Już tamci się rozjechali,
a czemu oni zostali
i tak się ciągle trzymają za ręce?
Jeszcze oboje tacy młodzi,
ale ona smutna i on smutny chodzi,
jakby tu mieli nie wrócic więcej.
Ona już sobie ust nie maluje,
on pisze listu i płacze;
wieczorem snują się koło domu,
gryzą ich jakieś rozpacze.
A przyjechali tacy szczęśliwi,
on rano łowił ryby, ona czytała
i nagle jakby ktoś im życie pokrzywił,
w sercach siejąc trwogę i hałas.
Teraz zdłuż ścian pełnych miniatur
błądzą, obcy całemu światu -
o, czemu nie wracają, gdy im urlop minął!
On czasem przed nią klęknie na kolanach,
jakby chciał jej powiedzieć: "Przebacz mi, kochana",
ale milczy i łzy mu płyną.
Powiedziała wczoraj ciotka, ta wysoka,
że się pewnie przestali kochać...
spójrzcie! schodzą ku jezioru z pochyłości.
Jeśli diabeł im to zrobił na złość,
Ty im, Bożem serca znowu zazłoć,
bo jakże dzisiaj żyć bez miłości!