Dzwonki sanek

Szczel­nie dziś okna przy­sło­ni­łem w domu —
Nie chcę, by zaj­rzał kto do mego wnę­trza:
Ci­sza w nim te­raz wła­da prze­naj­święt­sza,
Jej ta­jem­ni­cy nie zdra­dzę ni­ko­mu.

Żali szczę­śliw­sza go­dzi­na być może
Nad tę sa­mot­ność, któ­rej siła żywa
Gdzieś w po­nadziem­ski prze­stwór nas po­ry­wa
I w bez­gra­nicz­nym za­ta­pia prze­stwo­rze?

Zda­rzy­ła mi się prze­cież chwil­ka jed­na,
Że, gdym usły­szał buj­ne dzwon­ki sa­nek,
Mkną­cych po mro­zie, ja­kaś moc bez­wied­na

Do przy­sło­nię­tych pchnę­ła mnie fi­ra­nek.
Alem się oparł: po cóż księ­życ zło­ty
Miał­by się chył­kiem za­śmiać z mej tę­sk­no­ty.

Czy­taj da­lej: Przy wigilijnym stole – Jan Kasprowicz