Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Przyczyny i konsekwencje


Rekomendowane odpowiedzi

W najważniejszej ze spraw odważyłeś się stanąć,
Wszedłeś na drogę, z której nie zawrócisz już,
Nie powstrzyma cię nikt, nie zatrzyma cię nic,
Poświęciłeś swe życie dla idei, którą wybrałeś,
„Urodzony na nowo” k88


Cały kłopot z siostrą Huberta polegał na tym, że zaczęła interesować się ruchem wtedy, kiedy on już przestał. Był zły na siebie, że nie potrafił wybić jej z głowy tych różnych pierdoł. Stwierdził, że jest z nią gorzej niż źle, kiedy przefarbowała swoje długie, jasne włosy na czerwono i ścięła się na małpkę. Nie wyglądała tragicznie – była bardzo ładna, więc nawet tak wygolona miała swój urok. Jednak widać było, że coś z nią nie tak. Wtargnął więc do jej pokoju bez pozwolenia, chociaż nigdy tego nie robił, i zerwał ze ściany flagę z gorejącym celtyckim krzyżem. I pomyśleć, że do niedawna podobne gówno wisiało w jego pokoju! Zerwał też plakaty Zadrugi i Konkwisty 88, włożył to wszystko do worka na śmieci, dorzucił lezące na jej biurku ulotki powielane na ksero i wyrzucił wszystko do zsypu. Kiedy przyszła dostała szału. Zaczęła się z nim bić i ugryzła go w rękę. Potem znikła na tydzień.
Matka miała akurat jeden z tych rzadkich miesięcy trzeźwości. Odchodziła od zmysłów. Hubert musiał ją pocieszać, a bardzo tego nie lubił. Kiedy siostra Huberta wróciła, wyglądała jak dawno zatopiony wrak. Pobita i podrapana. Zagłodzona i przeziębiona. I było jeszcze coś. Na początku w ogóle o tym nie wspomniała, ale kiedy zmęczona płaczem matka poszła spać i został z nią sam na sam - przytuliła się do niego. Wtedy po prostu zrozumiał. Musiał tylko wiedzieć, kto to zrobił. Z początku nie chciała nic powiedzieć, sączyła to powoli, z bólem. W końcu jednak wszystko w niej zebrało, pękła jak tama (wyraźnie uchwycił ten moment, bo jej twarz zmieniła się wtedy nie do poznania). Powiedziała mu wszystko, więcej nawet niż chciał usłyszeć. Nie pominęła żadnego, najmniejszego szczegółu. Nakręciła się i nie mogła się już zamknąć. Opowiadała niemal całą noc. Hubert tylko uciszał ją, co chwila, aby nie zbudziła matki. W końcu, wydawało się, że całkiem nagle, zasnęła na jego kolanach. Głaskał ją po krótkich czerwonych włosach i rozmyślał. Nie czuł się z tym dobrze, miał ochotę działać. Z drugiej strony, głupotą byłoby zrobić coś nieprzemyślanego. Westchnął. Sięgnąłby po papierosa, ale paczka Męskich leżała poza jego zasięgiem. Zasnął, ale kiedy tylko się przebudził, wziął swojego wytartego na łokciach Lonsdale’a i poszedł odwiedzić starych kumpli.
Większość z nich, z tych, którzy jeszcze przed paroma laty byli w ruchu, dawno już skończyła z tą zabawą. Pozakładali rodziny, wydorośleli. Kilku zajęło się polityką. Paradoksalnie to dzięki nim Hubert zmądrzał. Dzięki temu, że mógł zaobserwować jak ludzie, których stawiał sobie za wzór, zamieniają ideały na garnitury, dzięki temu, że widział jak łatwo przychodziło im zamienić walkę pięściami na przepychankę łokciami. Hubert to zauważył i zrozumiał, że coś jest bardzo nie tak. Nie pozwolił się, jak dotąd, nikomu wydymać, czemu miałby dać tę szansę prawicowym papużkom z ciągotami do władzy? Dla tych, którzy żegnali się po jakimś czasie z ruchem, były w zasadzie dwie drogi. Ci bardziej ekspresyjni, kontynuowali kariery w klubach ultras, introwertyczna reszta po prostu znikała. Hubert znikł.
Ranek był chłodny, jak na tak późną wiosnę. Pierwszym, którego odwiedził Hubert był Ninio. Ninio spędził połowę życia na siłowni, a druga podzielił między piwo, bójki, historyczne książki i próby poderwania jakiejś dziewczyny. Kiedyś rozmawiali ze sobą częściej. Kryli nawzajem swoje plecy, gdy robiło się gorąco. Później trochę się między nimi rozluźniło, ale zawsze kiwali sobie głową mijając się na dzielnicy. Ninio sporo urósł, od czasu, kiedy Hubert widział go ostatni raz.
- Duży jesteś, Ninio. Rośniesz jeszcze? To wbrew naturze.
- Co ty pierdolisz Hubi, lepiej powiedz od razu o co chodzi. Tak bez niczego chyba byś starego kolegi nie odwiedzał?
Hubert powiedział tylko tyle, ile musiał.

W ruchu zawsze są małolaty, dla których najbardziej liczy się zadawanie szyku nowymi grindersami czy koszulkami polo z brzytwą Granda. Wiesz o tym. Nie rozumieją zbyt wiele. Z początku sami nie wiedzą, o co im chodzi. Do cholery, oni nie kumają nawet czy są SHARP czy narodowcami. Starszyzna umie takich prawidłowo ustawić, ale zawsze jest jakaś grupa opornych. Na takich właśnie trafiła moja siostra. Upili się słuchając jakichś brudasowych kapeli Ska, a potem nawyzywali studentów medycyny, wracających wieczorem do akademika. Studenci, po części „goście z zagranicy” na wymianie, poznali od razu, że nie mają do czynienia z poważnymi ludźmi. Zebrali się więc do kupy i wyszli do parczku niedaleko akademika, tam gdzie siedziały te głupie dzieciaki. Spuścili im niezły wpierdol. A przynajmniej tym, którzy nie spieprzyli na sam ich widok. Na końcu zostały tam tylko dziewczyny, wiadomo, najgłupsze i najbardziej pyskate. „Goście z zagranicy” dali im trochę wycisku i zastraszyli. Jeden miał jakąś spluwę, pewnie gazowca, ale te cipki nie umiały rozróżnić. Zaciągnęli dwie z nich do akademika. Jedna wyrwała się przy portierni i uciekła.
Ta, która nie uciekła, to właśnie moja siostra.

- Studenciki trzymali ją przez pięć dni w pokoju.
- Nie wierzę. – Powiedział Ninio. – Portierka, albo jakieś sprzątaczki chociaż, naprawdę nikt nie zareagował?
- A jak brałeś brudasów na fleka przed Hormonem to ktoś reagował?
- Fakt. Pojedziemy moim samochodem.
- Dorobiłeś się?
- He. To klasyk motoryzacji. Sam zobaczysz. Możemy jechać zaraz. Pytanie tylko, czy wiesz gdzie?
- Wiem. Ale po drodze wpadniemy jeszcze do Kwadrata.
Ninio zaklął siarczyście. Nie lubił Kwadrata. Nikt nie lubił Kwadrata.

Kwadrat miał żonę. Ta żona powiedziała im, że Kwadrat pojechał z psem za miasto. W sumie niedaleko, za starym młynem. Hubert wiedział gdzie jest stary młyn, zapakowali się więc z powrotem do gabloty Ninio (talbot solara) i ruszyli.
Samochód Kwadrata stał z nonszalancko zatopionymi w błocie przednimi kołami. Był to miejsko-terenowy wybryk japońskiej motoryzacji (Ninio splunął) i wyglądał z błotem bardziej twarzowo niż sypiący się solara. Musieli więc sporo ujechać, nim znaleźli odpowiednio twardy grunt. Potem i tak dygali do Kwadrata niezły kawałek. Odszedł daleko, w dzikie pole, na granicę rzadkiego lasku. Stał przy jakichś krzewach. Niezwykle krępy, łysy, praktycznie bez karku. Nosił rozpiętą granatową bosmankę i bordowy golf. Patrzył na hasającego psa.
- Kogo widzę? – Przywitał ich ze szczerym uśmiechem. Mało kto go lubił, ale on, jak na złość, zdawał się lubić wszystkich.
- Potrzebuję pomocy. – Powiedział Hubert, lekko zziajany.
- Domyślam się – Kwadrat poszerzył uśmiech.

Trzymali ją w pokoju przez pięć dni. Z początku sami nie wiedzieli, po co. Nie mieli pojęcia, co z nią zrobić. Pierwszego dnia oglądali ją sobie wszyscy, którzy brali udział w zadymie. Ubliżali jej i pluli jej na twarz. To jednak szybko się nudzi. Siostra przebywała w jednym z dwóch pokoi, zamieszkanych przez czterech studentów. Najpospolitsze czarnuchy z Wybrzeża Kości Słoniowej czy Burkina Faso, którzy przewinęli się przez francuskie lewackie uniwerki, a z powodu gównianych wymian studenckich wylądowali tutaj. Z wybrzeża Kości Słoniowej. Jebane asfalty, nic więcej.
Kiedy znudziło im się plucie, rozebrali ją do naga i zaczęli prawdziwą zabawę.

- Co jej zrobili? – Spytał Kwadrat, nie uśmiechał się już. Kiedy Hubert zaczął opowiadać, odwrócił spojrzenie gdzieś w bok. Ninio zrobił to samo.
- Dużo złego.
- Konkretniej?
- Kurwa Kwadrat! – Wybuchł Ninio, jednak szybko zreflektował się, do kogo mówi i postarał uspokoić. – Przecież nie grali z nią w warcaby.
- Nie? – Kwadrat udał zdziwienie. – To może w Chińczyka?
Zaśmiali się w trójkę. O dziwo Hubert śmiał się najgłośniej.

Kwadrat zaprosił ich do swojej piwnicy. Pokazał im ostre narzędzia, jakimi dysponował.
- Część rzeczy pochodzi od ultrasów, przechowuję im ten złom, którego może poszukiwać policja, a z którym oni nie chcą się za bardzo rozstawać. Ten scyzoryk na przykład – tłumaczył im wszystko dosyć beznamiętnie – to od jednego kolesia ze Śląska, który brał udział w potyczce z Lechem i Arką. Wtedy, co ten chłopaczek zginął, we Wrocku. To od tego właśnie.
- Pamiętam – przytaknął Ninio – ale Śląsk się zarzekał, że nie noszą narzędzi.
- Bo nie noszą. Zostawiają je u mnie w depozycie.
- Weźmiemy to. - Hubert wyszperał gazy pieprzowe w żelu, teleskopowe pałki, składane noże Benchmade i mocne sznurki.
Ninio zaczął bawić się nożem, podśpiewując pod nosem:

Potrzeba ci dużo sił,
I ciężki ducha hart,
By przetrwać idące dni,
I wygrać największą z walk,
Dotrwałeś jak stary głaz,
Z rodziną od wielu lat,
A teraz zagraża ci
Wyzwanie przeciwko krwi

- Przecież to piosenka o wikingach.
- No i co z tego? – Niezrażony Ninio nucił sobie dalej.
- Wystarczą ci dwa komplety sprzętu, Hubi – wtrącił Kwadrat - nie trzy.
- Nie pójdziesz z nami? – Spytał Ninio.
- Nie mam czasu. Muszę wyprowadzać psa dwa razy dziennie.
Hubert pokiwał ze zrozumieniem głową. Ninio jakby się ucieszył.
- A co to właściwie za rasa? - Zapytał na odchodnym. – Husky?
- Chuja tam husky. Akita.

Ruszyli prosto do akademika. Pod drodze Ninio próbował rozładować przyciężkawą atmosferę.
- Jakbyś mówił na Flinstonów, gdyby byli czarni?
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Ale pomyśl, Hubi, pomyśl.
- No nie wiem naprawdę.
- To ci powiem.
- No.
- Czarnuchy.

Weszli bez przeszkód. Portierka była chyba zbyt wystraszona by cokolwiek do nich powiedzieć. Wbiegli na odpowiednie piętro i bez pukania otwarli sobie drzwi, pod numerem 311.
W pokoju, przy biurku, siedział murzyn i zajadał zalane mlekiem owsiane płatki. Łyse głowy i zawzięte miny obcych sprawiły, że przerażony zastygł w bezruchu. Ninio zdzielił go pałką w twarz. Chłopak przewrócił się wraz z krzesłem.
- Cio cio, ja nić nie wiem! – Krzyczał zasłaniając twarz chudymi rękoma. Hubert zaszedł mu za plecy, podłożył błyszczącego Benchmade’a pod pulsującą grdykę.
- Zamknij japę małpo i mów jak masz na imię.
- Kizu.
- Jak kurwa?
- Kizu! Kizu!
- Zabij gnoja, no jak można się tak nazywać?
- No to słuchaj Kizu czy tam Pizdu, powiedz mi teraz gdzie jest twój koleżka o imieniu Marcus. Masz jedną szansę, żeby ocalić życie. No, więc gdzie?
- Tiu!
- Jak tu? Gdzie?
- Tiu. W kibliu.
Hubert puścił studenta. Wyprostował się i powoli podszedł do drzwi ubikacji. Dopiero teraz zauważył, że pali się tam światło.
- Witaj Marcus. Wiesz, kim jestem? Domyślasz się?
Z ubikacji dobiegło urwane pierdnięcie.
- Nie bój się. Porozmawiajmy. Wyjdziesz do mnie, czy zaprosisz mnie do siebie?
Marcus spuścił wodę i ostrożnie otworzył drzwi.
- Ja pierdzielę, ci kolesie są nie do odróżnienia. – zauważył Ninio.
- Dobra pomóż mi z nimi. – poprosił go Hubert.

Kizo został zakneblowany, związany i upchnięty w ubikacji. Marcusa unieruchomili na tapczanie tak, że nie mógł się nawet obrócić.
- Łatwo poszło. Naprawdę bardzo łatwo. Co z pozostałymi?
- To, co zwykle, Ninio. Upiecze im się. Najbardziej i tak zależało mi na Marcusie.
- No dobra. Co teraz?
- Teraz idź do domu. Zaraz tu przyjadą gliny, a póki co nie odpowiadasz za nic, czego i tak już byś wcześniej nie robił.
Ninio nawet się nie zastanawiał.
- Skoro tak uważasz Hubi. Szanuję to. Powiesz mi, chociaż co masz zamiar zrobić?
- Nie. Dowiesz się pewnie i tak. To nie przejdzie bez echa.
Ninio wyszedł. Hubert zapalił Męskiego.
- Wiem, co napisze na ten temat prasa. Ty też wiesz, Marcusie. Postępuję tak jak poradziliby mi moi dawni koledzy. Tak, nie dziw się. Dawni. Nic mnie już z nimi nie łączy. Jestem tu z powodów, jak to się mówi, osobistych. Przez cztery noce z rzędu gwałciłeś moją siostrę Marcusie. Choćbym był samym pierdolonym pastorem Lutherem Kingiem musiałbym cię za to zabić, prawda? Rozumiesz to? Czy sądzisz, że gdybym nie brał udziału w tych różnych burdach, bójkach, ustawkach – gdyby dajmy na to, całkiem mnie to ominęło, to, jak sądzisz, czy również bym tutaj był, czy raczej zostawiłbym sprawę policji? Sądzę, że i tak bym tu przyszedł. A ty? Chyba mnie rozumiesz? Powiesz coś? Słuchaj, w zasadzie nie obchodzi mnie, co powiedzą inni. Chcę jednak, żebyś wiedział, za co w tej chwili przede mną odpowiadasz. Nie za swój parszywy kolor. Tak? Ja wiem, że inni, kiedy przeczytają o tym w prasie, albo usłyszą o tym w telewizji, to i tak będą sądzili, że tu chodzi o nasze rasy. Z tej historii zapamiętają tylko skinheada i czarnego studenta. Ja wiem to. Ale chcę, żebyś ty rozumiał. Rozumiesz?
Marcus zaczął się wiercić i potrząsać głową.
- To dobrze.
Hubert rozejrzał się po pokoju. Przypadkiem zauważył stojące za szafkami przy oknie żelazko. Wziął je do ręki i myślał przez chwilę.
- To by było na tyle Marcusie. Sądzę, że już się nie spotkamy.
Hubert ostatnimi kawałkami sznurka przywiązał żelazko tak, by stopą ściśle przylegało do płaskiego, czarnego brzucha. Tak, by nie spadło i nie można go było zrzucić. Nastawił największą temperaturę. Podłączył wtyczkę do gniazdka i wyszedł zamykając za sobą drzwi pokoju.
Wybił szybę w drzwiach ubikacji i wpuścił do środka zawartość sprayu z gazem.
Gdy zszedł na parter, policji jeszcze nie było. Wyszedł przed akademik i ruszył niespiesznie wzdłuż ulicy. Nikt go nie zatrzymywał. Minął kilka grupek studentów, patrzyli na niego, ale nie zareagowali, nie odezwali się nawet słowem. Minęło sporo czasu nim usłyszał radiowozy. Kiedy policjanci podbiegali do niego, bawił się Benchmade’m, niezdecydowany jeszcze, czy rzucić go na ziemię, czy może zrobić z nim coś innego.
Ale tak naprawdę nurtowało go tylko jedno, czy Marcus w ogóle rozumiał po Polsku?
Bo Hubert bardzo chciał być zrozumianym.


marcholt 1/2.12.2004r.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skomentuję jako pierwszy, aby wyjaśnić to i owo. Nie bedę się tłumaczył (bo ponoć winni tylko to czynią), a wyjaśniał. Wyjaśnienia zdają mi się koniecznością, nie tyle bym posądzony nie został o łamanie jedenego z punktów regulaminu poezja.org, ino dla tego, że czytać to mogą tzw. dzieci, tudzież "czytelnik niewyrobiony' (taki co to porysuje aktorowi samochód, bo w Klanie gra łotra Rafalskiego).
tekst nie jest żadnym manifestem rasistowskim, nazistowskim, faszystowskim, antyburkinafasowskim, antyjapońskim, anty-husky'owskim ani również antyrasistowskim, antynazistowskim, antyfaszystowskim, proburkinafasowskim, projapońskim, ani pro-husky'owskim (tudzież anty-Akitowskim). ("to nie jest manifest pacyfistyczny, to nie jest manifest zaden!") Ten tekst dotyka problemów innych (może powinienem napisać "w zamyśle miał dotykać" ?), mianowicie, tego jak poprawoność polityczna, protolerancyjność, czy po prostu to jak "wypada" nam współżyć w społeczeństwie i odbierać niektóre sygnały kultury tak a nie inaczej (w tym przypadku jako niebezpieczne). I to zdanie ostatnie to bez ironii napisałem. Ten tekst jest zgruntu nieprawdziwy i nierealistyczny (oczywiście), jako podwaliny jego legły schamaty akcji/zemsty (krzywda->zebranie kompanii->uzbrojenie się->rewanż) z popularnego kina czy literatury. A bohater, zwróćcie proszę uwagę, wystawia głowę ze swej rzeczwistości i stara się nawiązać dialog z czytelnikiem (burzy swoje kontinuum!!!) Polałem to jednak sosem tematycznym wywołującym u wszystkich (ale czy u wszytskich właśnie?!)niestrawność, lub conajmniej gorączkę. Czy przez tę gorczkę można spojrzeć na oś intrygi i dostrzec ją? O to laboratorium. Jeżeli, czytelniku, odpowiadasz Hubertowi "chodzi o zemstę"! To gorączka jednak cię ominęła. Jezeli nie odpowiadasz nic, tylko plujesz na mojego posta i najchetniej widziałbyś mnie przed sądem, oskarżonym o szerzenie nienawiści między narodami, tedy... Ha! Tedy, co?
Proszę o refleksje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

różnych pierdoł =ół

dorzucił lezące = żące

a druga podzielił = drugą

hmm gubi mi się narracja, raz niemal pierwszoosobowa potem trzecio...? to celowy zabieg?
"W ruchu zawsze są małolaty, ... Wiesz o tym. Nie rozumieją zbyt wiele. ...Ta, która nie uciekła, to właśnie moja siostra." no ten fragment ewidentnie pisze Hubert, a potem czytam
- Potrzebuję pomocy. – Powiedział Hubert, lekko zziajany. - i nie rozumiem, coż, czytam dalej, może to schizofrenik? :)

Ubliżali jej i pluli jej na twarz = jej jej...jednego z pewnością można się pozbyć

ok, nie znam się na tym, ale "gazy pieprzowe w żelu" jest coś takiego? gaz w żelu? może w sprayu miało być? taki, jakiego później używa?
...............

myślę, że jak najbardziej powinno się tutaj wszystko rozumieć, bez potrzeby tłumaczenia, że to żadne antyjakieśtam opowiadanie. Trochę obcych mi słów użyłeś, ale nie zakłóciły odbioru :) Natomiast uprę się przy śliskości narracji. Jakby dystans chciał być zachowany, schowany za trzecią osobą a momentami wyłaziły na wierzch emocje.
A emocje zaprezentowane uważam bardzo dobrze. Lubię żywe opowiadania, to z pewnością do takich należy. Spokojne zakończenie kontrastujące z końcową akcją opowiadania pozostawia ciekawe refleksje.
acha, co powiedziałabym Hubertowi? ciężko nie zgodzić się z jego gniewem i chęcią zemsty, ciężko wyperswadować takiej osobie podobne zachowanie, ciężko w inny sposób zrekompensować takie zachowanie Marcusa, ciężko inaczej uświadomić mu ile zła wyrządził.... że tak powiem, ciężka sprawa :) ale zapewne o to chodziło, o końcowe refleksje nad zachowaniem Huberta, o prywatne rozważania nad tym "jak ja bym postąpił/a?" cóż, udało się, w dużej mierze dzięki sporemu ładunkowi emocjonalnemu zawartego w opowiadaniu. Ja się gryzę. Bo z jednej strony by "skrzywdzić" takiego Marcusa to aż ręka świerzbi, ale z drugiej strony to też człowiek. Sama rozmowa chyba by nie wystarczyła. Zresztą jaki Hubert skończyłby na rozmowie?! Mamy tu jeszcze jeden aspekt, to cudzoziemiec. A jak nie rozumie?
Hmm, możnaby po angielsku próbować, ale czy warto? Co to nam da? W gruncie rzeczy nic, bo Marcus mógłby zareagować śmiechem. I co wtedy? No... na żelazku by się nie skończyło.
To wtedy skoro rozmowa odpada - przynajmniej sama rozmowa - to trzeba by dodać coś jeszcze. Człowiek winny powinien otrzymać karę, czyż nie tak? Czyli sąd. Ale czy kara powinna być wymierzona przez władze? Czy lepiej samemu? Jak nasze władze karzą, to my wiemy. Czyli pozostaje opcja samoistemu wymierzeniu kary, mimo iż to niezgodne z prawem, ale zważywszy na sytuację, jaki człowiek przejmowałby się konsekwencjami swego czynu? W opowiadaniu przedstawionemu Hubertowi, było wszystko jedno. Podejrzewam, że większości byłoby to obojetne, chyba że miałby naprawdę sporo do stracenia, no nie wiem, rodzina, reputacja, itd. ( jak ja lubię problemowe sytuacje :)) No ale załóżmy, nie ma nic do stracenia, to co wtedy? Dobrze, jeśli mamy wsparcie, jak Hubert, który miał znajomości. Wtedy jest łatwiej, można sporo zorganizować, np ludzi, sprzęt, więc przypuśćmy, że to mamy. Super. Ale co, zabijemy Marcusa? To chyba nie jest takie proste. Przede wszystkim nie jest dobre, więc pomysł skreślamy (się skreslić powinno, mówię tu wyłącznie o swoim patrzeniu). Zadanie bólu...kuszące. I na to stawia Hubert uprzednio tłumacząc źródło tego czynu. Ale czy to jest dobre? Co w konsekwencji daje? Marcus zostaje dotkliwie poparzony i policja szuka winnego. A czy nie przed chwilą on był naszym winnym? Nieprzyjemna zamiana ról. Gdzie sprawiedliwość?! Jakby uniknąć tego efektu? W ogóle jest to możliwe?
Do tej sytuacji pytań stawiać można setki a odpowiedzi są płochliwe i niepewne oraz z pewnością nijak mają się do rzeczywistości, jeśli się na takową trafi.

Lubię takie opowiadanka :) Sporo uczą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chce słodzić, ale opowiadanie bomba, az mnie boli skóra na brzuchu... Tak trzyma w napięciu, że nawet nie zauważyłam tych niespójności w narracji, o których pisała natalka, dla mnie jest tu wszystko w porządku. Fragmenty w 1 os. to jak Hubert opowiada koledze, co się stało z siostrą, tyle, ze bez myślnika.
Pytanie: co to znaczy "k88"? Gdzie autor książki z której pochodzi motto??
A poza tym... ajaj... nie znam żadnego skina, ale za to wielu "gości z zagranicy"... Nie muszę dodawać, że mam wiele pozytywnych doświadczeń... Zmierzam do tego, że nawet dla mnie jest jasne, że to opowiadanie to czysta fikcja literacka, nie żaden manifest, dlatego te wyjaśnienia chyba niepotrzebne. To tak jakby Kill Bill mógły byc anty japoński (anty chiński?) bo Uma skraca tam o pół głowy Azjatkę... Ale może lepiej zastawić te wyjaśnienia, tak dla opornych.
pozdrawiam i czekam na dalsze tak dobre kawałki!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

debeściarski tekst, co tu mówić, zanim przeczytałam o żelazku, miałam nadzieję na jakiś wymyślny rewanż huberta, no i rzeczywiście, takiego rewanżu się doczekałam. pouczające, a może przedstawiające realia. jestem za i z pewnością nie będę spluwać z gorączką! :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po "kiedy przyszła - przecinek zanim "dostała szału". W końcu wydawało się, że nagle całkiem zasnęła... nie rozumiem tego zdania. Ostatnio spotkałem się z zarzutem, że zwrot "na dzielnicy" - nie po polsku jest. Poprawiłem na "w dzielnicy", ale pewien nie jestem :) Nie będę Ci ubliżał stylem a'la Marchołt, ale coś jest na rzeczy. Fajny tekst, niejednoznaczny. Pozdrówka!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, dzięki.
Co do narracji - fakt, jest tu i 1 i 3 osoba. Może to powodowac rozchwianie, dochodze po chwili namysłu, poniewaz 3 osoba nie jest wcale mocno zdystansowana, 3osobowy narrator, także troche jest emocjonalny, może na równi z 1osobowym i stąd ten miszmasz. Może powinienem przestawić wszystko na jeden tryb narracji. Pomyślę. Dzięki wielkie za uwagę.

Asher - racja w tym zdaniu o którem napisałeś coś niegra, przeoczyłem skubane przy poprawkach. Co do "na dzielnicy" - narrator 3osobowy tutaj, jak już napisałem, mało zdystansowany jest. (wie co to baenchmade na przykład, i inne takie) I tu kwestia - czy powinien on być totalnie poprawny, czy można mu pozwolić na zwroty i wyrażenia popularne (a być może niepoprawne). Ja nie wiem. Piszac ten tekst nie myślałem o "kultorze języka". Podejzewam że to kwestia pokrewna temu rozchwianiu narracji.

gaz pieprzowy w żelu i w dodatku w sprayu- wiem, że to dziwne. Ale prawdziwe.
Śmierć kibica o której wspomina Kwadrat również. (uprzedzając możliwe pytanie kolejne).

k88 - to konkwista88. kapela skinowska (że się tak wyrażę).
Dowcip o Flinstonach, to dowcip na stronie skinowskiej wyszperany, żeby nie było, żem samorodny talent kawalarski.

A o prowokowaniu rozważań tudzież przemysleń, albo i refleksji takich o jakie natalia się pokusiła, to nawet mowy nie było! THX!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym "na dzielnicy" to przyznam, że i ja się zastanawiałam, ale właśnie, jeśli zważając na zmienność i zaangażowanie w sprawę narratora, to powinno zostać. Nie brzmi znów tak źle, a wiadomo, że niektórzy tak mówią - tym samym stwarza się pewną cechę charakteryzującą narratora. Nie jest on przezroczysty.

"gaz pieprzowy w żelu i w dodatku w sprayu- wiem, że to dziwne. Ale prawdziwe."

fakt, dziwne :) ale człowiek uczy się całe życie.

o kibcu słyszałam, chodzi o tego, o którym mowa w filmie "Klatka", prawda?

a refleksje i przemyślenia same przyszły, zresztą jak nie było o nich mowy? przecież sam prosiłeś, cytuję: "Proszę o refleksje" :) zrozumiałam, że najlepiej, gdybym chociaż ślady owych refleksji pozostawiła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie było mowy o TAKICH, tylko o takich. Pozostawiłaś ślad, a jakże i to znaczny. O to mi chodzi, że przerosło to moje oczekiwania (no miałem skromniejsze po prostu).
A "filmu" ""dokumentalnego"" Klatka to proszę łaskawie nie zestawiać z moimi tekstami, no mnie to obraża :)
Moje teksty to fikcja. Tak jak film "klatka" to fikcja. Różnica jest taka, że ja o tym wiem, a pan latkowski (bodajże, reżyser tego gniota) nie ma o tym pojęcia i wszytkim wmawia, że "tak to jest na prawdę". Beware!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

super tekst - osobiscie nie mam pojecia jak ktos by mogl go potraktowac jako manifest jakikolwiek (nawet to tlumaczenie w tekscie niepotrzebne (" Wiem, co napisze na ten temat prasa. Ty też wiesz, Marcusie......") ) ale na wszelki wypadek chyba dobbrze, ze dodales ten komentarz - rozni dziwnie ludzie po swiecie chodza...

naprawde swietny tekst...
(jedynie ten motyw z kiblem sie nie podoba - przypomnialo mi sie "pulp fiction" - a to opowiadanie z innego przeciez gatunku)

pozdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...