300 000 Mieczysławów
myśli, jak spędzić Nowy Rok,
jakim sposobem białą kawą
swych miłych gości urżnąć w sztok.
Nie ma kredytów, nie ma forsy
(a wichry wyją, wichry drwią!...),
puste kieszenie, zmięte gorsy,
o imieniny, o tableau!
300 000 Mieczysławów
w poświście rozdzieranych szat,
dziurę skarpetki pieszcząc łzawo,
syczy przez zęby: - Ładny kwiat!...
Ach, to już siódma! Idą goście:
Emilcia, Milcia, stary wuj,
pełni wzruszenia i godności
już w progu piszczą: - Mietku mój.
Myśmy pościli dwa miesiące,
myśmy czekali cały rok
na dania zimne i gorące,
kilki, sardynki, poncz i grog;
nas tutaj gnało; nas tu niesło
na tramwajowych skrzydłach kół!...
I nagle - widzą: krzywe krzesło
i na trzech nogach tańczy stół.
300 000 Mieczysławów
(o Boże, Mieczysławów chroń!),
nie mogąc w lewo ani w prawo,
zimnym browningiem chłodzi skroń.
Każdy Mieczysław coraz bladszy
(o, imieniny infernalne!),
gdy w smutne okno smutno patrzy
300 000 Mieczysławów...