Ogród lesbijski

Noc księ­ży­co­wa. Ogród pe­łen cie­nia,
gmach na ko­lum­nach wy­ku­tych w mar­mu­rze,
świa­teł sza­fi­ry, to­pa­zy i róże,
ala­ba­stro­we sale i przed­sie­nia,
kwia­ty w wa­zo­nach rżnię­tych w ame­ty­ście,
kie­li­chy z pia­ny, ze szma­rag­du li­ście.

Wśród świa­teł, kwia­tów, wśród ko­lumn sze­re­gu
sto­ją po­są­gi. Pod­sta­wy z mar­mu­ru
srebr­nie­ją­ce­go mają blask la­zu­ru.
Na ścian gła­dzo­nych krysz­ta­ło­wym śnie­gu
zwier­cia­dła w ja­spis opraw­ne je dwo­ją -
rzę­dem wśród ko­lumn nie­ru­cho­me sto­ją.

I tyl­ko zda się, że ich oczy żyją
i pa­trzą ci­che, a peł­ne pło­mie­ni;
i tyl­ko zda się, że się im ru­mie­ni
pierś i fa­lu­je pod wy­smu­kłą szy­ją.
Rzę­dem wśród ko­lumn sto­ją na­gie, czy­ste - -
o Afro­dy­to! o bó­stwo świe­tli­ste!...

O Safo! Two­ją ten ogród świąt­ni­cą!
Patrz! ja­kie cud­ne a po­twor­ne splo­ty!
Patrz! Mar­mu­ro­wy twój po­sąg spod gro­ty
lau­ro­wej wiel­ką spo­glą­da źre­ni­cą,
a na twej har­fy zło­to­strun­nej stru­ny
biją od świa­teł pło­mie­nie i łuny.

Ka­mien­nym pal­cem uderz w har­fę zło­tą:
niech za­brzmi pieśń... mi­ło­ści pieśń... A owe
ock­ną się bia­łe bó­stwa mar­mu­ro­we
i ży­wym z sobą uści­skiem się splo­tą...
Pro­mien­ne bó­stwa roz­ko­szy, za­klę­te
w głaz, nie­ru­cho­me, cu­dow­ne i świę­te.

O zejdź z mar­mu­rów twe­go po­stu­men­tu,
Afro­dis bia­ła! zrzuć za­zdro­sne sza­ty!
Na buj­ną tra­wę mię­dzy won­ne kwia­ty
zejdź sa­fic­kie­mu przy­pa­trzeć się świę­tu -
Eros skrzy­dla­ty, sta­nąw­szy w po­dzi­wie,
zdu­mio­ną strza­łę wstrzy­ma na cię­ci­wie...

Zbudź się, ła­bę­dziu! pod­nieś skrzy­dła śnież­ne,
splot ra­mion po­czuj, co jak mięk­kie fale
ob­ję­ły cie­bie; te dło­nie, co w sza­le
na bar­kach two­ich za­wi­sły lu­bież­ne,
nie­chaj ci gła­dzą pió­ra; ta pierś bia­ła
pod two­ją pier­sią niech drży, dy­szy, pała...

Noc księ­ży­co­wa. Z dala szu­mi mo­rze
swo­ją pieśń ci­chą, wiecz­ną i ol­brzy­mią,
kra­te­ry ogniem bły­ska­ją i dy­mią,
woń róż, jak ob­łok, za­wi­sa w prze­stwo­rze
i palm ko­pu­ły ciem­ne się ko­ły­szą - -
cyt - jaką wszyst­ko prze­po­jo­ne ci­szą...

Czy­taj da­lej: Lubię, kiedy kobieta... – Kazimierz Przerwa-Tetmajer