Przedwieczny, którego nam odkrył Syn
I o którym więc możemy mówić bezpiecznie,
Chociaż nigdy Go nie widzieliśmy,
Przedwieczny nie pragnie boleści tej,
Która osłupia serce ludzkie,
W wytrwały je zamieniając głaz.
Przenosi On ową raczej, która zwycięża
Siebie samą — i z pociechami graniczy.
Ucho Jego pełne jest miłosierdzia,
Ani rade słuchać jęków człowieczych,
Lecz, skoro się gdzie nadłamie trawa polna,
Upuszcza On na nią kroplę rosy,
Która z tak ogromnego nieba
Utrafia na drobne miejsca swoje.
— Dlatego to w epoce, w której jest więcej
Rozłamań, niźli dokończeń —
Dlatego to w czasie tym, gdy więcej
Jest roztrzaskań, niźli zamknięć —
Dlatego to na teraz, gdy więcej jest daleko
Śmierci, niżeli zgonów,
Twoja śmierć, szanowny mężu Józefie,
Doprawdy, że ma podobieństwo
Błogosławionego jakby uczynku!
— Możebyśmy już na śmierć zapomnieli
O chrześcijańskim skonu pogodnego tonie
I o całości żywota dojrzałego —
Możebyśmy już zapomnieli doprawdy,
Widząc, jak wszystko nagle rozbiega się
I jak zatrzaskuje drzwiami przeraźliwie —
Lecz mało kto je zamknął z tym królewskim wczasem i pogodą,
Z jakiemi kapłan zamyka hostję w ołtarzu.