza w skrzydła i ulata...
Rwą się do walki nowe pokolenia...
A nad okręgiem zwichrzonego świata
Wieje chorągiew zniszczenia.
I nie wiem, czemu Bóg wielki w błękicie
Nie zerwie z prawdy słonecznej zasłony,
Aby spoczęły już raz te miliony,
Co walczą na śmierć i życie!