Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

z pokorą przyjmuję i przyjmowałam każdy komentarz ,to nie znaczy ,że nie broniłam swojego skrobania.
Dziękuje Wszystkim Poetom ,którzy wskazywali mi błędy i zachęcali do pisania.
Pozdrawiam Wspaniałych piszących!
DO POCZYTANIA!
Ania

Opublikowano

...oczywiście Droga Aniu trzeba pisać i nie musisz na Zetkę, bo sama widzisz jak
jest. Wstawiaj wiersze dla początkujących i nie musisz zaraz myśleć, że to jest
mniej znaczące.Jestem tu dość długo, by wiedzieć, że dobry wiersz zawsze przyciąga i
powoduje zainteresowanie.Mnie osobiście przerażają te "kulki za i przeciw". Myślę, że nie zaniechasz pisania, bo przecież nie każdy Twój wiersz traktuje "o koszykówce".:) a.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuje alleno ...Podobalski nicku...,wiem że nie dam rady nie pisząc co mi we łbie się miota, mam nadzieję że masz to samo ...!
Poeci nie są zaborczy po prostu kocham poezję na tak a nie na nie?!
Dziękuje za odniesienie!
Serdeczności!
Ania
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ach dzie wuszko Droga ,albo pisać , albo zagrywki w kosza ,to nie dla mnie ...!
Zbyt wiele ostatnio przeszłam ,żeby ktoś napisał mi ( w ostatnim wierszu...że lepiej aby go nie było) ....boli jak cholera ,zresztą poczytaj w Z ,mało tego mam problemy ze wzrokiem ...ale to już privie!
Serdecznie !
Ania
Opublikowano

Myślę, że upublicznianie jakichś, mniejszych lub większych rozterek nie ma sensu, zróbmy tak: jak naprawdę zdecydujesz się zaniechać, to załóż wątek, ale, na miłość boską, nie rób tego za każdym razem jak nachodzi Cię wątpliwość. Chcemy tu mieć forum dyskusyjne, czy bloga?
zdrówko koleżanko,
Jimmy

Opublikowano

W obliczu takich wątków nie wiem, co zrobić - potrafię zrozumieć, ale nie potrafię pocieszać. Czuję się... zakłopotana i nachodzą mnie wyrzuty, skrupuły bo nie widzę Cię na Zet i pisałam o tym.
Są inne działy, bardzo fajne - warto skorzystać.
Też miałam kiedyś fazę ( a może i dwie ;)) - emocje itp. - wiem z doświadczenia, że taka postawa nie służy żadnej ze stron - może to coś pomoże...e, tam... znowu mi nie wyszło.

pozdrawiam, Aluno
kasia

Opublikowano

Równie dobrze można spytać: rozwodzić się czy nie.

Jak ci źle to nie pisz i nie wchodź, jak ci dobrze to pisz dalej. Sama nie potrafisz podjąć tak prostej decyzji? Życie od tego zależy?

Głupota. Do tego żałosna.

Opublikowano

Moja dziewczyna pisze wiersze... co prawda "do szuflady", ale wiele z nich jest naprawdę interesujących. Jednak za każdym razem, kiedy chcę jej doradzić coś odnośnie tekstu, odpowiada mi, że nie zamierza dokonywać żadnych zmian, bo i tak tych wierszy nikt więcej nie będzie czytał. Na dodatek nie ma mowy o powiedzeniu, że któryś wiersz jest zły, bo wtedy obraziłaby się i przestała mi je dawać do przeczytania - a żal byłoby, bo wiele z nich jest dobrych.
Ostatnio zadeklarowała, że kończy z pisaniem, a przynajmniej z dawaniem mi ich do przejrzenia. To dopiero jest szantaż emocjonalny.

Tak więc widzisz, Aluno, że podobne rozterki mają też inni. Ja też zastanawiałem się kiedyś, czy nie zrezygnować z publikacji wierszy, kiedy dostawałem negatywne oceny. Ale wciąż publikuję. Co prawda trzymam się działu bez limitu, gdzie krytyka jest mniejsza (prawie znikoma), ale ostatnio zacząłem też na innych działach (choć do publikacji na zawodowym dziale jeszcze mi daleko ;)).

Ale tak jak powiedziałem właśnie swojej dziewczynie, tak powiem i tobie: nie warto rezygnować. Bo ucieczka nie ma sensu, życie daje nam nieraz kopniaka w cztery litery, ale to nie może być powód, aby rezygnować z dalszego kroczenia naprzód.


Odnośnie zakładania tego typu wątków na forum - z twojej strony powstało dużo wątków, jedne sensowne, inne mniej. Ten należy niestety do tej drugiej kategorii, przyłączam się też do opinii dzie wuszki o swego rodzaju szantażu emocjonalnym. Jeśli masz rozterki i faktycznie chcesz się nimi podzielić, polecam priv - w końcu masz tutaj wiele osób które dobrze ci życzą i być może chętnie wysłuchają cię na osobności. Upublicznianie swych problemów świadczyć może o emocjonalnej niedojrzałości. Wiem, bo mam to samo, ale walczę z tym. Dlatego radzę pomyśleć kilka razy, zanim założysz następny wątek. Im więcej razy zastanowisz się, tym lepiej :).

Pozdrawiam i czekam na dalsze publikacje - wierszy oczywiście :)


P.S.
Życzę ci jak najlepiej i liczę, że wyciągniesz naukę z mojej wypowiedzi - i nie obrazisz się za szczerość ;)

Opublikowano

I ja do tego Aluno dołączę swój komentarz, dużo jest racji w innych komentarzach o dojrzałości emocjonalnej, ale nie takiej która nic nie czuje tylko takiej, która uczy czuje i nie zapomina o dlaczego. Człowiek jeśli wrogiem człowiekowi to nie człowiek, ale czas jest po to by dojrzałość i emocje przyczyniały się ku prawdziwemu i miłosiernemu, bo życie chwilami nic nie jest warte, tylko burzy świat. Wszystko w życiu ma sens i nie należy zamykać oczu z wygody. Twoje wiersze to mają. Idź mądrze z tym co masz
odepchnięta nie zrażaj się, że ktoś nie rozumie tego co TY, bo może głupi jeszcze :).
Poezja z próżnego słowa nie jest poezją, poezja, kóra nie czuje nie jest poezją. Myśli dobre do człowieka skierowane są poezją i taką powinna pozostać by być poezją a nie lansem
próżnej osobowości

Serdeczności i szcżęścia w Twojej czującej poezji, ale kierującej Cię na miłosierne drogi

Opublikowano

Dobry wieczór Aniu - zamknij oczy pomyśl o czymś miłym
potem otwórz i już będzie lepiej .
Bardzo zdziwił mnie twój post.
Przecież jesteś sobą prawda - więc nie rezygnuj z czegoś
co sprawia ci tyle radości i nie tylko - bo innym również .
Życzę pomyślności

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ach dzie wuszko Droga ,albo pisać , albo zagrywki w kosza ,to nie dla mnie ...!
Zbyt wiele ostatnio przeszłam ,żeby ktoś napisał mi ( w ostatnim wierszu...że lepiej aby go nie było) ....boli jak cholera ,zresztą poczytaj w Z ,mało tego mam problemy ze wzrokiem ...ale to już privie!
Serdecznie !
Ania

Droga Aluno, taka wypowiedź w pewien sposób wygląda, jakbyś chciała wymusić pozytywne komentarze (trochę jak taki emocjonalny szantaż), a to niedobrze. Komentujący mają prawo do swego zdania i odczucia, odczucie, ze wiersz jest do kosza, nie jest uwłaczające Autorowi, choć rozumiem, że może boleć, bo wszak wiersz jego jest dziecięciem. co innego, gdyby pisano, ze autor do kosza, ale wszak takich komentarzy nie ma.
Niestety ja też uważam Twoje wiersze za słabe, o czym zresztą miałaś okazję się przekonać, czytając moje komentarze. i żadna siła nie zmusi mnie do napisania że ładnie, ze pięknie, jesli uważam że wcale nie. często sama posyłam wiersze do diabła, jeśli mam silne odczucie, że nie warto się nad nimi cackać. co innego Autor, Autor ma się cackać i zapewne robi to z niejaką przyjemnością bo to jego własna praca i krwawica. nie mogę wymagać od osób obcych, by poświęcały pół swego dnia na mój wiersz, który uważają za kompletne dno, bo zwyczajnie to by było marnotrawstwo czasu i energii.
ładnie napisał Ci Pan pod wierszem w Z, o czasie i nauce.
Jeśli jesteś zbyt wrażliwa na krytyczne i chłodne, a czasem obcesowe i bezpardonowe komentarze, może naprawdę odpocznij od wklejania na forum albo zacznij od łagodniejszego działu - wiersze gotowe lub P. natomiast ja radzę ze swej strony, nie daj się zamulić w czułościach, przenajcieplejszych słowach i tzw życzliwości komentatorskiej, która objawia się "wszystko dobrze, wszystko pięknie, tylko kropeczkę bym zmieniła, i jeden wyraz", bo zamiast rosnąć i silnieć, osłabniesz i wtopisz się w syrop. życzliwość nie zawsze ma buzię madonny, czasem to usunięcie poduszki z muru, kiedy ktoś o niego wali głową. buddyzm ładnie o tym mówi, a także stare polskie przyslowie o 'brukowaniu piekła dobrymi chęciami'
odwagi, siły i tego, żeby pokora objawiała się odważną obroną wiersza, naukją, jak to czynić, nauką języka, techniki i tego wszystkiego, co sprawia, że pisanie porusza się do przodu, ze pojawiają się wątpliwości, co do naszego pisania :))
pozdro i przyrzekam, ze jak poczuję, ze wiersz zasługuje na 'wpysk' napiszę to bez mrugnięcia okiem :]

trzymam kciuki :))

Życzliwy, trafny komentarz.

A tych, którym życzliwości brakuje, odsyłam pod moje wiersze! Chętnie odsłucham na sekretarce wszelkie głosy krytyczne, bo mam jądra (czyt. jaja) jak się patrzy

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...