Piętrząc się nad ugorów chętną mu równiną, 
Wiatrak, na wszystkie wokół odsłonięty światy, 
Poskrzypuje drewnianą w tańcu krynoliną, 
A na trawę jak diabeł miota cień rogaty. 
Wędrowcze, w jednym miejscu zatkwiony kosturem, 
Co znaczą twoje wstrząsy i nagłe podrygi? 
Komu kłaniasz się wokół dębowym kapturem? 
Z kim tak trafnie rozmawiasz na migi i śmigi? 
W co wierzysz? Kogo widzisz nad sobą w lazurze? 
Gdybyś się uczłowieczył - jakie miałbyś lica? 
Co za stwór się zataił w twej sękatej skórze? 
Czym jesteś, oglądany przez duchy z księżyca?