Bóg miłosierny wejrzał w końcu na rodzeństwo,
Na którym takie było niebłogosławieństwo,
Ze każde dziecko na świat wchodziło w ostrogu
Lub w kibitce, lub w polu gdzie na siana stogu,
Więźniem, tułaczem z pieluch, tę tylko wiadomość
Mając o ojcu, że byt nieboszczyk jegomość,
Ze wojował l zginął jak jego przodkowie,
A syn sierota rośnie przy swej matce, wdowie.
Rodzina przecież sławna w kraju, ludziom miła,
Cieszą się wszyscy, ze się dziś rozweseliła.
Właściciel zamku, który był gubernatorem,
Zjechał wczora na zamek z całym swoim dworem.
Cały rok zwykle mieszka on w stolicy, w Grodnie,
Na wieś zjeżdża bawić się zimą dwa tygodnie
W czasie świąt Narodzenia Bożego.