Ostatni wrąb błękitnej Neapolu czary!
Bladością oliw srebrna i mirtem szumiąca,
Wpółoślepła strażnica na wschód patrzy słońca,
A z wieży się kołysze dzwon zgłuchły i stary.
Jaka cisza... W mgłach wstają dziwne jakieś mary...
Toń morza ledwo o brzeg skalny piersią trąca...
Wtem nawa saraceńska, ze wschodu lecąca,
Spada jak grom, w pień bije i pali pożary!
Nim doleci, już dzwonnik dopatrzył ją z wieży
I w spiże, co sił w ręku, na trwogę uderzy;
Dzwon huczy przez błękitnej zatoki obszary...
Krzyczą dziewki z Sorrento, z Baccoli, z Vervece.
Mało która łódź w przystań bezpieczną uciecze...
...Niech od złego je strzeże święty January!