Modlitwy wiosenne

Autorka:

„Ach! skrzy­deł ludz­ko­ści!”...
Niech wol­ny duch wzle­ci,
Sze­re­gom stu­le­ci
W kra­inę świa­tło­ści
Niech dro­gę uka­że!
Niech jutrz­nią oświe­ci
Na­ro­dów oł­ta­rze,
I bia­łe sztan­da­ry
Po­ko­ju, mi­ło­ści,
Niech w ci­szy roz­wi­nie!
Niech czy­nów ofia­ry
I wie­dzy świą­ty­nie,
W noc bu­rzy, za­wiei,
Jak przy­stań na­dziei,
Dla tłu­mów otwo­rzy!...
Ach! skrzy­deł ludz­ko­ści!...

Ach! skrzy­deł!... duch wol­ny,
Niech z wiecz­nych praw siłą
Ruch ży­cia mo­zol­ny
Har­mon­ją ze­spo­li!
Niech z dziel­nych dusz woli
Wy­krze­sze dy­amen­ty,
I świa­tu, co bry­łą
Wy­sty­głą się zda­je,
Przy­po­mni świt boży,
Gdy zo­stał po­czę­ty!...
Z przy­szło­ścią dni na­sze
Niech ce­lem sko­ja­rzy!
Niech tchem swym ogrze­je
Zmar­twia­łe pod­da­sze...
Chleb świa­tła roz­kra­je
Po­mię­dzy nę­dza­rzy!
Przez wie­ki, przez dzie­je,
Przez zmro­ki i świ­ty
Duch wol­ny niech wie­je,
Jak sza­re to pta­szę,
Co leci w błę­ki­ty;...
Niech ży­cie spa­czo­ne
Uzac­ni, upro­ści!...
Bły­ska­wic ko­ro­nę
Niech twór­czej da sile
I w ziem­skim się pyle
Znie­wa­żać prze­sta­nie!...
Ach! skrzy­deł ludz­ko­ści!...

Ach! skrzy­deł, o Pa­nie!...
Niech wszyst­ko, co sil­ne,
Pod­nie­sie swe loty!...
I zie­mia ob­ro­ty
Niech swo­je przy­na­gla!...
A pro­chy mo­gil­ne
I cie­niów sze­re­gi
Niech próż­no nie cię­żą
U piór na­szych ża­gla!
Duch nie­chaj ot­chła­nie
Po­tęż­nym swym ru­chem
Wy­peł­ni po brze­gi!...
Niech praw­dy czci­cie­le
Do­stoj­nie zwy­cię­żą!
Niech wszyst­ko, co żywe,
Roz­wi­ja się śmie­le!
Niech wszyst­ko, co wiel­kie,
Zo­sta­nie od­czu­tem!
Nad znoj­ną prac niwę,
W prze­strze­nie wszech­świa­ta
Po rosy kro­pel­kę,
Po siłę mi­ło­ści
Duch nie­chaj ula­ta!...
Ach! skrzy­deł ludz­ko­ści!

II.
Ty nam, Boże, nie strój zie­mi
W kwia­tów pu­chy
Póki łza­mi go­rą­ce­mi
Pła­czą du­chy...
Póki głos na­mięt­ny bije
W Twe nie­bio­sy,
Nie­chaj zie­mia dżdżu nie pije,
Kwia­ty — rosy.
Póki siły dusz omdla­łe
Giną mar­nie,
Niech nie kwit­ną róże bia­łe,
Ani tar­nie...
Póki ludz­kich nędz mi­lio­ny
Życie kry­je,
Niech się la­sów cień zie­lo­ny
Nie roz­wi­je...
I niech pącz­ki swe drze­mią­ce
Li­lia cho­wa,
Póki głu­chych skarg ty­sią­ce
Drży bez sło­wa...
Nie­chaj sło­wik onie­mie­je
Nad dą­bro­wą,
I niech pieśń za­wio­dą dzie­je
Hio­bo­wą.
Niech stru­mie­nie srebr­ne wie­ści
Ci­szej nio­są,
Aż roz­brzmie­je krzyk bo­le­ści
Z ran­ną rosą...
Bu­rza płaszcz niech rzu­ci ciem­ny
Na błę­ki­ty,
Aż wy­buch­nie ból ta­jem­ny,
Ból ukry­ty.
Boże! z zie­mi zdejm za­sło­nę
Ob­lu­bień­czą,
Póki du­chy znie­wa­żo­ne
W pę­tach ję­czą...
Nie­chaj w czar­nym ki­rze sta­nie
Jak sie­ro­ta,
Gdzie mgła świa­tów przez ot­chła­nie
Wie­je zło­ta...
Albo uderz w nią, jak gro­mem
Swą pra­wi­cą...
Niech ją ognie nie­wi­do­mem
Zie­niem chwy­cą,
I wła­sne­mi swe­mi żary
Niech wy­pie­cze
Bli­zny swo­je, ból swój sta­ry,
Łzy czło­wie­cze.
Niech tak sta­nie go­re­ją­ca,
Jak wul­ka­ny,
I od­kry­je w bla­skach słoń­ca
Swo­je rany,
Aż Ty, Boże, doj­rzysz prze­cie
W swym la­zu­rze,
Ja­kie kwit­ną dziś na świe­cie
Krwa­we róże!...
Aż ciem­no­ty zdej­miesz zna­mię
Z lu­dów czo­ła,
Do walk ci­chych wzbu­dzisz ra­mię
Ar­cha­nio­ła...
Aż się w ruch po­tęż­ny wzmo­gą
Żywe prą­dy,
I zwy­cię­ską zdep­cą nogą
Nowe lądy...
Aż za­ki­pią oce­any
Od serc bi­cia,
Aż pod­nie­sie świat zbra­ta­ny
To­ast ży­cia...
Wte­dy, Boże, niech za­kwit­ną
Łąki świe­że,
Niech się w zie­leń ak­sa­mit­ną
Las ubie­rze;
Wte­dy daj nam na oł­ta­rze
Wień­ce nowe
I na­po­je w wio­sny cza­rze
Bry­lan­to­we...
Lecz dziś, gdy łza­mi krwa­we­mi
Pła­czą du­chy,
Po­cóż, Boże, na tej zie­mi
Kwia­tów pu­chy?

III.
W noc wio­sen­ną, w noc ma­jo­wą,
Duch się zry­wa i ula­ta
Po­nad nę­dze i łzy świa­ta,
Ar­cha­niel­ską trzy­ma straż...
Ach! czy znaj­dzie wiel­kie sło­wo
Ta­jem­ni­cy wszech­ist­nie­nia?
Czy też ko­nać ma z pra­gnie­nia,
Oj­cze nasz!...

Gdzież ukoi swą tę­sk­no­tę,
Bu­rzą zwąt­pień wskroś mio­ta­ny?
Gdzie po­nie­sie lot zbłą­ka­ny?
Ty mu, Boże, dro­gę wskaż!
Bo gdy zga­sną bla­ski zło­te,
Znu­żon wal­ką nada­rem­ną,
Za­paść może w ot­chłań ciem­ną,
Oj­cze nasz!

Zie­mia two­ja, w oce­anie
Księ­ży­co­wych bla­sków to­nie
I w błę­kit­nej mgły osło­nie
Pa­trzy w ci­chą nocy twarz...
Srebr­ną zbro­ję daj jej, Pa­nie,
Go nie ga­sła­by o świ­cie,
Do walk dłu­gich, jako ży­cie...
Oj­cze nasz!

Tę­sk­not dresz­cze, żary du­cha,
Szu­my la­sów, od­dech zie­mi,
Akor­da­mi po­tęż­ne­mi
Wtó­rzą hym­nom, któ­re grasz...
O! niech ludz­kość je pod­słu­cha!
Niech bra­ter­stwo, mi­łość, zgo­da,
Krysz­ta­ło­wy ton im poda,
Oj­cze nasz!...

Nie­po­czę­ty, nie­skoń­czo­ny,
Dla uśpio­nych zja­wisk bytu,
Od­da­lo­ne punk­ta świ­tu
Sta­wiasz Ty, co wiecz­nie trwasz!
Cóż Ci zna­czą lat mi­lio­ny?
Ale duch się rwie w czło­wie­ku:
On chce skrzy­dłem być dla wie­ku,
Oj­cze nasz!...

Je­śli nie dość dźwi­ga zno­ju
Sza­la Two­ja go­re­ją­ca,
Rzuć pra­gnie­nia dusz ty­sią­ca
I w błę­ki­tach świat ten zważ!
Łez, tę­sk­no­ty, nie­po­ko­ju,
Damy tyle, tyle, Pa­nie,
Że ta chwiej­na waga sta­nie,
Oj­cze nasz!...

W noc tę ci­chą, w noc tę bło­gą,
Roz­kwie­co­ną, księ­ży­co­wą,
Po­nad zie­mi sen­nej gło­wą
Gwiazd Twych chó­rom śpie­wać każ!
Niech ma­rze­nia mlecz­ną dro­gą
W świat ją inny, lep­szy wio­dą...
Niech ode­tchnie w nim swo­bo­dą,
Oj­cze nasz!...

A bez­sen­nych du­chów tłu­my,
Co prawd wiecz­nych bie­gu śle­dzą,
Ta­jem­ni­czych głę­bin wie­dzą
W tej sre­brzy­stej ci­szy darz!
Niech usły­szą orle szu­my
Prą­cej na­przód, w dal, ludz­ko­ści...
Nie­chaj uj­rzą świt przy­szło­ści,
Oj­cze nasz!

IV.
Nie skow­ron­kom, nie sło­wi­kom,
Ty, co stwa­rzasz maj,
Lecz śpie­wa­kom i lir­ni­kom
Siłę pie­śni daj!
Sta­rych mi­strzów żywe zdro­je
Le­d­wo star­czą już,
By uga­sić nie­po­ko­je
Go­re­ją­cych dusz.
Wio­sny! wio­sny nam dla pie­śni!
Nie­chaj wsta­nie wieszcz...
Niech nam pierś otrzą­śnie z ple­śni
Wiel­kich wzru­szeń dreszcz!
Niech się zbu­dzi na­ro­do­wa
Lira z śmier­ci snu!
Niech roz­dź­więk­nie wiesz­cze sło­wa,
Niech na­bie­rze tchu!
Skrzesz, o Boże! bły­ska­wi­cę
Płod­nych wio­sny burz...
Od­ro­dze­nia ta­jem­ni­cę
W pie­śni na­szej złóż!
Niech, jak zdrój oj­czy­sty wzbie­rze
Z na­szych łąk i pól...
Niech, jak psz­czo­ła, pył­ki świe­że
Zno­si w wspól­ny ul.
Nie­chaj spad­ną bry­lan­to­we,
Uro­dzaj­ne dżdże,
Niech za­płod­nią pie­śni nowe,
Niech orzeź­wią je!

Dziś, gdy da­jesz po­słu­cha­nie
Naj­nędz­niej­szej z traw,
Czyż wy­zu­jesz du­cha, Pa­nie,
Z od­ro­dze­nia praw?
Za­słu­cha­na w pieśń przy­ro­dy,
Czu­ję łzy i ból...
Pie­ją pta­cy, szu­mią wody,
A gdzież jest ich król?
Gdzie po­tęż­ne owe ha­sła,
Któ­re bu­dzą lwy?
Gdzie pieśń na­sza? czy za­ga­sła?
Czy ją tłu­mią łzy?
Czy już To­bie zbra­kło, Pa­nie,
Nie­śmier­tel­nych lir?
Kie­dyż dla nas wieszcz po­wsta­nie,
Z pie­śni ze­rwie kir?
Gdy wo­ko­ło wre i tęt­ni
Życia świe­ży ruch,
Czyż my tyl­ko się­dziem smęt­ni,
Jak wy­klę­ty duch?
Czyż się wszyst­kie skry wy­tli­ły
Pio­ru­no­wych drgnień?...
Co je­ste­śmy? mar­twe bry­ły?
Co je­ste­śmy?... cień?...

Pa­nie! dziś przed Tobą sto­ję,
Dziec­ko zie­mi tej...
Zlej Ty na nią świa­tła zdro­je,
Zdro­je siły zlej!
My­śli na­sze i pra­gnie­nia,
Jako stru­ny zwiąż,
Aż z na­sze­go po­ko­le­nia,
Wsta­nie lir­nik-mąż!
Do­strój wy­żej, wy­żej jesz­cze,
Du­chów na­szych ton,
Niech ude­rzą pie­śni wiesz­cze
W ser­ca, jako w dzwon!...

Czy­taj da­lej: Ojczyzna moja – Maria Konopnicka