Czas był pogodny, księżyc się wznosił,
Cichy wieczór kwiaty rosił;
Między zarośla, między opoki
Głucho szumiały potoki;
I zegar w zamku odgłos godziny
W dalekie szerzył doliny. —
Alfred nieczuły na wdzięk natury,
Sunąc wkoło wzrok ponury,
Dumał, gdzie wieków pamiętne iodły,
Czarne sczyty w Nieba wiodły;
A miecz i szyszak obok puklérza,
Leżały u nóg Rycérza. —
Niezbędny ciężar serce mu gniecie,
Nic lubego niéma w swiecie,
Myśl iego nocy wiernym obrazem,
Czarna, i bez granic razem;
I gdy bieg wolny słowom otwiéra,
Tą skargą wiatry przedziéra: —.
„Dopókiż Nieba! okrutne Nieba!
Aby ciérpiéć żyć potrzeba? —
Kiedyż legaiąc w ciemnéy mogile,
Znisczę z sobą trosków tyle?
Mamże niestety w mém własném łonie
Samobóycze zkrwawić dłonie! —
Ach próżno walcząc Pohańców hordy,
W naydziksze pędziłem mordy,
Próżnom miecz z mieczem, pierś z piersią sciérał,
Zły duch, rękę moię spiérał,
I gdy smierć wkoło znisczeniem wrzała,
Mnie tylko miiać się zdała. —
Stworco wszechwładny! O wielki Boże!
Ieśli prośba doysdź cię może,
Niepragnę sczęścia, sławy znaczenia,
Ach zbyt mnieyszego życzenia
O słuchay! niech się twa litość wzruszy
Miłość życia wróć mey duszy! —
Wskaż mi, ach wskaż mi w Naturze całéy
Ieden punkcik, ieden, mały,
W nim lada powab niech mi iasnieie,
A drogą znaydę nadzieię,
Lecz nic nienęci, nic mnie niełudzi,
Swiat udręcza, życie trudzi. —
Czy duma wroga siłą złamana,
Przedemną zgina kolana;
Czyteż z rąk wodza w kraiu obronie,
Wawrzyn uwieńczy me skronie,
Nietknięte wcale tym świetnym darem,
Zawsze mi życie ciężarem.
Czy to kopiię z Rycérstwem łamię
I zwycięzkie spusczę ramie;
Czy w wartkim wozie pędząc rumaki,
Miiam zamierzone znaki,
I z dłoni wdzięków, cnót i urody
Odbiéram wieniec nagrody,
W niczém pociechy znaleść niemogę;
Boleść dla mnie snuie drogę;
W ciemność to nocy, czy w iasność słońca,
Bez początku i bez końca,
Smutek pożerczy mę duszę trawi,
I obraz piekła w niéy stawi.
Lecz próżna prośba, próżne błaganie,
Jedném los dla mnie zostanie;
Nieba niebędą dla mnie łaskawsze,
Cierpiéć będę, cierpiéć zawsze,
A nim wiek młody zbliżę mogile,
O iak długie, długie chwile!“
Umilkł Niesczęsny, lecz rozpacz dzika,
Dwakroć serce mu przenika,
I iuż iéy daléy niekładzie granic,
Swiat, siebie, przyszłość ma zanic,
Chwyta miecz straszny, zwraca do łona,
Uderza, pada i kona.