"Kochany Jerzy mój! Pisę tu stela
ten list do tobie, a pisęcy płacę...
Cas się spopielił, jak się wiór spopiela,
patrzem poza się i w smutku się tracę -
ni mnie, ni tobie nie było wesela
i jakomś próznom dał nam Pan Bóg pracę -
i dziś, kiedy się za się obecjźiemy,
poco my żyli haw: sami nie wiemy.
Bacę cię - młody, kiuś się rwał na skały,
a widziało się, ze cię skrzidła niesią;
wichry ci ino ponad colcm wiały,
z pod nóg piarg tyrcał, jaz się iskry krzesą...
Bacę cię... Kie ci gęśle zahucały,
jako się w tobie sytkie siły ciesą!...
Bacę cię, bacę - - haj to dawno było - -
tak w mojem sercu dziś, jak kieby śniło...
Ka się podziała moja młodość... krasa...
cy jom na smcntarz już powieźli w trumnie?
Kie jo puściła głos na kraju łasa,
z drugiej doliny echo grało ku mnie...
Ka się podziała, Jerzy, młodość nasa?
Ka się podziało, co śpiewało siumnie
we wnątrzu serca? Ka syćkie nadzieje --
i ka się po nik ten zol popodzieje?...
Ka się podziejom te łzy, co mi z ocy
lccom na moją jasność przepadniętą?
Ka ten blask z moik dzieweckik warkocy?
Ka to kozdego dnia kwitnące święto?
Hej! Wto hań krowy żenić do ubocy?
Wto się w gmłę nurzy w halak ozwiniętą,
w ino zwonki słychać zbyrkające
i krów po glosie zwonków suko słońce...
Hej! Wto hań pudzie w zielone upłazy,
kie wiesna kwiaty pachniące ozsieje?
Hej, Jerzy, Jerzy! Kieloześ to razy
leciał ku sopom, jaz się serce śmieje!
Kick cię widziała skakać ponad głazy,
ciupaga w garzci, pióro z orła wieje
przi kapelusie: tak się mi widziało,
ze we mnie, jako w wiejskim sadzie, biało...
Hej, Jerzy, Jerzy! Bacys ty, kiedy my
z. przelece dołu patrzyli we złote
dni!... Ciemne z water wolarskik sty dymy,
potok się pienił, het nisko - w mrakotę
walił się lcśnom - a my sc leżymy
we wiórchu, wgórze, samiućcy, jako te
ptaki - i niebo ino jest nad nami
i wiatr i kajsi Pan Bóg z janiołami...
Ten wiatr, coś w nozdrza wciągał go z niebiosów,
wiater, ziołami wiórchów woniejący,
tysiącem cudnyk śpiewający głosów,
janielskik zwonów zbyrkotem zwoniący - -
ten wiatr, ze ścigłyk oderwany włosów
siklawy, w przepaść ze stawu lecącej - -
ten wiatr, co ślizgał się w graniak po lodzie
i w niebo leciał, jak zorza o wschodzie!...
O Jerzy! Bacys te długie godziny,
kie my z przelecę lian na dół patrzali?
Przed nami Tatry, scvty, ozpadliny,
sparzty, a słońce ponad nie się pali...
Cicho... Tam głos już nie doleciał iny,
heba się z turnie ka skała odwali
i grzmi - a zreśtom cicho dookoła,
jako po przejńściu pomoru janioła.
Hej! Ponad nami przeleciał ten moru
janiol i palce tknon nam głowy obie - -
trzaski z twojego nie ostało dworu,
wedle mnie pusto za życia, jak w grobie --
ty, jak ptak ślepy, od boru do boru
laces - ka gniazdo? ka sen w nocnej dobie
cichy, spokojny we swojej siedzibie?
Ja, jak to drzewo, co się w pustce chybię...
O Jerzy, Jerzy! Nie takiej my doli
przed się patrzyli, nie takiej cekali...
Łzy ocy gryzom ah! i serce, boli - -
pono my życic oboje przegrali...
A w ten zimowy wiecór, jako z roli
kłosy zgniecione, co je grad przywali,
wstają; tak wstaje i staje przede mną
sytko, eo wołać i prosić darcmno...
Stają przede mną jakby córki, syny
zmarłe - - po głowak głaskam je ręcami...
To som umarłe żywota godziny!
A my dziś, jako trupy nad truchłami!
Bo sytko żywe hań - pod kupą gliny!
Bo sytko żywe hań - pod popiołami!
Bo sytko żywe hań, ka pamięć nasa
i serce, w htórem żar od łez dogasa.
O Jerzy, Jerzy! Ze tyś my oboje
nic, ino za się patrzymy zwróceni - -
Co mi ta ludzie, co mi życie moje!
Mnie się na grohak jino ruń zieleni...
Tak, jako jedla, nad grobami stoję,
a kie powicher uderzy w jesieni,
to mnie wyłomie, wyrwie z korzeniami
i na ten smentarz praśnie poza nami...
Przydź ty i siednij na tę ponade mną
mogiłkę lichom - nad dziówcyną sprosta,
posiedź se kiedy na niej w nockę ciemną,
a patrz ku gwiaździe, co nad tobom prosto
zaświeci... Te łzy, od wtoryk mi ciemno
dziś w ocak: sytkie się w tę jedne zrostą
gwiazdę i przed cię, jak Pan Bóg podzwoli,
spadnie ta gwiazda ze sytkiem, co holi...
O przydź i siednij na mogiłkę moje,
a skoro tobie śmierzć zabierze przódzi,
jo ci grób w limby gałęzie ustroję,
a przytem cicho, kie nie będzie ludzi,
jo ci kozłowca dam na serce twoje,
maku nasypię, nieg cię nic nie budzi,
i w grób twój cicho zaśpiewam tę naskom
nutę góralskom, tę twojom, juhaskom...
Cicho zaśpiewam - a nuta się wemknie
do grobu twego i grała hań będzie -
i lat tysiące ci, jak kwilą, przemknie...
O Jerzy, Jerzy! Tak mi się myśl przędzie,
jak len - - i patrzem, cy się nie odemknie
izba - cy w dźwierze wesele nie weńdzie,
ręcy nie poda ku mnie? Nic dokoła!
Ino coś na mnie z pola: "podź już!" woła...
Zakieia pude haniok: wstaj z pod darnie
z gęślami twemi, stary muzykusie!
Graj, jako drzewiej grali w holak śwarnie,
bo żal zabije dziś twojom Hanusie!...
Naco Bóg życie dał, kie ginie marnie?
Naco Bóg serce dał, kie w niebo Mu się
rwie wołajęcy o scęście, o łaskę - -
a w się się łomie - - przed śklannym obrazke...
Kochany Jerzy mój! Bydźze mi zdrowy!
Nieg ci się śnijom dawne, dawne lata!
Nieg ci się śnijc ten sum jaworowy,
co był młodości twej kiejsi za brata!
Nieg ci się śnije, ze świat stanąn nowy,
jak słońce, jasny! I nieg cię dolała
na moik wargak sept twojego miana,
na wtórom wisom me łzy. Twoja Anna".