Upalny ranek

 Upalny ranek. Gwary i turkoty
 Kończą się nagle u sztachet ogrodu,
 Gdzie ławek cienie, wdumane w piach złoty,
 Dają tym piachom czar głębi od spodu.

 Zapatrzonemu w dal przed się bez końca
 Reszta dorożki z plecami woźnicy,
 Znikając nagle na rogu ulicy,
 Odsłania szybę, zbłyskaną od słońca.

 Pies mój, w ślad za mną idący niemrawie,
 Znienacka wstrząsa kudłami swej grzywy
 I pysk zadziera i patrzy ciekawie
 Na szyld, od wróbli szary i wrzaskliwy.

 Jakaś wariatka męczeńsko uboga,
 Słynna w zaułku na całe podwórze,
 Wrzuca do skrzynki, strumniałej przy murze,
 List, nieudolnie skreślony do Boga.

Czytaj dalej: W malinowym chruśniaku - Bolesław Leśmian