Śmierć, co trzynaście lat stała...

Śmierć, co trzynaście lat stała koło mnie,
Poszła i wbiegła do carskiej komnaty,
Car ją, jak waryat, przyjął — nieprzytomnie
I oddał ducha przy strzale harmaty,
Który gromowi Bożemu podobny
Poszedł na Moskwę, jako dzwon żałobny.

Moskwa w powietrze blade zasłuchana,
W czepcach złocistych, jak matuszka stara,
Słysząc to, rzekła: »Albo smiech szatana,
 Albo też pękło Czarne serce cara«.
I cała wyszła na zielone błonia
Czekać na jezdca pierwszego i konia.

Pierwszy koń leciał a był jako smoła,
I cały czarny jeździec na nim siedział,
Przez lud przeleciał i wpadł do kościoła,
 Przez lud przeleciał — słowa nie powiedział;
A kiedy kościół odemknięto z trwogą
W tej ciemnej Ławrze nie było nikogo.

Drugi przeleciał — lecz resztkami włosa
 I chustą krwawą się krył przed narodem,
Jak człowiek, który niema ust i nosa
I twarz ma całą zgniłą jednym wrzodem.
Ten, jako zwykle car czynić przywyknął,
Wbiegł w zamek — usiadł na tronie i zniknął.

Trzeci przeleciał — ale był zdaleka
Widny ludowi ... że był jak ruina,
Która ma okna tam, gdzie u człowieka
Serce się mieści i szyja się wcina...
Ten nie doleciał, bo nań wpadły kruki
I rozerwały przed ludem na sztuki.

Wtenczas lud krzyknął: To nasze trzy cary,
Które w człowieku teraz jednym były,
Najpierwszy: to duch i proch i car wiary
A drugi to proch i duch i car siły;
A trzeci — od tych rozerwany ptaków,
To car-kat... który był królem Polaków.

Czytaj dalej: Jasna kolęda - Juliusz Słowacki