Harmonia Beethovena

Naj­pierw ko­nie ża­łob­ne pię­trzy­ły się do chmur
uno­sząc przy­łbi­ce miast i gwiazd zie­lo­ne stru­ny,
za­sty­ga­jąc w po­mnik uko­śny, w po­chy­lo­ny szturm,
aż krzy­cza­ło ze­wsząd, że runą.
Grzmiał wiatr, a po­są­gi mia­ły twa­rze ob­cych,
co­raz wię­cej ich było: ce­za­rów, po­etów, bur­ła­ków,
gdy na­gle prze­mie­nio­ne w pło­wo­wło­sych chłop­ców
szły przez noc za­my­ślo­nych pta­ków.
Jesz­cze ka­te­dry groź­nej fugi,
gdzie z dzwo­nu słoń­ca zwi­sał sznur do zie­mi
jak spo­kój dłu­gi.
Jesz­cze szedł ol­brzym przez nie­bo­tycz­ną dro­gę,
nad ła­god­ny po­lot wsi,
nio­sąc w ręce ogrom­nej błę­kit­ny ogień.
Obu­dzo­ny: jak­że uwie­rzysz, żeś śnił?
16 V 41 r.

Czy­taj da­lej: Pisz do mnie listy – Krzysztof Kamil Baczyński