Słońce zgasło. O, jakże zwinne są i młode 
Zmierzchy czerwca, nim w północ głuchą się przesilą! 
Po wargach twoich dłonią, kształt czującą, wiodę, 
Jak po koralach, morzu wydartych przed chwilą... 
Spleć stopy, przymknij oczy - i nazwij to cudem, 
Żeśmy razem, dalecy od dziennego znoju! 
Jakże łatwo zwiać szczęście, z takim oto trudem 
Rozniecone w ciemnościach twojego pokoju! 
Łatwiej, niż rozpleść złotą warkocza zawiłość, 
Niepojętą dla zmierzchów, co zgadnąć nie mogą, 
Czemu te słowa: cisza i wieczór i miłość - 
Napełniają mi serce zabobonną trwogą?... 
Czemu ciebie. poległą snem na mej rozpaczy, 
Pieszczę tak. jakby w szczęścia przepychu dostatnim 
Każdy mój pocałunek miał być już - ostatnim... 
Słońce zgasło... O, błagam, nie całuj inaczej !...