Ogniem pulsuje noc, a mrok, ów gwiazd wielbiciel,
Ledwie kołysze się pod szumnej ciszy prąd;
Na marmur okna padł księżyca bryzg obficie,
Gdzie wydłużone drżą dwa cienie naszych rąk.
Teraz już widny sen, teraz troska nie straszna
I na wpół świeci świat, co już z półmroku wstał,
I cienie naszych rąk nam zdają się nie nasze,
Jakby przy oknie tym prócz nas ktoś schadzkę miał.
Jakby tu oprócz nas, bezsenny i miłosny,
Pośród marzenia trwał milczących istnień lud;
Wspólna ich z niebem więź i zaświatowe losy,
I tajnią drżący byt, i ponadchmurny ród.
Dla nich warkoczem swym snutych w srebrze zakrętów,
Pod północą co w skrach, strumień we mgle się ćmi,
Pogrążony w swych snach, w marzeniach swych do szczętu,
Widzi rusalny kraj, jak półsnem mu się śni.
Wolny obłoków lot, życie ich blask przenika,
Rozwija się ich pąk słyszalniej niźli kwiat...
A dusza czujna wciąż i drżąca jak osika
Chłonie ulotny dziw, pełen zachwytów świat.
Teraz już widny sen, teraz troska nie straszna,
I na wpół świeci świat, co już z półmroku wstał,
I cienie naszych rąk nam zdają się nie nasze,
Jakby przy oknie tym prócz nas ktoś schadzkę miał.