Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a ja proszkiem do pieczenia potraktowałam, zgroza
O! A ja je hodowałam przez kilka lat u siebie w doniczce z kwiatkami! Łaziły po biurku, podłodze, komputerze... Bardzo mi było raźno z tymi małymi zwierzątkami. Są szalenie ciekawymi istotami. Zaprzyjaźniliśmy się. Dużo mi opowiedziały o sobie.
Niestety któregoś roku odeszły. Nie wiem, dokąd - może w jakieś sfery transcendencji? Sokratex powiedział, że pewnie zamieszkały w eterze Internetu, bo w końcu tam mają idealne warunki. Pewnie tak: nikt ich nie niepokoi i mogą czytać wszystkie nasze wiersze, listy, pamiętniki, opowiadania i reklamy.
Ale kilka tygodni temu, kiedy na dworze były wielkie mrozy (niespotykana w Polsce temperatura minus dwadzieścia stopni i pełne zaskoczenie nagłą zimą), zobaczyłam na podłodze dużego pokoju mrówkę. Była wyraźna i realna, spacerowała sobie tu i tam, jakby wróciła w dobrze znane miejsce i czyniła obchód, sprawdzając, co się zmieniło pod jej nieobecność. Powiedziałam jej radośnie: "Dzień dobry!" Skinęła głową w skupieniu. Może więc wrócą tu wszyscy - moi przyjaciele mrówkowie? Brakuje mi ich.
  • Odpowiedzi 78
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




zapukaj!
natychmiast otwieram,
wieko jeszcze klekocze!

:)))
Magdo, ale czy będziemy się jeszcze pamiętać? lub raczej: CZYM będziemy się wtedy pamiętać?
skoro nasze mózgi ulegną rozkładowi? ech... dlaczego to nikomu nie przyjdzie do głowy
za życia! ;)
Jak to nie? Chyba mnie nie doceniasz, jak zwykle:
[url]www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=86420#dol[/url]
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wiersz nie jest pisany w celu "się podobania", ale siłą rzeczy podoba się, lub nie. więc i w tym rzecz. co do marzeń, to jestem jak ten pański eskomos. tyle, że zamiast sikać pod one drzewo, wolę spać. kiedyś taki film był, dawno, pewnie mało kto pamięta "Ewa chce spać". Ewa to ja.

skojarzenie z "Ewa chce spać"też potrafię, jak to geniusz wytłumaczyć :)
wspomniałem o Eskimosie, itp. a mróz jak wiadomo, zamyka oczy.
zabrzmiało proroczo;) widzę, że lubisz mnie pan, panie Wstrętny i dobrze życzysz:) zejścia nie planuję, ale niezbadane są wyroki;) jak pan taki mądry, to lepiej niech mi pan powie, gdzie moja biedna duszyczka trafi, ksiądz po kolędzie powiedzieć nie chciał.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


myślisz, że podobnie do tej pani wszystko można wymarzyć, czy też wyobrazić sobie?
że istnieje jakaś skończoność w tym co nieskończenie możliwe? albo przynajmniej pół na pół -
zawsze jest tyle samo tego co jeszcze niewiadome, ile już wiadomo ;)

co do Eskimosa... co to za świat, w którym nie ma drzew?
wraca człowiek z pubu i nie masz gdzie przystanąć :)

również pozdrawiam.
Faktycznie ;)) ale kto im broni postawić sobie lodową latarnię ? No tak, nie zaszeleści :)
Związek tej pani z mrówką (wygadana... wygadała) jest podobny do związku z wyczytaniem mrówki w taki sposób, że stała się ciałem ;))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


myślisz, że podobnie do tej pani wszystko można wymarzyć, czy też wyobrazić sobie?
że istnieje jakaś skończoność w tym co nieskończenie możliwe? albo przynajmniej pół na pół -
zawsze jest tyle samo tego co jeszcze niewiadome, ile już wiadomo ;)

co do Eskimosa... co to za świat, w którym nie ma drzew?
wraca człowiek z pubu i nie masz gdzie przystanąć :)

również pozdrawiam.
Faktycznie ;)) ale kto im broni postawić sobie lodową latarnię ? No tak, nie zaszeleści :)
Związek tej pani z mrówką (wygadana... wygadała) jest podobny do związku z wyczytaniem mrówki w taki sposób, że stała się ciałem ;))
bo może sobie mrówka wymarzyć albo też wyobrazić takie ciało? czy pół na pół. czółko mam jedno (dalej wyliczać nie będę, chyba, że wstrętny napisze erotyk, wtedy pogadamy inaczej) pozostaje marzyć.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Magdo, ale czy będziemy się jeszcze pamiętać? lub raczej: CZYM będziemy się wtedy pamiętać?
skoro nasze mózgi ulegną rozkładowi? ech... dlaczego to nikomu nie przyjdzie do głowy
za życia! ;)
Jak to nie? Chyba mnie nie doceniasz, jak zwykle:
[url]www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=86420#dol[/url]
ależ to jest właśnie dowodem, że tu myślimy... czymś, czego nie będzie tam:

Wszystko, co dobre i co złe było - trzeba zapomnieć
Inaczej czeka mnie wieczne piekło po tamtej stronie.

to jak martwić się na zapas, czy na dysku który spłonął razem z domem
nie zostały czasem nasze maile ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


masz rację i nawet teoretycznie jest to możliwe:
każdy kabel telefoniczny ma jakąś tam skończoność rozmów, zanim łącza nie zaśniedzieją
i nie odmówią posłuszeństwa. albo, co nawet bardziej prawdopodobne -
w słuchawce nie zatka się membrana od mikrokropelek śliny rozmawiającego.
słowotok tej pani (milion słow na minutę) mógł spowodować szybsze skorodowanie łączy
przewidzianych na jakieś 100 słów na minutę o kto wie, czy nawet nie awarię satelity na orbicie? :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


masz rację i nawet teoretycznie jest to możliwe:
każdy kabel telefoniczny ma jakąś tam skończoność rozmów, zanim łącza nie zaśniedzieją
i nie odmówią posłuszeństwa. albo, co nawet bardziej prawdopodobne -
w słuchawce nie zatka się membrana od mikrokropelek śliny rozmawiającego.
słowotok tej pani (milion słow na minutę) mógł spowodować szybsze skorodowanie łączy
przewidzianych na jakieś 100 słów na minutę o kto wie, czy nawet nie awarię satelity na orbicie? :)
i zamarznięcie piekła. dziękuję. postoję.
ps. słowotok tej pani się nie powtórzy, spokojna pańska głowa.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


masz rację i nawet teoretycznie jest to możliwe:
każdy kabel telefoniczny ma jakąś tam skończoność rozmów, zanim łącza nie zaśniedzieją
i nie odmówią posłuszeństwa. albo, co nawet bardziej prawdopodobne -
w słuchawce nie zatka się membrana od mikrokropelek śliny rozmawiającego.
słowotok tej pani (milion słow na minutę) mógł spowodować szybsze skorodowanie łączy
przewidzianych na jakieś 100 słów na minutę o kto wie, czy nawet nie awarię satelity na orbicie? :)
Ty wiesz... chyba masz rację. Przypomniałem sobie, że kobitka rozmawiając gryzła jakiegoś rogala.
Wszystkie dziurki były potem zapchane... błeee. Może się łącza po prostu zadławiły. Tylko pytanie - tą bułą, czy rozmową ;)) ?
www.youtube.com/watch?v=otqKhjkct1M&NR=1
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie umiem pisać erotyków, więc może tylko napiszę co sobie o nich myślę?



Bóg jest jeden, jedyny
dlatego mój nie może być twoim.

Dziesięć przykazań napisał dla mnie,
jakże miałbym dociekać, czy wszystkich przestrzegasz?
Może twój pomylił się lub przerwał w połowie
i dlatego cudzołożysz, pożądasz rzeczy bliźniego
- grzeszysz myślą ale już nie uczynkiem.



Tymczasem stolika Wróżbity przechodził ogromny kapelusz.
Sombrero sięgające kilku meksyków z doczepionym u dołu drobnym chłopiną,
rzadkim jak złudzenie
Srebrnosiwe wąsy zwisały do ziemi malując
dwa wyjątkowo mokre rowki w błocie.
Całość wyglądała jak owa nierozsądna kolej wąskotorowa,
która wyłania się niekiedy z jednego brokułu mgły
by natychmiast przepaść w bemolu drugiej

moja żona lubiła amigo
rżnęła w karty i przegrywała
zrozpaczona piła borygo
ziała

poniosło się asfaltem wieczornego nieba,
poniosło się ku znów tej samej pierwszej gwiazdce
aby dokładnie pośrodku bezsensu minąć echo

mój mężulek piku piku chorował
zaskórniaczka miał serce w skarpecie
choć do śmierci ani mru ani słowa
umarł przecie

Echo, chłopina, wąsy, oraz to wszystko co napisane powyżej
zniknęło równie szybko jak się pojawiło dając pole do popisu
rozbudzonej wyobraźni

- Idiotyczne
zagaił Wróżbita

- Ale ustawia nas realnie w świecie
zaoponował Wstrentny
- To dzięki takim chwilom, beznadziejnie głupim i absolutnie
nieoczywistym istniejemy bardziej, wydając się normalni.

- A te piosenki?

- Są jak dno szklanki z herbatą, bez którego nie wiedzielibyśmy ile
łyżeczek cukru wsypać. Poza tym - łyżeczka wpadałaby do szklanki
raz na zawsze. Ów chłopina (ja wiem, wiem, że nierealny i głupi)
potrzebny jest całemu światu, aby mógł istnieć
w swoim wyobrażeniu oczywistości a Ziemia kręciła się w jedyną słuszną str
onę
dookoła Księżyca, czy jak to teraz mówią podług aktualnego stanu wiedzy?

- Zostawmy chłopinę w sombrero, lepiej zobaczę co
tymczasem urosło w Kartach
żachnął się Wróżbita


Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- w pustym kościółku szepcze echo.
To licho w ciszy sieje zły mak
i piołun wlewa w gardła uśmiechów.

Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- gwiazdy cekinów w welonie młodej
szponami szarpie cienisty ptak,
zgaszone rzuca na podłogę.

Gdzieś tam, nad ranem śnią wesele
i w tańcu suknię przytulił frak,
a echo lata po kościele:
nie tak, nie tak, nie nie, nie tak...



- Zupełnie bez sensu i nie na temat
zaproponował Wstrenty
- A poza tym, to takie oczywiste morałki.

Wróżbita wyciągnął telefon komórkowy i spojrzał przeciągle
w pocerową snami nadciągająca noc.
- Telefon też jest oczywisty.
Nawet małpa w ZOO wiedząc, że to nie banan -
pieprznie nim o ziemię i poszuka czegoś
jadalnego dla siebie



oczywiście zapalamy światło

wjeżdżamy samochodem do automatycznej myjni
wybierając stosowny, jesienny program

w międzyczasie oglądamy zdjęcia z Marsa


oczywiście oczy wiście
nic nie rozumiejąc



Tu Wróżbita pieprznął telefonem o chodnik i
wyciągnął z torby banana :


Wróżbita:
w pożal się boże małym miasteczku
w nudnej godzinie, gdzieś bez adresu
potrafi przecież wykluć się
coś zgoła nieoczekiwanie innego

banan:
a trawy wtenczas rosną, zielenią
całkiem zwyczajnie
starzeją się

Wróżbita:
więc zrozpaczona, bez szans na jutro
spotkała gościa i stało się
z brzuchem chodziła, tak stało się, że
pomyliła kalendarzyk z numerem jego jedynego kołnierzyka

banan:
a drzewa wówczas po prostu szumiały
tak jakby szumiały
bez tego całego wszystkiego

Wróżbita:
ten gość to aparat był, bo
aż dotąd przez życie bez butów szedł
choć nie pił tęgo, nie klął jak szewc
jakby z galery złudzeń zbiegł

banan:
a jesień akurat pryskała sady, i
deszcze jak dreszcze ciągnęły skądś
jesienne chmury kaszlały wciąż

Wróżbita:
ci pokochali się, psioczyły baby
nawet za mocno jej nie tłucze?
ten inny człowiek
ten dobry mąż

banan:
ziąb jak próchnica wykruszał liście
latarnie wcześniej kiwały się
(jeśli oczywiście posiadały aktualne żarówki)

Wróżbita:
lecz wyobraźcie sobie: tamtych dwoje
raz tam nie dokręciło gazu
ona umarła od tego w łóżku
on trochę dalej (i nie od razu)

banan:
czterdzieści dni listopad wył
w tym pożal się boże nudnym miasteczku
w pustym pokoju skrzypiały drzwi



Kiedy Wróżbita przełknął ostatni kęs banana, Wstrentny zakrzyknął:

- A to mi się podoba!
Przygnębiające i nie ma sensu więc ma sens,
zatem dobrze oddaje Istotę Miłości.
Można by powiedzieć: jest do dupy!
Ta, jak wiadomo, to pięta achillesowa każdej Miłości,
wystarczy tedy celnie trafić, aby zabić nawet te pozornie nieśmiertelne



jesteś północą a ja północą
srebrzystą konewką gaszę minionych facetów
przemijam jak przemijali
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów

cipuszko, a co byś powiedziała
gdybym pozostał do rana?
od dębu wypłakał się raz do brzozy

zobaczyć, czemuż to jesteś północą
a ja muszę gasić srebrzystą konewką minionych facetów
przemijać jak przeminęli
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów


cipuszko
cip uszko!
cip cip uszko?

w twoich oko licach jest mnóstwo dymu
zwęglone ślady cygar minionych facetów
podejdź
szepnę ci, że i tak cię kocham

zanim przeminę
zgaszony srebrzystą konewką




Blaknąc powoli, słowa srebrzystej konewki odsłaniały kolejne
polany wilgotnej nocy, kosmiczne tratataj wozy wyjeżdżały na czarne plaże
ciągnąc za sobą kłęby słonecznych spalin.
Na dole ludzie jak zwykle mordowali ludzi, umierali ze starości albo
po prostu ginęli wysadzani w locie przez terrorystów z porwanych samolotów.
Na szczęście dla degradacji środowiska naturalnego
większość ludzi w tym samym czasie produkowała nowych ludzi
z krótkotrwałą gwarancją przyszłości a


Pewien poeta napisał wiersz.
Wiersz piękny, piękniejszy od niego.
Temu poecie, nie wiem czy wiesz?
- skrzydła urosły z tego.

Potem, rzecz nie do wiary??
- poeta wyleciał kominem!
Psuł na ratuszach zegary,
miał przy tym wesołą minę.

I całe szczęście, powiem szczerze
że nie wydali tego wiersza.
Zaś ów poeta?... w taniej operze
gra zielonego świerszcza.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Faktycznie ;)) ale kto im broni postawić sobie lodową latarnię ? No tak, nie zaszeleści :)
Związek tej pani z mrówką (wygadana... wygadała) jest podobny do związku z wyczytaniem mrówki w taki sposób, że stała się ciałem ;))
bo może sobie mrówka wymarzyć albo też wyobrazić takie ciało? czy pół na pół. czółko mam jedno (dalej wyliczać nie będę, chyba, że wstrętny napisze erotyk, wtedy pogadamy inaczej) pozostaje marzyć.
no właśnie, a mrówa ma dwa czułki, ale czy wyobraźnię większą? Jakość jest ważna, nie ilość ;)
Wstrentny...? napisze, na pewno. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie umiem pisać erotyków, więc może tylko napiszę co sobie o nich myślę?



Bóg jest jeden, jedyny
dlatego mój nie może być twoim.

Dziesięć przykazań napisał dla mnie,
jakże miałbym dociekać, czy wszystkich przestrzegasz?
Może twój pomylił się lub przerwał w połowie
i dlatego cudzołożysz, pożądasz rzeczy bliźniego
- grzeszysz myślą ale już nie uczynkiem.



Tymczasem stolika Wróżbity przechodził ogromny kapelusz.
Sombrero sięgające kilku meksyków z doczepionym u dołu drobnym chłopiną,
rzadkim jak złudzenie
Srebrnosiwe wąsy zwisały do ziemi malując
dwa wyjątkowo mokre rowki w błocie.
Całość wyglądała jak owa nierozsądna kolej wąskotorowa,
która wyłania się niekiedy z jednego brokułu mgły
by natychmiast przepaść w bemolu drugiej

moja żona lubiła amigo
rżnęła w karty i przegrywała
zrozpaczona piła borygo
ziała

poniosło się asfaltem wieczornego nieba,
poniosło się ku znów tej samej pierwszej gwiazdce
aby dokładnie pośrodku bezsensu minąć echo

mój mężulek piku piku chorował
zaskórniaczka miał serce w skarpecie
choć do śmierci ani mru ani słowa
umarł przecie

Echo, chłopina, wąsy, oraz to wszystko co napisane powyżej
zniknęło równie szybko jak się pojawiło dając pole do popisu
rozbudzonej wyobraźni

- Idiotyczne
zagaił Wróżbita

- Ale ustawia nas realnie w świecie
zaoponował Wstrentny
- To dzięki takim chwilom, beznadziejnie głupim i absolutnie
nieoczywistym istniejemy bardziej, wydając się normalni.

- A te piosenki?

- Są jak dno szklanki z herbatą, bez którego nie wiedzielibyśmy ile
łyżeczek cukru wsypać. Poza tym - łyżeczka wpadałaby do szklanki
raz na zawsze. Ów chłopina (ja wiem, wiem, że nierealny i głupi)
potrzebny jest całemu światu, aby mógł istnieć
w swoim wyobrażeniu oczywistości a Ziemia kręciła się w jedyną słuszną str
onę
dookoła Księżyca, czy jak to teraz mówią podług aktualnego stanu wiedzy?

- Zostawmy chłopinę w sombrero, lepiej zobaczę co
tymczasem urosło w Kartach
żachnął się Wróżbita


Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- w pustym kościółku szepcze echo.
To licho w ciszy sieje zły mak
i piołun wlewa w gardła uśmiechów.

Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- gwiazdy cekinów w welonie młodej
szponami szarpie cienisty ptak,
zgaszone rzuca na podłogę.

Gdzieś tam, nad ranem śnią wesele
i w tańcu suknię przytulił frak,
a echo lata po kościele:
nie tak, nie tak, nie nie, nie tak...



- Zupełnie bez sensu i nie na temat
zaproponował Wstrenty
- A poza tym, to takie oczywiste morałki.

Wróżbita wyciągnął telefon komórkowy i spojrzał przeciągle
w pocerową snami nadciągająca noc.
- Telefon też jest oczywisty.
Nawet małpa w ZOO wiedząc, że to nie banan -
pieprznie nim o ziemię i poszuka czegoś
jadalnego dla siebie



oczywiście zapalamy światło

wjeżdżamy samochodem do automatycznej myjni
wybierając stosowny, jesienny program

w międzyczasie oglądamy zdjęcia z Marsa


oczywiście oczy wiście
nic nie rozumiejąc



Tu Wróżbita pieprznął telefonem o chodnik i
wyciągnął z torby banana :


Wróżbita:
w pożal się boże małym miasteczku
w nudnej godzinie, gdzieś bez adresu
potrafi przecież wykluć się
coś zgoła nieoczekiwanie innego

banan:
a trawy wtenczas rosną, zielenią
całkiem zwyczajnie
starzeją się

Wróżbita:
więc zrozpaczona, bez szans na jutro
spotkała gościa i stało się
z brzuchem chodziła, tak stało się, że
pomyliła kalendarzyk z numerem jego jedynego kołnierzyka

banan:
a drzewa wówczas po prostu szumiały
tak jakby szumiały
bez tego całego wszystkiego

Wróżbita:
ten gość to aparat był, bo
aż dotąd przez życie bez butów szedł
choć nie pił tęgo, nie klął jak szewc
jakby z galery złudzeń zbiegł

banan:
a jesień akurat pryskała sady, i
deszcze jak dreszcze ciągnęły skądś
jesienne chmury kaszlały wciąż

Wróżbita:
ci pokochali się, psioczyły baby
nawet za mocno jej nie tłucze?
ten inny człowiek
ten dobry mąż

banan:
ziąb jak próchnica wykruszał liście
latarnie wcześniej kiwały się
(jeśli oczywiście posiadały aktualne żarówki)

Wróżbita:
lecz wyobraźcie sobie: tamtych dwoje
raz tam nie dokręciło gazu
ona umarła od tego w łóżku
on trochę dalej (i nie od razu)

banan:
czterdzieści dni listopad wył
w tym pożal się boże nudnym miasteczku
w pustym pokoju skrzypiały drzwi



Kiedy Wróżbita przełknął ostatni kęs banana, Wstrentny zakrzyknął:

- A to mi się podoba!
Przygnębiające i nie ma sensu więc ma sens,
zatem dobrze oddaje Istotę Miłości.
Można by powiedzieć: jest do dupy!
Ta, jak wiadomo, to pięta achillesowa każdej Miłości,
wystarczy tedy celnie trafić, aby zabić nawet te pozornie nieśmiertelne



jesteś północą a ja północą
srebrzystą konewką gaszę minionych facetów
przemijam jak przemijali
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów

cipuszko, a co byś powiedziała
gdybym pozostał do rana?
od dębu wypłakał się raz do brzozy

zobaczyć, czemuż to jesteś północą
a ja muszę gasić srebrzystą konewką minionych facetów
przemijać jak przeminęli
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów


cipuszko
cip uszko!
cip cip uszko?

w twoich oko licach jest mnóstwo dymu
zwęglone ślady cygar minionych facetów
podejdź
szepnę ci, że i tak cię kocham

zanim przeminę
zgaszony srebrzystą konewką




Blaknąc powoli, słowa srebrzystej konewki odsłaniały kolejne
polany wilgotnej nocy, kosmiczne tratataj wozy wyjeżdżały na czarne plaże
ciągnąc za sobą kłęby słonecznych spalin.
Na dole ludzie jak zwykle mordowali ludzi, umierali ze starości albo
po prostu ginęli wysadzani w locie przez terrorystów z porwanych samolotów.
Na szczęście dla degradacji środowiska naturalnego
większość ludzi w tym samym czasie produkowała nowych ludzi
z krótkotrwałą gwarancją przyszłości a


Pewien poeta napisał wiersz.
Wiersz piękny, piękniejszy od niego.
Temu poecie, nie wiem czy wiesz?
- skrzydła urosły z tego.

Potem, rzecz nie do wiary??
- poeta wyleciał kominem!
Psuł na ratuszach zegary,
miał przy tym wesołą minę.

I całe szczęście, powiem szczerze
że nie wydali tego wiersza.
Zaś ów poeta?... w taniej operze
gra zielonego świerszcza.


piękny morał. dziękuję.
www.youtube.com/watch?v=zCzJgiY7ESc
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a to jest bardzo ciekawy temat :) mianowicie - niektóre źródła podają, że w optymalnych
dla siebie warunkach samce mrówki żyją cztery miesiące, a samice, jak to one, dłużej
nawet o 2 miesiące. optymalnym miejscem dla mrówek na pewno nie są pomieszczenia mieszkalne,
w których umierają szybciej. czyżby więc "dobrze znane mrówce miejsce" to takie sprzed tygodnia? ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ewa siedziała skulona na łóżku, wpatrując się w ekran laptopa. Na platformie „Piszemy wiersze" migało powiadomienie. Kolejny wiersz od Fenrira. Serce zabiło jej mocniej, gdy kliknęła w link. Dla Febe, która w źrenicach chowa kosmos. Wybrałem Cię spośród tysięcy gwiazd, Bo Twoje słowa są jak księżyc Saturna, Krążą po orbicie moich myśli- cicho i daleko. – Beata, musisz to zobaczyć! – Ewa przesłała zrzut ekranu przyjaciółce. Odpowiedź przyszła po chwili: „Znowu? Ewo, to jakiś dziwny facet. Kto pisze o księżycach Saturna?" – Nie rozumiesz – szepnęła Ewa do siebie, przyciskając dłonie do policzków. – On mnie "widzi". Nie moją twarz, nie moje ciało. Mnie. Miała siedemnaście lat i nigdy wcześniej nikt nie poświęcił jej choćby jednego wiersza. Fenrir pojawił się miesiąc temu, zostawiając komentarz pod jej wierszem o samotności. Pisał, że ma dziewiętnaście lat i tak jak ona czuje się czasem, jakby dryfował w pustce. „Tytan ma metanowe jeziora, Enceladus lodowe gejzery A ty masz słowa, które budują światy" – napisał wtedy. To było inne. Wzruszające. Kilka dni później dostała pierwszą dedykację: Febe, której imię skradziono z nieba Nie znam barwy Twoich oczu, lecz widzę Twój blask, który szepcze między wersami, w każdym słowie, które do mnie wysyłasz. Nie dotknąłem Twojej dłoni, lecz czuję, jak moje palce splatają się na klawiaturze z Twoimi. – On się w tobie zakochał – stwierdziła Beata podczas rozmowy przez telefon. – Zakochał się we mnie, nie widząc mnie? Jeżeli to prawda, to to jest ... piękne! – Albo niebezpieczne – mruknęła przyjaciółka. – Ewo, ty go w ogóle nie znasz! Ale Ewa czuła, że go zna. Znała go z każdej metafory, słowa. Fenrir pisał o kosmicznej samotności, o orbitach, które nigdy się nie przecinają, o świetle gwiazd, które podróżuje miliony lat, by dotrzeć do czyichś oczu. Rozumiał ją. Gdy zaproponował spotkanie, bez wahania zgodziła się. Dopiero później, leżąc w ciemności pokoju, zaczęła się bać. Kim on jest naprawdę? A jeśli te dziewiętnaście lat było kłamstwem? – Idę z tobą – oznajmiła Beata stanowczo następnego dnia. – Nie pozwolę ci pójść samej na randkę w ciemno. Kawiarnia „Pod Gwiazdami" - nazwa, która wydała się Ewie dopełnieniem ich historii. Umówili się na piątą po południu. Dziewczyna przebierała się trzy razy, ostatecznie wybrała prostą, granatową sukienkę, która przypominała jej nocne niebo. Fenrir napisał jej, że przyniesie ze sobą bukiecik stokrotek, żeby mogła go rozpoznać. – Stokrotki – uśmiechnęła się Ewa, malując rzęsy. – Wiedział, że nie lubię róż. Skąd? Beata nic nie odpowiedziała, sprawdzając któryś raz telefon. Gdy pchnęły drzwi kawiarni, dzwonek nad nimi zadźwięczał wesoło. Ewa wstrzymała oddech i rozejrzała się po wnętrzu. Kilka stolików przy oknach, półmrok w głębi sali. Było kompletnie pusto. Serce podeszło jej do gardła. – Może jeszcze nie przyszedł? – szepnęła Beata, ale w jej głosie brzmiała niepewność. Ewa podeszła do baru, gdzie młody barman polerował szklanki. – Przepraszam... – głos jej się załamał. – Nie było tu może chłopaka? Czekam na kogoś. Może już wyszedł? Barman spojrzał na nią ze współczuciem. – Przykro mi, od godziny nikogo nie było. Jesteście pierwszymi klientkami od obiadu. Jest tylko jedna osoba, ale siedzi tu od południa. Słowa uderzyły ją jak pięść. - Wystawił mnie - pomyślała - cały ten miesiąc, wszystkie wiersze, obietnice to była zabawa. Głupia gra z naiwną dziewczyną, która uwierzyła w internetowy romans. – Chodźmy – mruknęła Beata, kładąc jej rękę na ramieniu. Ewa skinęła głową, mrugając szybko, żeby powstrzymać łzy. Ruszyły do wyjścia. – Poczekaj! – syknęła nagle Beata, zatrzymując się w pół kroku. Jej wzrok utkwiony był w najciemniejszym kącie sali, tuż pod schodami. – Tam ktoś jest. I ma stokrotki. Ewa odwróciła się gwałtownie. Spojrzała we wskazane miejsce. Zobaczyła stolik i wózek inwalidzki. Siedział na nim chłopak, z twarzą ukrytą w cieniu. Na blacie przed nim leżał mały bukiecik białych kwiatków. – Tam jest tyko jakiś niepełnosprawny - szepnęła, czując jak fala gorąca oblewa jej twarz. To niemożliwe. To nie mógł być on. Jej poeta. Jej Fenrir. – Ale Ewa ... te stokrotki. – Chodźmy! – przerwała jej ostro, a wstyd palił ją tak mocno, że niemal kręciło się jej w głowie. – Proszę. Po prostu chodźmy. Wypadły na ulicę. Chłodny, październikowy wiatr uderzył je w twarze. Ewa poczuła, jak pierwsza, gorzka łza spływa jej po policzku. Tej nocy zalogowała się na „Piszemy wiersze”. Profil Fenrira był nieaktywny. Wszystkie jego wiersze zniknęły. Jakby nigdy nie istniał. Jakby cały ten miesiąc był tylko snem o kimś, kto widział w niej kosmos. Napisała do niego ostatnią wiadomość: „Byłam tam. Gdzie byłeś?”. Odpowiedź nigdy nie nadeszła. Dwa dni później, wracając ze szkoły, zobaczyła je. Przed jej bramą leżał bukiecik zwiędniętych stokrotek. Bez kartki, bez słowa. Tylko kwiaty, które kiedyś były białe jak lodowe gejzery Enceladusa. Podniosła je, a ich kruche, martwe płatki rozsypały się w dłoni. I Zrozumiała ostatni wiersz Fenrira. O orbitach, które mijają się o milimetry. O świetle, które podróżuje przez całą ciemność, tylko po to, by na końcu nikt go nie zauważył. O lęku tak wielkim, że każe pozostać niewidzialnym. Zacisnęła dłoń, a resztki stokrotek wysypały się przez palce do kosza na śmieci.  
    • @bronmus45 Udany i jest specyficzny "rym"!
    • @tetu Jest w tym wierszu pewna przejrzystość emocjonalna przy jednoczesnej tajemnicy – wiem, co czujesz, ale nie wiem wszystkiego o tej historii. I to dobrze. Piękny wiersz powinien mieć takie przestrzenie.
    • @Simon Tracy Dziękuję za tak osobiste wyznanie. To, co piszesz o życiu "tam", a nie "tu", wybrzmiewa w każdym wersie Twojego poematu – czuć tę niemożność zadomowienia się w teraźniejszości. Świadomie lokujesz swoją wrażliwość w tradycji Schulza (i Grabińskiego) – dla którego jedyną prawdziwą ojczyzną była literatura i wyobraźnia. Twój poemat rzeczywiście jest krzykiem samotności, ale też – paradoksalnie – dowodem na to, że to "tam" istnieje i można je uobecnić słowem. Że da się zbudować most między dwoma rzeczywistościami, choćby był kruchy.  
    • @infelia Stworzyłeś kino w słowach. Tekst pełen życia, ciepła i autentyczności. To prawdziwa uczta dla zmysłów: czuć w nim zapach wędzonego mięsa, świeży chleb z pieca. Słychać krzyki, chichotanie, wycie psa, łomot do drzwi. Super! 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...