Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

czerwoną
szminką
w drewnianym akwarium
uciszylaś lustro
z samobójstwa
do spoconej duszy
przycumował prąd
wsadził palce
między zamknięte
powieki
kiedy ja
modliłem się
do mikrofonu

Opublikowano

Pani Tero!
Kilka razy czytałem wiersz. Za każdym razem jeden obraz pojawiał się w mojej wyobraźni, a tym obrazem był pogrzeb (trumna -drewniane akwarium), śmierć (zamknięte powieki)i ukochany (chyba ksiądz - modlił się do mikrofonu), jako narrator. Ale ten tytuł do tego nie pasuje - do moich skojarzeń. Również może to dotyczyć teatru. Może się mylę?
Wiersz ciekawy.
Serdecznie pozdrawiam
Marek Wieczorny

Opublikowano

Jetem w kropce, gdyż wiersz podoba sie bardzo i wiele skojarzeń przychodzi do głowy;
Garderobę można chyba odebrać jako ogólnie ubiór , a nie miejsce w teatrze,ale dalsze skojarzenia są z topielcem,po którym tylko na powierzchni wody zostaje ubranie(może na brzegu)
Czemu takie skojarzenia?
-akwarium
-lustro wody
-prąd rzeczny
-zamknięte powieki
Tylko ta modlitwa do mikrofonu tajemnicza jak na razie(nawoływanie przez megafon???)
Pewnie strasznia przeinterpretowałem,ale jeszcze pokombinuję, bo wiersz urzeka bardzo
pozdrawiam
piotr

Opublikowano

ojejku jak napisałam ten wiersz troche sie zawiodłam... miałąm go nawet usunać, ale pomyślam, ze skoro ze mnie to wyszło troche głupio by było to usuwać więc zostawiłem. nie spodziewałam sie takiego przyjęcia... dziękuje ślcznie :))

moze i troche przeinterpretowane, ale to chyba nawet dobrze... o topielcu nie myślałam... ale skojarzenie bardzo zrozumiałe...
a mikrofonu narazie nie będę tłumaczyć... prosiłabym tylko nie traktować modlitwy jako podwaline do interpretacji postaci ksiedza czy kogos duchownego... To zupełnie co innego

Gorąco pozdrawiam
Tera

Opublikowano

Hmmm, Tero, Ładny wierszyk pani autorstwa, kolejny zresztą..
i chociaż nie lubie wierszy krótkowersowych (po jednym słowie w wersie), to jednak.. coś w nim jest.. ja tu widzę troszke kamuflażu - juz sama ta szminka i to czerwona (brakuje jeszcze błyszczyku do ust o smaku gumy balonowej i byłby portret kobiety z piosenek hiphopowych, tych komercyjnych), do tego mikrofon - atrybut rapera, ksiedza, piosenkarza lub dziennikarza z miejsca samobójstwa relacjonującego. i tytuł garderoba.. więc jednak opcja kamuflażu, maskowania się, może oczekiwania na ważne wydarzenie (po co się malujesz, Kobieto? znów się spóźnimy).. a może znowu kobieta kamuflująca się, by zabic duszę, prawdę.. ja tak widzę - ktoś się do czegos przygotowuje, czeka, spieszy się, a to i taK ŚCIEMA.. to moja mała szybka skromna próba analizy.. jak wrócę będzie więcej tego :o) obiecuję Pani :)
a póki co to trzymam kciuki i życze powodzenia w dalszym pisaniu :)

Opublikowano

A może mamy doczynienia z sytuacją, w której, np kobieta przez jakiś czas, parę lat żyła w jakieś "ciemni", odgrodzeniu, komorze i miała zamiar się zabić, czuła się osłabiona, zmęczona aż do momentu w którym pojawił się on, który upewnił ją w jej kobiecości, był jak przypływ nowej energii, wrażeń. A jej były (małżonek) miał nadzieję, że jeszcze między nimi się ułoży; próbował to osiągnąć wzbudzjąc litość u innych, opowiadając im, np jej rodzinie, że się zmieni itp.
A dlaczego garderoba? Bo z niej zawsze można wyciągnąć coś nowego, coś co może zmienić bardzo dużo, poprawić humor.

W sumie to nie jestem pewien, czy o to ci chodziło. Jeśli nie to z przyjemnością się jeszcze pomęczę. A tak w ogóle to podoba mi się Twój utwór, bo zmusza do myślenia.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no kompletni nie o to mi chodziło... ale uwielbia takie zawiłe interpretacje... niektóre są ciekawsze od właściwej 'tajemnicy' wiersza

serdecznie pozdrawiam
Tera
Opublikowano

A może Twój wiersz opowiada o małżeństwie, które nie może mieć dzieci ( a konkretnie on nie może) i ona idzie do łóżka z kimś obcym. Oczywiście oni rozmawiali o takiej opcji, ale dokońca tego nie ustalili. Kobieta jednak to zrobiła, a on nie wiedząc o niczym nadal poszukuje jakiegoś lekarstwa dla siebie?

A tytuł moze mówić o tym, że w garderobie zawsze można coś znaleźć, coś bez "dziur".

Pozdrawiam.
[sub]Tekst był edytowany przez Thomas Deszcz dnia 13-07-2004 14:06.[/sub]

Opublikowano

nie no nie moge, sama bym nawet nie wymysliłą takiej sytuacji do opisania... ale tej sytuacji jestem już bardziej skłonn uwierzyc niż poprzednej. W zasadzie codzi tu o konkretna sytuacje, ale takie interpretacja są jeszcze milej widziane niż dokładnetrafienie wiersza...

a czy podpowiedziały by Ci cos Thomasie słowa: my sweet prince... you're the one... ???

Tera

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



aaa! Hm...No to może opowiada on o rozstaniu dwóch osób (konkretnie on ją zostawił), a ona (i tutaj nie jestem pewien, ale...)popełnia samobójstwo, gdyż bez swojego "Sweet Prince" nie może żyć.
Modlitwa do mikrofonu - ach...jak ja nie mogłem na to wpaść, aż mi wstyd.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Lucyfer
zimnym ogonem
poruszył niebo.

siedzimy cicho
w lodówce,
może nas ominą
te ciężkie choroby
świata i padanie na ryj.

zejdźmy z drogi,
wśród żółtości rzepaku
odetnijmy skrzydła.

Tero, nie wiem skąd to moje przypuszczenie, ale dla mnie to jest wiersz o dojrzewaniu. o tym, jak świat zaczyna stwać się mniej zagadkowy i niestety - to nam się nie podoba. mikrofon jest dla mnie młodą osobą, przez którą chce się wzmocnić swój głos...zwielokrotnić go (podaj dalej itp).
w każdym razie, bardzo mi się podoba :) przepraszam za te interpretacje z kosmosu ;)
serdecznie pozdrawiam.
O.K.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gęsta, zimna cisza przeszywa moje kości. „Klik.” — tuż nad głową. Jestem. Czuję. Widzę.   „Klik.” z lewej. Kolejny z prawej. Przeczucie mnie nie myliło. Czekam, aż podejdą bliżej.   Serce bije jak oszalałe. Z trudem powstrzymuję oddech. Udaję, że mnie nie ma. Jestem. Martwy. Nie widzisz mnie.   Cisza. Zaczyna się.   Smród.   Zrywam się gwałtownie, zarzucając brezent na potwora. Lewa dłoń natrafia na kanciasty łeb.   „TRRACH!” Trzy pociski wbijają się w noc, miękko, z trzaskiem pękającego pancerza. W błysku wystrzału widzę półprzezroczyste cielsko z barwnymi wnętrznościami. Światło prochu miesza się z metalicznym powietrzem. Maź ochlapuje moją twarz.   Ciepła wilgoć na dłoni. W tym momencie wiem, że popełniłem błąd.   Coś szarpie brezent. Głuche uderzenie rozdziera kurtkę na plecach. Nie czuję bólu — jeszcze nie teraz.   Opadam na ziemię razem z łbem Głodnika. Z trudem celuję powyżej głowy. Kolejna seria. Trzask. Pacnięcia. Nic nie upada. Nie widzę, w co trafiłem. Za ciemno. Coś blokuje nogi.   Nagle — czerwony zarys po prawej stronie. Nie myślę. Nie celuję. Ręka sama wie, co robić.   Rak wypluwa kolejne trzy pociski. W tym samym momencie coś chwyta mnie za nogi, unosi i rzuca o ziemię. Boli. Zatyka płuca. Zabiera oddech.   Widzę poświatę, niczym własne myśli. Salwa odbija się echem od szklistego pancerza, rozbryzguje na miękkiej tkance, pod metaliczną chityną. Ramię potwora urywa się — chyba.   Ciemność dzwoni w uszach. Słony smak krwi w ustach. Mojej — chyba.   Dopiero teraz czuję, że coś uderzyło w szczękę. Zobaczę rano, co i jak. Jeśli będzie jutro.   Muszę się podnieść. Nie myślę. Działam. Przygniata mnie martwe cielsko pierwszego potwora.   Coś przebija jego ciało, szukając mnie. Kościste ramiona przecinają powietrze. Szarpnięcie. Zrywa ze mnie martwą bestię.   Maź zalewa piersi. Na chwilę robi się gorąco w tej mroźnej ciszy. Mógłbym zasnąć. Ale pisk rozrywa noc.   Coś nowego. Poświata. Czekam na uderzenie.   Zasłaniam się ręką — bez sensu. I tak nic to nie da.   Palec naciska spust. Pociski wbijają się w ciało stwora, ale ten nie pada. Jeszcze raz. I „Klik!” — tym razem z mojego pistoletu.   Koniec amunicji. Koniec wszystkiego.   Prawa ręka wyszarpuje nóż z pasa. Wbijam kolczaste ramiona w cielsko. "Wbijam kolczaste ramiona w ciebie." Raz za razem. W moje. W jego.   Czuję ciepło. Za dużo ciepła. Będę musiał zmienić ubranie. I czymś się przykryć. Noc jeszcze długa.   „Jadłeś coś?” — echo wspomnienia. Już tylko ciepło. Smród na twarzy.   Lewą dłonią chwytam szczękę potwora. Kły wbijają się w skórę. Boli. Już się nie podniosę.   Prawa ręka wciąż wbija kolec. Raz. Drugi. "Kolejny kolec na mojej drodze."   "Czy to moje myśli?"   Poświata gaśnie. Rano zobaczę, co i jak. Ale teraz muszę odejść.   „Pancerz był bardziej miękki niż poprzednim razem.”   Serce wariuje. Adrenalina nie odpuszcza. Martwe, mroźne powietrze miesza się z ciszą.   Jest tylko cisza. Cholerna cisza.   Muszę się podnieść.   Na czworakach oddalam się od miejsca walki. Prawa dłoń z nożem wbija się w ostry piasek. Po ekwipunek wrócę rano. Jeśli wrócę.   Martwa cisza. Nie słyszę już nic. Umysł nie ostrzega.   Noc jeszcze długa...
    • Wiesz, dzisiaj jest wiatr. Ten wiatr, który wplątał się w twoje włosy… Ja tutaj, w tym pomieszczeniu, w tym pokoju szarym… Ja tutaj… Jestem… Wiesz, czekam…   Chodź…   To wszystko się gromadzi. Ten kurz gryzący w gardle, w nosie… Ten kurz raniący załzawione oczy… Jestem. Jestem tutaj... Jechałem do ciebie, przedzierając się przez rozwarte skrzydła szamoczących się w powietrzu gazet.   Wilgotne oblepiały twarz..   Jechałem, bądź jadę nadal pociągiem. I w tym pustym wagonie... Słyszysz jak jadę? (O Boże, jak daleko mi do ciebie!)   A więc to już tak późno?   Zegar wybił właśnie drugą… ... połowę życia...   Słyszysz ten zapętlony stukot stalowych kół? W tym pustym wagonie z siedzeniami obitymi czerwonym skajem…   Drżę..   … wśród szemrzącej wokół ciszy, wśród białego szumu przytulającej się do mnie samotności...   I tam. W tym kącie, pomiędzy oparciem siedzenia a ścianą z metalowym pojemnikiem na śmieci. I w tym kącie zobaczyłem wytarty egzemplarz. Na okładce: Wieniedikt Jerofiejew „Moskwa-Pietuszki”.   Sfatygowany. Zmiętoszony od ciągłego wąchania, ściskania, nerwowego przekładania przetłuszczonych od spoconych dłoni kartek.   Monolog jadącego nabierał barw, kiedy przebudzał się z pijackiej maligny. Opowiadał mi dzieje, dopóki jego twarz żyła odbita w brudnym oknie. A kiedy to oblicze, i tak już zmęczone, marszczyło się, to wiedziałem, że nadchodził kolejny sen.   Taki sen, bez „dobranoc”. . Wiesz, mam takie momenty w pisaniu i muzyce. Mam takie momenty… Te powtórki, natrętne mary.   Te powtórzenia ciągłe jak w syndromie Aspergera… Idą. Idą wciąż. Idą gęsiego. Idą czwórkami tym samym torem. Wytyczonym przez…   Nie. Nie wiem.   Nie wiem przez, co… Może ty wiesz?   Senne widziadła w skorelowanej z czymś niewidzialnym korekturze zdarzeń. Te specyfikacje. Te niewyczerpalne mistyfikacje…   Widziadła przeistaczają się w nieśmieszne groteski. W niezrozumiałe wizje. Mimika ich twarzy, nie-twarzy…   Wiesz, siedzę teraz przy stole i gapię się w błękitne za oknem niebo. W tę cholernie błękitną powłokę. W ten klosz przykrywający świat.   W ten szklany klosz z tytułu książki Sylvi Plath.   Ona umarła. Zatruła się gazem,zostawiając dzieciakom ładnie ułożone na stole śniadanie.   W kosteczkę…   Zatrujemy się razem? Nie? Dlaczego? Pójdziemy sobie tam. Wiesz. Tam. Daleko...   Nie mam już siły tańczyć. Już nie. Te moje podrygi nagich słów. Te nagie podrygi i wygibasy słowne.   Przyłączysz się?   Powyginamy się w tej ekscytacji, w tej meandrycznej ekwilibrystyce zdań?   Chodź…   Poczekaj, coś trzeszczy. Wirująca płyta na talerzu gramofonu zbiera kurz… Stępiona igła, wyżłobione jak kanion mikroskopijne rowki wytłoczonego winylu.   To przez te powtórki… Przez ten motyw powracający wciąż…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-10-19)    
    • ,,Wytrwałość w modlitwie,,        św.Ł.18    CZY MODLITWY POTRZEBA  GDY ZBYWA CHLEBA    modlitwa nie szuka   wygodnego miejsca  cieszy się spotkaniem rozmową z Bogiem  zawsze  gdziekolwiek ...   spotkanie  z Nim i z sobą  może być jak piękny bukiet  z polnych kwiatów   skargą napisaną do urzędu  słowem  słowem które nie znajduje… słuchacza    jest bliskością  dotykiem ciepłym delikatnym wzbudzającym ufność  ofiaruje zrozumienie    niepogoda w duszy znika  wschodzi słońce real staje się przyjaźniejszy  mimo …   sumienie wraca do siebie    wytrwała modlitwa… róże wyrosną w zimie często jest w nas    10.2025 andrew  Niedziela, dzień Pański   
    • Ładne zdjęcie    Łukasz Jasiński 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...