Córce Wiele pieśni na świecie
ze stulecia w stulecie,
ale jest ton jedyny,
z samej głębi, z głębiny;
od kolebki do grobu
ton ten idzie za tobą;
byle szmer, byle nuta,
a już wiesz, że to tutaj:
szyba w słońcu uśpiona -
pelargonia czerwona;
parę gwiazd, parę ptaków,
a już wiesz, skąd ten akord;
listek upadnie w strumień,
a już serce rozumie,
zamyśli się, wypowie,
a co w sercu, to w mowie,
w mowie dziada, pradziada,
co szmerliwa jak trawa,
co się krzewi faliście,
raz jest słowem, raz liściem,
raz pagórkiem, raz chmurą,
porą roku poczwórną,
śniegiem, ptakiem, błękitem,
Szopenem i Norwidem.
Struna ze struną gada,
czas swe wzory układa.
Treść najgłębsza, najszczersza
jarzy się w tyglu serca;
światło pada wysokie
na pracę, na chorągiew -
i jednym światłem świeci
ruch rąk i ruch narzędzi.
I znów iskrzy się nocka
jak lampa Szopenowska;
dźwięk skrzypiec nad ulicą;
pelargonia w księżycu,
ciężka gwiazda nad świerkiem;
i znów blask zorzy wielkiej.
Kraju mój, kraju barwny
pelargonii i malwy,
kraju węgla i stali,
i sosny, i konwani,
grudka twej ziemi w ręku
świeci nawet po ciemku;
tyś mój w śniegu, w spiekocie,
tu dziad spoczął, tu ojciec;
trawa, trawa szmerliwa
białe kości okrywa.
A nam, którzyśmy w drodze,
niechaj flaga łopoce,
żeby dźwięczał dźwięk kielni
naj celniej, najrzetelniej -
żeby siła w ramionach,
żeby trud nasz wykonać -
przy stali i przy zbożu,
na lądzie i na morzu -
żeby blask szedł z dni naszych,
dni mozolnych, odważnych,
w wiek sławą złotolistną,
nuto święta, ojczyzno.