O połóż, połóż mi na oczach dłonie!
Słyszysz, jak krew mi w każdej tętni żyle?
Czujesz, jak każda kropla krwi mej płonie?
I cóż?! Po ziemskiej tej ohydnej bryle
przewiewać będzie zawsze wiatr mogilny
i zawsze pełną będzie łez i zgrzytu
w niemych objęciach wielkiego błękitu —
i cóż z porywów i żądzy bezsilnej?!
Posępne widmo... Lata mię już goni
z potem na czole, z ranami na dłoni,
i każdą chęć mą, każdą żądzę miesza —
wiem, znam cię! znam cię! tyś cierpiąca rzesza...
Tak, słyszę! czuję! wiem, gdzie iść się winno,
wiem, czego żądasz ty od nas na świecie —
niech mię więc wicher z pola, jak pył zmiecie,
jeżelim służbę zaniedbał powinną!
Rozumiem wszystko. Jeśli moją drogą
idąc, nie krzepię, nie bronię nikogo,
jeśli me słowo ni tarczą, ni chlebem,
ni krzykiem krzywdy, ni skargi jest echem:
niech runę w przepaść z tym śmiertelnym grzechem
i niech niepamięć będzie mi pogrzebem!...